TABU: religie to spisek elit przeciwko ludzkości. Odwieczny sojusz tronu z ołtarzem

Sojusz tronu z ołtarzem przeciwko społeczeństwu

Chciałbym napisać kilka słów o tym, że duchowość także może szkodzić. I wcale nie chodzi tylko o „klasyczną” duchowość typową dla monoteizmów. Np dla chrześcijaństwa. Większość czytelników mojej strony wie, że monoteizmy to po prostu zaawansowane systemy kontroli społeczeństwa. Zostały one ułożone tak, by z jednej strony wymusić na ludziach pracę dla elity, dla systemu. Z drugiej strony, trzeba jakoś wytłumaczyć owieczkom ten wyzysk, niewolę, biedę.

Więc mówi się im, że bogactwo jest grzeszne, i że bieda tych nieszczęśników podoba się Bogu. Czyli temu konserwatywnemu staruszkowi z brodą, co wg biblii zabił 11 milionów ludzi (ktoś to policzył) i patrzy co robisz w sypialni. Konserwatyzm to stelaż większości religii. Natura człowieka jest liberalna i łaknąca szczęścia, zabawy. Ale trzeba jakoś zmusić tych ludzi do służby systemowi. Stąd konserwatyzm.

Jednak w tym wszystkim zostawiono pewne furtki – backdoory. Stąd to, co nazywamy hipokryzją, dulszczyzną. Życie stałoby się nie do zniesienia gdyby przestrzegać tych wszystkich surowych, konserwatywnych reguł. Ludzie by po prostu wariowali. Stąd daje się „czasowe dyspensy„, np związane ze spożywaniem alkoholu. Albo z wiekiem człowieka. Człowiekowi w wieku 15 do 25, no, do tych 30 lat, pozwala się szaleć i imprezować. A potem? Coraz większe naciski, by służył społeczeństwu.

Gdy religia zabrania Ci być wolnym i szczęśliwym

Nieodzowny moduł tych religii to obrzydzanie wszystkiego, co przynosi szczęście i rozwój. A więc seksu, miłości, niezależności, wolności, prawdziwej duchowości, bogacenia się i dobrobytu. Bo przecież to jest zarezerwowane tylko dla elity, w ich rozumieniu. Oni nie chcą ludzi myślących i szczęśliwych, ale chcą robotników. Którzy będą pracować 8 godzin i bezmyślnie konsumować, by nakręcać PKB. Skoro elita się tak bogaci i żyją sobie jak pączki w maśle, to trzeba tym wyzyskiwanym szaraczkom wyjaśnić, że ich ziemska kaźń ma jakiś wyższy sens. Że podoba się jakiemuś bóstwu.

I że taki Kowalski, który nie ma z życia nic – ani pieniędzy, ani czasu, ani sił, ani zdrowia, ani hobby – dostanie za ten trud nagrodę. Oczywiście, nie na Ziemi, na której przy obficie zastawionym stole zasiadają Ci agresywniejsi, bezwzględniejsi i bez skrupułów. Ale w niebie. To o religiach już wiemy. Pisałem o tym wiele razy. Wszystko w co wierzy społeczeństwo (ideologie, religie, doktryny takie jak patriarchat czy monogamia) jest złe, nieprawdziwe, i stworzone w celu kontroli tego społeczeństwa. Jak i w celu umniejszania jego potencjału, więc mówi się ludziom że bogactwo jest złe, że życie po swojemu jest złe, a duchowość tylko w kościele.

Ale czy w duchowości, którą my wraz z milionami ludzi praktykujemy po swojemu (ezoteryka, gnoza) też są takie wirusy mentalne, mające czynić ludzi nieszczęśliwymi i ich kontrolować? Jest ich całe mnóstwo i są często jeszcze bardziej destrukcyjne niż te katolickie. Te wszystkie doktryny rodzimowiercze, słowiańskie, to jest powielenie tego, co było w chrześcijaństwie. Te doktryny są czasami jeszcze bardziej patriarchalne i konserwatywne. Wielu katolików po prostu sobie żyje w spokoju, i bywa, że naprawdę cieszy się życiem. Za to Ci od słowiaństwa naprawdę, fanatycznie wierzą w swoją odmianę konserwatyzmu.

A co jeśli karma nie wraca?

Przykład to doktryna zwana telegonią. To jest tak chore, że wielu polskim katolikom szczęka by opadła do kolan. Tej doktrynie jest bliżej do państwa islamskiego niż do chrześcijaństwa, o zdrowej duchowości nawet nie wspominając. Największym przykładem błędnej, nowotworowej doktryny duchowej, jest koncepcja karmy. Karma ma bowiem wracać, a przynajmniej tak piszą na facebooku 20-letnie dziewczyny. Które na zdjęciu profilowym trzymają dziecko w jednej ręce, a piwo w drugiej.

Karma związana jest z ludzkim pragnieniem sprawiedliwości. Tak by się przecież chciało, by zło było karane. Tak by się chciało, by sprawiedliwość triumfowała. W ogóle, koncepcja karania za zło i nagradzania za dobro, jest bardzo silnie zakorzeniona w każdej religii. No ale bądźmy szczerzy, tak do bólu szczerzy. Wiem że czytając moją stronę, możesz czuć się.. zawiedziony. Duchowość to miała być kolejna przygoda. Tu joga, tam medytacja, czy jakaś tantra, ot, niczym kupowanie kolejnych gadżetów. Albo kupowanie wycieczki.

A tu się okazuje, że poznając prawdę o społeczeństwie i świecie, poznajesz trupa. Stajesz przed strasznym obliczem swojego wypalonego przez świat jestestwa. Dowiadujesz się, że jedynym celem matki natury jest nas zniewolić, zmusić do służenia (np rozmnażania) i uśpić. Że świat ma naturę drapieżną, premiuje i nagradza zło.. Bo właśnie tak jest. Czyli dokładnie na odwrót niż głoszą to doktryny religijne, np prawo karmy. Bo ta karma to jakaś bardzo dziwna jest.

Nagroda za.. grzechy

Nie wraca ona do różnych złoczyńców, kapitalistów, psychopatów. Oni prą do przodu jak burza, towarzyszy im nie tylko bezkarność, ale i sukces. Za to karma jakoś zawsze wraca w przypadku ludzi dobrych i empatycznych. I to nawet jeśli nic złego oni nie robią. Wtedy takim nieszczęśnikom wmawia się, że to karma z poprzednich żyć. I tu już nóż w kieszeni mi się otwiera i mam ochotę uderzyć w twarz tego, tak mówi.

Zacznijmy od podstaw. Zamiast lać w mordę kogoś kto tak mówi, wolę mu powiedzieć: „Do książek!” Czym bowiem naprawdę jest karma? Jeśli już koniecznie chcesz wierzyć w to pojęcie, bo nie jesteś jeszcze na siłach by przyswoić sobie lepszą wiedzę.. To wróćmy do korzeni, do wiedzy źródłowej. W hinduizmie i innych religiach wschodu, karma NIE JEST związana z uczynkami. Nie jest związana z dobrymi ani złymi czynami. Karma, ta prawdziwa, jest związana ze stanem myśli, emocji, energii.

Jeśli Twoje myśli i emocje są dobre – to przyciągasz dobrą karmę. I manifestuje się to w Twoim życiu w postaci bogactwa – pieniądz zaczyna się robić sam z siebie, dosłownie z niczego. Także we wszelkich innych postaciach – szczęśliwego związku, dostrzegania piękna i w słońcu i w deszczu (heh 😉 ), życzliwych przyjaciół itp itd. I odwrotnie. Jeśli masz złe emocje i myśli (nienawiść, depresja, poczucie niespełnienia, przegranego życia), to automatycznie generujesz złą karmę. Manifestuje się ona na planie fizycznym w postaci biedy, złego partnera i wszelkich innych życiowych wredot.

Kiedy i dlaczego marzenia się nie spełniają?

A ich arsenał jest tutaj potężny. Różne dziwne złe wypadki, upadki, przypadki, ogrom zbiegów okoliczności. Odpowiadają za nie twory zwane wahadłami. Są to energo-informacyjne struktury, które poprzez wpływ na świat fizyczny, rozniecają energię konfliktów. Ich cel to rozdrażnienie Ciebie i przechwycenie Twojej energii. Inna ciekawa zależność to fakt, że gorączkowe pragnienia nacechowane panicznym lękiem, że się nie spełnią – naprawdę się nie spełniają. Im bardziej gorączkowe i lękowe pragnienie posiadania czegoś, tym to coś jest jeszcze bardziej nieosiągalne. I odwrotnie – jeśli człowiek się czegoś boi, lub pała do czegoś zapalczywą nienawiścią, to jak na złość przytrafia mu się to w nadmiarze.

Jeśli ktoś jest biedny, to będzie panicznie pragnął się wzbogacić. Dodatkowo, pieniądze będą mu się kojarzyły z czymś złym, z traumą. Jaki więc będzie efekt? Rezultat nietrudno przewidzieć. Biedny nie tylko się nie wzbogaci. Ale będzie coraz biedniejszy. Zwolnią go i dostanie o te 200 zł mniej płatną pracę. Rata kredytu nagle wzrośnie. Pojawi się jakiś nagły wydatek, np choroba dziecka. Żona zajdzie w kolejną ciążę pomimo antykoncepcji. Coś nagle zepsuje się w domu, potem jeszcze coś innego, i trzeba będzie wziąć kolejny kredyt.

Jaką ma więc karmę psychopatyczny, demoniczny miliarder? Jego emocje pełne są ekscytacji i dobrych energii. Przyciąga więc dobra karmę i bogaci się jeszcze bardziej. Lub przynajmniej żyje sobie spokojnie i na luzie. A jaką karmę ma człowiek dobry i empatyczny, ale muszący pracować u typowego polskiego prywaciarza za grosze? A więc człowiek zlękniony, pełen stresów, bez czasu na hobby, które jest baterią zasilającą życie? Ma zła karmę i przyciąga złe wydarzenia.

Macocha natura czyli największa tajemnica świata

I w tym tkwi ta olbrzymia tajemnica świata. Prawa natury może nie są z zasady złe. Ale są beznamiętne, autystyczne, ślepe. Dobrze sprawdzają się w regulacji świata zwierząt. Ale to „oprogramowanie” kompletnie nie radzi sobie ze światem ludzi. Jeden z filozofów stwierdził kiedyś, że taka selekcja dobrze sprawdza się np u wilków. Pomaga ona przetrwać osobnikom najsilniejszym. Zaś w przypadku ludzi ten mechanizm umożliwia przetrwanie i prosperowanie największym skurwysynom. Pytanie za 100 punktów – dlaczego ludzki gatunek wydaje się być zupełnie niekompatybilny z biosferą planety i prawami natury? Bo fakt nieprzystosowania człowieka do tej planety widać w duchowości, psychice jak i na planie fizycznym.

Natura po prostu nie nadąża za nami, karząc i nagradzając nas na ślepo. Efekt – to rządy największych drani i dewastacja planety. To jest bardzo ważne – zrozumieć, że choć natura sama z siebie nie jest zła, to nie jest ona po naszej stronie. Ma ona swoje cele (przetrwanie za wszelką cenę, jak największe rozmnażanie, zwycięstwo silnych i zjadanie słabszych) i ich pilnuje. A my, ludzie? No chcielibyśmy czegoś więcej niż bycie jebiącymi się i rozmnażającymi zwierzaczkami. Tęsknimy do tych gwiazd przecież. Mamy naukę, kulturę, sztukę, duchowość, humanizm itp.

Upadek mitu natury, wraz z mitem boga czy siły nagradzającej za dobro a karzącej za zło, jest dość sporą traumą dla człowieka poszukującego prawdy. Wróćmy jeszcze do tej nieszczęsnej karmy. Koncepcja karania człowieka za winy z poprzednich żyć, których na dodatek nie pamięta, jest po prostu.. bezdennie głupia. Skoro człowiek ma obcięte (przez kogo i dlaczego?!) wspomnienia z poprzednich żyć, to nie wyciągnie wniosków z takiej pokrętnej nauki. Taka nauka jest możliwa tylko wtedy, gdy znasz przyczynę. Np dziecko wkłada rączkę do ogniska i się parzy. I już wie, żeby na przyszłość tego nie robić. Bo ogień jest bardzo gorący i to on był przyczyną poparzenia.

Nie tłumacz swojej bierności religią

Wielu ludzi jednak żyje i cierpi tłumacząc swój los karmą, lub dowolną tego typu religijną bzdurą. Są oni nauczeni bierności i bezradności. Często ktoś taki trafia np do psychologa. Jeśli ma szczęście, to przepracowuje na terapii swoje lęki i traumy, najczęściej z ateistycznym psychologiem. Który ma wyjebane na tego pseudo-duchowe brednie jak karma. I po prostu działa, korzysta z wolnej woli, i leczy swojego pacjenta. I po takiej terapii zła karma znika jak ręką odjął. Pacjent np zmienia pracę na lepszą, odchodzi od wyrodnego partnera i znajduje sobie kogoś dobrego. No i gdzie jest ta Twoja karma?

Jakie są więc wyjścia z sytuacji? Przede wszystkim polecam przeczytanie serii książek „Transerfing Rzeczywistości” autorstwa Vadima Zelanda. drobiazgowo opisywał on te i inne prawa rządzące naturą, światem. Opisywał też sposoby, jak wykorzystać je na własną korzyść. Bo to jest możliwe. I w morzu pełnym rekinów można nauczyć się pływać. Jego książki można kupić np tutaj: www.TaniaKsiążka.pl

Oto kilka porad, które można wcielić w życie:
świat zawsze stara się Ciebie zahaczyć, zdenerwować, wyprowadzić z równowagi. Nie musisz reagować automatycznie, czyli złością na takie sprawy jak uciekający autobus. Bo zaraz potem pojawiają się inne tego typu przykrości, o ile na pierwszą zaczepkę zareagujesz negatywnie.
zrezygnuj z panicznych pragnień, z poczucia że czegoś jest za mało, że coś jest trudno osiągalne. Nie tylko wyczerpuje to siły. Ale sprawia, że cel wręcz się oddala. Ba – to, co już masz, zaczyna topnieć jeszcze szybciej;
zrezygnuj też z agresywnej nienawiści czy bania się czegoś. Gdyż wtedy przydarza się to w nadmiarze;
pozwól sobie być sobą, ale jednocześnie pozwól innym ludziom by też byli sobą. Czyli by popełniali te wszystkie głupie błędy. By byli ignorantami, głupkami, nieświadomymi, czy jak ich tam nazywasz. By oglądali telenowele, mecze. Nie próbuj ludzi uszczęśliwiać ani uświadamiać na siłę.
ideologie i religie są najpotężniejszymi maszynami wampirującymi. Jak i skłócającymi ludzi ze sobą. Wszelkie inne konflikty (np partie, drużyny sportowe, zwolennicy takiej a nie innej marki samochodu) tak jak ideologie i religie, opierają się na wahadłach. Wahadła te mają za zadanie zebrać jak najwięcej zwolenników, skłócić ich z przeciwnikami, i w konsekwencji obu grupom odebrać energię życiową. Gdzie ona dalej jest transferowana przez te wahadła? Tego nie wie absolutnie nikt, nawet Ci najpotężniejsi, jak Zeland. Jeden bóg, a raczej diabeł raczy to wiedzieć;
nie przekonuj na siłę innych, ale przedstawiaj swój pogląd jako swoje własne zdanie. Nie jako „prawdę najprawdziwszą objawioną„, bo wtedy uruchamiasz w ludziach moduł obrony i agresji;
najważniejszy punkt – pasja, hobby. Robienie tego, co się autentycznie lubi, jest paliwem napędzającym życie. Dostarcza ogromnej ilości energii życiowej. Wiele jest przesłanek za tym, że ten codzienny kierat i brak czasu dla siebie, jest przyczyną ludzkich tragedii, w tym chorób i przedwczesnych smierci;
wyluzuj trochę. życie to jeden wielki żart. Symulacja, iluzja, matrix, hologram.. Czy chuj tam wie co. Nie musisz mieć tego wszystkiego co wypada mieć „w Twoim wieku„. I nie musisz spełniać zachcianek społeczeństwa.

Tak mało wolności na Ziemi

Powiem więcej. Wolnej woli i możliwości decydowania o sobie jest rozpaczliwie mało. Choćby dlatego, że nie możesz się wypisać z instytucji państwa. Są kraje gdzie żyje się bardzo źle (większość), źle (np Polska) i neutralnie. W każdym z tych krajów jest multum chorych praw, biurokracji, absurdów. Tzw „przeszkadzaczy”. To osobna sprawa, dlaczego państwa takie „przeszkadzacze” utrzymują – celowo i z premedytacją. Są bezsensowne i kosztują biliony dolarów rocznie w skali świata. Wie to nawet absolwent podstawówki, który przed monopolowym z jabolem marki Bełt Wiśniowy się z nich śmieje. Myślisz więc, że nie wie o nich polityk – często osoba bogata w tajemną wiedzę i potężna?

Od państwa nie uciekniesz więc. Wolności i autentycznego decydowania o sobie jest bardzo mało. Czy na pewno chcesz więc służyć społeczeństwu i jego gierkom? Czy na pewno chcesz oddawać im tę resztkę wolności, czasu, pieniędzy, energii? W zamian za dom (na ogromny kredyt i 14 h dzień pracy), drzewo (w doniczce) i syna /córkę (które nabawią się dożywotnich traum)? Na tym świecie trzeba o wszystko walczyć. Nie tylko o zasoby. Ale także o miłość, świadomość, szacunek, wolną wolę. Trzeba o nie walczyć z siłami natury i z reprezentantem sił natury – czyli społeczeństwem.

Nawet bycie w pełni człowiekiem nie jest obligatoryjne. Jeśli wiedzie się żywot pozbawiony wiedzy, targany przez wichry i burze rodziny, otoczenia, społeczeństwa.. I z niską świadomością, przejawiającą się tym, że uważa się, że ma się dziać jak się dzieje, że wszyscy powinni żyć tak samo.. To taka egzystencja bardzo przypomina żywot zwierzęcia. One też nie maja wiedzy, nad niczym się nie zastanawiają i niczego nie kwestionują. Tylko żyją według praw natury i swoich stad. To wszystko trzeba sobie wypracować. Wtedy te karzące siły natury powoli zostawiają nas w spokoju.

Czy życie to przepracowywanie kolejnych lekcji?

I jeszcze jedna doktryna, która jest uważana za pewnik wśród ludzi uduchowionych. Otóż przed wcieleniem się duszy w ciało, mamy sobie wybierać planetę, naród, rodzinę. Mamy dzięki temu uczyć się, przerabiać życiowe lekcje. Przez kolejne i kolejne reinkarnacje zdobywamy coraz więcej „punktów„. No dobrze, ale.. Co, jeśli to nie jest do końca prawdą? A co, jeśli przybyliśmy tutaj, by po prostu żyć, i doświadczać przyjemności i pokus tego świata? A co, jeśli tego właśnie pragnie dusza – radości, rozrywki, zabawy, takiej trochę wolnej amerykanki? Ale ten świat tak bardzo to uniemożliwia?

I wróćmy do tego, co pisałem na początku artykułu. Zobaczcie, że ten świat robi dosłownie wszystko, by te radosne swawole i pragnienia duszy ograniczyć. Świat każe nam po prostu pracować, spoważnieć, płodzić dzieci, nie zajmować się „głupotami” takimi jak hobby, słuchać się innych, żyć jak wszyscy. Czyli każe nam żyć dokładnie na odwrót, niż chciałaby dusza. Dziwne i zastanawiające, prawda? I znowu zadam to pytanie.. Dlaczego ludzka dusza jest niekompatybilna z tym, co nakazuje ten świat? Dlaczego wymusza się na nas taki gwałt na duszy?

Koncepcja z lekcjami życiowymi odrabianymi na trudnej planecie, też bywa wykorzystywana do usprawiedliwiania bierności jak i złej sytuacji w której żyją ludzie. Zauważcie, że to jest ten sam schemat co w przypadku nagrody w raju czy prawa karmy. Dostaniesz za to nagrodę – ALE KIEDYŚ, nie teraz. Owszem, w koncepcji lekcji życiowych jest dużo prawdy i są przesłanki, że tak jest naprawdę. Z tym że nie jest to całość prawdy. Bo istnieje jeszcze druga strona medalu. Czyli Twoja wolna wola, Twoja aktywność, Twoje radosne doświadczanie życia.

Nie dajcie sobie wmówić filozofii ofiary. Nigdy nie dajcie sobie też wmówić, że z jakichś powodów Wasze cierpienia i niepotrzebne lub bezskuteczne wyrzeczenia, są potrzebne. Warto obudzić się z mentalności ofiary, w której tkwiliśmy ten cały eon ciemności i wojny. Długie tysiąclecia. Jeśli nie będziesz chciał rozprawiać się ze swoimi brakami, lękami, traumami.. Jeśli nie będziesz chciał działać i zmieniać się, to Twoje życie będzie niczym statek na zmiennych wichrach morza. Czyli na wichrach społeczeństwa. A Ty to nazwiesz boskim planem, doświadczaniem przez Boga, testem wiary, karmą, odrabianiem życiowych lekcji.. Lub jakąkolwiek inną, bzdurną nazwą. I rzeczywiście: wtedy prawa natury faktycznie będą jawnie przeciwko Tobie, nie zważając na Twoje dobro, życzliwość czy empatię.

Jednak nie jest aż tak źle. Głowa do góry 🙂

Mimo tego wszystkiego co opisałem, warto spojrzeć na świat trochę pozytywniej. Choć w polskich warunkach o to trudno. Szczególnie jak towarzyszą temu nasze polskie wzorce, niska pensja, depresja czy jakaś choroba. Sam wiem po sobie. Ale nie jest aż tak źle. Dużo jest też codziennych, małych radości, których często w ogóle nie zauważamy. A szkoda. Żeglować na tym pełnym wichrów i rekinów morzu życia, można się nauczyć.

I kolejny ważny argument. Ludzkie pod-systemy też ulegają pozytywnej przemianie, ewolucji. Popatrz jak trudne były warunki życia w XIX (19) wieku. To całkiem niedawno, ledwie kilka pokoleń. Prawie że „wczoraj„. Gdy restrykcje i terror społeczny był po stokroć gorsze niż teraz. Gdy nie było medycyny, więc większość ludzi umierała przed 18 rokiem życia. Gdy kobiety jak i wiele grup ludzi nie miało praw, np wyborczych. I często żadnych praw – bo byli np skazywani na tułaczkę, wygnanie z wioski. Gdy nie było internetu, a więc wiedzy. Posiadały ją tylko tajne organizacje, ewentualnie uniwersytecka śmietanka. Czyli garstka. Teraz jest ona udostępniona na kliknięcie myszką komputera.

Ponoć to wszystko ma się zmieniać coraz szybciej, ponoć ta natura ma się zreformować czy naprawić.. Tak głoszą przekazy ludów starożytnych, jak i przekazy ezoteryków i gnostyków. Jestem jednak sceptyczny w tej materii. Pożyjemy, zobaczymy 😉

Autor: Jarek Kefir

Hej Kochani! 🙂 Każdy komu zależy na przekazywaniu dalej niezależnych i niecenzurowanych informacji, może dołożyć swoją cegiełkę. Dzięki darowiznom jestem niezależny od partii, ideologii, religii, koncernów itp. Moja działalność zależy m.in. od Waszego wsparcia. Link z informacją tutaj: https://atomic-temporary-22196433.wpcomstaging.com/wsparcie/

 

24 myśli w temacie “TABU: religie to spisek elit przeciwko ludzkości. Odwieczny sojusz tronu z ołtarzem

  1. Krytykować łatwo a zwłaszcza to co się nie rozumie. Jarek w swoich wypowiedziach, naprawdę porusza tematy o których zwykły śmiertelnik nawet by nie pomyślał. Pokazuję drugą stronę medalu { matriksa} Przemyślenia MA BOSKIE i ja to szanuję. Myślę że Jego wypowiedzi nie mają na celu was przekonać lub zbawić ale mają was pobudzić do myślenia, i zastanowienia nad tym kim jesteśmy? co robimy? i dla czego? Dla mnie jest jedynym człowiekiem w internecie który nie boi się poruszać tematów TABU i podziwiam go za determinację i czas który poświęca dla nas albo was. Nawet nie zdajecie se sprawy ile czasu trzeba poświęcić by napisać taki artykuł który nie zawsze trafi do odbiorcy. Gnoją proponuję opuścić stronę i zająć się gierkami komputerowymi!!! To was wyzwoli!!!

    Polubienie

      1. „I jeszcze jedna doktryna, która jest uważana za pewnik wśród ludzi uduchowionych. Otóż przed wcieleniem się duszy w ciało, mamy sobie wybierać planetę, naród, rodzinę. Mamy dzięki temu uczyć się, przerabiać życiowe lekcje. Przez kolejne i kolejne reinkarnacje zdobywamy coraz więcej „punktów”.
        Dla mnie to już dawno było bez sensu,że niby sobie wybieramy naród czy rodzinę.No kurczę nie uwierzę,że ktoś chciałby się wcielić w jakieś chore,cierpiące dziecko albo urodzić się jako niewolnik itd.Do mnie najbardziej przemawia teoria,że jesteśmy tu aby się cieszyć i delektować pięknem.Tylko ,że niestety „coś”jest popieprzone i więcej cierpimy niż się cieszymy.

        Polubione przez 1 osoba

      2. @Jola – Nie wierzysz, bo patrzysz z perspektywy małego skrawka. To, że nie widzisz w czymś wyższego sensu wcale nie oznacza, że tego sensu tam nie ma. To, w co tutaj się bawimy, jest tylko i wyłącznie mentalno-językową próbą wyjaśnienia tego, co jest niewytłumaczalne, ale to tylko takie moje gadanie i nie trzeba tego brać na serio. Jak i zresztą wielu dywagacji Jarka, opierających się na jego własnym widzimisię xD Prawdę rozpoznaje się Sercem, ale do tego trzeba „dorosnąć” 😉

        Polubienie

      3. „Prawdę rozpoznaje się Sercem, ale do tego trzeba „dorosnąć” 😉
        A,rozumiem Crystal,mam dorosnąć 😉 I wtedy zrozumiem wyższą konieczność cierpienia nad radością.
        Nie uważam się za guru.Oczywiście przyznaję Ci rację,że widzimy tylko niewielki wycinek rzeczywistości.Ale uważam,że nacierpiałam się już w życiu ,napatrzyłam i naczytałam się o cierpieniu i wyciągnęłam wniosek,ze ono niczemu nie służy.I że mówienie o tym,że cierpienie ma sens jest żałosną próbą wytłumaczenia ludziom,że niby Pan.B.jest taki dobry a tu ludzie umierają z głodu,palą się na stosie,torturują i zrzucają bomby.No bo jakoś to trzeba wytłumaczyć.I dlatego zgadzam się z Jarkiem,że z życia trzeba korzystać i je uprzyjemniać(oczywiście tak,aby nie krzywdzić innych).

        Polubione przez 1 osoba

        1. Hej Jola 😉 Myślę, że to jest ta wyższa mądrość – bardzo niechciana i wypierana mądrość. Dojście do tego, że cierpienie niczemu nie służy i nie jest do niczego potrzebne. Że nie można usprawiedliwiać swojej bierności i strachu czy to karmą, czy karą jahve za grzechy. Że nie można usprawiedliwiać katów.

          Polubione przez 2 ludzi

      4. Jarku, widzę że zamiast bronić rzeczowymi argumentami postawy filozoficznej, którą przecież tak chętnie propagujesz, to wolisz sklasyfikować mnie jako ewangelizującego i tego, który chce „nawracać, by inni też służyli systemowi, by też płodzili dzieci”. Tak więc nie zrozumieliśmy się. Jak już wspominałem nie mam dzieci i nie mam nic do tego czy ktoś chce je płodzić, czy nie. To nie jest moja sprawa w ogóle kto i jak żyje. Natomiast wasze hołubienie temu całemu antynatalizmowi (który jest wyłącznie wymyśloną przez kogoś postawą i niczym innym – i tak samo mam do tego pełne prawo, by uważać tę postawę za idiotyczną, jak i Ty np. telegonię) przerodziło się w niesmaczne dzielenie czytelników tego bloga na dzieciatych czyli tych, którzy ulegli programowaniu i spłodzili to dziecko; i na nie posiadających dzieci czyli tych „lepszych”, „światłych”, którzy mają czas na wszystko tylko dlatego, że nie muszą się dziećmi zajmować. I na dodatek atakujesz każdego kto tą ideologię podważa.
        Rzeczowo teraz. Rozumiem, że Twoje jakże chętne zapatrzenie w tę doktrynę można by ująć słowami tego cytatu: „Mówiąc językiem dalekiego wschodu: dzięki powstrzymaniu się od płodzenia, koło cierpienia zaczęłoby tracić swój impet, aż w końcu całkiem by się zatrzymało.” No dobra. Można i tak. Z tym, że można też inaczej i przybliżę to inaczej, bo przecież mam pełne prawo kwestionować i wyrażać się tak, jak tego potrzebuję i jak to czuję. Nie trzeba się nie narodzić żeby nie odczuwać cierpienia. Cierpienie jest wyborem, którego dokonuje człowiek. Ból natomiast wyborem nie jest, lecz jeśli zna się skuteczne metody to można go uśmierzyć lub usunąć. I teraz eureka, choć żaden ze mnie guru, cierpienie też można usunąć. Ktoś tutaj polecał nauki Mooji i na pewno będzie wiedział o czym teraz piszę. Kto cierpi ten śpi – pisał o tym Anthony de Mello. Dlaczego? Dlatego, że cierpienie dotyczy wyłącznie człowieka, który patrzy na swoje ja przez pryzmat egotycznego umysłu, a więc fałszywej tożsamości. Jeśli jednak ów człowiek przebudziłby się faktycznie ze snu to natychmiast odpadłyby wszystkie, dosłownie wszystkie sytuacje, które wcześniej przynosiły mu cierpienie. Człowiek patrzy wtedy na siebie jako na Jaźń lub Czystą Świadomość. Pewnie, że to jest dla nielicznych jeszcze, tak jak i nauki Mooji nie są dla wszystkich. I to jest według mnie prawdziwa praprzyczyna każdego cierpienia – nieprzebudzony człowiek. A nie to, że człowiek się urodził no to musi cierpieć i lepiej żeby się nie rodził, bo wtedy by nie cierpiał. Pewien jestem, że za te niesmaczne do szpiku kości wypowiedzi na temat nieposiadania dzieci wielu czytelników od Twej strony zwyczajnie odeszło, a jak bardzo zależy Ci na czytelnikach to żeś pokazał zwracając uwagę (a właściwie to prosząc) o lajki inne niż zwykły lajk tylko serduszka i takie tam.
        W Twoim świecie, Jarku „cierpienie niczemu nie służy i nie jest do niczego potrzebne” i uważasz, „że to jest ta wyższa mądrość – bardzo niechciana i wypierana mądrość.” I oczywiście masz pełne prawo by tak uważać. Moim prawem natomiast jest się z tym nie zgodzić, zakwestionować i wyrazić swoje zdanie na ten temat. Otóż, od dawna żyję w głębokim przekonaniu, że jeśli coś istnieje we wszechświecie to znaczy, że jest do czegoś potrzebne, bo inaczej by nie istniało, po prostu. Tak więc jest sens we wszystkim, nawet w cierpieniu. Ponadto skoro moje myśli i ich jakość wpływają na moje emocje i ich jakość, a te z kolei przekładają się na jakość mojego życia, to w momencie, gdy uznaję, że cierpienie nie ma sensu, to żyję w przekonaniu, że cierpiałem (i nadal cierpię?) bez sensu, zupełnie niepotrzebnie. A to z kolei rodzi (bo rodzić musi) frustrację przekładającą się na coraz szerzej panoszący się w moim życiu negatywizm, na obwinianie katów o przynoszenie mi cierpienia, a jak powszechnie wiadomo energia podąża za uwagą, a więc sam siebie skazuję na dalsze cierpienie. Błędne koło.
        Jolu – również i tutaj zaszło nieporozumienie. Ten, który dorósł potrafi za pomocą Serca oddzielić ziarno od plew czyli przykładowo czytając Jarkowy artykuł wiemy co jest w nim prawdą a co jedynie Jarkową dywagacją 😉 Albo przeglądając strony o tematyce ezoterycznej, duchowej czy tam oglądając jakieś filmy w temacie, potrafimy Sercem wychwycić elementy prawdziwe, które pomogą nam np. poszerzyć świadomość lub po prostu pojąć to, co dotychczas było niepojęte. Nie mówię o wyższości cierpienia nad radością, nie mówię nawet o konieczności występowania cierpienia w życiu człowieka, bo niektórym duszom naprawdę nie jest ono konieczne.

        Polubienie

  2. Dopiero czytając tę stronę zaczęłam ogarniać że może wcale nie jest tak, jak mówi duchowość, że karma jest czymś, co trzeba przerobić a poczucie winy jest słuszne. I mi dotychczasowy światopogląd zaczął lecieć na łeb na szyję, ale to dobrze 🙂

    Polubienie

    1. Ola, cieszę się, że powstajesz z kolan filozofii ofiary. Zobacz – katolicyzm, islam, religie wschodu, new age – mają podobne zagrania, by kontrolować owce i umniejszać ich potencjał.
      A co jeszcze poleciało z poglądów? 😉

      Polubienie

  3. Vadima Zelanda nie czytałem jeszcze, ale fajny arsenał podstawowej wiedzy z jego książek prezentujesz w swoich felietonach, Jarku i dziękuję za to. Swoją drogę duchową ścieżką też przeszedłem (i kroczę nią nadal), długo walcząc z tzw. „podczepieniami”. Nie chcę przydługo tutaj pisać, ale wygląda mi to na teraz tak, że wahadła=podczepienia. Choć oczywiście mogę się mylić, ale to już niech czytelnik sobie sam rozpozna. I dlatego też zapodam tu afirmację uwalniającą od tego (podczepień). Powiem tak: stosuję ją już od kilku miesięcy i zapewniam, że działa. Powtarzam ją zawsze (warto nauczyć się jej na pamięć), gdy rozpoznaję w sobie odczucia takie jak: niczym nieuzasadniony strach, gniew lub złość bez konkretnego powodu (sytuacja bądź myśl), „podrzucanie” myśli (bo nie są to myśli generowane przez mój własny umysł), które mają na celu wywołanie lub podtrzymanie jakiegokolwiek konfliktu. Dobra, oto ta afirmacja:

    BOŻE, PROSZĘ CIĘ O TWÓJ FILAR ŚWIATŁA I PEŁNE POŁĄCZENIE MNIE DO ENERGII TACHIONU. ŹRÓDŁA, KTÓRE WPŁYWA DO MNIE NON-STOP I PRZEPŁYWA PRZEZE MNIE DO MOICH BRACI I SIÓSTR NON-STOP I WSZELKIEGO STWORZENIA.
    NIECH MI SIĘ STANIE.
    NIECH MI SIĘ STANIE.
    NIECH MI SIĘ STANIE.

    Najlepszy efekt uzyskuję, gdy po wypowiedzeniu na głos powyższych słów łączę się jeszcze z meridianami Ziemi (to też afirmacja), a brzmi to tak:

    WSZYSTKIE BLOKADY W SYSTEMIE MERIDIANÓW MOJEGO CIAŁA SĄ ZLIKWIDOWANE. MERIDIANY SĄ TERAZ NA POZIOMIE ŚWIADOMYM POŁĄCZONE Z LINIAMI AXIOTONALNYMI KOSMOSU I SERCEM ZIEMI. PRZEZ CO ZOSTAŁO URZECZYWISTNIONE POŁĄCZENIE ZE ŹRÓDŁEM I DUCHEM GAI.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do budzik66 Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.