MEDIA KTÓRE MANIPULUJĄ I NISZCZĄ. DWIE POUCZAJĄCE HISTORIE

Uwolnij się od destrukcyjnych mediów i newsów!

Krótki felieton o tym, jak należy traktować newsy, wiadomości, media.. Przeczytaj dwie historie.

Wyobraź sobie małą, turecką wioskę przy granicy z Gruzją, na odległych, oddalonych od Europy rubieżach kraju. Rolnicza, górska i mało urodzajna okolica, przemysłu zero. Infrastruktura w stanie opłakanym, tylko polne, nieutwardzone drogi, niszczące podwozia rzadko przejeżdżających ciężarówek. Wciąż głównym środkiem transportu jest albo rower, albo koń czy osiołek.

I teraz wyobraź sobie reakcję mieszkańców tej zapadłej azjatyckiej dziury na informację o próbie puczu wojskowego, która miała miejsce jakiś czas temu. Może trochę obaw o przyszłość kraju.. Ale na ogół mają oni wyjebane. Bo to i tak nic nie zmieni ich sytuacji, pomimo tego że są obywatelami Turcji. Słońce rano nadal wzejdzie na wschodzie i zajdzie na zachodzie. Wcześnie rano znowu trzeba będzie iść do pracy w pole, w pocie czoła karczować nieurodzajną, górzystą ziemię. Pod wieczór karczma, jakiś film obejrzany w pamiętającym komunizm telewizorze, pokątnie pite wino, zapalony skręt jakiegoś arabskiego zioła. Dzień jak co dzień.

A teraz przypomnij sobie jak Ty, oddalony o tysiące kilometrów, otoczony wygodami i infrastrukturą cywilizacji, zareagowałeś na informacje medialne o próbie puczu w Turcji w 2016 roku? Właśnie, jak? I po co tak nerwowo? Po jaką cholerę? Czy coś ta informacja zmieniła w Twoim życiu?

media

.

Druga historyjka, jaką zamierzam teraz opowiedzieć.. Przypuśćmy że w Tanzanii, biednym afrykańskim państwie, doszło do wybuchu bomby atomowej. Siła detonacji była ogromna, ale wydarzyło się to na zupełnym pustkowiu. Nie wiadomo kto to zrobił. Czy rząd Tanzanii kupił atomówkę od Rosji i nieostrożnie się z nią obchodził? Czy od jakichś byłych agentów KGB którzy w 1990 buchnęli kilka głowic korzystając z chaosu jaki wtedy panował w upadającym ZSRR? Czy może zrobili to terroryści, zbyt wcześnie detonując głowicę? Czyli na jakiejś pustyni, zamiast w stolicy kraju?

To nie jest ważne. Ważne jest to że detonacja miała miejsce, objęła duży kawał ziemi. Jednak nie wyrządziła większych szkód poza zdmuchnięciem kilkunastu osad nomadów i poza zabiciem setek tysięcy zwierząt. No i opad radioaktywny skaził dalsze rubieże pustyni. Ale co się okazało.. Okazało się, że media i rządy całej Ziemi otrzymały absolutny zakaz informowania o tym wydarzeniu. ONZ, UE, USA i inne organizacje milczą zupełnie. Milczą media. Nie ma zdjęć satelitarnych bo je usunięto, np te z Digital Globe.

Jednak kilku globtroterów, którzy jakimś cudem zapuścili się w te odludne i pustynne okolice, sfotografowało i nagrało grzyb który powstał podczas detonacji. Jeden z nich znalazł się na tyle blisko, że został ogłuszony przez huk detonacji, jak i doznał poparzeń popromiennych. Trafił do szpitala. Chcieli oni podzielić się z innymi ludźmi tym, co zobaczyli. Ale po pierwsze, nikt im nie wierzył. Po drugie, kilku z nich założyło fan page na FB poświęcony temu wydarzeniu i prawdzie o nim. Kilka bardzo niszowych portali zajmujących się teoriami spiskowymi opublikowało te zdjęcia.

Ale nic, zupełnie nic to nie zmieniło. Zdjęcia zostały wyśmiane jako fałszywki a oni sami zwymyślani od siejących teorie spiskowe. Nie uwierzyli im nawet bliscy i znajomi, oskarżając że to wszystko są fotomontaże i kiepskiej jakości „prank”. I teraz najważniejsze.. W Afryce jebnęła atomówka, potężna detonacja, grzyb wielki tak że ja pierdole.. A Ty, Europejczyku uzależniony od mediów, newsów czy portali z teoriami spiskowymi – NIE WIESZ O TYM. Nikt zupełnie o tym nie wie. Nie wiadomo kto to zrobił i po co, i ile jeszcze głowic ten ktoś ma w jakimś garażu.

propaganda

.

Ale to nie ma zupełnie znaczenia. Gdyż poza nomadami mieszkającymi w okolicy, poza tymi globtroterami którzy się tam nie wiadomo po co szwendali i poza rządem Tanzanii – nie wie o tym nikt. Wydarzenie to na wieki wieków będzie przykrywać piołun milczenia. Jak się z tym czujesz?

Z tych dwóch historii morał jest zawsze jeden i ten sam.. UWOLNIJ SIĘ od destrukcyjnych mediów, wiadomości, newsów, portali z makabrycznymi teoriami spiskowymi. Nie reaguj emocjonalnie. Zamachów i przewrotów będzie coraz więcej. Jeśli na takie wydarzenia reagujesz strachem i samonakręcającą się spiralą innych złych emocji – to przegrałeś.

Przeczytaj, ale jeden raz i wystarczy. Nie chodzi o to by być ignorantem ale by emocjonalnie olewać takie newsy. Nie oglądaj filmików, szczególnie tych makabrycznych. Nie wpadaj co chwila na portale by zapoznawać się z najnowszym bilansem. Nie dyskutuj o tym za bardzo.

Pamiętaj jednak, by nie demonizować zupełnie mediów. To w mediach najczęściej słychać płacz i skargi ofiar. Gdyby nie ta cała wrzawa medialna, to rozwój ludzkości postępowałby znacznie wolniej. W mediach jest ogrom wartościowych programów, które uwrażliwiają nas na krzywdę i demaskują różne niecne praktyki. Tak samo medycyna, na którą tak narzekamy, uratowała milionom ludzi życie – np przez antybiotyki, zoperowanie wyrostka czy reanimację.

Autor: Jarek Kefir

.

jarek kefir

Czy wiesz, że tylko jedna na 4000 osób odwiedzających moją stronę wspiera jej istnienie finansowo, poprzez darowiznę? Dzięki dobrowolnym darowiznom mogę utrzymać stronę, jak i docierać z demaskacjami i ukrywaną wiedzą do setek tysięcy ludzi. Wesprzyj moje publikacje, jak je lubisz. Byt wolnych mediów jest teraz ciężki i od dobrej woli Czytelników zależy ich istnienie:

Na konto bankowe:
Dla: Jarosław Adam
Numer konta: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282
Tytułem: Darowizna

Wpłacającym z zagranicy potrzebne są także te dane:
Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
IBAN: PL16102047950000910201396282

Na Pay Pal: Kliknij poniższy obrazek:

Porady na wypadek stanu wojennego, kryzysu, wojny

Porady na wypadek stanu wojennego, wojny, kryzysu

upadek systemuTo kolejny artykuł z serii survivalu, choć takich artykułów jest u mnie mało. Poniższy artykuł omawia tylko niektóre metody inwigilacji elektronicznej. Wystarczy lektura kilkudziesięciu, kilkuset artykułów ze stron takich jak Niebezpiecznik.pl lub Zaufana Trzecia Strona, by przekonać się, że totalna inwigilacja nie jest teorią spiskową.

Jest ona faktem dokonanym, pomimo tego, że łamie ona chyba wszystkie konstytucje świata i wiele ustaleń międzynarodowych. Rzeczywistość dawno przekroczyła, i to wielokrotnie, „przepowiednię” pisarza i wizjonera, George Orwella. Autor poniższego felietonu, dr Jerzy Jaśkowski, jako pierwszą radę w razie wprowadzenia stanu wojennego, daje wyrzucenie telefonu komórkowego. Polecam najpierw wyjąć z niego baterię, potem potraktować elektronikę telefonu (nie baterię!) tzw paralizatorem (zostaje ona sparaliżowana), a potem oba moduły – baterię i resztki telefonu, wrzucić np do studzienki kanalizacyjnej.

Gdyż namierzenie nas jest możliwe nie tylko za pomocą stacji bazowej GSM (z dokładnością bardzo małą, bo do 10 metrów). Ale ze stacją bazową telefonii komórkowej współpracują obecnie nadajniki GPS, mogące namierzyć telefon z dokładnością co do centymetrów. Nic nie pomaga wyłączenie telefonu. Nic nie pomaga też wyjęcie baterii (w telefonach Apple – iPhone – jest to niemożliwe). Jedyna opcja to skuteczne zniszczenie telefonu (trzeba jeszcze wiedzieć jak to zrobić..), wyrzucenie telefonu i baterii do jakiegoś „trudnego” miejsca (kanalizacja, podziemia, rzeka, jezioro, staw, dach wieżowca) i ucieczka w przeciwnym kierunku.

Jeśli interesuje Cię ta tematyka, przeczytaj także:
Porady na wypadek wojny, zamieszek, kataklizmu. Mogą uratować Ci życie..
Szkoła przetrwania, czyli jak przetrwać w dobie wojny
To się zbliża, nieuchronnie. „Bądź przygotowany do szukania schronienia na wiele miesięcy..” Czytaj dalej „Porady na wypadek stanu wojennego, kryzysu, wojny”

Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!

Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!

Nowoczesna.pl BalcerowiczDo napisania tego krótkiego felietonu skłoniła mnie dzisiejsza wizyta m.in. w banku i załatwianie w nim zwykłych spraw. Tak, mam „ból dupy” i dam jego wyraz w tym felietonie. A więc zaczynamy.

Podział na arystokrację i plebs (nadludzi i podludzi) nadal istnieje i nazywa się po prostu.. kapitalizmem. Popatrzmy na to, jak są skonstruowane wszystkie banki. My, czyli szarzy Kowalscy, czekamy nieraz w długich kolejkach do zwyczajowej „obsługi kasowo-transakcyjnej„. No jeszcze brakuje tam napisu: „proletariat”. Ups, przepraszam, nie ta epoka, mamy już bardziej „lifestyle’ową” nowomowę, teraz powinno być raczej: „obsługa kasowo-transakcyjna dla zasobów ludzkich należących do korporacji„. A co robi klient biznesowy bądź korporacyjny w tym samym banku? Albo jest przyjmowany bez kolejki, albo jest przyjmowany w zupełnie innych, klimatyzowanych i wypucowanych pomieszczeniach do których my, „trędowaci podludzie” nie mamy wstępu. Oczywiście, klient biznesowy i korporacyjny w niektórych bankach ma darmową kawę i darmowy poczęstunek. My, czyli plebs, nie mamy do tego prawa.

Dalej: od dawna słyszymy o darmowych kontach, „kontach za zero złotych„, o braku opłat za prowadzenie rachunku. Często do tych kont „za zero złotych” dołączony jest tzw cash-back, czyli nic innego, jak nagroda dla kapitalisty za konsumpcję. Bo zadajmy sobie najważniejsze pytanie: dla kogo są przeznaczone te konta za zero złotych, z cash-backiem nawet do 1000 złotych? Czy jest to oferta dla ludzi biednych – np zatrudnionych na umowach śmieciowych, emerytów, zarabiających małą sumę pieniędzy? Ależ oczywiście, że nie!

Zarówno konto za zero jak i cash back jest przeznaczony dla arystokracji, czyli kapitalistycznej elity. Aby dostać konto za zero czy cash-back, trzeba mieć wpływy na konto liczone w wielu, wielu tysiącach złotych miesięcznie. W przypadku cash-backu, trzeba wydawać gruby szmal na produkty korporacji, które z bankiem współpracują itp. Oczywiście, nie byłoby nic złego w takiej ofercie. Nie, nie o to mam „ból dupy„, bo bogactwo, jeśli się dobrze do niego podchodzi, jeśli nie robi ono z człowieka „żywego trupa„, jest czymś dobrym i pozytywnym. Chodzi mi o coś innego.

Otóż: czy osoba biedniejsza, nie zarabiająca po 15.000 zł netto na miesiąc, dostanie konto za zero złotych i cash-back, choćby minimalny? A skąd! Osoba taka musi więc ponosić wszystkie opłaty. Czyli: 10 zł do 30 zł miesięcznie za prowadzenie rachunku. Czasami więcej. Dalej: kilkadziesiąt złotych rocznie za kartę bankomatową. Jeśli pod koniec miesiąca wyjdzie jej na koncie np. minus 1 zł, minus 30 zł – to co tydzień dostaje monit pocztą, kosztujący nawet kilkadziesiąt złotych. Plus karne odsetki. Opłata za przelew internetowy to około złotówka. Opłata za kod z karty kodów jednorazowych – też około złotówka. Opłata za przelew dokonany w placówce banku to w ogóle kosmos – już kilka lat temu wynosiła.. 20 złotych! Do tego dochodzą dziesiątki, jeśli nie setki innych opłat i danin na rzecz banku.

I o to mam „ból dupy„. Jest to potwierdzenie zasady, która wzięła się z.. ezoteryki, i głosi: „potrzebujący nie zostaną pocieszeni, a głodni nie zostaną nakarmieni„. Zasada ta oznacza ni mniej ni więcej, że jeśli „czegoś” masz bardzo mało, to z biegiem czasu jest coraz większe prawdopodobieństwo, że będziesz miał coraz mniej. Zaś jeśli „czegoś” masz już w miarę, w miarę dobrą ilość, to jest coraz większa szansa, że będziesz miał tego jeszcze więcej. To, że z pieniędzmi tak jest, wiemy od zawsze. W rękach biednego pieniądz jest najbardziej niepłodną rzeczą na świecie, zaś w rękach bogatego ten sam pieniądz pomnaża się w tempie geometrycznym (logarytmicznym). Czytaj dalej „Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!”

DOGGERLAND: TAJEMNICZA, ZATOPIONA KRAINA. PRAWDA CZY MIT!?

Zakazana archeologia i ukrywane dzieje Ziemi: W poszukiwaniu Doggerlandu

Poniżej przeklejam artykuł z serwisu national-geographic.pl. Opisuje on zatopioną krainę, mającą się znajdować na dnie dzisiejszego Morza Północnego.

Przy okazji tego artykułu, warto wspomnieć, czym jest tzw zakazana archeologia. Okazuje się, że bardzo niewiele wiemy na temat tego, jakie były dzieje naszego gatunku. Wszystkie modele które mamy, opierają się na pewnych założeniach, teoriach, dogmatach, które ktoś kiedyś ustanowił jako „naukową prawdę objawioną”.

Nietrudno odgadnąć, że celem takiego obrotu sprawy było narzucenie ludzkości, że wszechświat powstał przez przypadek (więc: Boga, Istoty Najwyższej nie ma), i tak samo powstały organizmy – przez przypadek.

Według takiego materialistycznego widzenia świata, wszystko to, co czujemy, widzimy, słyszymy, nad czym się zachwycamy, jest tylko przypadkową sumą zdarzeń biochemicznych w naszym mózgu. To tak samo, jak z religiami, które narzucają człowiekowi samoponiżanie się i samobiczowanie.

Racjonalizm naukowy, świecki humanizm, sceptyzm – i inne nazwy tej samej hydry – tak samo, jak religie, poniżają człowieka, sprowadzając go do przypadkowo powstałego zbiorowiska cząstek i atomów.

„Skrajne przeciwieństwa przeciwieństwa są tym samym” – pamiętajcie.

-przyp. Jarek Kefir

Zapraszam teraz do przeczytania artykułu właściwego:

W poszukiwaniu Doggerlandu

Cytat: „Przez dekady rybacy na Morzu Północnym znajdowali w sieciach ślady zaginionego świata. Dziś archeolodzy zadają wciąż aktualne pytanie: co dzieje się z ludźmi, gdy ich ziemia znika pod wzbierającymi wodami?

8 tys. lat p.n.e.: grupa łowców-zbieraczy, która schroniła się przed sztormem w głębi lądu, porządkuje zatopione obozowisko. W końcu zabraknie im suchej ziemi, na którą mogliby powrócić. / Rys. Alexander Maleev.

Kiedy na dnie Morza Północnego po raz pierwszy pojawiły się świadectwa zaginionego świata, nikt nie chciał w nie wierzyć. Te przedmioty pokazały się półtora wieku temu, gdy rybacy na wybrzeżu holenderskim zaczęli na szerszą skalę stosować technikę połowów włokiem rozprzowym. Włóczyli po dnie morskim obciążone sieci i wyciągali w nich obfitość soli, gładzic oraz innych ryb dennych.

Czasem jednak na pokład wypadał z łomotem ogromny kieł, szczątki tura, nosorożca włochatego lub innego wymarłego zwierza. Rybaków niepokoiły sygnały, że natura nie zawsze wyglądała tu tak jak obecnie. Rzeczy, których pochodzenia nie umieli sobie wyjaśnić, wrzucali z powrotem do morza.

Kilka pokoleń później przedsiębiorczy paleontolog amator Dick Mol dogadał się z rybakami, by ci przekazywali mu kości i notowali, w którym miejscu zostały znalezione. W roku 1985 pewien kapitan przyniósł Molowi znakomicie zachowaną ludzką kość żuchwy z mocno startymi zębami trzonowymi. Wraz z przyjacielem Janem Glimmerveenem, także badaczem amatorem, zdobyli oznaczenie wieku kości metodą węgla C14. Okazało się, że żuchwa ma 9,5 tys. lat, a więc człowiek ten żył w okresie mezolitycznym, który w północnej Europie zaczynał się z końcem ostatniej epoki lodowej, około 12 tys. lat temu, i trwał do początków uprawy roli 6 tys. lat później. – Sądzimy, że ta kość pochodzi z grobu – mówi Glimmerveen. – Leżała nietknięta od czasu, gdy ten świat zniknął pod falami około 8 tys. lat temu.

zakazana archeologia doggerland

Historia tego zaginionego lądu zaczyna się od topnienia lodów [pewnie było tam za dużo przemysłu wydzielającego CO2 do atmosfery… – admin]. 18 tys. lat temu poziom mórz wokół północnej Europy był około 122 m poniżej dzisiejszego. Wielka Brytania nie była wtedy wyspą, lecz niezamieszkanym północno-zachodnim kątem Europy, oddzielonym od reszty kontynentu ostępami zamarzniętej tundry. Gdy świat się ogrzewał i lód ustępował, jelenie, tury i dziki posuwały się na północ i zachód. Za nimi szli myśliwi. Opuściwszy wyżyny dzisiejszej Europy kontynentalnej, znaleźli się na rozległej nizinie. Archeolodzy nazywają ją Doggerland, od mielizny Dogger na Morzu Północnym, niekiedy groźnej dla statków. Kiedyś widziany jako na ogół niezaludniony przesmyk lądowy pomiędzy nowożytną kontynentalną Europą i Brytanią, dziś Doggerland uważany jest za obszar zamieszkany przez prawdopodobnie znaczną liczbę ludności mezolitycznej. Do czasu, gdy po paru tysiącach lat wyparło ją stąd nieustannie wzbierające morze.

Okres klimatycznych i społecznych zmian trwał do momentu, gdy pod koniec mezolitu Europa straciła znaczną część lądu i uzyskała kontur zbliżony do dzisiejszego. Wielu badaczy uznało Doggerland za klucz do zrozumienia mezolitu w północnej Europie oraz lekcję dla nas – również żyjących w czasach głębokiej klimatycznej zmiany. Dzięki zespołowi archeologów krajobrazu z uniwersytetu w Birmingham, kierowanemu przez Vince’a Gaffneya, mamy obecnie dobre pojęcie o tym, jak wyglądała ta zaginiona kraina. Opierając się na danych z pomiarów sejsmicznych zgromadzonych głównie przez kompanie naftowe poszukujące ropy pod dnem Morza Północnego, Gaffney i jego koledzy dokonali cyfrowej rekonstrukcji blisko 47 tys. km2 zatopionego lądu na obszarze większym niż Holandia.

W uniwersyteckim Centrum Techniki Wizualnej i Kosmicznej IBM, którym kieruje, Gaffney wyświetla obrazy tej terra incognita na wielkich ekranach, w pełnych barwach. Nieco poza zasięgiem mapy Ren i Tamiza łączą się i płyną na południe dzisiejszym kanałem La Manche. Gaffney wskazuje ręką inne dorzecza, stosunkowo rozległe, dla których nie mamy nazwy. W klimacie epoki, być może parę stopni cieplejszym niż dzisiejszy, kontury na ekranie przekładają się na łagodnie falujące wzgórza, lesiste doliny, bujne bagna, jeziora. – To był raj dla łowców-zbieraczy – mówi Gaffney.

Publikacja w roku 2007 początkowej sekcji tej mapy pozwoliła archeologom „zobaczyć” po raz pierwszy świat mezolityczny, a nawet umiejscowić prawdopodobne położenie osad, z uwzględnieniem miejsc ewentualnych wykopalisk. Koszty podwodnej archeologii oraz marna widzialność w Morzu Północnym czynią te osady niedostępnymi, przynajmniej na razie. Badacze mają jednak inne sposoby na ustalenie, kim byli Doggerlandczycy i jak reagowali na wciskanie się morza w ich krainę.

Przede wszystkim dzięki skarbom wyciągniętym z rybackich sieci. Oprócz ludzkiej żuchwy Glimmerveen zgromadził ponad setkę innych obiektów – kości zwierzęcych noszących ślady uboju oraz narzędzi z kości i rogów, wśród nich topór zdobiony zygzakowatym wzorem. Badacz ma współrzędne punktów, gdzie te przedmioty znaleziono, a rzeczy na dnie morskim nie mają skłonności do przemieszczania się daleko od miejsc, z których uwolniła je erozja. Dlatego może być pewien, że w dużej części pochodzą z De Stekels (Krzyże). Tak Holendrzy nazywają obszar na południu Morza Północnego charakteryzujący się stromymi grzbietami dennymi. – Takie miejsce, czy też miejsca, musiało znajdować się blisko rzeki – mówi Glimmerveen. – Być może ci ludzie żyli na nadrzecznych wydmach.

Inna droga do poznania Doggerlandczyków to wykopaliska na pobliskiej płytkiej wodzie lub na wypłyceniach odpływowych ukształtowanych w podobnym czasie. W latach 70. i 80. XX w. na stanowisku Tybrind Vig, kilkaset metrów od brzegu jednej z duńskich wysp na Bałtyku, znaleziono świadectwa zdumiewająco zaawansowanej późnomezolitycznej kultury rybackiej: m.in. pięknie zdobione wiosła i kilka długich, smukłych łodzi, w tym jedną dziewięciometrową. W mniej odległych latach Harald Lübke i współpracownicy z Centrum Archeologii Bałtyckiej i Skandynawskiej w niemieckim Szlezwiku wykopali w Zatoce Wismarskiej podwodne pozostałości grupy osiedli datowanych na okres 8,8–5,5 tys. lat temu. Te miejsca wyraźnie dokumentują zmianę w pożywieniu ludności – przejście z ryb słodkowodnych na morskie, gdy nieustannie podnoszący się poziom morza na przestrzeni stuleci przekształcił jej krainę z lesistego pojezierza w trzciniaste bagna, fiordy i wreszcie dzisiejszą otwartą zatokę.

Podobna metamorfoza miała miejsce w Goldcliff, nad estuarium Severn w Walii, gdzie od 21 lat badania prowadzi zespół archeologa Martina Bella z uniwersytetu w Reading. W okresie mezolitu wąska, wcięta dolina mieściła tylko rzekę Severn. Gdy poziom morza wzrósł, rzeka się rozlała, być może w ciągu zaledwie jednego stulecia, poza ściany tej doliny, tworząc współczesną formę lejka. W paru miejscach estuarium jest usiane wysepkami.

Uwaga: to nie jest zdjęcie z czasów Doggerlandu. Wtedy jeszcze nie było aparatów fotograficznych. To jest rekonstrukcja.
Uwaga: to nie jest zdjęcie z czasów Doggerlandu. Wtedy jeszcze nie było aparatów fotograficznych. To jest rekonstrukcja.

Któregoś dnia w czerwcu, podczas wyjątkowo niskiego odpływu w Goldcliff, ruszyłam za Bellem i jego współpracownikami przez grząskie, pocięte strużkami wody, błotniste płaszczyzny. Mijaliśmy zakonserwowane w mule wielkie pnie prehistorycznych dębów. Na pracę mieliśmy niecałe dwie godziny – do następnego przypływu. Dotarliśmy do niewielkiej grzędy, która 8 tys. lat temu była linią brzegową wyspy. Ekipa skierowała na nią strumień wody z węża pod ciśnieniem. Nagle odsłoniły się odciski stóp: 39 śladów trzech lub czterech osób podążających w obu kierunkach wzdłuż grzędy. – Mogli wyjść z obozowiska, żeby sprawdzić, czy ryby złapały się w pułapki zastawione na pobliskiej zatoce – powiedział Bell.

Bell jest przekonany, że w każdym okresie w przeszłości w estuarium znajdowały się liczne obozowiska tworzone przez duże rodziny. Siedziby te nie były stale zamieszkane. Najstarsza mogła być zalewana podczas najwyższych przypływów, korzystali więc z niej sezonowi goście i za każdym razem odbudowywali obóz nieco wyżej na zboczu. Co ważne, wracali przez stulecia, a może i tysiąclecia, odnajdując drogę w terenie, który zmieniał się nie do poznania. Musieli być świadkami zatapiania i umierania dębowego lasu.

Lato i jesień były na wybrzeżu porą obfitości. Na moczary ściągała na popas zwierzyna łowna, pod dostatkiem było ryb, orzechów laskowych, jagód. Na zimę i wiosnę grupy przenosiły się w wyżej położone okolice, wędrując zapewne dolinami dopływów rzeki Severn. Ponieważ była to wyłącznie kultura słowa mówionego, starsi stanowili bezcenną skarbnicę wiedzy o środowisku. Umieli na przykład interpretować migracje ptaków i na tej podstawie wyznaczać grupie czas na dotarcie na wybrzeże lub powrót na wyżynę. Od trafności tych decyzji zależało przeżycie.

Odkrycia o dużo większej koncentracji artefaktów sugerują, że ludzie mezolityczni, podobnie jak później północnoamerykańscy myśliwi-zbieracze, gromadzili się na specjalne doroczne okazje – prawdopodobnie wczesną jesienią, kiedy pojawiają się foki i nadpływają łososie. Na zachodzie Brytanii zgromadzenia te zwoływano na nadmorskich klifach, ponad foczymi miejscami godowymi. W ich trakcie następowała wymiana informacji o sytuacji na brzegach rzek poza terytoriami poszczególnych grup. Ta wiedza stawała się zasadnicza, gdy postępował niszczycielski napór morza na ląd.

Najgwałtowniejszy wzrost poziomu morza wynosił metr do dwóch na stulecie, ale ze względu na ukształtowanie terenu zalania nie były równomierne. Na obszarach płaskich, jak współczesna wschodnia Anglia, dwumetrowy przyrost mógł oznaczać przesunięcie wybrzeża o kilometry w głąb lądu, w rejonach pofałdowanych – znacznie mniej. W nisko położonym Doggerlandzie podnoszące się morze zamieniło jeziora śródlądowe w estuaria rzek. Jedno z nich w szczególności – Outer Silver Pit – jak pokazuje cyfrowa rekonstrukcja Gaffneya, obejmuje potężne piaszczyste łachy, które mogły zostać uformowane tylko przez gwałtowne pływy. Bywało, że prądy wodne czyniły niebezpiecznym przepływanie takiego lejka w dłubance i odcinały dostęp do dobrze znanych terenów łowieckich.

Jak mezolityczni myśliwi, świetnie zgrani z rytmem pór roku, poradzili sobie w sytuacji rozpadu otaczającego ich świata? Jim Leary, archeolog z English Heritage, przekopał się przez literaturę etnograficzną, poszukując analogii w położeniu Inuitów i innych współczesnych łowców-zbieraczy borykających się ze zmianą klimatu. Dla tych, którzy nauczyli się korzystać ze wzbierającego morza, stając się wprawnymi szkutnikami i rybakami, nowe zasoby były zapewne dobrodziejstwem – przez jakiś czas. W końcu nadszedł jednak punkt zwrotny, kiedy utrata terytorium przeważyła nad nowymi korzyściami. Inni ludzie z mezolitu, „spichlerze wiedzy”, jak nazywa ich Leary, nie potrafili już dłużej odczytywać subtelnych sezonowych zmian w terenie i odpowiednio planować grupowego działania. Odcięci od rodzimych terenów łowieckich, rybackich czy cmentarzy ludzie doznają głębokiego poczucia braku swojego miejsca. – Jak Inuici, którym powrót zamyka topienie się kry lodowej – mówi Leary.

– Sytuacja musiała spowodować wielkie zmiany demograficzne. Ludzie, którzy żyli tam, gdzie dziś jest Morze Północne, zostali wyparci bardzo szybko – mówi Clive Waddington z działających w Derbyshire Archeological Research Services Ltd. – Część ruszyła do Brytanii. W Howick (Northumberland), na urwiskach biegnących wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża Brytanii, zespół Waddingtona znalazł pozostałości chaty odbudowywanej trzy razy na przestrzeni 150 lat. Te szczątki, datowane na blisko 7,9 tys. lat przed Chrystusem, należą do pierwszych brytyjskich świadectw osiadłego trybu życia. Fakt odtwarzania domostwa Waddington tłumaczy rosnącym przywiązaniem do miejsca i przypuszcza, że mieszkańcy bronili swojego kawałka ziemi przed falami „wysiedlonych” Doggerlandczyków.

– Wiemy, jak ważne dla utrzymania się przy życiu tych ludzi były łowiska – mówi Anders Fischer, archeolog z Duńskiej Agencji Kulturalnej w Kopenhadze. – Skoro kolejne pokolenia były świadome znikania najlepszych miejsc połowu, każde z nich musiało znaleźć nowe, często rywalizując z grupami sąsiednimi. Prawdopodobnie kończyło się to przemocą.

Migracje, terytorialność, konflikty, stresujące klimatyczne zmiany – mimo wszystko ludzie zdobywali się na ciągłe przystosowywanie. Przyszedł wszakże czas, kiedy morze położyło ostateczny kres zdolności Doggerlandczyków do przeżycia. Około 8,2 tys. lat temu, po tysiącleciach nieustannego podnoszenia się morza, napłynęła potężna masa wody z gigantycznego jeziora lodowcowego w Ameryce Północnej zwanego Agassiz, co spowodowało skokowy wzrost poziomu oceanu o 0,6 m. Przez spowolnienie cyrkulacji ciepłej wody na północnym Atlantyku ten zrzut wywołał nagły spadek temperatury, co na wybrzeża Doggerlandu, jeśli jeszcze jakieś pozostały, skierowało uderzenia lodowatego wiatru. Jakby tego było mało, mniej więcej w tym czasie osunięcie się dna morskiego u wybrzeży Norwegii, zwane osuwiskiem Storegga, uruchomiło tsunami, które zalało wybrzeża północnej Europy.

Czy tsunami Storegga było śmiertelnym ciosem, czy Doggerland już wcześniej zniknął pod falami? Pewne jest, że po tym kataklizmie wody mórz podnosiły się już wolniej. Później, około 6 tys. lat temu, nowi ludzie z południa dotarli na gęsto zalesione brzegi Wysp Brytyjskich. W łodziach przywieźli owce, bydło, zboże. Żyjący dziś potomkowie tych wczesnoneolitycznych rolników, wyposażeni w o niebo bardziej zaawansowaną technikę, znów patrzą w przyszłość, zmagając się ze wzbierającym morzem.

Źródło: http://www.national-geographic.pl


🍀 Witajcie, poszukiwacze ukrytej prawdy! Wasze wsparcie jest kluczowe, abyśmy mogli kontynuować naszą podróż odkrywania fascynujących treści, tajemniczych wydarzeń, metafizyki i geopolityki. Nie mam takiego finansowania, jak korporacyjne media. Każda darowizna przyczynia się do dalszego rozwijania naszych miejsc, dzięki czemu mogę dostarczać Wam coraz więcej interesujących artykułów. Dołączcie do mnie i wspólnie odkrywajmy świat! Dziękuję za Wasze wsparcie.

1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

EUROPA POGRĄŻA SIĘ W NAJWIĘKSZYM KRYZYSIE HUMANITARNYM

Bezrobocie, bieda, nędza i marazm w Europie

Jak głosi najnowszy raport Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca, kontynent europejski przechodzi właśnie największy od 60 lat kryzys humanitarny.

bieda i bezrobocie w Polsce

W czasie gdy pozostałe obszary świata z sukcesem pomniejszają obszary biedy, wzrasta ono w Europie. (…) W biedę wpada mnóstwo ludzi z klasy średniej i trzeba będzie długiego okresu czasu, aby ponownie wkroczyć na ścieżkę dobrobytu.

Miliony mieszkańców Europy żyje w poczuciu braku elementarnej stabilizacji, w braku pewności, co przyniesie im jutro. Taki stan jest najgorszy dla ludzkiej psychiki. Możemy się przekonać, jak wśród mieszkańców Europy narasta cicha rozpacz, dając depresje, choroby psychiczne, marazm i beznadzieję – głosi raport.

Dane zawarte w tym raporcie przybliżają pogarszające się warunki egzystencji mieszkańców Starego Kontynentu. Ceny wciąż rosną, wysokość zarobków jest na poziomie niezmiennym, więc wiele osób nie może sobie pozwolić na odpowiednią pomoc medyczną czy kupno najważniejszych produktów.

Powiększa się też ilość ludzi, którzy pomimo pracy, nie mogą zarobić na swoje utrzymanie z pensji. Są to ludzie określani jako „pracujący biedni”. Osoby te, choć mają pracę i dochody, nie mogą samodzielnie pokryć wszystkich zobowiązań, rachunków, i korzystają z pomocy Czerwonego Krzyża i innych fundacji niosących pomoc poszkodowanym przez los. Osoby bezrobotne zaś popadają w jeszcze większą biedę i związane z tym patologiczne zachowania.

Pomoc żywnościowa jaką rozprowadził Czerwony Krzyż wzrosła od 2009 roku do 2013 aż o 75 %. /BK/

Na podstawie: Nowy Obywatel PL, Nacjonalista PL


Witaj. 🙂 Moja strona utrzymuje się z darowizn czytelników. Nie organizuję warsztatów, na których mówi się o czarach-marach, cudach i jeszcze trzeba za to płacić. Wolę walić prawdę prosto z mostu, nie pasjonuje mnie oszukiwanie ludzi. Szerzę świadomość i wiedzę na tyle, na ile mogę, i mam nadzieję, że przyniesie to coś dobrego. Nie wprowadzam żadnych płatnych treści. Chcę, by moje publikacje były dostępne dla każdego, nawet dla biednych osób. Jeśli cenisz moją pracę, to możesz wspomóc moje publikacje finansowo.

Możliwości wsparcia moich publikacji:

➡️ Na konto bankowe:
Dla: Jarosław Adam
Numer konta: 16102047950000910201396282
Tytułem: Darowizna

Wpłacającym z zagranicy potrzebne są także te dane:
Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
IBAN: PL16102047950000910201396282

➡️ Na Pay Pal: Kliknij poniższy link:
https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

➡️ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

➡️ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

JUŻ CO CZWARTY MIESZKANIEC UE ŻYJE W NĘDZY!

25 procent obywateli Wspólnoty Europejskiej jest biednych!

Cytat: „Organizacja Eurostat zamieściła dane z poprzedniego roku (2012) na temat nędzy w krajach Unii Europejskiej. Z danych tych wynika, iż już 24,8% obywateli UE żyje w nędzy, jest zagrożonych biedą lub społecznym wykluczeniem. Oznacza to, że ta niekorzystna sytuacja dotyczy aż 124,5 miliona ludzi w UE.

W roku 2008 zrobiono analogiczne badanie, którego wynik był zgoła inny. Gdyż wtedy „tylko” 23,7% obywateli Wspólnoty żyło w nędzy.

Państwa z najliczniejszym odsetkiem biednych ludzi to: Bułgaria (49% obywateli), Rumunia (42% obywateli) Łotwa (37% obywateli) jak i Grecja (35% obywateli).

Najmniejszy odsetek osób zagrożonych nędzą jest w Czechach i Holandii – „tylko” około 15% mieszkańców.

Nasz kraj – III RP – uplasował się na środku tej listy z liczbą 27,2% obywateli żyjących w nędzy.

W tych badaniach za „biedną” uznano rodzinę, która osiąga dochód wielkości 60% średniej dla danego państwa, a więc są to wielkości różne dla różnego kraju i nie oddają rzeczywistego poziomu nędzy, biedy, wykluczenia. Bowiem inne oblicze ma nędza w Holandii, a inne w Bułgarii.”

Źródło: dw.de

Źródło polskie: Polskie Piekielko PL

A jaka jest Twoja opinia?


Witaj. 🙂 Moja strona utrzymuje się z darowizn czytelników. Nie organizuję warsztatów, na których mówi się o czarach-marach, cudach i jeszcze trzeba za to płacić. Wolę walić prawdę prosto z mostu, nie pasjonuje mnie oszukiwanie ludzi. Szerzę świadomość i wiedzę na tyle, na ile mogę, i mam nadzieję, że przyniesie to coś dobrego. Nie wprowadzam żadnych płatnych treści. Chcę, by moje publikacje były dostępne dla każdego, nawet dla biednych osób. Jeśli cenisz moją pracę, to możesz wspomóc moje publikacje finansowo.

Możliwości wsparcia moich publikacji:

➡️ Na konto bankowe:
Dla: Jarosław Adam
Numer konta: 16102047950000910201396282
Tytułem: Darowizna

Wpłacającym z zagranicy potrzebne są także te dane:
Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
IBAN: PL16102047950000910201396282

➡️ Na Pay Pal: Kliknij poniższy link:
https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

➡️ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

➡️ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm