Trwa dramatyczny kryzys wartości. To koniec znanego nam świata

systemNa naszych oczach nastąpił definitywny zgon świata, jaki znaliśmy jeszcze z naszego dzieciństwa. Mówię to z perspektywy osoby 31-letniej, a więc dziecka lat 90-tych XX wieku.

Żyjemy w świecie post-wartości. Kapitalizm i szereg innych podsystemów utrzymujących w ryzach świat, przestało istnieć. Najpierw osiągnęły stan niewydolności a potem umarły, zostawiając pustkę. Szczególnie znamienne jest to w świecie relacji międzyludzkich. Jednak dotyczy to każdej dziedziny życia. Nieprzystające do rzeczywistości i realiów XXI wieku są systemy ekonomiczne (kapitalizm, neoliberalizm), polityczne, społeczne, moralne, religijne, ideologiczne i każde inne.

Kapitalizm umarł ponieważ był oparty na nierealnych założeniach. Czyli założeniu, że zasoby są nieskończone, że wzrost i konsumpcję możemy stale nakręcać w górę, że ludzie i narody wytrzymają coraz większe ich drenowanie przez 0,01% elity. Obecnie zasoby naturalne są na wyczerpaniu, biosfera planety umiera, klimat został zaburzony w nieodwracalny sposób. Neoliberalny kapitalizm spowodował z jednej strony ogromne zubożenie społeczeństwa – w Polsce nawet 90%. Młodzi Polacy nie mają szans na mieszkanie, wakacje, założenie rodziny.

Z drugiej strony, wykreował on kastę nowoczesnej szlachty – lemingów – beneficjentów systemu. Oni chodzą na wybory i najsilniej dopominają się o utrzymanie przywilejów w mediach. Ich interesuje Trybunał Konstytucyjny, a o dzieciach nie mających co jeść wypowiadają się z pogardą i okrucieństwem, nazywając ich rodziców cebulakami. Wokół zaspokajania ich potrzeb wyrosła cała klasa polityczna, którą nazywam „lewicą starbucksową” czy też „lewicą kawiorową„.

Nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdziwymi ideami lewicy, które są obecnie tak samo niepopularne, jak skrajna prawica. Bo o homoseksualistach, gender i in vitro wręcz należy mówić podczas koffi-brejku w Starbucks, wśród podobnych sobie, vapujących brodaczy. Zaś o głodowych pensjach, budownictwie socjalnym, prawie pracy, socjalu – wręcz nie wolno, bo to śmiech i cebula. Te tematy zostały celowo ośmieszone przez kapitalistyczną elitę.

Co ciekawe, swoją rozprawę z lemingami i starbucksową lewicą mieliśmy w 2015 roku, i identyczne mechanizmy działały w tym roku w USA. Jota w jotę, co jest wręcz szokujące. Rodzi to szereg przemyśleń typu, czy w taki właśnie sposób mają ewoluować narody i ich świadomości zbiorowe? Opisałem to w felietonach poniżej:
Prezydentura Donalda Trumpa spowoduje wielkie zmiany na świecie
Polskie piekiełko, czyli paranoja polityczno-ideologiczna chłodnym okiem cynika

Pisał o tym też Raúl Ilarga Meijer w artykule „Dlaczego Trump?„, w tłumaczeniu blogera ex-ignorant. Wklejam skrót poniżej:

Cytuję: „Nadszedł koniec modelu, na którym bazowały nasze społeczeństwa. Dlatego pojawił się Trump. Nie ma wzrostu. Od lat. Pozostały nam jedynie puste, pulsujące liczby giełdy papierów wartościowych podpierane przez niesłychanie tani dług i wykup własnych akcji przez przedsiębiorstwa. Są jeszcze statystyki zatrudnienia ukrywające miliony osób spoza siły roboczej. Lecz przede wszystkim mamy zadłużenie, publiczne i prywatne, które nie jest w stanie utrzymać iluzji wzrostu.

Fałszywe dane mają tylko jeden cel: są spektaklem na użytek opinii publicznej, by sprawujący władzę mogli pozostać w swoich pluszowych fotelach. Jednak spuszczona przez nich kurtyna nie mogła wiecznie ukrywać Czarnoksiężnika z Oz. Teraz idzie w górę. Właśnie to oznacza popularność Trumpa, Brexitu, Le Pen i pozostałych. To koniec. Mechanizm napędowy naszej egzystencji utracił swój kierunek i energię.

Kres globalnego wzrostu gospodarczego spowoduje nieuchronnie upadek centralizacji i globalizacji. Zakończy również istnienie najpotężniejszych międzynarodowych instytucji – ONZ, Unii Europejskiej, NATO czy MFW. Podobnie będzie to śmierć niemal wszystkich tradycyjnych partii politycznych, które zarządzały krajami od dziesięcioleci i już dzisiaj mają rekordowo niskie poziomy poparcia. Nie jest to kwestia chęci i preferencji danej jednostki czy grupy ludzi – to kwestia „sił”, które są poza naszą kontrolą; które są potężniejsze niż nasze opinie, mimo że za ich uwolnienie może odpowiadać człowiek.

Liczne grono mniej lub bardziej błyskotliwych komentatorów łamie sobie głowy, skąd wziął się Trump, Brexit, Le Pen i wszystkie te „nowe” straszne zjawiska, ludzie i partie. Formułowane są chwiejne teorie tłumaczące, że to przez staruszków, biedaków, rasistów, bigotów i głupków, którzy nigdy wcześniej nie głosowali. Wygląda na to, że nikt tak naprawdę nie zna i nie rozumie przyczyny. Co jest dziwne, bo nietrudno ją pojąć. Powodem tego wszystkiego jest koniec wzrostu gospodarczego. A skoro przeminął wzrost, to samo spotka ekspansję i centralizację w niezliczonych jej formach.

Wygasł napęd ogólnoświatowy i paneuropejski. Dalsze trwanie zjednoczonej Ameryki wcale nie jest przesądzone. Tworzy się masowy ruch kilkudziesięciu osobnych krajów i społeczeństw, które zaczynają koncentrować się na sobie. Każdy z tych podmiotów ma poważne kłopoty. Rozeznanie się w całej sytuacji mocno utrudnia fakt, że nikt nie chce zauważyć powyższych trendów. A przecież gorzkie opowieści o biedzie napływają z miejsc pochodzenia Trumpa, Brexitu i Le Pen. Pozytywne wiadomości o wzroście produkowane taśmowo przez 24 godziny na dobę przez polityczno-ekonomiczno-medialną machinę tylko w pewnym stopniu tłumaczą brak autorefleksji i uznania realiów. Decyduje o nim głównie to, kim jesteśmy. Sądzimy, że zasługujemy na wieczny wzrost.

Marine Le Pen, Donald Trump i Nigel Farage mogą być przeciwni większej centralizacji, ale żadne z nich nie ma pojęcia o tym, że wzrost się skończył. Nie różnią się pod tym względem od Hillary, Hollande’a i Merkel. Dlaczego właśnie oni mają posłuch? W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji nie pozostał już nikt, kto występował onegdaj w imieniu „ubogich i uboższych”. Tymczasem liczba biednych rośnie w zawrotnym tempie. Po prostu ludzie ci nie mają do kogo się zwrócić. Donald Trump – piszę te słowa kilka godzin przed pierwszą prezydencką debatą – może przegrać wybory, lecz tak naprawdę nie ma to znaczenia. Jest jedynie figurantem w wydarzeniach, których nie kontroluje. Ma do odegrania rolę, której nie napisał. Jeżeli wygra, jego program, tak jak w przypadku reszty pretendentów, będzie zorientowany na większy wzrost – cel niedostępny.

Nowy paradygmat najpewniej doprowadzi do wojen i chaosu, bo nikt nie był skłonny nawet wspomnieć o możliwości zaniku wzrostu, a zatem każdy będzie szukał okazji, by wycisnąć wzrost z każdego dostępnego miejsca, od sąsiadów począwszy, a na najsłabszych państwach świata skończywszy. Powtórka z Imperium Rzymskiego, kiedy to centrum coraz mocniej dusiło peryferie, aż Barbarzyńcy i Wizygoci uznali, że więcej już nie zniosą. Oto znaczenie Donalda Trumpa i Brexitu. Nie zrozumiemy ich fenomenu, jeśli nie obierzemy szerszej perspektywy, nie przyjrzymy się historii, a przede wszystkim nie uznamy ewentualności, że w ekonomii wieczny wzrost faktycznie może być tym, czym jest dla fizyki: mrzonką.”

Źródło: https://www.theautomaticearth.com/2016/09/why-there-is-trump/
Tłumaczenie: exignorant (polecam jego stronę – jest tam mnóstwo tłumaczeń wartościowych artykułów, których nie ma nigdzie indziej w Polsce)
Źródło polskie: https://exignorant.wordpress.com/2016/11/11/dlaczego-trump/

Jak już pisałem, szczególnie dramatyczne jest to w przypadku naszych systemów relacji. W kontaktach damsko-męskich obecny był system który ja nazwałem MPP (od: monogamia, purytanizm, patriarchat). Ten system był kaleki i niewydolny już wieki temu. Przede wszystkim zupełnie nie odpowiada on prawdziwej ludzkiej naturze. Jest to twór syntetyczny, wygenerowany po to, by społeczeństwa i narody funkcjonowały jak bezlitosne maszyny, jak armie, nastawione na budowanie potęgi elit. System ten stworzono po to, by trzymać ludzi w ryzach.

Wiadomo, dzieci muszą się rodzić w rodzinach, muszą być uczone patriotyzmu, ślepego posłuszeństwa, nie wychylania się. Tego oczekuje każda elita. Elita nie chce spokojnego i radosnego społeczeństwa rozwijających się, uduchowionych indywidualistów. Elita chce karnego i zdyscyplinowanego społeczeństwa-armii, nieszczęśliwego, ubogiego i ślepo podporządkowanego. Temu służy ów system MPP, instytucja rodziny, tradycyjne wartości. I temu służy m.in. kapitalizm neoliberalny.

I tutaj bardzo współczuję tym, którzy resztkami sił zdecydowali, by spełniać się w tym systemie. Mam masę znajomych wśród ludzi świadomych. Często powtarzają, wraz ze mną, jeden motyw. Otóż nie chcemy się poświęcać dla systemu, nie chcemy brać ślubów, płodzić dzieci, zakładać rodzin. Nie widzimy w tym sensu. My jakoś tam sobie przetrwamy. Ale współczuję tym którzy zdecydowali się w ten system wejść. W związku z tym, że stary świat umarł – dostaną oni potrójnie po dupie od życia.

Bo z jednej strony ekonomia i paniczny lęk czy wystarczy do pierwszego. Odmawianie sobie dosłownie wszystkiego, bo trzeba jeść dać dziecku. Z drugiej strony, moje pokolenie jest pierwszym pokoleniem w Polsce, które chce coś więcej od życia, niż przewijania pieluch. Tak, to jest hedonizm, I TO JAK NAJBARDZIEJ JEST OKEJ. To Ty, człowieku, zasługujesz na wszystko co najlepsze od świata. Nie musisz być baterią systemu, chyba że bardzo chcesz. Z trzeciej strony, system MPP jest zdezaktualizowany. Kobiety i mężczyźni „działają” już wg innych zasad, których to zasad ludzie jeszcze nie znają i nie rozumieją.

Potrzebujemy zdefiniować wiele rzeczy i wartości na nowo, tym razem w bardziej ludzki i zgodny z prawdą sposób. Poprzednie systemy, od ekonomii, po politykę, religię i systemy relacji, cechowała jedna wspólna rzecz – a mianowicie UKRYWANIE. Ukrywano to, jaki naprawdę jest świat, jaka naprawdę jest natura ludzka. I przedstawiano nam te systemu-widma (dziś już systemy-zombie) by tę prawdę przed nami ukryć. Jest więc dużo dobrego w tym z pozoru dramatycznym, globalnym upadku wartości.

Możemy stworzyć coś nowego, wartościowego. Choćby dla siebie. Choćby dla naszych nielicznych społeczności. Mamy szansę by być poza systemem, jednocześnie czerpiąc z niego i pokojowo z nim współegzystując. Niech system zasilają inni. Niech dzieci płodzą inni. Niech do kościoła chodzą inni. My nie musimy tego robić. Weźmiemy od systemu dokładnie to, czego chcemy, i co jesteśmy w stanie unieść – finansowo czy emocjonalnie. W końcu zasługujemy na wszystko to, co najlepsze od świata. To nasz rozwój, pomyślność i przyjemność się liczy. Teraz kurwa my! 🙂

Poniżej – zapraszam na krótki, acz smutny, anonimowy wywód mojego rówieśnika – 30-latka. O tym, jak system mieli przez swoje bezlitosne „mielidła” i niszczy kolejne już pokolenie.

Cytuję: „Mi osobiście wydawało się, że już zawsze będę na wznoszącej krzywej. Ale ostatni rok, może dwa, bardzo pokazały mi jak się myliłem. Dużo myślałem wtedy o swoim życiu, znalazłem parę braków i zacząłem intensywnie pracować nad sobą i swoim życiem, żeby je poprawić.

(…)

I właściwie było mi tak zajebiście, że zapomniałem o całym świecie.. Ale niestety, musiałem do niego wrócić, i to co zobaczyłem mnie przeraziło..

Moi najbliżsi przyjaciele całkowicie rozjebali swoje życia, mniej lub bardziej ze swojej winy. Jako rezultat ich życia śmierdzą, i lepiej się trzymać z daleka. Jeden nie żyje, drugi tuła się na zmianę po psychiatrykach i odwykach. Trzeci spędza większość czasu w pracy (stawka godzinowa, wiec na 2 etaty, do tego ma śmiertelnie chorą żonę i zdrowe małe dziecko).

Część stała się zbyt biedna, żeby mieszkać w Wawie, więc wróciła na prowincje i dzielą czas między piwo i TV. Ci, którym jakoś się udało przeżyć, są już zupełnie innymi ludźmi. Narzekają, depresje, wieczne kłótnie w związkach, zamknięcie się w 4 ścianach, nagminne leżenie przed TV. Zero sportu, zero inteligentnej rozrywki, zero podróżowania, zero pracy nad sobą, mało tego.. Obecnie debilizm, ignorancja, lenistwo i brak wiedzy to powód do dumy:
-hahaha wiesz, sportem to ja się brzydzę;
-hahaha, nie mam pojęcia kto to Kopernik, za stary jestem, a szkołę już skończyłem;
-hahaha, wycieczka? A po co? Piwa mogę się napić przed TV;
-hahaha, rozwój, języki? Po co? Ja już mam robotę, więcej mi nie potrzeba.

Niestety to się tyczy większości ludzi wokół mnie. Nie mam z kim gadać o sporcie, wycieczkach, podróżach, polityce, ekonomii, o robieniu biznesów. Bo zdecydowana większość nawet nie rozumie o czym ja mówię. Słowo ambicja znikło. Zostało zastąpione przez kopiowanie jednego dnia na drugi, głównie zaspokajając tylko podstawowe potrzeby. Dodatkowo te kobiety, które mają dzieci, zostały umysłowymi amebami.. Nigdy inteligentne nie były, ale teraz są po prostu tępe.

Co mam robić, żeby nie oszaleć? Jeszcze nie umieram. Chciałbym coś ciekawego na tym świecie porobić, spędzić trochę czasu z ciekawymi ludźmi. Czasami umawiam się na coś przez net, ale to trochę lipa. Ciężko mi zaakceptować fakt, że nagle większość wolnego czasu mam spędzać z obcymi mi ludźmi, bo ze swoimi już nie mam o czym gadać, ani co robić.

Jak żyć?

Kiedyś byłem szczęśliwszy, bo bylem otoczony ambitnymi i wesołymi ludźmi. Niektórzy byli inteligentni nawet. Otwarci, sami namawiali na wyjścia czy okazje. Obecnie z większości wyrosły typowe polaczki.. Nie mam z nimi za wiele wspólnego.”
~Autor anonimowy

Autor: Jarek Kefir

Możesz wesprzeć funkcjonowanie mojej strony. Dzięki darowiznom jestem niezależny od partii politycznych, ideologii, religii, koncernów i innych grup nacisku. Moja działalność zależy m.in. od Twojego wsparcia. Dzięki!🙂 W poniższym linku zawarłem informacje, jak to zrobić:
https://atomic-temporary-22196433.wpcomstaging.com/wsparcie/

 

Powstań z kolan, odrzuć filozofię cierpienia i przestań być ofiarą!

cierpienieCzy to źle być hedonistą? Hedonizm jest filozofią polegającą na minimalizowaniu cierpienia i na maksymalizowaniu przyjemności, z jednoczesnym uznaniem zasady, że nie może to nikogo krzywdzić. Co jest więc w nim złego?

Pisałem już, że ludzka natura jest drapieżna, przemocowa i okrutna. Już popularny bloger Pokolenie Ikea to zauważył, pisząc artykuł o tym, że ludzka natura jest zła. On jednak nie doszedł do genezy problemu – do jądra, rdzenia tego systemu.

Gdy zdasz sobie sprawę z dwóch rzeczy – o tym jaka jest ludzka natura i o tym, jak działa ten świat, że żyjemy w jakiejś chorej symulacji – to z marszu masz pół tony ciężaru mniej na duszy. Nie musisz sadzić drzewa, budować domu i płodzić syna. Nie musisz się poświęcać jeśli nie widzisz w tym sensu i celu. W zasadzie nie musisz nic z tego, co rozkazuje rodzina, znajomi i społeczeństwo. To wielka ulga i wielka wolność.

Ale wróćmy do natury ludzkiej. Ludzie w większości wyznają zupełnie inną filozofię niż hedonizm. Czyli egoizm. Egoizm zakłada skoncentrowanie tylko na sobie i marsz po trupach, do celu. Hedonizm już nie. I jest tak jak na obrazku – największe świnie, często podpierając się religią czy konserwatyzmem, wymagają od innych by byli aniołami. Wymagają to od wszystkich tylko nie od samych siebie. Sami uważają że mogą na przykład ruchać wszystko co nie ucieka na drzewo. Ale każdą kobietę która lubi seks nazywają szmatą, a mężczyznę – niedojrzałym kurwiarzem.

To życie które masz jest niepowtarzalną szansą. Na zabawę, radość, miłość, seks, taniec, rozrywkę, przyjemność, bogactwo i każdą inną obfitość. Tak, ja na to wszystko zasługuję, i Ty także na to zasługujesz. Nigdy nie daj sobie wmówić filozofii / kultu cierpienia. Zauważcie że kult cierpienia jest podstawą każdej religii i każdej władzy. Jest to bardzo wygodne dla elit, gdy ich owieczki widzą sens w czymś, co absolutnie żadnego sensu nie ma. Czyli w trudzie, cierpieniu, biedzie i nadmiernym poświęcaniu się. Odeślij apostołów kultu cierpienia do samego diabła – bo są oni jego posłańcami i sługami.

Cierpienie kultywują religie monoteistyczne, hinduizm, buddyzm. No to można zrozumieć, bo zostały one stworzone by rządzić owieczkami i je skubać. A w razie czego – posyłać te owieczki na rzeź, np na wojnę o demokrację i ropę. Ale nie mogę zrozumieć tego, że kult cierpienia występuje w szeroko pojętym new age, ezoteryce. Apologeci tych doktryn mówią, że każde cierpienie i zło jakie doświadczamy, ma sens i cel, że trzeba być za nie wdzięcznym. A niby dlaczego do kurwy nędzy mam być wdzięczny za coś, co mnie uszkodziło na całe życie i doprowadziło do ciężkiej choroby? To samo mówią tłumacząc sens istnienia rodzinnego piekiełka. Że dusza przed wcieleniem się wybrała sobie ziemskich rodziców i wyraziła zgodę na to cierpienie. Zalecają oni wręcz bycie wdzięcznym za to i wybaczenie. Znowu pytam: dlaczego mam to robić?

Jeśli chodzi o rodzinę, to są udzie którzy zauważyli że ogarnąłem się i lepiej się czuję. Mówią więc: „Jarek, może się ustatkujesz?” Jest to temat który wzbudza we mnie agresję. Naprawdę niewiele już takich tematów jest. Ten jest jednym z ostatnich. Oni się naruchali, naćpali i nachlali za wszystkie czasy w wieku 15 – 30 lat. A teraz zakładają rodziny, bo tak wypada, i strugają wielkich świętoszków i obrońców moralności. I namawiają do tego innych. Ja nie widzę sensu w zakładaniu rodziny. Jest to dla mnie nadludzki wysiłek, do którego trzeba wręcz nadludzkich zdolności (stalowa psychika ekstrawertyka, duże zarobki itp). I nie widzę absolutnie żadnych korzyści DLA MNIE z tego wszystkiego. Nie byłoby to dla mnie żadną radością, a jedną wielką katorgą zakończoną przedwczesną śmiercią.

To JA się liczę, moje zadowolenie i przyjemność. Ale liczą się też dla mnie inni – w tym te potencjalne istoty, które bym sprowadził na ten łez padół. Nie chcę przekazywać im swoich jak i cywilizacyjnych (globalnych) traum. Nie chcę by żyły na planecie która jest piekłem, więzieniem. No i nie chcę poświęcać swoich najlepszych lat, 90% swojego czasu, dla innych. Czyli dla dzieci, społeczeństwa, systemu. Bo ani społeczeństwo ani system na to nie zasługuje.

Pewna doza cierpienia i złych wydarzeń jest potrzebna by wykształcić charakter, ukształtować empatię, ustawić priorytety i odpowiednie spojrzenie na podłość i marność tego świata. Zgoda, to druga strona medalu. No ale naprawdę, nie przesadzajmy z tym cierpieniem.. Vadim Zeland, jeden z najpotężniejszych oświeconych na Ziemi, przekazał swoją wiedzę w najprostszy i najbardziej życiowy sposób. Nie wypowiadał się głębokimi, pięknie brzmiącymi, ale fałszywymi sentencjami, jak to robi większość znanych guru duchowych. Wszak nie ma nic gorszego od pięknych słów, które kłamią. On przedstawił swoją wiedzę prostym językiem, i dał nawet zestaw wskazówek i ćwiczeń – tego żaden guru duchowy także nie zrobił.

Mówił on, że dusza przyszła na świat nie po to, by cierpieć, nie po to, by nadmiernie się poświęcać, i nie po to, by osiągać jakieś wyżyny oświecenia, i nic ponad nie. Przyszedłeś na świat bo Twoja dusza chciała doświadczać radości, zabawy, miłości, seksu, tańca, przyjemności, obfitości, bogactwa, i wszelkich innych materialnych uciech. Widzicie, jak bardzo rewolucyjne są te tezy? Nawet rzekomo oświeceni wyznawcy new age czy ezoteryki zakrzykną teraz ze świętego oburzenia. Zaś całe to zło, cierpienie, wypadki, złe zbiegi okoliczności, konserwatyzm, bieda – mają być wręcz anomalią, abberacją systemową.

Rdzeń, czyli ta tajemnicza struktura zarządzająca ziemskimi (pod)systemami, być może jest uszkodzona. Według Zelanda ta cała ziemska katorga to wcale nie jest stan naturalny, a odpowiadają za to bezpośrednio twory zwane wahadłami. Pozostaje jeszcze kwestia poświęcania się i pomagania innym. Jest to bardzo ważne. Rób to wobec tych ludzi, wobec których warto to robić. Wrogowie i wszelkie jednostki zaślepione i niereformowalne nie zasługują nawet na ziarenko tego dobra. A państwo, ojczyzna, społeczeństwo, świat, Ziemia? Czy zasługują na to? Tu sprawa jest bardzo złożona.

Odpowiedz sobie uczciwie: co Ci dało to państwo (Polska) byś poświęcał swoje zdrowie lub życia, np na wojnie? Będziesz ginął za Biedronkę, za Lidla, za pensje 1000 zł netto, za umowy śmieciowe? Będziesz ginął za Tuska, Petru, Schetynę, Pawlaka? Odpowiedz sobie też na pytanie, ile Ci ten kraj odebrał? Też bardzo wiele, jak mi i 90% mojego pokolenia? Ilu ludzi doprowadził do biedy, rozpaczy, emigracji, obłędu, chorób, samobójstw? Odpowiem.. 160.000 samobójstw w latach 1990 – 2011, głównie z biedy. Ile związków doprowadził do końca, ile rodzin do rozbicia? Miliony milionów. A świat? Czy umożliwił Ci on wszechstronny rozwój, rozwinięcie skrzydeł i ukrytych talentów? Czy może raczej odebrał Ci prawie wszystko, jak mi i większości ludzi?

Dla kogo chcesz się więc poświęcać? Czy warto? Ja dawno zrezygnowałem z chęci otwartej zmiany świata. Po pierwsze to niemożliwe, po drugie – świat (Rdzeń) się broni przed nieautoryzowaną ingerencją i daje różne kopniaki. Cichy i pokorny bunt daje dużo lepsze rezultaty. Jest to w zasadzie bunt bez.. buntu. Wiedzę zachowuję i przekazuję tylko tym, którzy chcą i są gotowi. Te kilkadziesiąt tysięcy czytelników mojego bloga miesięcznie – ok. Moje bratnie dusze, osoby bliskie sercu – jeszcze bardziej ok. No, może te 10%, 20% społeczeństwa które ma potencjał. Umówmy się, że też są ok dla mnie. Cała reszta się nie liczy, jest absolutnie bez znaczenia, mogłaby nie istnieć. Jedyne co się nauczyłem – to być wręcz niewidoczny dla nich, w tym dla tych dawnych wampirków. Stało się to po marcu, kwietniu 2016 roku i zaskoczyło nawet mnie.

Podsumowując:

-hedonizm, empatia z jednoczesnym olaniem tego świata – TAK
-egoizm i marsz po trupach do celu – NIE

-pomaganie, poświęcanie się i przekazywanie wiedzy: przyjaciołom, bratnim duszom, pozytywnym ludziom, tym którzy mają potencjał i chcą zmian – TAK
-pomaganie, poświęcanie się i przekazywanie wiedzy: wrogom, jednostkom zaślepionym, fanatycznym, niereformowalnym, traktującym nas źle – NIE

I ja i Ty zasługujemy na to, co tylko najlepsze na świecie. A Ci którzy każą cierpieć i poświęcać się bez sensu i celu – niech spierdalają. Gdy masz możliwość uniknięcia cierpienia – po prostu go uniknij. Jakże często Ci pobożni obrońcy moralności robią dokładnie to samo – np poprzez w tajemnicy wykonywaną „skrobankę” pod osłoną nocy.

Poniżej wklejam cytat wyjaśniający różnice pomiędzy hedonizmem a egoizmem.

Cytuję: „Między hedonizmem a egoizmem istnieje spora różnica. Szkoda, że nie każdy ją zauważa. Hedonizm i egoizm mają jedną wspólną cechę: obydwie postawy dążą do zapewnienia jednostce jak najwięcej przyjemności. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Wystarczy przeczytać jakąkolwiek definicję, żeby wyłapać tę subtelną różnicę, która je dzieli. Główna zasadą hedonizmu jest czerpanie jak najwięcej przyjemności z życia. Egoizm natomiast to postawa bliska narcyzmowi, według której należy troszczyć się wyłącznie o siebie, nie zauważając potrzeb innych. Egoiści charakteryzują się zwykle paskudnym usposobieniem i kompletnym brakiem względu na resztę świata. Widać różnicę?

Mimo to nie jest łatwo przyznać się do tego, że jest się hedonistą. Wielu ludzi przyjmuje takie słowa z oburzeniem, traktując wyznawców hedonizmu jako ludzi złych, płytkich egoistów myślących tylko o tym, co materialne. A to właśnie takie myślenie świadczy o płytkości i braku zrozumienia. Hedonizm jest jak najbardziej zdrową i naturalną postawą. Sprawia on, że osoba o takim światopoglądzie dba o siebie i chce brać z życia to, co najlepsze. Gdyby każdy był taki, wszyscy byliby zadowoleni. Podstawowa różnica pomiędzy hedonizmem, a egoizmem polega na tym, że egoista dba jedynie o siebie, hedonista zaś potrafi zatroszczyć się o innych ludzi – najpierw jednak chce zadbać o siebie, żeby móc w pełni czerpać radość z pomagania innym. I jest to najzupełniej normalne. Tylko osoba szczęśliwa i spełniona może odczuwać radość z poświęcania się dla innych. Jeśli z powodu swoich obowiązków zaniedbuje siebie, prędzej czy później popadnie w frustrację i niechęć do osoby, dla której się poświęca.

Co jest więc takiego w hedonizmie, że wzbudza taką niechęć u różnych ludzi? Dlaczego tak często rzucane są gromy na tych, którzy otwarcie przyznają, że w życiu liczy się dla nich przede wszystkim przyjemność, a nie idee, altruizm i, powiedzmy, takie rzeczy jak „szukanie duchowego oświecenia”? Na pewno dużo bierze się z tego, że niektórzy mylnie definiują hedonizm. Dla wielu oznacza to tyle, co „żyć szybko, umierać młodo”, czyli przygodny seks, częste zmiany partnerów, zero zobowiązań, próbowanie w życiu wszystkiego i całkowity brak samokontroli. Być może część hedonistów tak postępuje, nie przeczę. Ale definicji przyjemności jest mnóstwo. Dla jednych jest to imprezowanie, dla innych seks, a dla jeszcze innych może to być np. podróżowanie po świecie. Wszystko może stać się przyjemnością, celem, do którego chce się dążyć.

Niestety, presja społeczna, wychowanie i takie autorytety jak Kościół wmawiają ludziom, że najwięcej można w życiu osiągnąć jedynie ciężką pracą i poświęceniem. Przyjemność i radość życia zbyt często sprowadzana jest na dalszy plan, jako coś, co nie powinno być sensem życia. Samo słowo ‚hedonizm’ dla wielu ma pejoratywny wydźwięk, podobnie jak ‚wygodnictwo’ i ‚leniuchowanie’. A przecież to, że człowiek lubi wygodne życie, oznacza tylko tyle, że potrafi on sobie zapewnić komfort i dba o siebie. Lenistwo w odpowiednich ilościach jest cudownym lekarstwem na stres i działa niczym kojący plasterek na nasze codziennie zmartwienia.

Tylko, że nie każdy chce to zrozumieć. Dla wielu hedonizm zawsze będzie czymś złym, co należy potępiać i gromić. Bardzo łatwo oceniać innych po pozorach. Bardzo łatwo powiedzieć „hedonizm do niczego dobrego nie prowadzi”, „materialiści to źli ludzie”, „naprawdę współczuję tym biednym ludziom, oni nie wiedzą, co naprawdę jest w życiu ważne”, „nieszczęśliwi, zagubieni konsumpcjoniści, oni nie potrafią prawdziwie kochać”. I tak dalej, ple, ple, ple. Kompletny stek bzdur.

Hedoniści po prostu potrafią określić, czego im w życiu trzeba i wielu im przez to zazdrości. Jeśli sam jesteś hedonistą, to wiesz, co mam na myśli. Na przyjęciu weźmiesz ostatni kawałek ciasta, nie krygując się i nie czekając, aż zrobi to ktoś inny. Jeśli ktoś da Ci do wyboru fotel i taboret, usiądziesz na fotelu. W weekendy potrafisz beztrosko rozwalić się na łóżku, nie myśląc o tym, że inni w tym czasie pracują w ogródku. Twoje życie jest właśnie przez to takie pełne i piękne.

Nasz naród trzeba nauczyć tego, że przyjemność i komfort w życiu są ważne. Śniadania do łóżka, leżenie przez całą niedzielę i kąpiel zamiast prysznica to naprawdę nic złego. Każdy zasługuje na rozpieszczanie, musi tylko przyznać, że naprawdę tego potrzebuje i nie mieć z tego powodu poczucia winy. Nie warto się przejmować krytyką. Zawsze znajdą się ludzie, którym coś będzie przeszkadzało. Sami będąc zgorzkniali, potrafią tylko oceniać innych i przyczepiać im różne łatki. Jeśli jednak wiemy, że swoim zachowaniem nie robimy nikomu krzywdy, należy takich ludzi po prostu ignorować. Hedoniści to zazwyczaj bardzo sympatyczni ludzie, otwarci, szczerzy i zadowoleni z życia. Ich związki są trwałe i zgodne, właśnie z tego powodu, że potrafią walczyć o swoje i otwarcie mówić, czego potrzebują. Jeśli masz to szczęście, że taki jesteś – nie zmieniaj się.”
Autor: EMoonia

W felietonach poniżej poruszałem te kwestie:
Sensem życia jest miłość i radość, a nie cierpienie. Nie daj sobie wmówić filozofii ofiary!
Czy da się uwolnić od systemu? Najpierw poznaj jak on działa..
Uważasz że jesteś wolny? Naprawdę? „Dali nam pieniądze a my oddaliśmy im całą Ziemię”
Twoja dusza pragnie miłości i radości a nie cierpienia!

Autor: Jarek Kefir

Możesz wesprzeć funkcjonowanie mojej strony. Dzięki darowiznom jestem niezależny od partii politycznych, ideologii, religii, koncernów i innych grup nacisku. Moja działalność zależy m.in. od Twojego wsparcia. Dzięki!🙂 W poniższym linku zawarłem informacje, jak to zrobić:
https://kefir2010.wordpress.com/wsparcie/

 

MÓWILI: „BEZ AMBICJI I PIENIĘDZY JESTEŚ NIKIM”. TERAZ UMIERA I ŻAŁUJE STRACONYCH CHWIL

Mówili mu: bez ambicji i pieniędzy jesteś nikim. Dziś umiera i żałuje każdej straconej chwili

Najważniejsze są doświadczenia i życiowe lekcje – są one bezcenne i nie są przeliczalne na żadne możliwe pieniądze. W artykule który wklejam jest opisana szokująca i zarazem niezwykła historia człowieka, który przez całe życie szedł do celu (zysku) po trupach.

Był tak zawładnięty żądzą zarabiania, posiadania i władzy, że nie miał kiedy żyć, kiedy doświadczać i kiedy wydawać zarobionych pieniędzy. Odsunęli się od niego znajomi, dwie narzeczone (które sam spławił), rodzina bliższa i dalsza. Teraz ten człowiek umiera na raka, który nie daje praktycznie żadnej nadziei na wyleczenie.

Niezwykłe i zarazem szokujące są wnioski, do jakich dochodzi ten człowiek. Są one bliskie wnioskom, do jakich dochodzi człowiek oświecony. Często na naszej planecie jest tak, że dopiero bliska perspektywa śmierci powoduje, że ludzie odrzucają morderczy wir pracy i gonienia nie wiadomo już za czym, i dochodzą do bardzo cennych wniosków. Ich życie najpierw popada w ruinę, potem się zmienia. A potem oni umierają.

przemijanie i umieranie

.

Kilka wniosków jest wspólnych dla ludzi, którzy stoją już nad grobem – czy to z powodu starości, czy to z powodu ciężkiej choroby:
-„Żałuję że nie żyłem naprawdę, pełnią życia, że się bałem”
-„Żałuję że byłem tak spięty, niepewny siebie i mało spontaniczny”
-„Żałuję że nie powiedziałem jej że ją kocham / lubię, że nie miałem odwagi mówić wprost tego co uważam i czuję”
-„Żałuję każdej chwili straconej na iluzję życia”

Można się tylko domyśleć, czy tego typu już ostateczną lekcję mieli oni w życiowym planie, i jakie będzie ich następne życie. Czy oznacza to wstąpienie na wyższy poziom świadomości duszy? Jest siedem poziomów świadomości. Najbardziej problematyczne dla naszej planety są pierwsze trzy. Poziom pierwszy to świadomość ludzka tylko lekko wyżej niż ta zwierzęca.

Poziom drugi to ludzie będący „solą Ziemi„, tej Ziemi. Będący beneficjentami, ale jednocześnie bezwolnymi bateriami (ofiarami) systemu. Poziom drugi to ekscytacje emocjonalne i społeczne ubezwłasnowolnienie. Najcięższym poziomem jest poziom trzeci – poziom egoizmu, poziom kapitalistów, bankierów, polityków, psychopatów. Wyjściu z tego poziomu świadomości na wyższy towarzyszą najbardziej dramatyczne wydarzenia.

pieniadze

.

Takie jak to opisane w artykule. Wyżej jest poziom illuminacji serca. Polska jako świadomość zbiorowa jest w fazie przejścia z poziomu trzeciego na poziom czwarty. Widać było to choćby po tym, jacy ludzie rządzili w latach 2007 – 2015 (poziom 3) a jacy rządzą teraz (poziom 4). Ale do upragnionego poziomu 7 (korona stworzenia) wciąż daleko.

Według starożytnych nauk, zarówno dusze ludzkie, jak i całe państwa, cywilizacje, narody, mają do przepracowania, przerobienia siedem poziomów świadomości, mentalności. Dla przypomnienia, wklejam listę tych poziomów świadomości:

  1. Malchut – stan zepsucia, stan świadomości bliski zwierzęcemu – potrzeba bezpieczeństwa i przeżycia za wszelką cenę, silne impulsy i instynkty;
  2. Hod – stan ubezwłasnowolnienia społecznego – potrzeba silnych doznań, emocji, ekscytacji, konieczność ulegania społeczeństwu, jego rygorom pełnym fałszu i hipokryzji (na tym poziomie była Polska po 1989 roku do około 2000, 2005 roku. Wtedy było właśnie zachwycenie się zachodem, konsumpcjonizmem, narkotykami, klubami, subkulturami);

  3. Netzach – dominacja egoizmu – potrzeba bogactwa, dominacji i władzy (czyli to co mamy teraz: bezwzględny, drapieżny kapitalizm, wyzysk, przemoc, rywalizacja, hierarchizm. Dominacja banków, korporacji, biznesu. Na końcu tego poziomu jest Polska, ten system się wali. Idealnymi reprezentantami poziomu Netzah jest Platforma Obywatelska, Nowoczesna i jej wyborcy – korporacyjne lemingi);

  4. Tiferet – olśnienie świadomości – uczucie, serce. Jest to poziom gdy wreszcie do nas dochodzi świadomość, że nie można całe życie żyć pusto i próżno, jak na poziomach poprzednich. (do tego poziomu zmierza teraz nasz naród – jest to poziom polityki, idei, aktywizmu, szerokiej działalności obywatelskiej, charytatywnej itp.);

  5. Gewura, Chesed, Bina – mądrość – obfitość, poziom „maga” czyli osoby biegłej w wiedzy, ale znowu nie tak do końca, nie w pełni..

  6. Chochma – zrozumienie – uświadomienie. Poziom zerwania z negatywizmami i poziomu poprzedniego, trochę w nim nawet smutku i żałoby. Większy wgląd w boskość, większa pokora (ta prawdziwa, a nie udawana), ale wciąż brak pełni boskości;

  7. Keter – korona stworzenia – sfera doznawania indywidualnego, stan boskości na Ziemi.

1473007020_jsykok_600

.

W linku poniżej macie rozwinięcie tych zagadnień. Poziomy świadomości dotyczą zarówno pojedynczych osób, jak i zbiorowości:
http://wiedzaduchowa24.sennik-mistyczny.pl/poziomy_swiadomosci,93.html

A teraz zapowiadany fragment artykułu z MamaDu. To tylko dozwolona prawem kopia (1/3 artykułu). Aby przeczytać całość musisz samodzielnie kliknąć w link umieszczony pod tym fragmentem:

Cytuję: „Moja babcia powiedziała kiedyś, że zawsze dostajemy to, czego najbardziej się boimy. I zawsze wróci do nas to, co dajemy. I nawet, jeśli to tylko przesądy staruszki, nawet jeśli to tylko nasz, polski, lęk – w jego przypadku sprawdziło się w 100 procentach.

P. od kilkunastu miesięcy choruje na raka. Ma 39 lat, ponad dwadzieścia kilogramów mniej, łysą głowę. I pierwszy raz w swoim dorosłym życiu czuje się bezradny, choć ma dostęp do najlepszych lekarzy. I do najnowocześniejszych metod leczenia. Tyle, że jego rak nie rokuje.

Co mówi P.?
– Nie potrafię poradzić sobie w szpitalu, bo tutaj zależę od innych. Nie znam tego uczucia.
– Żałuję, że odrzuciłem M. (jego dawna narzeczona), że nie przeprosiłem K. (jego dawna narzeczona). Mam setki osób na sumieniu, wiele spraw zaniedbałem, bywałem bezwzględny.
– Że byłem zajęty robieniem kariery i myśleniu o tym, ile osiągam zamiast doświadczaniem życia.

Tak, dawni przyjaciele P. ze studiów odwiedzają go. Widzą jego umieranie, współczują. Przynoszą książki, których nie ma siły czytać, opowiadają historie, jak go podziwiali, chociaż to już nie sprawia, że jest dumny. Mówią mu: będzie dobrze, po czym wracają do swojego życia. Do partnerów, partnerek, żon, dzieci, do swoich mniejszych ambicji, mniej bogatego życia, ale przytulnych domów.”

Autor: „Matka żona i kłopoty” blog
DALEJ: http://matkazonaiklopoty.mamadu.pl/121113,inni-sa-gorsi-kasa-i-pozycja-najwazniejsza-i-ja-to-mowilem-o-mezczyznie-umierajacym-na-raka

system

.

I jeszcze jeden cytat na koniec – o upadku systemu pośpiechu i kariery za wszelką cenę z trzeciego poziomu świadomości:

Cytat: „Kultura pośpiechu powoli pęka. Tak się nie da na dłuższą metę. Trudno jest nam dziś powiedzieć, że jesteśmy dorośli, bo nie wiemy, co to znaczy. Możemy mieć dzieci, kiedy chcemy i jeśli chcemy, brać ślub, kiedy chcemy i jeśli chcemy, możemy grać na playstation i kupować koszulki z Hello Kitty, mimo że mamy 40 lat. Nasi rodzice żyli inaczej i przekazali nam rady: żeby nie ryzykować, żeby szukać stałości, żeby się ustatkować.

Chcemy żyć inaczej niż oni, ale nie umiemy się uwolnić od ich wpływu. I zazdrościmy 20-latkom, że robią to, na co my nie mamy czelności. Żyjemy pomiędzy rodzicami, którzy 25 lat pracowali w jednym miejscu, a młodymi freelancerami bez lęków. Jestem tak samo zdenerwowana i przygnębiona jak wcześniej. Nie jestem selfcoachingującym się buddą na chmurce, który mówi sobie: osiągnij wewnętrzny spokój. Raczej powtarzam sobie: odpierdol się od siebie, starasz się najlepiej, jak potrafisz.”
Autor: Małgorzata Halber
.

jarek kefir

Czy wiesz, że tylko jedna na 4000 osób odwiedzających moją stronę wspiera jej istnienie finansowo, poprzez darowiznę? Dzięki dobrowolnym darowiznom mogę utrzymać stronę, jak i docierać z demaskacjami i ukrywaną wiedzą do setek tysięcy ludzi. Wesprzyj moje publikacje, jak je lubisz. Byt wolnych mediów jest teraz ciężki i od dobrej woli Czytelników zależy ich istnienie:

Na konto bankowe:
Dla: Jarosław Adam
Numer konta: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282
Tytułem: Darowizna

Wpłacającym z zagranicy potrzebne są także te dane:
Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
IBAN: PL16102047950000910201396282

Na Pay Pal: Kliknij poniższy obrazek:

Zegar tradycji odmierza czas ery, która dawno minęła

Zegar tradycji odmierza czas ery, która dawno minęła. Nie powtarzajmy błędów dawnych pokoleń

traumy z dzieciństwaPewnego razu wszedłem na krytykowany przeze mnie pewien portal, by zobaczyć jakie tam zamieszczają treści. W oczy wpadł mi jeden cytat:

My, dzieci lat ’50, ’60, ’70, ’80 byliśmy wszyscy chowani przez patologicznych rodziców i jakoś przeżyliśmy„.

Co tak naprawdę oznacza ten cytat? A jest on niezmiernie ważny. Gdyby popatrzeć na psychologiczną definicję rodziny patologicznej – to patologiczna jest zdecydowana większość rodzin. Nie chodzi wcale o patologię typowo „menelską„, czyli alkohol, bieda i mordobicia. Choć takich rodzin też nie jest mało, a dużo.

Chodzi przede wszystkim o patologię emocjonalną. Psychika dziecka jest chłonna jak gąbka. Przyjmie każdą bzdurę, każdy negatywny, wykoślawiony wzorzec. Każdą traumę wyolbrzymi. Złe wzorce przechodzą niczym klątwa z pokolenia na pokolenie. Z jednej strony są to wzorce konserwatyzmu, cierpiętnictwa, nieudacznictwa, wstydu, fałszywej pokory, hipokryzji, dulszczyzny. Z drugiej strony, są to wzorce rywalizacji, cwaniactwa, robienia kariery po trupach, materializmu.

wartości rodzinneJak można ocenić pokolenie prywatek, rock ‚n’ rolla, i każde kolejne pokolenie wychowujące obecnie dzieci? Tak, jak każde dotychczasowe pokolenia – tragicznie. „Program” zdecydowanej większości ludzi opiera się na tym, by dostarczyć dzieciom jedzenia, wiktu i opierunku. O potrzebach emocjonalnych nie mówi się prawie wcale. Mamy obecnie epidemię nerwic, depresji, chorób psychicznych, samobójstw. Skąd to się wzięło? Z powietrza?

Wzięło się to w większości z negatywnych wzorców zaszczepionych dzieciom w dzieciństwie. Można powiedzieć, że kiedyś były znacznie surowsze czasy, i chorób psychiki było mniej. Zgoda, ale były to inne czasy. Ci słabsi po prostu umierali, często doprowadzani do szaleństwa bądź zabijani przez bogobojnych i konserwatywnych członków lokalnej społecznej omerty. Do wieku tych osiemnastu lat dożywała mniejszość dzieci, choćby z powodu kiepskiej medycyny, higieny itp. Były to więc jednostki najsilniejsze, w tym psychicznie.

Dobrze, zostaliśmy w jakiś tam sposób poszkodowani przez proces wychowawczy.. Ale tak musiało być, i nie ma co winić tego poprzedniego, purytańskiego pokolenia. Ono miało jeszcze gorsze wzorce w dzieciństwie – oni byli z kolei dziećmi pokolenia wojennej traumy. Pokolenie naszych rodziców poniosło spektakularną klęskę, jak wiele poprzednich pokoleń. Owszem, poniosą za to odpowiedzialność, bo takie jest prawo wszechświata – ale to nie od nas zależy.

Ja zdałem sobie z tego sprawę w wieku zaledwie kilkunastu lat. Z przerażeniem wtedy zadałem sobie pewne pytanie. Brzmiało ono: „dobrze, ale co z wartościami rodzinnymi, społecznymi, katolickimi? Co z tradycją, co z autorytetami, co z powszechnie uznawanymi prawdami?„.

rodzinaWtedy nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Dziś myślę, że znam odpowiedź, ale mogę się mylić. Otóż te wszystkie tradycje, konserwatywne wartości, te wszystkie dulszczyzny tak chętnie i na pokaz kultywowane, można o kant dupy rozbić. To widmowy system, iluzja, dla której podtrzymania niezliczone rzesze ludzi przegrało swoje życie. Ten system powoduje już tylko cierpienie, i jego niewydolność widać już na każdym kroku.

Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą gazetę, i to nie tylko tę mającą dodatek o psychologii. Wielu ludzi z tych pokoleń zgromadziło złote góry na swoich kontach bankowych myśląc, że to ich uszczęśliwi. Umknęło im jednak to, że ich dzieci albo szamoczą się bezsilnie z życiem, albo są na psychotropach, albo ich ciała spoczywają w mogiłach – z przećpania bądź samobójstwa.

Sztuką jest się podnieść po takim upadku, który fundowany jest na tej naszej planecie rutynowo. O ludzkim upadku podczas procesu wychowawczego i potem w okresie dojrzewania – mówi w formie metafor wiele bajek, baśni, książek, podań, legend, filmów. Są tam też zawarte rady, jak wyjść z tego błędnego koła. Trzeba tylko znać klucz interpretacyjny.

Co ciekawe, na katolickim portalu fronda.pl dokonano samo-demaskacji tego całego systemu tradycji, konserwatyzmu i dulszczyzny katolickiej. Otóż zamieścili artykuł, w którym napisali, że „wizytówką dobrych rodziców są szczęśliwe i mocne psychicznie dzieci„. Po pierwsze, to nie jest „prawda” wzięta z katolicyzmu, ale z psychologii akademickiej czy nawet nurtu new age. Jeszcze 100 lat temu, ba, jeszcze w latach 80-tych katolicyzm takimi „sentymentalizmami” w ogóle się nie zajmował.

Obecnie pełno w katolicyzmie doktryn odwołujących się do wyższych wartości, których jeszcze niedawno tam w ogóle nie było. Czy to dobrze? Oceńcie to sami. Po drugie, to doskonała samo-demaskacja, „samozaoranie„, jak mawia pokolenie internetu. Przecież gołym okiem widać, że to nie funkcjonuje w świecie realnym. Ta utopia, choć owszem, piękna, jest nierealna.

Poniżej wklejam Wam fragment mojej ulubionej książki Stephena Kinga – „Bastion” (ang. „The Stand„). Ten fragment to doskonałe studium ery, która minęła, a przynajmniej powinna minąć. Pisarz ten jest z gatunku tych artystów, którzy widzą i wiedzą więcej. Czytajcie uważnie jego dzieła, a wiele prawdy w nich znajdziecie.

Wstęp: Jarek Kefir Czytaj dalej „Zegar tradycji odmierza czas ery, która dawno minęła”