Sensem życia jest miłość i radość, a nie cierpienie. Nie daj sobie wmówić filozofii ofiary!

sens-zyciaW tym felietonie będę kontynuował wątki zaczęte w poprzednich moich artykułach. Czy cierpienie i zło mają sens? A może nie mają żadnego? Czy bogactwo, komfort, egoizm, radość, zabawa są niewłaściwe, więc powinniśmy wypruwać z siebie flaki i poświęcać dla innych, np rodziny, dzieci, ojczyzny, religii? By potem umierać przedwcześnie, wykończeni kieratem i szarością dnia, w poczuciu straconej szansy życiowej? A może przeciwnie – może są one jak najbardziej właściwe i to dla nich żyjemy?

W szeroko rozumianej duchowości (zarówno tradycyjne religie, jak i new age, buddyzm, ezoteryka) funkcjonują dwa skrajne, typowo nowotworowe przekonania. Prowadzą one duszę człowieka prosto ku zatraceniu. Wymienię je:

1. „Cierpienie, zło i kaźń jakich doświadczamy na Ziemi, ma wyższy sens i cel. Więc bierz to cierpienie z pokorą, znoś swój znój i zamknij dziób.” Zgoda, jest to prawdziwe w 50%, bo dzięki temu uczymy się radości z małych, codziennych rzeczy, kształtuje to naszą empatię i charakter. Ale w 50% jest to twierdzenie fałszywe, które na dodatek wpędza nas w potworną pułapkę;

2. „Bogactwo, radość, zabawa, seks, ekstaza, szczypta egoizmu – są złe. Trzeba więc prowadzić ascetyczny, purytański tryb życia. No i trzeba się poświęcać, poświęcać i jeszcze raz poświęcać. Rodzinie i dzieciom, partii i ideologii, ojczyźnie czy religii. Zamiast smakować życia, masz poświęcić swój najcenniejszy dar – siebie, swoją energię, najlepsze lata młodości, zdrowie – w służbie systemowi. Który w wieku 40 lat Cię wypluje – zestresowanego, wykończonego, wyniszczonego i schorowanego, z żoną i dziećmi które Cię nienawidzą.” Naprawdę mało rzeczy budzi mój szczery gniew i szczerą, srogą nienawiść. Ale gniewam się i nienawidzę każdego, kto taką wizję życia stara się wmówić swoim ofiarom. Bo taki model niszczy życie w najpotworniejszy sposób.

Zupełnie inną wizję przedstawiają potężni oświeceni, tacy jak Vadim Zeland czy Dymitr Wereszczagin. Przy czym oni w swoich pracach posługują się przykładami życiowymi, najprostszymi z możliwych. Wg nich, dusza nie przyszła tu na Ziemię by dążyć ku niebu, ku jakiemuś wzniesieniu, oświeceniu. Bo dusza z zasady to ma, i to w 100%. Ona sobie „lata” po całym ziemskim wymiarze 5D, być może nawet po całym wszechświecie. Ona w tym „niebie” już jest. No i nie przyszedłeś na Ziemię by być ascetą, by cierpieć, doświadczać zła.

Pewna doza złych doświadczeń jest potrzebna by szlifować chart ducha, empatię, zdrowe podejście do świata. Jednak kurwa, bez przesady.. Tak samo nie jesteś tu po to, by być ascetą, by mówić że bogactwo i ogólnie dobra materialne są złe. Nie dajcie się nabierać na tego typu duchowość oderwaną od korzeni, od świata materii. Tego typu duchowość jest charakterystyczna dla eonu męskiego (inaczej: eonu jahwe), zapoczątkowanego gdzieś przed tysiącami lat. Jest to duchowość potępiająca świat materii i jego radości, oderwana od życia.

Jest to duchowość oderwanego od życia jogina latającego z przysłowiową dupą w chmurkach. Który gdyby wrócił do twardych realiów miasta i pracy za 1850 brutto – to szybko dostałby depresji i zapomniałby o swoim „oświeceniu„. Na marginesie nazwałem to „paradoksem Osho„. Zadałem wprost pytanie: gdyby Osho nie miał miliardów na koncie tylko pracował 12 godzin na dobę za 1850 zł brutto, i gdyby nie mieszkał w zajebistej okolicy tylko na blokowisku z sąsiadami-wampirami – to czy byłby taki oświecony? O tym pisał Vadim Zeland – że łatwo być wszechwiedzącym guru gdy ma się miliony na koncie i mieszka w sielskiej wiosce.

Pisałem wiele razy, że to męski eon (eon jahwe), który oddzielił świat materii od świata ducha, który rozdzielił pierwiastki żeński i męski, doprowadził do obecnej opłakanej sytuacji na Ziemi. Do tego, że planeta i wszystkie żyjące istoty zapadły na coś w rodzaju zbiorowej neurozy czy psychozy. I przede wszystkim: zbiorowego uśpienia, letargu, który charakteryzuje się minimalnym poziomem świadomości.

Czego więc chce ludzka dusza? Wymienię w podpunktach:
-doświadczania bogactwa, obfitości i innych uciech świata materialnego. Asceza i purytanizm ją wręcz niszczy i degeneruje to, co osiągnęła w poprzednich życiach;
-dusza chce jak najlepiej dla ciała i umysłu, którym włada. Chce by umysł się radował, zaś ciało doświadczało pełni szczęścia i uciech. Cierpienie i złe wydarzenia ją niszczą i degenerują;
-dusza chce doświadczać wszelkiej możliwej radości i szczęścia – a więc chce także otwartości, tolerancji, wolnej amerykanki, swobody, może nawet tego, co niewolnicze religie (w tym new age) nazywają „zepsuciem„.

Jednak jak wiemy, system planety jest tak skonfigurowany, że w wielu tych dążeniach duszy po prostu przeszkadza. Przeszkadzają w tym struktury zwane wahadłami. Wahadło to struktury plus/minus egregorów, zasilające je w energię. Wahadłom zależy na tym, by ludzie wierzyli w doktryny, pod które są podpięte te wahadła (ideologie, religie, partie, drużyny sportowe i wiele, wiele innych). Zależy im też na tym, by zwolennicy tych doktryn-wahadeł walczyli między sobą.

Co powoduje taka walka i wierność doktrynom? Po pierwsze, czyni z człowieka zombie – obniża jego świadomość, decyzyjność, zdolność myślenia, energię witalną. Po drugie, wahadła sprowadzają takiego nieszczęśnika na niekorzystne linie życia. Jeśli ów nieszczęśnik wierzy w teorie katolickie, new age’owe czy ezoteryczne, że cierpienie jest potrzebne i w porządku – to jest sprowadzany na te linie życia, w których cierpienia jest coraz więcej i więcej.

Vadim Zeland pisał też, że w ostatnich dekadach wahadła zaciskają na nieszczęsnej ludzkości swoje kleszcze coraz bardziej. Wszystko to dzięki mediom (najbardziej destrukcyjne wahadła), walce doktryn, których jest teraz od groma itp. Będzie to być może prowadziło do powstania świata, w którym Orwellowski but będzie deptał ludzką twarz po wsze czasy. Macie więc wyjaśnioną zagadkę tego, co teoretycy spisków nazywają NWO. Ten proces trwa od starożytności (od upadku Atlantydy, na której każdy mieszkaniec znał wiedzę tajemną) aż do dziś. I przyspiesza. Być może jest to prawda, że Rdzeń (struktura zarządzająca planetą i jej podsystemami) jest nieodwracalnie uszkodzona. A planeta powoli, przez tysiąclecia, degeneruje się i umiera. To oczywiście tylko teorie.

Jego odwrotnością jest pojawienie się zupełnie nowego człowieka, przez niektórych nazywanego Indygo. Jest to nonkonformista, który zauważa często od dzieciństwa, że ten świat jest chory, że wszystko tu stoi na głowie. Nie musi to być wcale człowiek zafascynowany naszymi teoriami i najczęściej nie jest. Chodzi o sam model jego myślenia i postrzegania. Taki człowiek na przestrzeni lat zdobywa coraz większy poziom świadomości (w sensie: czujności, uważności). Czyli przeciwnie niż prowadzone przez wahadła zombie, które śpią snem na jawie. Ten typ ludzi ma szansę wyrwać się z tego systemu, zdobyć wiedzę.

Część będzie żyła sobie spokojnie nie poza systemem, ale jednocześnie obok niego lub razem z nim, w harmonii. No i nie ukrywam tego, że część z nich będzie tym systemem… zarządzać. Tak, to co napisałem może wywoływać u Was szok.. Od Ciebie zależy, którą z tych dróg wybierzesz. Każda z nich jest wbrew pozorom dobra, także zarządzanie tym wydawałoby się nieludzkim systemem. Bo Ci których nazywamy lemingami, owcami, czyli niewolnicy wahadeł – też otrzymali wybór. Po raz pierwszy w historii Ziemi cała wiedza świata jest dostępna. Wystarczy że sięgniesz po to prostokątne urządzenie które masz stale w kieszeni, i naciśniesz kilka guziczków. No ale oni nie chcieli tej wiedzy poznać i to też trzeba szanować. Nie wolno nikomu nic narzucać na siłę, nawet wiedzy, prawdy czy szczęścia.

Na zakończenie chciałem dodać to, że nie chodzi o promocję egoizmu, który niszczy innych. Egoizm sam w sobie jest bardzo dobry i pożądany, pod pewnymi warunkami. Te warunki to wg mnie:
-nie krzywdzisz tych, którzy są w porządku wobec Ciebie lub są neutralni wobec Ciebie. Wrogów (tych zadeklarowanych) ta zasada ani żadna ochrona nie dotyczy;
-oprócz interesu własnego dostrzegasz i szanujesz to, że przyszliśmy na ten świat także po to, by służyć innym. Ale znowu: służysz i jesteś dobry tylko wobec tych, którzy są dobrzy / neutralni wobec Ciebie;
-równoważysz egoizm z szeroko rozumianą empatią.

Świat już taki jest, że chce, byś mu podlegał. Światu nie są potrzebni ludzie wolni, szczęśliwi, świadomi, mający czas dla siebie. Więc ogranicza się nam czas na wszelkie sposoby. Każe się nam pracować po 12 godzin, choć przy obecnym poziomie automatyzacji i robotyzacji można by pracować max 5 godzin dziennie. Nam się wmawia że nawet jeśli mamy spokojną i mniej płatną pracę – to mamy z niej zrezygnować i pracować ciężej, dłużej za odrobinę lepsze pieniądze. Wtedy nie mamy czasu dla siebie – na rozwój, na poszerzanie świadomości.

Innym powszechnie stosowanym wybiegiem jest skłanianie ludzi do rozmnażania – posiadania dzieci. Można polemizować czy jest sens sprowadzać nowe, niewinne życia na ten łez padół. Na którym doświadczą milionów złych wydarzeń. Ale faktem jest to, że system jest tak skonfigurowany, że nie da się pogodzić posiadania potomstwa z: wolnością, świadomością, zdobywaniem wiedzy, rozwijaniem się. Natura obmyśliła to w niezwykle sprytny i przy okazji okrutny sposób. Poświęcasz najlepsze lata młodości, zarzynasz się pracując na dwa etaty, liczysz te nędzne grosze od 1 do 1, boisz się. Zwierzęco się boisz, czy dasz radę. Stres jest potworny, niewyobrażalny, nawet w pełnej sennych koszmarów nocy.

I przede wszystkim – nie masz i pieniędzy, i czasu, i energii – trzech ważnych ziemskich rzeczy – dla samego siebie. Nie masz ich więc na: seks, hobby, pasje, zdobywanie wiedzy, rozwój świadomości. Musisz pracować dla struktury / systemu, i szykować mu kolejne ofiary które ta struktura pożre i wypluje. Twoje własne, niewinne jeszcze dzieci. Tak, to co pisze może odbierać nadzieję.. Ale nic na to nie poradzę.

To nie ja tworzyłem ten system, ja tylko opisuję jak on działa. Może kiedyś tam, w lepszym świecie, o ile taki nastanie – rozmnażanie i rodzina będą ważnymi wartościami. Teraz, wg mnie, są najgorszą rzeczą jaka mogła się człowiekowi przydarzyć. Uważam, że wszyscy powinniśmy odejść z tego świata bezpotomnie. Pokazać mu środkowy palec, pomimo wszystko. Ten świat nie zasługuje na to, by oddawać mu najcenniejszy skarb jaki posiadamy.

Gdy masz okazję by uniknąć cierpienia – uniknij go i nie zważaj na żadne ideologie czy doktryny. Szczególnie te duchowe. Miej na uwadze dobro swoje, a w dalszej kolejności – ludzi, którzy są wobec Ciebie w porządku. W dalszej kolejności – bądź solidarny z ludźmi dobrej woli. Cała reszta się nie liczy. Nie próbuj przebudzić ani uszczęśliwić wszystkich, ani skłonić ich do myślenia. Bo jest już na to za późno, zdecydowanie za późno. Zajmij się wpierw sobą a w dalszej kolejności tymi innymi. Wyluzuj i ciesz się być może ostatnimi dziesięcioleciami światowego spokoju. Gdy ktoś Wam każe poświęcać całe Wasze bezcenne i wspaniałe życie ojczyźnie, rodzinie, dzieciom, religiom i tym podobnym – odeślijcie go do samego diabła. W końcu jest jego sługą.

Zapraszam na cytat z książki Vadima Zelanda „Transerfing Rzeczywistości” traktujący o tych kwestiach:

Cytuję: „Chęć zbliżenia się do Boga w celu wybawienia od swojego ego – to droga wewnętrznej ważności. Wewnętrzna ważność przejawia się tylko w wypadku, jeżeli oddajesz siebie pod cudzy osąd. Powrót do siebie bez oglądania się na innych jest prawdziwą drogą do Boga. Jeżeli uwalniam siebie od konieczności oglądania się na pogląd innych, wówczas jestem samowystarczalny i moje ego kończy swój byt, a pozostaje po prostu spójna osobowość. Nie słuchaj tych, którzy nawołują Cię do tego, byś się zmienił i lepił z siebie coś, co odpowiada jakimś standardom. Oni zmuszają Cię do zdradzenia siebie – odwrócenia się od swojej duszy i przestrzegania zasady wahadła: „Rób jak ja!”. Zwróć się ku sobie, przyjmij siebie, jakim jesteś, pozwól sobie być sobą, sięgnij po swoje prawo posiadania racji. Poświęcenie całego siebie na służenie jakiemuś abstrakcyjnemu Bogu, oznacza odwrócenie się od swojej duszy.To jest nic innego, jak poplecznictwo wobec wahadła religii.

Taka jest teozofia transerfingu, której zresztą nikomu nie narzucam. Nie proklamuję prawdy absolutnej, a zaledwie próbuję ukazać pewne prawidłowości. Każdy ma prawo do swoich wniosków. Oczywiście działaczom religijnym nie spodobają się podobne rozważania. Choć wśród nich też spotyka się różnych ludzi z różnymi przekonaniami. Gorliwych popleczników wahadła religii od autentycznych sług bożych odróżnia maniera złośliwego przeciwstawiania swoich dogmatów wszystkim pozostałym. Taki agresywny nacisk demaskuje poplecznika wahadła. Na szczęście minęły czasy, kiedy poplecznicy ci mogli palić na stosach innowierców. Lecz nieporozumienia na tle religijnym jeszcze pozostały i nie skończą się, ponieważ pierwsza zasada wahadła zawsze będzie obowiązywała. W istocie, religia – to obcowanie z Bogiem przez pośredników. W obrzędach chrztu, ślubu i pochówku nie można obejść się bez kapłanów. Lecz również to nie jest konieczne. Czy Bóg nie przyjmie swego dziecka, jeżeli na czas nie raczono go ochrzcić?

Jeżeli w każdym z nas jest cząstka Stwórcy, to czyż nie jesteśmy Jego dziećmi? Czy potrzebni Ci są pośrednicy w relacjach z ojcem i matką? Każdy sam o tym decyduje. Religia w odniesieniu do swoich zwolenników jest szczególnie twardym wahadłem i nawołuje do wyrzekania się zewnętrznych świeckich dóbr. Każdą duchową drogę przyjęto wiązać z ascetycznym trybem życia. O oświeconych panuje pogląd, że jeżeli człowiek osiąga wyżyny na drodze do duchowej doskonałości, to wszystko, co ziemskie, przestaje go interesować. Nie daj się złapać na ten haczyk. Każdy może i powinien interesować się swoją pomyślnością materialną, komfortem, dobrobytem. Jeżeli dzieje się inaczej, to znaczy, że człowiek znajduje się całkowicie w mocy jakiejś idei. Ta idea najprawdopodobniej należy do jednego z wahadeł: religijnego, filozoficznego lub jakiegoś innego „duchowego”. Wahadła zgodnie ze swoją drugą zasadą starają się zmusić poplecznika do poświęcenia całego siebie interesom struktury. Jeżeli mocno połknął ten haczyk, to rzeczywiście przestaje interesować go cokolwiek innego. Może nawet znajdować się w mocy iluzji, że zajmuje się wyłącznie swoją duszą lub „rozmawia z Bogiem”. W rzeczywistości dusza takiego „oświeconego” zamknięta jest w głuchym futerale i nie może donieść o swoich potrzebach.

Po co dusza przyszła na ten materialny świat? Żeby przygotowywać się do nieziemskiego życia w niebiosach? To pełna bzdura! Jeżeli dusza i tak przyszła na ten świat z niebios, to po co ma znów przygotowywać się do niebiańskiego życia? No i czy to możliwe do zrobienia tu, na Ziemi? To świeckie życie jest dla duszy unikatową szansą. Po to przyszła tutaj z duchowego świata, by poznać wszystkie wdzięki świata materialnego. Do duchowego świata dusza zawsze zdąży. Jaki sens pozbawiać jej wszystkiego, co daje ten przepiękny, cudowny, wspaniały świat, w którym jest tyle nadzwyczajnych pokus?

Oddając całego siebie służeniu Bogu, oddalasz się od Niego. Stwórca tworzy mnóstwo rzeczywistości za pośrednictwem żywych istot jako swoich żywych ucieleśnień.Bóg ma zamiar poczuć każdą płaszczyznę rzeczywistości, którą stwarza. Właśnie po to posyła On swe dzieci do świata materialnego. Bóg dał Ci swobodę działania, więc rozkoszuj się swoją swobodą! Nie należy zamykać się w celi i spędzać długich godzin na modlitwach. To nie służenie Bogu, a pozbawianie Go radości, której można doznać dzięki pełnowartościowemu życiu.To tak, jakby nie wypuszczać dziecka na spacer, zmuszając je do poświęcania całego czasu na wkuwanie lekcji. Zwolennicy wahadeł religii będą Ci wmawiać, że nie jesteś do niczego zdolny, a Bóg jest wszechmocny. Dla struktury Twoja wolność i siła nie jest niczym dobrym – ona potrzebuje sprawnych trybików.Wahadła osiągnęły już niemały sukces w procesie opanowywania woli człowieka.Pozostaje dziwić się, jak wielki musi być wpływ wahadeł, że dzieci Boga straciły wszelkie pojęcie o swojej potędze.”

Autor – Vadim Zeland. Jego książki i miliony innych książek, w tym te polecane u mnie, są do kupienia w poniższej księgarni internetowej – link:
TaniaKsiążka.pl

W felietonach poniżej poruszałem te kwestie:
Czy da się uwolnić od systemu? Najpierw poznaj jak on działa..
Uważasz że jesteś wolny? Naprawdę? „Dali nam pieniądze a my oddaliśmy im całą Ziemię”
Twoja dusza pragnie miłości i radości a nie cierpienia!

Autor: Jarek Kefir

Możesz wesprzeć funkcjonowanie mojej strony. Dzięki darowiznom jestem niezależny od partii politycznych, ideologii, religii, koncernów i innych grup nacisku. Moja działalność zależy m.in. od Twojego wsparcia. Dzięki!🙂 W poniższym linku zawarłem informacje, jak to zrobić:
https://kefir2010.wordpress.com/wsparcie/

 

Dlaczego Ziemia jest piekłem, choć mogłaby być rajem?

Dlaczego Ziemia jest piekłem, choć mogłaby być rajem?

dziecinstwo i dorastanieChciałbym zacząć ten felieton od poruszenia tematu muzyki. Dziś nie mamy muzyki, mamy co najwyżej „przemysł muzyczny”, „przemysł rozrywkowy”. Podobnie nie mamy już kultury, ale pop-kulturę. Do czego zmierzam. Dziś praktycznie całą muzykę przyporządkowano młodzieży i rozrywce. Typowa konwencja pop-kulturowego „dzieła” muzycznego, to mnóstwo: młodych ludzi, szlugów, alkoholu, narkotyków, cycków, seksu, hajsu, melanżu, „szatana”, tatuaży, motocykli itp.

Podporządkowanie muzyki młodzieży, młodzieżowemu buntowi i hormonalnemu „hajowi” okresu dojrzewania i wczesnej młodości, w sposób potworny i niewybaczalny muzykę wypaczyło, zniszczyło. Mamy więc kilka, kilkanaście konwencji wewnątrz pop-kulturowej muzyki, i całe rzesze fanów wzajemnie skłóconych i nienawidzących się. A tak naprawdę, patrząc na to chłodnym okiem – w prawie każdym teledysku, bez względu na konwencję, są podobne treści.

Tak naprawdę nie o samą muzykę i pop kulturę chodzi. Sprawa „umłodzieżowienia” wszystkiego, to dużo szerszy problem psychologiczny i cywilizacyjny. Wyjaśnię to w miarę szybko. Otóż świadomość dziecka jest paradoksalnie, dużo dojrzalszą świadomością, niż świadomość dorosłego. Dziecko odczuwa magię i transcendencję istnienia. Ma szerszy dostęp do metafizycznej strony świata, odczuwa ją instynktownie. Dziecko odczuwa też radość ze wszystkiego, jest ciekawe świata. Świadomość dziecięca jest bardzo bliska ezoterycznemu pojęciu „szczęścia bezwarunkowego” – szczęścia z samego faktu, że człowiek żyje, istnieje, doświadcza.

Niestety, ta dziecięca nirvana zostaje nam brutalnie odebrana w okresie dojrzewania. Zostało to opisane w sposób symboliczny w wielu baśniach, bajkach, podaniach, legendach, filmach. Ten, kto zna klucz interpretacyjny – potrafi odczytać niezwykle ważne wskazówki ze zdawałoby się nie niosących głębszego przesłania bajek, baśni, książek, filmów itp. Królewna Śnieżka ukuła się wrzecionem, na jej palcu pojawiła się krew, i zapadła w głęboki sen. Ukłucie się wrzecionem to symbol pierwszej miesiączki i okresu dojrzewania, które zabiera nam dziecięcą radość istnienia i duchową nirvanę. Od tej pory zapadamy w głęboki sen.

Doskonale ten moment odebrania nam dziecięcego szczęścia opisuje poniższy demotywator:
Historia pewnej depresji

W okresie dojrzewania zaczyna się zwiększona produkcja hormonów płciowych. Zmniejsza się, nieraz znacznie, produkcja serotoniny, która jest hormonem szczęścia. Teraz rządzi dopamina – hormon działania, ekscytacji, euforii, ale też szaleństwa. Bowiem zbyt duża ilość dopaminy jest zwyczajowo łączona z chorobami psychicznymi. To oczywiście tylko plan fizyczny, a zmiany które zachodzą w okresie dojrzewania, są obecne także na planie psychicznym i duchowym.

Od momentu dojrzewania, tracimy zdolność do odczuwania magii istnienia i bezwarunkowej radości. Od teraz ową „radość”, która tak naprawdę jest nędznym substytutem radości – musimy sobie kupić, musimy na nią ciężko zapracować. Od tej chwili radość, szczęście (a raczej ulotna chwila hormonalnej ekscytacji) są zależne od: seksu, alkoholu, narkotyku, zarobienia pieniędzy. Co zrozumiałe, aby dostać chwilę hormonalnego wyładowania (seks trwający ledwie godzinę i orgazm trwający kilka sekund) musimy płacić za to ogromną cenę. W dzieciństwie mieliśmy to za free –

Matka natura bardzo sprytnie to obmyśliła. Specjalnie odbiera nam to bezwarunkowe szczęście znane z dzieciństwa. Poprzez istnienie hormonów i konieczności zdobywania, zapracowywania na szczęście – skłania się nas do realizowania prostych i odwiecznych „programów” matki natury. Czyli do: rozmnażania się (seks, imprezy z alkoholem i narkotykami budujące więzi społeczne i ułatwiające kontakty seksualne), zdobywanie nowych terytoriów, poszerzanie stanu posiadania. Na planie psychicznym „programy” matki natury realizuje podświadomość i ego – które są „reprezentantami” natury w naszym umyśle.

Bądźmy szczerzy – gdyby nie odebranie nam tego dziecięcego bezwarunkowego szczęścia, gdyby nie dana w okresie dojrzewania namiastka – hormonalno-seksualny haj – to ludzkość by nie przetrwała. Bo nikt by nie chciał konkurować o partnerki seksualne z całym stadem napalonych i agresywnych samców, bo szczęście miałby za darmo. Zamiast najpierw konkurować, bić się, udowadniać swoje zalety kobiecie, a potem w pocie czoła, kompulsywnie z nią spać i płodzić dzieci – człowiek odczuwający szczęście bezwarunkowe robiłby co innego. Np poszedł nad jezioro popatrzeć na wschód słońca, poszedł na łąkę łapać motyle, itp.

Opisałem to dużo szerzej w poniższych felietonach:
Jak zrobiono z nas nieszczęśliwych niewolników? Kluczem nie polityka i spiski, a psychologia
Wstań z kolan i odródź się na nowo, po długiej i ciemnej nocy życia!
Jak opuścić ziemskie piekło, więzienie bez ścian? Klucz jest w trylogii „Władca Pierścieni”

A teraz wracając do tematu „umłodzieżowienia” wszystkiego. Owo nastoletnie zafascynowanie powierzchownym, hormonalnym hajem, to inaczej „ciemna noc ducha”, ezoteryczny upadek na samo dno człowieczeństwa. Tak, jest to upadek na samo dno, sen głęboki, choć rozgrzane do granic białości receptory przyjemności w mózgu wręcz wrzeszczą że to nieprawda. W tym okresie mamy zebrać ważne informacje i doświadczenia życiowe. Mamy doświadczać ziemskich dualizmów – dwubiegunowości życia. Z jednej strony, podczas seksualnej i „miłosnej” (zakochanie) ekstazy, sięgamy samych bram niebios. Z drugiej strony, negatywne doświadczenia które zawsze funduje nam wtedy życie, wgniatają nas w glebę, czujemy jak życie kopie nas butem po twarzy, szyderczo się śmiejąc.

Celem doświadczania dualizmów jest zrozumienie powierzchowności, rozpaczliwości i bezsensowności takiego stylu życia. Mamy, przynajmniej w teorii, zrozumieć, że tego typu w zasadzie zwierzęca egzystencja, nie jest celem i sensem życia, ale pewnym etapem. Że jest coś wyżej, coś ponad. I warto by było to coś „ponad poznać”. Przesłanie wielu odłamów ezoterycznych i gnostyckich, to rozjaśnienie zwierzęcych, barbarzyńskich mroków podświadomości i ego, i na powrót, jako osoba dorosła, dostąpienie tej dziecięcej nirvany – bezwarunkowego szczęścia.

Obecnie mamy całe rzesze 20, 30, 40, 50 i 60 latków, którzy owszem, dorośli, ale nie dojrzeli. Dojrzałość – w sensie fizycznym, psychologicznym i duchowym – to niestety, rzadko spotykany rarytas. Większość z tych „dorosłych” pod względem mentalności i świadomości jest na poziomie 12-15 latka, któremu w głowie jedynie jaranie, chlanie, ćpanie, bzykanie i inne formy rozrywki pobudzające układ hormonalny. Od nastolatka różni ich w zasadzie tylko to, że w przerwach między doprowadzaniem siebie do odurzenia, zarabiają na swoje zachcianki.

Mamy więc wyjaśnienie tego, dlaczego nasza planeta, choć mogła by być rajem, jest piekłem. W systemie dualizmów emocjonalno-hormonalno-seksualnych, który opisałem powyżej, dominują sytuacje przykre, negatywne, dramatyczne. Taka już jest natura. Założeniem matki natury jest to, że szereg negatywnych sytuacji i zdarzeń, jeszcze bardziej mobilizuje ludzi do łapania tych złudnych chwil hormonalnego haju. Świetnie pokazują to dane historyczne. Podczas wojny, kataklizmu, klęski głodu, seks i emocje buzują. Ludzie uprawiają go znacznie więcej, a przyrost naturalny w czasie wojny i krótko po jej zakończeniu, bije wszelkie rekordy.

Społeczeństwo, cywilizację, ludzkość tworzą i budują jednostki śpiące głębokim snem, o mentalności w zasadzie małego chłopca (12-15 lat). Podporządkowują oni wszystko tego typu materialistycznym, egoistycznym zachciankom i oczekiwaniom. Dla matki natury – która nie zna pojęć „dobro”, „zło”, „moralność”, „empatia”, „zasady”, „wrażliwość” – taki stan rzeczy jest najlepszym z możliwych. Bowiem jest przyrost naturalny, ludzie zajmują w posiadanie coraz więcej terytoriów i zasobów, a więc gatunek może trwać.

Jest tylko jeden kłopot.. Jako cywilizacja doszliśmy już na skraj tego typu stylu życia. Ekosystemy już nie wytrzymują takiej egotycznej, kapitalistycznej eksploatacji. Trwa kolejne wielkie wymieranie gatunków. Systemy polityczne, społeczne, religijne, moralne, ekonomiczne, które funkcjonowały w poprzednich wiekach – teraz są straszliwie niewydolne i w bólach zbliżają się do kolapsu. Poza tym, nasza świadoma istota – uśpiona i zamglona przez opisaną wyżej zwierzęcą część – zna pojęcia i wartości uniwersalne, których matka natura nie wykształciła. To rodzi potworny dysonans – tzw. „ból istnienia” i postrzeganie naszej planety jako piekła.

Wkleję tutaj cytat z profilu: „Baśnie dla dorosłych dzieci” (link – polecam polubić i czytać) który objaśnia ukryte, głębsze przesłanie bajki „Mała Syrenka”. Mówi on o tym, co poruszam w tym felietonie:

Cytuję: „Mit syreny”
Czlowiek jest zachwycony morzem ze wzgledu na nieprzeniknione głębiny i mit kobiety, która ma dwie natury -wspaniałej kobiety, która oczarowuje go i jest więcej niż mitem: wszystkie kobiety w swym rozwoju wewnętrznym rozwijaja dwie główne i transcendentalne przestrzenie, które są puste (sa lustrzanym odbiciem ich macicy, miejsca, które zawiera również pustke) – pustke seksualną i duchową. Kobieta, która stara się wypełnić te luki często popełnia błąd uzewnetrzniajac je (poza woda, jak Syrena), szukajac w mezczyznie przyjemności seksualnej i poświęcajac sie mu, widzac w nim Boga.

Często nie może jednak znaleźć w mezczyznie ani jednego, ani drugiego.. Stąd jej śpiew, dobrze znany, który jest placzem, lamentela(mężczyźni krytykują placz kobiety i znosza go jedynie po to, aby cieszyć się przyjemnościa jaka im daje kobieta, ale nie rozwiązuja problemu, sa uwięzieni i przerażeni, toną podazajac za przepelniona zalem pieśnia syren). Kobieta jest rozdarta między dwoma światami; jak syrena przyciąga mezczyzne do lona, ale jest zawsze zimna, ulotna, świadomie lub nieswiadomie zlosliwa, prędzej czy później zada cios mezczyznie swoim rybim ogonem.

Nie majac nóg kobieta nie moze towarzyszyc mężczyznie pozbawionemu głębi i przejawia niezadowolenie: pochwa syreny jest niedostepna, jest pokryta rybia łuska, prędzej czy później kobieta zamyka sie w sobie i odmawia mezczyznie miłości i namietnosci. Jedynie człowiek gleboki duchowo moze uwolnic sie od kobiety – syreny, ponieważ on pierwszy bedzie potrafil powiedzieć jej, ze potrzebuje odnaleźć sama siebie i pomoze jej zamienic ogon w nogi, by mogla chodzić samodzielnie.”

Cytuję: „Mężczyzna zatopiony przez kobiecość:
W wielu baśniach powraca postać wdowca, mezczyzny – sieroty, króla bez królowej.. Król Mórz, ojciec Małej Syrenki, mieszkał z pięcioma córkami i ich babcia. Król zyje w otoczeniu kobiet, ale żadna z nich nie moze ofiarowac mu miłości (milosci w znaczeniu damsko-meskim), żadna z nich nie moze sprawic, by czul sie psychologicznie w pelni uksztaltowany.

Często dorastamy w społeczeństwie zaproramowanym na meskosc: prawo, sila, szacunek, karierowiczostwo, wojna, meska „opieka” nad kobieta.. ale wspòlczesny mezczyzna nie jest królem zadowolonym, w swiecie pozbawionym kobiecosci, macierzynskiego przewodnictwa dajacego wartości duchowe, boskiej kreatywności.

Takie społeczeństwo jest powierzchowne, dlatego Mała Syrenka wyplywa na powierzchnie. Nastawione na męskosc spoleczenstwo popycha mezczyzne do zdobywania władzy siłą lub do tworzenia getta, zycia w izolacji. Na Syrenki beda polowac mezczyzni pijacy na rogach ulic, spedzajacy czas w barach, mezczyzni – dzicy: nie potrafiacy dac kobiecie wsparcia.”

Cytuję: „Gdy głęboka nieświadomość wypływa na powierzchnię ulotnego świata, zostajemy zatopieni:
W wieku piętnastu lat, podazajac za odwieczna tradycja syren, Mala Syrenka może wypłynąć na powierzchnię, aby przyjrzeć sie światu na powierzchni.. początek dojrzałości przypada na ten moment, kiedy zaczynamy tonąć w powierzchowności świata, w doświadczeniach życia-kazdy z nas musi rzucić sie w glebokie fale zycia,kazdy z nas musi podjać to ryzyko.

Brak matki (symbol transcendencji) popycha ludzi do poszukwania życia duchowego, do poszukiwania innych światów. Mala Syrenka jest inna niż jej siostry; nie wystarcza jej zwyczajne spędzanie czasu otoczona niefrasobliwa atmosfera panujaca w podwodnym palacu ojca (jak ci z nas, którzy żyją tylko zamilowaniem do przedmiotów, do dobra materialnegow „zamku” ulotnych przyjemności i iluzorycznego szczęścia). Mala Syrenka chce odkryć inny, duchowy wymia.Gdy gleboka podswiadomosc wyplynie na powierzchnie, ulotny swiat zatopi cie swoim materializmem i nuda.”
Źródło: j.w.

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.