HIPOTECZNI KREDYCIARZE: NAJWIĘKSI NAIWNIACY

Hipoteczni kredyciarze: najwięksi naiwniacy naszych czasów

„Chciałbym was ostrzec. Jesteście najlepszym, krwistym i z niezwykle długim terminem ważności mięchem dla opasłej elity świata, o której wy, żuczki, nie macie pojęcia. Hipoteczni kredyciarze – najwięksi naiwniacy współczesnych czasów.

Adam ma 37 lat i wypija piwo za piwem. Robi tak prawie co wieczór, bo uważa, że piwo to żaden alkohol, a pozwala zasnąć. Jego żona, Alicja, już się przyzwyczaiła. No i co z tego? Ciężko pracuje, musi odreagować, tłumaczy męża. W ich wykwintnym domu na przedmieściach, a właściwie w zapyziałej onegdaj wsi przyklejonej do miasta, której pola i łąki (ku uciesze podupadłych rolników) stały się  placem budowy dla stęsknionych sielanki mieszczuchów; jest czysto, ze smakiem i po nowoczesnemu.

Adam: mój Boże, czasem kłóciliśmy się do rana urządzając nas wymarzony dom. Przeglądaliśmy dziesiątki katalogów, robiliśmy wizualizację. Oboje byliśmy zgodni, że nasze gniazdko musi być wyjątkowe. Żadnych tanich rozwiązań, półśrodków i tandety. To miało być nasze miejsce na całe życie. Zaciągnęliśmy 400 tys. kredytu hipotecznego na 50 lat. Ale byliśmy raptem przed 30-tką. Oboje: dobre posady w firmach, solidne wykształcenie, języki. Modlić się już tylko o zdrowie, powtarzaliśmy. Reszta na pewno się ułoży.


Budowa domu trwała trzy lata. To był czas, o którym Adam mówi krótko: amok.

Byłem jakby na wiecznym haju. Codziennie po pracy leciałem na budowę jak na skrzydłach. W nocy spałem po 5 godzin. Alicja każdą wolną chwilę spędzała przed komputerem. Urządzała w wirtualu pokój za pokojem. Jeździliśmy też po centrach handlowych. Szukaliśmy mebli, tkanin, dodatków, naczyń, lamp. Trzy lata w klimacie nieustającego podekscytowania. Bank wypłacał, jak obiecał, transzę za transzą. Konto puchło od zastrzyków gotówki, której bym nie wypracował przez kilkadziesiąt lat harówki w firmie. A tu masz. Jest! Możesz działać, załatwiać, tworzyć. Wtedy czułem się jak król. Jak pan swego losu.

Zdawałem sobie sprawę z konsekwencji. Że będę spłacał raty przez dziesiątki lat. Ale o codzienności w nowym, moim domu, myślałem wyłącznie w różowych kolorach. Kominek, żona na kanapie z lampką wina w dłoni, dzieci śpią każde w swoim pokoju. Stopy ogrzewa rasowy pies… Tak, nabijam się teraz sam z siebie. Ale takie fantazje snułem, rzucając się po placu budowy. Myślałem: poznałem wspaniałą kobietę. Pragnąłem stabilizacji. Nie bałem się ojcostwa. Planowaliśmy z Alą dwoje dzieci. Najlepiej z niewielką różnicą wieku. Fundamentalne decyzje podjąłem przed 30-tką, więc  miałem całe życie przed sobą na ich realizację. Nie chciałem tracić czasu. Szczęście było w zasięgu ręki. To, że na koszt banku? I co z tego?

Nie pierwszy i nie ostatni zaciągam z młodą żoną kredyt na dom na przedmieściach. Bóg da, to i spłaci się wcześniej. A póki co, buduj, urządzaj, spładzaj dzieci przed kominkiem i ciesz się rodziną w wieczory na tarasie. Po sześciu latach takiego życia, głęboka depresja i rozwód wiszący na włosku. Długo nie mogłem pogodzić się z tym, że ja, rozsądny facet, uległem iluzji jak naiwne dziecko. Gdzie popełniłem błąd? Kto mną zmanipulował? Czułem się jak idiota. Codzienna presja była tak silna, że przestałem cieszyć się czymkolwiek. Przestałem sypiać z żoną. Ona była w wiecznych pretensjach, a po urodzeniu niepełnosprawnego syna, egzystowała już tylko dla niego. Moje życie stało się nie do zniesienia.


Alicja: Dziwisz się, że tak spokojnie o tym rozmawiamy? Dwa lata trwało, zanim Adam wylizał się z depresji i mogliśmy podjąć jakieś racjonalne kroki. Tak, nasz dom, nasze drugie dziecko (to prawdziwe leży w specjalistycznym wózku, kilkuletni chłopiec z porażeniem mózgowym) jest obecnie wystawiony na sprzedaż. Idzie ciężko, bo koniunktura na domy spadła, a my chcielibyśmy po sprzedaży wyjść choć z małą góreczką. O sprzedaży myśleliśmy od dawna, ale baliśmy się przyznać do tego przed sobą. Dom miał być przecież naszą ostoją i schronieniem. Tymczasem z roku na rok stawał się ciężarem nie do udźwignięcia. Upiorną skarbonką na kasę.

Adam tyrał od świtu do nocy, aby utrzymać odpowiedni standard życia. Ja również, pomimo choroby dziecka, wróciłam na pół etatu do pracy. Żyliśmy w tak niewyobrażalnym kieracie, że… skończyło się chorobą męża i poważnymi kłopotami finansowymi, z których coraz trudniej się wyplątać. Leczenie i rehabilitacja syna pochłaniają majątek. Dom i jego dopieszczanie już dawno zeszły na dalszy plan. Z czasem zrozumieliśmy, że to nie jest dobre miejsce dla nas, że dom wcale nas nie cieszy, za to przysparza dodatkowych trosk, a nieustanne kursowanie do miasta po prostu wykańcza.

Adam: To nie niepełnosprawność mojego syna spowodowała, że poczułem bezsens swojej egzystencji na przedmieściach, choć jego choroba stała się kropką nad i. To presja comiesięcznych zobowiązań finansowych wypala mnie od środka i na pozór banalne sprawy, które drążyły na swój sposób, jak kropelki. Po głowie kołowało pytanie: kurna, stary, po co ci to wszystko? Po jaką cholerę? Pytasz, co to było na przykład? Proszę bardzo! Jeszcze podczas budowy mieliśmy w głowach z Alą taki obrazek, że w naszym ogrodzie będą się odbywały grill party przez całe lato. Że znajomi z miasta będą walić drzwiami i oknami.


Wiadomo, świeże powietrze, niedaleko las. I wiesz co, jak udało się zorganizować dwa grille dla znajomych latem, to już było dobrze. Każdy ciągle zagoniony, każdy ma swoje terminy. Inna pierdoła; choinka w salonie. Żona miała taką wizualizację. Robi święta dla całej rodziny. Wielkie pachnące drzewo jarzy się od lampek. Przy stole rodzina Alicji i moja. Dzieciaki ganiające się po domu. Wiesz ile takich Wigilii udało się nam zorganizować przez dziewięć lat mieszkania tu? Dwie. I to ile musieliśmy się naprzekonywać, że można dojechać do nas przez zimowe śniegi.

Adam kontynuuje: To może głupio zabrzmi, ale ciągle wyskakiwało coś, co nas… zaskakiwało. I w rezultacie uwierało jak kamyk w bucie. Wiosenne błoto wnoszące się wiecznie do domu, krztuszący się dymem kominek, usterki architektoniczne, o których wcześniej nie zdawaliśmy sobie sporawy, np. uciążliwa wilgoć w naszej wypieszczonej sypialni, bo dach został wadliwie położony, a naprawa kosztowałby majątek. Albo takie atrakcje: smród z okolicznych pól po wylaniu obornika utrzymujący się przez kilka dni. Pies uwiązany przy posesji sąsiada, ujadający całe noce. Problem z dojazdem karetki do Kuby zimą.

Masa pieniędzy wydawana na paliwo, bo dojeżdżaliśmy do pracy samochodem. Wiesz, takie życie na wsi nie jest dla każdego. Biały domek z ogródkiem to miłe dla podświadomości wyobrażenie, ale utrzymanie go wymaga nakładów, o których nikt nakręconym nabywcom woli nie wspominać. Pół biedy, jak te dobra są wolne od hipoteki. Kiedy jednak wszystko jest na kredyt, twoje życie staje się niepostrzeżenie formą współczesnego niewolnictwa. Presja spłaty kolejnych rat ogłupia do tego stopnia, że przestajesz myśleć o czymkolwiek innym. Niby konsumujesz dobra, ale one są bez smaku. Stają gulą w gardle. W końcu masz ochotę zwymiotować.

Alicja: Już w trzecim roku mieszkania tu zaczęło się miedzy nami psuć. Była ostra zima. Opał skończył się przedwcześnie. Musieliśmy wziąć kolejną pożyczkę, aby dokupić węgiel. Kubuś wtedy nawet jeszcze nie siedział. Byłam z nim sama od rana do nocy. Adam w tym czasie w pracy. Wieczorami zawzięcie się kłóciliśmy; o kasę, o syna, o własne niezaspokojone potrzeby. W domu czułam się jak w więzieniu, a Adam czuł się do domu uwiązany jak pies. Ja tęskniłam za gwarem i ludźmi.


Chciałam wychodzić z Kubą z czterech ścian, Adam wracał do domu i padał ze zmęczenia. Nie miał żyłki do majsterkowania, jakiejś ogrodniczej pasji czy coś, nie bawiło go to. Przesiadywał w rachunkach i liczył, ile musimy zarobić, aby pchnąć ten cholerny kredyt do przodu choć o parę lat. Liczył i liczył i… szedł przed tv z cztero pakiem piwa. Wiedział, że to jest nierealne. Że trzeba się z tym pogodzić; tak już będzie miesiąc w miesiąc w sumie do końca życia. Najpierw haracz dla banku i inne zobowiązania. Reszta dla nas. Tylko co z tej reszty zostawało!

Adam: W depresję wpadłem po sześciu latach takiego życia. Hipoteka i niepełnosprawność syna przerosły mnie. Nic, kompletnie nic mnie nie cieszyło. Widziałem beznadzieję swojej sytuacji i czułem totalną bezradność. Żona i syn drażnili mnie. Praca nie przynosiła satysfakcji. Miałem ochotę uciec, wziąć jakąś pieprzoną gumkę z myszką i wymazać ten idiotyczny obrazek; dom z ogródkiem, żonę w halce przed kominkiem, rasowego psa… Pach, nie ma tego już. To mi się tylko przyśniło. Jestem wolny!

Depresja męża, to był koszmar. To choroba, która dotyka pozostałych członków rodziny. Poważnie zastanawiałam się wtedy nad rozwodem z Adamem. Chciałam wyprowadzić się z Kubą do miasta. Wytrwaliśmy, ale czy jesteśmy szczęśliwi? W każdym razie nie tak, jak sobie to wyobrażaliśmy na ślubnym kobiercu. Po dziewięciu latach małżeństwa nie boję się powiedzieć: jesteśmy wciąż razem, bo wiąże nas niepełnosprawny syn i… kredyt hipoteczny. Spłata rat jeszcze przez 41 lat. Skończymy, gdy będziemy pod 80-tkę! Kuba przekroczy 50-tkę. Dopiero teraz to wszystko do mnie dociera. Żyjemy w iluzji, która – paradoksalnie – stała się naszą rzeczywistością. Musimy z tym skończyć. Sprzedaż domu, to teraz nasze największe marzenie. Mamy go serdecznie dość.”

(Źródło nieznane)


🍀 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Aktualnie przeżywam różne wyzwania życiowe – jest ich dość dużo. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować pasję dzielenia się z Wami ciekawą wiedzą. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają duże media. Twój wkład pozwoli mi regularnie dostarczać wysokiej jakości treści:

1️⃣ Przelew na konto o nr: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

5️⃣ Przez Revolut:
Nr konta: 39291000060000000004742686
IBAN: LT603250012867538063
BIC: REVOLT21


Odkryj więcej z mr Jarek Kefir & dr Odkleo

Subscribe to get the latest posts to your email.

18 myśli w temacie “HIPOTECZNI KREDYCIARZE: NAJWIĘKSI NAIWNIACY

  1. Tak to jest jak mieszczuchy przenoszą się do miasta. brak zamiłowania do ogrodu, brak żyłki do majsterkowania? To dlaczego chcieliście domek z ogrodem? To jak zakładać szkołę pływacką nie umiejąc pływać. Totalny bezsens. To zawsze skończy się katastrofą.

    Polubienie

  2. Jakie to prawdziwe co tu napisane. Każdy nawinie wierzy, że prosperity będzie trwało w nieskończoność. Że rozwój,w zrost i powodzenie wpisane jest w naturę człowieka. A potem coś się dzieje. Praca, zwolnienie i problem.

    Polubienie

  3. dzieki temu ze ludzie nie wybiegaja inteligencja w przyszlosc maja jak maja a bogaci sie bogaca .To ze przestaja się rozwijac wplywa tylko kozystnie dla osob ktorzy dalej sie rozwijaja. Ludzie wola siedziec przed telewizorem zamiast dalej sie rozwijac bardzo dobrze kara musi byc nie zycze nikomu zle ale zamiast pic piwko ktore nie wzbogaci lepiej przeczytac ksiazke o inteligencji finansowej jak takiej sie nie ma to te piwka trzeba poswiecic

    Polubienie

  4. ludzie po studiach to banda nie przygotowanych do zycia naiwniaków, a przez nich wlasnie jest jak jest, gdzies trzeba utrzymac te mase biurokratów studencików

    Polubienie

  5. Gadanie. Mam 36 lat i bliźniaki 3 letnie. Kiedy żona była w ciąży, wiedzieliśmy, ze docelowo nie możemy mieszkać na dwóch pokojach w komunalnym bloku. Ktoś ma propozycję? – bank miał – kredyt na 30 lat – Od dwóch lat mieszkam w domku – finansowo jest ciężko – i nikt nie wie co będzie za rok czy tydzień – zawsze mogę stracić pracę albo mieć wypadek. Wówczas sprzedam dom i będę się martwił – pójdę na kawalrekę. Ale mam las, ogródek, gril kiedy chcę, ciszę, browara przy zachodzie słońca albo winko przed kominkiem. Jasne, ze są komary, kiepska droga i sklep daleko. Ale nie słyszę co ogłada sąsiad za ścianą i w łazience możemy w czwórkę myć zęby na przykład. Jasne, ze banki to krwiopijce i żyjemy w kraju gdzie obywatel jest na końcu układu pokarmowego czyli w dupie – ale jaki mam wybór – jechać do Angli? Tu mam rodziców, znajomych i prace którą lubię.
    Ps – nie jestem lemingiem – czekam, aż ktoś wyjdzie na ulicę i będzie miał pomysł na Polskę.
    Pozdrawiam

    Polubienie

  6. ciekawi mnie gdzie te madre glowy, ktore pisza te kom mieszkaja. U rodzicow? Jak czlowiek 25-30 letni uczciwie pracujacy ma zarobic na swoje mieszkanie srednio 250 tys. Oczywiscie nie mowie tu o wystawnym domu a o m3 lub zwyklej kawalerce?

    Polubienie

  7. Mam 30 lat i mieszkam z rodzicami w domu 120m2, 2 piętra (oni parter, moja rodzina u góry), typowy „klocek” wybudowany za czasów PRL. Biorąc pod uwagę wszystkie koszty (np. docieplenie, naprawa dachu, wymiana kotła, rozbudowa garażu, opał itp.) to utrzymanie domu kosztuje ponad 3000zł miesięcznie – liczę to od 2002 roku kiedy zacząłem pracować. Dom to niestety worek bez dna, bierzcie to pod uwagę przed podpisaniem kredytu.

    Polubienie

  8. Tak się związać na te 30 lat. A do tego nakręcanie bankom koniunktury programami „Rodzina na swoim”, czyli „Developer na swoim” itp.
    A z drugiej strony: ma facet te przykładowo 35 lat, na zakup go nie stać, bo nawet zdolności kredytowej nie ma z umową na czas określony, ale ostatnimi czasy to coraz mniejsze szanse ma również na wynajem czegokolwiek, poza pokojem we wspólnym mieszkaniu.

    Polubienie

  9. Pawlak powiedział kiedyś niezapomniane słowa ; Żaba widzi że konia kuja i sama noge podstawia”. Nie mam nic do kredytów hipotecznych i samych kredyciarzy,lecz prawda jest taka ze wielu te kredyty ma ale niewielu na nie stać.Koszmar zacznie się jak skoncza się rzadowe dopłaty i kredyciarz będzie musial wziąć na siebie caly ciezar swoich ”marzen”.

    Polubienie

  10. Realia życia w polsce, sam o mało się tak nie załatwiłem. Dobrze że czasem człowiek sam pomyśli a nie patrzy na innych i też tak chce.

    Polubienie

      1. Nieco smutna historia. Bardzo mądra konkluzja – po co brać na siebie kajdany na 30-40 lat. To się musi skończyć źle wcześniej czy później.

        Polubienie

      2. Młody człowiek po studiach? No to Cię zaskoczę. Mam 25 lat, od 4 prowadzę własną firmę pierwsze co zrobiłem po maturze to wyjechałem do UK zarobić na założenie firmy. Całe życie wszystko kupuję za gotówkę, kredyty takie, abym je spłacił maksymalnie w ciągu roku. Zamiast brać kredyt w wysokości 400tys zł w wieku 30 lat prawdopodobnie wybuduję sobie dom również za gotówkę. Zamiast iść na studia lepiej pójść do pracy. Fryzjer lub kucharz w wieku 25 lat ma już co najmniej 8 lat doświadczenia zawodowego a student w wieku 25 lat pracuje w KFC i podaje mi frytki. Jeżeli studia nie kończą się zawodem jak na przykład lekarze to lepiej pójść na studia po zdobyciu zawodu.

        Polubienie

        1. Sam bym tego lepiej nie napisał.100/100 młody ja akurat zarobiłem w Polsce po prostu pracując po technikum gdy inni imprezowali w akademikach.Dziś mam dom(w ktorym mieszkam z rodzicami z żona i dziecmi-żona dopilnuje dzieci mama ugotuje) i mieszkanie które wynajmuje,stały dochód i 0 kredytu,jest czas na wczasy i na wypoczynek 1 dniowy gdyz można dzieciaki zostawić z rodzicami, a po angielsku umiem jedne slowo „ok”.daleko zajdziesz,bo w Twoim wieku miałem jeszcze czasami pstro w glowie.
          Pozdro.

          Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.