PRZERAŻAJĄCA CHOROBA. „ZOBACZYŁ PRAWDZIWĄ BESTIĘ!”

Dysmorfobia – szokująca choroba, która dotyka psychikę 2% polskiej populacji

Dysmorfofobia to paniczny lęk przed brzydotą, najczęściej tą wyimaginowaną. Wedle różnych badań cierpi na nią 0,7-2 proc. populacji. Występuje więc częściej niż na przykład schizofrenia, a mimo to mało o niej wiemy. Chorzy do lekarza trafiają najczęściej po próbach samobójczych albo licznych bezskutecznych operacjach plastycznych.

Marta jest szczupłą szatynką o regularnych rysach twarzy, szarych dużych oczach i uroczych dołeczkach, które pojawiają się, kiedy się śmieje. O jej urodzie można by długo mówić. Ale ona sama ma na to tylko jedno określenie: “koszmar”. Tego koszmaru miała na tyle dość, że postanowiła leki nasenne popić dużą ilością wina. Czuła, jak zapada w błogi sen, i myślała, że już się z niego nie obudzi. Miała jeszcze jakieś przebłyski, wydawało jej się, że słyszy dzwonek telefonu, ale już jej to nie obchodziło. I nagle obudziła ją matka, która miała wrócić od babci za tydzień. Marta powiedziała coś w stylu: “Mamo, to ty też umarłaś?”, ale kiedy usłyszała: “Dziecko, co ty bredzisz? Czemu nie odbierasz telefonów?” zrozumiała, że od ziołowych tabletek trudno umrzeć i będzie musiała nadal patrzeć na “tę koszmarną” twarz w lustrze. Bo Marta uważa, że trudno znaleźć brzydszą osobę niż ona sama. Widzi swój wielki nos, brzydki owal twarzy, mysie włosy, obwisłe policzki, chociaż ma dopiero 20 lat. Ale najgorsze są te odstające uszy.

Lustro to mój wróg

Marta nienawidzi luster, podobnie jak szyb wystawowych, w których widzi swoje odbicie. Nie może na siebie patrzeć. Nie lubi też pozować do zdjęć, na każdym za kimś stoi albo ma włosy na twarzy.

– Nie chcę, żeby inni musieli mnie oglądać. To wcale nie jest przyjemne – mówi Marta.

Czasami jednak bierze lustro i godzinami ogląda twarz kawałek po kawałku w nadziei, że jednak coś się zmieniło, że może jednak nie jest tak źle, że nos nie jest taki długi, a włosy chociaż trochę bardziej gęste i błyszczące. Stwierdza jednak, że nic się nie zmieniło i jedyne, co może zrobić, to zakryć twarz włosami.

Mama jej radzi, żeby poszła do fryzjera albo kupiła sobie nowe ciuchy, a Marta myśli wtedy, że ona też widzi jej brzydotę, stąd te rady. Właściwie każdym zdaniem na swój temat potrafi karmić swoją chorobę. Kiedy słyszy komplement, to myśli, że ktoś kpi z niej. Tak jak wtedy, kiedy w liceum jej kolega z klasy czekał nią pod szkołą, żeby odprowadzić do domu i powiedzieć, że jest bardzo miła. A ona uciekła z płaczem, bo wcale nie chciałaby być miła, ale choć raz komuś się podobać, jak prawdziwa kobieta. Nie przyszło jej do głowy, że właśnie to chciał jej przekazać.

Nigdy nie będę taka, jak ona

Marta od dziecka była nieśmiałą dziewczyną. Wychowywała się w niewielkiej wsi, gdzie miała jedną koleżankę w swoim wieku. Rodzice przenieśli się do pobliskiego miasteczka, kiedy jej rok starsza siostra poszła do pierwszej klasy, a ona do zerówki. Dzieci w większości już się znały, dziewczynki związywały grupy. A ona była z boku.

– Nie wiesz, jak to jest, kiedy cały dzień sama się bawisz, sama siedzisz w kącie. Dzieciaki mają jakieś swoje tajemnice, ale ciebie do nich nie dopuszczają. To chyba najgorszy czas w moim życiu. W szkole było już nieco lepiej, miałam koleżanki, choć nigdy nie byłam przebojowa ani tak piękna jak moja mama. Zjawiskowa, elegancka, szczupła do dziś – mówi Marta.

Marta zawsze chciała być jak ona. I zawsze czuła, że nie spełnia jej oczekiwań. Dla niej dobrze się uczyła i dla niej chciała być ładna. Ale nigdy nie usłyszała słowa pochwały. Jej mama po porostu taka jest, nie chwali i już. W szkole chłopaki ganiali za nią i wołali “zając”. W sumie nie tylko ona miała jakąś ksywkę, ale to ją ostatecznie utwierdziło w przekonaniu, że jest do niczego, brzydka, paskudna, szkaradna, taki “obleśny zając”. Kiedyś ciotka powiedziała jej, że wygląda jak jej matka, kiedy była w jej wieku, Marta najpierw ucieszyła się, a potem pomyślała, że to takie rodzinne gadanie.

Operacja plastyczna nie uleczy

Matka Marty cieszyła się, że ma taką spokojną córkę, nie wraca nad ranem, nie pije, nie pali. Ale czasami sama ją wypchała z domu, żeby poszła z koleżankami do kina albo na dyskotekę. Pytała, czy spotyka się z jakimś chłopakiem. Nie spotykała i nigdzie nie miała ochoty chodzić, “żeby nie wystawiać się na pośmiewisko”. Najbardziej lubi kolor czarny i szary, bo nie rzuca się w oczy. A jej matka pyta, czemu nie kupi sobie jakieś kolorowej sukienki na lato. Znowu coś jest nie tak. Wtedy zamyka się w swoi pokoju, bierze lusterko i godzinami ogląda swoją twarz, w nadziei, że może jednak jej zęby nie są tak krzywe, a uszy nie tak bardzo odstające, że może jak zobaczy zmiany, to kupi sukienkę i wyjdzie na tę dyskotekę. Jej siostra idzie sama, a ona znowu zamyka się w swoim pokoju.

Ma dużo czasu na myślenie, dochodzi do wniosku, że lepiej się poczuje, kiedy założy sobie aparat na zęby  i zoperuje uszy. Dostaje od rodziców pieniądze na korektę zgryzu, o operacji plastycznej nosa nie chcą słyszeć. Mówią, że zwariowała. Ale Marta już ma pomysł, jak wyleczyć się z kompleksów. Jest dorosła, nie potrzebuje zgody rodziców na operację, tylko pieniędzy. Zdaje na matematykę. Na wakacjach jedzie do Norwegii, całe trzy miesiące patroszy ryby. Ale ma pieniądze na operację. Zaczyna się rok akademicki, ale Marta nie idzie na zajęcia, bo i po co.

– Myślałam: kto potem zatrudni kogoś, kto ma takiego ryja, kto będzie chciał mnie codziennie oglądać – stwierdza Marta.

Już następnego dnia po wylądowaniu na lotnisku w Polsce idzie do chirurga plastyka, najlepszej kliniki w pobliskim mieście. Mówi, że chce zmniejszyć uszy i sprawić, żeby nie były odstające, a także skrócić zbyt długi jej zdaniem nos, pyta, czy jest jakaś recepta na nieregularne rysy twarzy. Lekarz długo z nią  rozmawia. Martę drażnią te wszystkie pytania, w końcu nie przyszła na pogaduszki, ma pieniądze i chce kupić za nie nową twarz i nowe życie. Ale chirurg mówi, że nos ma modelowy, uszy można byłoby nieco skorygować, ale zmiana będzie minimalna. Odsyła Martę do psychologa.

– Byłam oburzona. Krzyczałam, że nie ma prawa mi mówić, co mam robić, że jest od tego, żeby wykonywać zamówienia klientów. Ale zaraz pomyślałam, że jestem tak brzydka, że nawet chirurg plastyczny nie chce mną się zająć – wspomina Marta.

Polubić siebie

Znowu zamyka się w swoim pokoju. Znowu ma dużo czasu na myślenie. I znowu dochodzi do wniosku, że jej życie nie ma sensu. Tym razem już wie, że po garści ziołowych leków nasennych co najwyżej dłużej pośpi. Chce lepiej przygotować się do samobójstwa. Czyta w internecie, wchodzi na fora, radzi się, nie chce czuć żadnego bólu, tylko zasnąć i się nie obudzić. Ktoś jej mówi, żeby załatwiła sobie antydepresanty. Idzie do psychiatry, zgodnie z prawdą opowiada, że od wielu lat nie wychodzi praktycznie z pokoju, że nienawidzi siebie, że nie widzi sensu życia. Dostaje leki na depresję. Szybko wraca do domu i łyka tabletki. Budzi się w szpitalu. Jest przy niej matka, która płacze. Pierwszy raz w życiu szczerze ze sobą rozmawiają. Matka twierdzi, że do głowy by jej nie przyszło, że Marta ma takie kompleksy. Psycholog mówi Marcie o nikim poczuciu wartości, o zaburzonym postrzeganiu siebie samej. Namawia ją na terapię. Zgadza się tylko dlatego, że jest jej wszystko jedno i właściwie lubi tę psycholog. Nikt wcześniej z nią tak nie rozmawiał, nie pytał, co czuje i myśli.

– Nie wierzę w to, że mogę na siebie spojrzeć inaczej niż ze wstrętem. Ale co mam robić, nawet zabić się nie umiem – mówi Marta.

O dysmorfofobii mówi Stanisław Porczyk, psychiatra z Grupy “Synapsis” w Warszawie:

Jakie mogą być przyczyny tej choroby?

Nie znamy przyczyn dysmorfofobii. Prawdopodobnie współistnieją, jak w wypadku wielu innych zaburzeń, czynniki o charakterze środowiskowym, psychologicznym i biologicznym. Współistnienie, o którym mowa, może wyglądać tak, że do dysmorfofobii usposabiają niektóre geny, ale muszą na to nałożyć się niekorzystne doświadczenia w okresie wczesnej i późnej młodości. Pewną rolę odgrywają zapewne czynniki kulturowe, znaczenie, jakie obecnie przywiązujemy do swego wyglądu, jednak wydają się one nie być wcale tak istotne, jak to by się wydawało. Bazą choroby jest coś, co rozwija się już wcześniej.

Czym różni się dysmorfofobia od niezadowolenia ze swojego wyglądu?

Siłą absurdalnego przekonania, obsesyjnością, czyli ciągłym nawracaniem myśli o rzekomym defekcie ciała i bardzo charakterystycznymi sposobami zachowania, których celem jest maskowanie defektu, próba jego eliminacji i sprawdzanie aktualnego wyglądu.

Czy ciężko jest żyć z dysmorfofobią?

– Dysmorfofobia, jak wiele innych zaburzeń, może manifestować się łagodnie i ciężko. Mogą mieć też miejsce okresy popraw i zaostrzeń. Często jednak dysmorfofobia jest schorzeniem poważnym. Badania porównawcze wskazują, że upośledzenie funkcjonowania życiowego u osób z dysmorfofobią może być większe niż u osób z depresją, cukrzycą insulinoniezależną, a nawet u tych, którzy niedawno przeszli zawał. Skutkiem zaburzenia często jest niezdolność do pracy – w jednym z badań amerykańskich zanotowano ją u 32% chorych dorosłych, podobny odsetek młodzieży nie mógł przebywać w szkole albo skupić się przy odrabianiu lekcji. W innym badaniu stwierdzono, że 27% osób z tym rozpoznaniem nie mogło w ogóle wyjść z domu przez co najmniej jeden tydzień. Nie można też zapominać, że u wielu osób z dysmorfofobią dochodzi do rozwinięcia się pełnoobjawowej depresji.

Szacuje się, że chorych na dysmorfofobię jest mniej więcej tylu, co chorych na schizofrenię. Dlaczego o tym zaburzeniu tak niewiele wiadomo?

– O dysmorfofobii wiadomo niemało, prawdą jest jednak, że mało się o niej mówi i pisze. Widzę tego dwie główne przyczyny. Osoba z dysmorfofobią wcale nie jest częstym gościem w gabinecie psychiatry ani psychologa, zazwyczaj nie ma bowiem poczucia, że jest chora. Osoby z tym zaburzeniem przeżywają swój rzekomy defekt jako coś całkowicie prawdziwego. Starają sobie więc radzić po swojemu: unikają ludzi, osłaniają swoją twarz lub skórę, korzystają z pomocy kosmetyczek, a jeśli już zgłaszają się do specjalistów to są nimi często lekarze dermatolodzy albo chirurdzy plastyczni. We wszystkich tych miejscach są podobni do wielu innych osób, które dysmorfofobii nie mają. W rzeczywistości to one, osoby z dysmorfofobią, ogromnie cierpią, ale ze swoim niezadowoleniem ze własnego wyglądu, ze swoim sposobem życia, niejako rozpływają się w społeczeństwie.

Inną przyczyną jest to, że termin dysmorfofobia nie ma swojej ugruntowanej pozycji w medycynie. Istnieje długa tradycja używania słowa dysmorfofobia na określenie nie osobnego zaburzenia, ale tylko objawu, który mógł, jak powiadano, występować albo w chorobach psychicznych (zwłaszcza schizofrenii), albo nerwicy. Dziś uważamy, że dysmorfofobia jako objaw schizofrenii jest sprawą rzadką albo bardzo rzadką. Dysmorfofobia taka, z jaką spotykamy się najczęściej, wydaje się być zaburzeniem rzeczywiście pokrewnym nerwicy, temu, co jest nazwane zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnej (nerwicy natręctw). Prawdopodobnie jednak właśnie taka historia tego pojęcia i różne wątpliwości dotyczące pokrewieństwa dysmorfofobii z innymi zaburzeniami, zwłaszcza “nerwicą”, powodują, że są specjaliści, którzy nie używają tego terminu, albo używają go tylko jako nazwy objawu. Moim zdaniem nie sprzyja to rozumieniu tych chorych i pomocy dla nich.

Czy operacje plastyczne mogą w jakikolwiek sposób pomóc choremu na dysmorfofobię?

– Nie mogą. Dysmorfofobia właśnie się tym cechuje, że tego rodzaju próby rozwiązania problemu okazują się daremne.

Kiedy zazwyczaj chorzy trafiają do lekarza? Jak leczy się dysmorfofobię i czy leczenie przynosi trwałe efekty?

– W leczeniu osób z zaburzeniem dysmorficznym zaleca się jednoczesne stosowanie farmakoterapii i psychoterapii. Skuteczność leczenia lekami przeciwdepresyjnymi z grupy SSRI lub klomipraminą została udowodniona w licznych badaniach. Mniej badań wskazuje na przydatność leków przeciwpsychotycznych, czyli neuroleptyków. Nie jest jasne, które rodzaje psychoterapii mogą być najskuteczniejsze, ale dość często zaleca się terapię behawioralno-poznawczą. W sumie można powiedzieć, że prawidłowo prowadzone leczenie osób z dysmorfofobią może bardzo istotnie wpłynąć na los chorych, nawet uratować życie zrezygnowanemu choremu. Wiele osobom w wyniku terapii może dobrze lub dość dobrze funkcjonować. Leczenie jest jednak trudne, trudniejsze niż w depresji, a jego efekty nie zawsze są dobre.

Autor: Marta Stasińska


Witaj. 🙂 Moja strona utrzymuje się z darowizn czytelników. Nie organizuję warsztatów, na których mówi się o czarach-marach, cudach i jeszcze trzeba za to płacić. Wolę walić prawdę prosto z mostu, nie pasjonuje mnie oszukiwanie ludzi. Szerzę świadomość i wiedzę na tyle, na ile mogę, i mam nadzieję, że przyniesie to coś dobrego. Nie wprowadzam żadnych płatnych treści. Chcę, by moje publikacje były dostępne dla każdego, nawet dla biednych osób. Jeśli cenisz moją pracę, to możesz wspomóc moje publikacje finansowo.

Możliwości wsparcia moich publikacji:

➡️ Na konto bankowe:
Dla: Jarosław Adam
Numer konta: 16102047950000910201396282
Tytułem: Darowizna

Wpłacającym z zagranicy potrzebne są także te dane:
Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
IBAN: PL16102047950000910201396282

➡️ Na Pay Pal: Kliknij poniższy link:
https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

➡️ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

➡️ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm


Odkryj więcej z mr Jarek Kefir & dr Odkleo

Subscribe to get the latest posts to your email.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.