Ciemna strona naszego „ja” która wyłania się z prehistorycznych pradziejów..

Ciemna strona naszego „ja” która wyłania się z prehistorycznych pradziejów..

rozwoj duchowyCzasami przeglądam sobie różne nagrania tych, którzy pretendują do miana „mistrzów oświeconych”. Mam tutaj na myśli osoby wywodzące się z nurtu new age, czyli „ezoteryki cukierkowej”. Emocje jakich wtedy doświadczam są różnorakie.. Od współczucia, że jeszcze wiele wzlotów i przede wszystkim upadków przed takimi osobami. Aż po niemały podziw dla ich nieukrywanej pewności siebie.

Na czym polega główny błąd doktryny new age? Między innymi na tym, że nie rozpatruje natury stworzenia holistycznie, tylko tak jak religie, dzieli na dwa przeciwstawne obozy, każąc wzmacniać jeden z nich. Na dodatek w fałszywy, obłudny sposób rozumiany.

Tym, którzy tkwią w new age, lub nie wiedzą, że w tym tkwią, ale chcą ruszyć do przodu – polecam zatrzymanie się na chwilę. Otóż: każdy człowiek pewną stronę, którą wyparł do podświadomości, której zaprzeczył, którą zapomniał. Ta strona kształtuje archetypowy cień naszej istoty. On daje o sobie znać w rozmaity sposób, domagając się przepracowania.

Spotykamy na swojej drodze życiowej takie osoby i sytuacje, które mają być dla nas lustrem, byśmy mogli ten cień rozpoznać i rozjaśnić. Doświadczamy takich emocji – i pozytywnych, i negatywnych – które mają to z nas wydobyć. Jesteśmy nimi w istocie smagani, jak osły przez pasterza. Raz marchewką (emocje pozytywne) a potem 10 lub 20 razy kijem (emocje negatywne). Raz doznajemy ekstazy radości i zachwytu, a potem 20 razy totalnego upodlenia i wdeptania w glebę. Zwróćcie uwagę na proporcje, jakie podałem..

Życie udziela nam więc lekcji, a my mamy z nich wyciągać wnioski. W przeciwnym wypadku, lekcje będą się powtarzać ciągle. Sam proces nauki i udoskonalania nas, i tym samym – konstrukcji wszechświata, nie ma końca. Gdy przerobimy część lekcji na poziomie emocji, życie zacznie nam udzielać kolejnych lekcji, na wyższych poziomach. I tu mała uwaga – wcale nie oznacza to, że życie nie będzie chciało nas „ściągnąć” z chmur na ziemię, tę ziemię, byśmy znów doświadczyli emocjonalnego, materialnego, i każdego innego upodlenia. Życie zakłada dualność bodźców uczących.

Im bardziej spychamy do podświadomości nasz cień, tym bardziej destrukcyjnie będzie on domagał się zauważenia i rozjaśnienia. W zasadzie większość zła jakie czynią ludzie, większość złych wydarzeń jakie ich spotykają, to efekt ukrywania cienia, zgrywania tego „dobrego”. I tutaj sprawdza się powiedzenie, że z światłości powstaje ciemność, a z ciemności światłość. Bo gdy chcemy jakiś nasz cień ukryć – on atakuje w najmniej spodziewanym momencie.

Co robią ludzie, którym coś tam świta, ale utknęli po uszy w new age? Otóż nie akceptują swojej ciemnej strony. Wyparli do podświadomości fakt, że oprócz bycia istotą boską (50%), integralną częścią naszego jestestwa jest też druga strona. Czyli ta zwierzęca, barbarzyńska forma naszego ja, pamiętająca jeszcze mroki naszych jaskiniowych, i wcześniej – zwierzęcych pradziejów. Tę częścią zarządza tzw. mózg gadzi i podświadomość – prymitywny „komputer” o inteligencji 4 letniego dziecka.

Szczególnie silnie jest to widoczne u kobiet. U nich archetypowy cień to np budzący skrajne, ambiwalentne emocje, silny pociąg do brutalnych, buzujących testosteronem samców. Współczesna kobieta tej części swojego „ja” nie chce dostrzec, wypiera ją do podświadomości. Jej umysł świadomy, XXI-wieczny i sfeminizowany, wybiera na stałego partnera typową „poczciwinę” po uczelni technicznej, co nie ma zielonego pojęcia ani o życiu ani o psychologii kobiet. Zaś jej archetypowy cień – barbarzyńska natura, którą wyparła do podświadomości – daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Np wtedy, gdy jest pijana, a wokół niej kręci się tryskający testosteronem, przystojny adorator, który dopiero co opuścił zakład karny. I zdrada stałego partnera jest już wtedy kwestią kilku chwil.

Ten archetypowy cień widoczny jest także u tzw. „cukierkowych ezoteryczek”. Owszem, więcej kobiet jest wśród interesujących się tym zagadnieniem. Z tej przyczyny, że musimy w życiu interesować się tym, czego mamy niedobór. Kobieta jest pierwiastkiem ciała, emocji, podświadomości, więc ma naturalny pociąg w kierunku zagłębiania brakującego jej pierwiastka ducha. Mężczyzna – pierwiastek ducha, logiki, świadomości, ma natomiast pociąg ku zdobywaniu materii, emocji – z jednej strony pieniędzy, z drugiej strony – doświadczeń seksualnych z kobietami. Do czego zmierzam. Jaka jest tego jakość?

Na pewno inna u mężczyzn a inna u kobiet. Wśród kobiet dużo jest „ezoteryczek cukierkowych”, które są ślepe na ten drugi biegun życia. Ich „ezoteryka” w zasadzie sprowadza się tylko do słodzenia sobie w ich odizolowanych, słodkich enklawach. Ciekawe jak takie osoby funkcjonują w twardym środowisku pracy, np w korpo, gdzie ludzie chwalą się nie ilością godzin spędzonych na medytacji, ale tym, ile Jacka Danielsa w sobotę wypili i na ile metrów po nim rzygali, i szczali i srali pod siebie? xD

To nie sztuka słodzić sobie w internecie, na specjalnych platformach wyizolowanych do tego, gdzie przebywają tylko i wyłącznie ezoterycy – czy to Ci prawdziwi, czy też „cukierkowi”. Sztuką jest wyciągać z życia, z każdego kontaktu, z każdego doświadczenia, z każdej emocji – odpowiednie wnioski i odpowiednie lekcje. Zauważać ducha i przejaw działania wyższej siły tam, gdzie cukierkowi ezoterycy widzą tylko albo martwą materię, albo jakieś nieistotne wydarzenie. Duch przejawia się bowiem także, a może przede wszystkim w: polityce, ideologii, psychologii, a nawet nauce. Którą „poustawiano” tak, by tego bieguna duchowego nie zauważała. Sztuką jest też rozumieć, że czasami większą i lepszą naukę wyniesiemy od wrogo nastawionego do nas głupca, niż od mędrca który traktuje nas przyjaźnie.

Trzeba łączyć poszczególne części układanki w jedną całość. Wiedzieć, że oprócz spraw „latania w chmurach”, więzi nas na ziemi, tej ziemi, cała masa czynników. Np nasza psychologia – nieprzerobione traumy z dzieciństwa (każdy człowiek na ziemi je ma), kompleksy, ukrywane i często nieuświadomione lęki, maski jakie zakładamy na przeróżne okazje. Pamiętajmy że życie może zafundować nam kilka chwil odetchnienia w nagrodę, gdy czujemy wręcz, że przysłowiowo latamy w chmurach. I tutaj, na tym etapie, gubi się mnóstwo ludzi, zostając w tym całym światku new age, pośród tych wielogodzinnych medytacji, rytuałów, wizualizacji itp. Jednak przychodzi taki moment, że zostaje nałożony szlaban, i zostajemy „ściągnięci” na dół, by odrobić kolejne życiowe lekcje. Nie ma lekko.

Widuję więc czasami ich nagrania. Pójdzie taka damula do lasu, nagra jakieś video z przechadzki po lesie wśród drzew. Tu gustowny bucik, tu kapelusz, tu rąbek szykownej sukienki.. Wszystko takie fajne, lifestyle’ owe, przypudrowane.. och! Niczym sama Kasia Tusk na swoim popularnym blogasku, tylko w nju ejdżowej odsłonie! Aż rzygam tęcza gdy sobie to zwizualizuje. I taka Pani ma się za wielce uduchowioną, za pracującą z energiami. Tylko pytanie, jakimi? My, osoby o dwóch biegunach, pytaliśmy tych cukierkowych ezoteryków o źródło energii, jakimi oni manipulują.. Pytaliśmy kilka razy, niestety, albo bez odpowiedzi, albo z odpowiedzią wysoce niezadowalającą.

Gdzie w tym całym przesłodzonym światku miejsce na odpracowywanie twardych, życiowych lekcji? Na wyciąganie wniosków, analizowanie, na brutalne rozprawianie się z iluzjami? Mi prywatnie wiele bardziej niż te wszystkie medytacje pchały do przodu niespodziewane, tragiczne wydarzenia. Np wydarzenie z września 2013 roku, gdy leżałem na izbie przyjęć. Wydarzenie to nauczyło mnie pewnej pokory wobec medycyny, np tej ratunkowej. I uzmysłowiło, że oprócz powrotu do natury, potrzebujemy także drugiego bieguna – technologii będącej w zgodzie z tą naturą. Że sama natura, styl w 100% eko to nie wszystko, bo jak będzie nas skręcać z bólu, to zamiast przyrządzania ziół, poprosimy o solidny zastrzyk z morfiny na SOR. Takich przykładów można mnożyć w życiu wielu z nas.

Szczególnie bolesne są momenty, kiedy upadają, umierają w nas iluzje. Zauważcie, że wszystkie iluzje społeczne i emocjonalne są z marszu, aż do zerzygania koloryzowane słodkimi emocjami. Ten na maxa emocjonalny przekaz jest wdrukowywany nam w podświadomość w dzieciństwie. Czy to pojęcie romantycznej (a w rzeczywistości hormonalnej i destrukcyjnej..) miłości, czy to wierności, monogamii, stylów i modeli życia. Zauważmy, że podano nam kilka zamkniętych schematów i zero alternatyw. Zupełne zero. Jaka jest alternatywa wobec tych wszystkich bytów?

Jesteśmy dopiero na początku drogi by zrozumieć, że nie każdy chce mieć dzieci, że nie każdy nadaje się do założenia rodziny. Nie mówiąc o reszcie, gdzie wciąż tkwimy w głębokim paleolicie. Wszystkie te modele i schematy życiowe są tak programowane w naszą psychikę, by były na maxa pokolorowane złudnymi, choć pięknymi emocjami. Gdy upada w nas na przykład wizja ludzkości jako gatunku monogamicznego, bo zdajemy sobie sprawę z tego jakie są fakty – wtedy się zaczyna. Czujemy się załamani, przytłoczeni, oszukani, nie chcemy uwierzyć.

Ulga zaczyna przychodzić wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, że oprócz emocji, jest coś jeszcze. Że jest jakiś inny świat, który warto poznać, eksplorować. Że bezustanne pobudzanie receptorów przyjemności w mózgu – czy to narkotykami, alkoholem, seksem, rozrywką, muzyką, jedzeniem – to tak naprawdę minimum minimum. Odrywamy, że poleganie tylko na kompasie emocjonalnym jest w istocie złudne i mylące.

I teraz: właśnie na tych przesłodzonych pozytywnymi, choć złudnymi emocjami konstruktach, opierają się religie, w tym new age i cukierkowa ezoteryka także. W tak pojmowanej ezoteryce nie masz rozprawiania się z iluzjami, pracowania nad ciemną stroną osobowości by ją rozjaśnić, nie ma tam przyjmowania do wiadomości twardych, psychologicznych faktów. Jest za to cała masa lukrowanej iluzji, doprawionej dla nie poznanki sosem medytacji, afirmacji, channelingów od rzekomych „kosmitów”. New age nazywam z tej przyczyny „katolicyzmem w wersji 2.0”.

Stąd częstym, niestety, miejscem gdzie lądują cukierkowi ezoterycy / new age’owcy, to monar, poradnia uzależnień od alkoholu albo szpital psychiatryczny. Wiem, bo widziałem to podczas swojej bytności w społecznościach ezoterycznych, byłem tego świadkiem. Byłem świadkiem obłudnych słów wypowiadanych w moją stronę, że „tak mało jeszcze wiem”, przez osobę, która jest przećpana na wylot, a jej psychika jest ruiną w opłakanym stanie.

Moje postrzeganie świata duchowego może wydawać się zimne, na wskroś matematyczne, wręcz racjonalistyczne.. W istocie, jestem takim „racjonalistą” wewnątrz tego całego światka duchowego. Ale cóż, jestem widocznie taki potrzebny. Mój biegun racjonalny, logiczny, był moim archetypowym cieniem, co doskonale było widać w moich artykułach o ideologii „racjonalizmu naukowego” i o farmaceutycznych trollach. W istocie od zawsze czułem, że musi istnieć powiązanie pomiędzy sprawami ducha a nauką, pomiędzy Sacrum a Profanum. Fizyka kwantowa i jej różne interpretacje były dla mnie czymś co do mnie przemawiało. A teraz po prostu wiem, że ciało i jego ukoronowanie (mózg), i psychika i duch, są jednym, niepodzielnym. To nasze niedoskonałe zmysły ciągle dzielą.

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc to co robię i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj.

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym poznać tę prawdę.

 


Odkryj więcej z mr Jarek Kefir & dr Odkleo

Subscribe to get the latest posts to your email.

3 myśli w temacie “Ciemna strona naszego „ja” która wyłania się z prehistorycznych pradziejów..

  1. A na stronie Wing Makers dr Neruda opowiada jak to zostalismy zmanipulowani, jak to żyjemy w hologramie oszustwa,itp,itd……..a my uwięzieni na ziemi,tej ziemi nie wiemy kim jestesmy.i dlaczego jesteśmy tacy jacy jesteśmy.

    Polubienie

  2. Chcialbym skomentowac ten artykul o ciemnej stronie naszego „ja”.
    Otoz podane tam przyklady podejscia do wegeterianizmu,esoteryki cukierkowej sa z pewnoscia indywidualnymi spostrzezeniami i doswiadczeniami roznych osob. Ta ciemna strona pociaga nas do „dolu”,albo pot. dostajemy „dola”,bo cos nam nie wyszlo wg duchowego/emocjonalnego nastawienia sie.
    Nasze niedoskonale zmysly dziela nas,bo tak naprawde mamy wypozyczone cialo od natury matki,ktore nie moze byc doskonale ze wzgledu na roznorodnosc warunkow dostosowania sie do zycia na ziemi w coraz to nastepujacych wcieleniach fizycznych w celu doskonalenia naszego ducha i duszy.Oczywiscie szukanie jakiegos blogostanu,euforii i spoczeciu na laurach w wegeterianizmie,czy w tej esoteryce cukierkowej jak ja tu Jarek nazywa nie ma najmniejszego sensu,bo z jednej strony popadamy w jakis wyimaginowany zachwyt typu new age,a z drugiej ta nasza archaiczna podswiadomosc podklada nam klody pod nogi i spadamy na ziemie do rzeczywistosci.
    W sumie na tym tez polega nauka zycia,bo przeciez musimy robic bledy,zeby wyciagnac odpowiednie wnioski z lekcji zycia i tak nieprzerwanie robimy znow np. inne bledy itd.

    Polubienie

  3. Nie sadze, żeby szefowi chodziło o wkurwianie i wystawianie na próbę wszystkich i ze do końca życia trzeba z tym walczyć.

    Chodzi mi o to, że po przekroczeniu pewnej granicy człowiek ma już to cale cierpienie gdzieś. Myśli sobie „kurwa!! Ile jeszcze???!!! Koniec tego!!” Wtedy to według mnie wchodzi się na wyższy poziom. Człowiek ma już wtedy w głowie to co mu potrzebne i można śmiało oddać się w ręce Boga. Co to znaczy „oddać”? Zrozumieć, ze jesteśmy tylko narzędziem. Dać się kierować. Mamuśka mówi”weź wyprowadź psy” a ja od razu mówię ok, bo wiem, że to jest dobre. A psy fruu przed siebie! To ja biegiem za nimi. I w ten sposób robi się rzeczy, o których wcześniej byśmy nawet nie pomyśleli. Nie mowie że mamy być „yes mam” i być zawsze na tak, ale w tym stanie to juz się to powinno wiedzieć.

    U mnie przemiana wystąpiła, kiedy nie mogłem się dogadać ze starszymi. Albo raczej – nie mogłem z nimi pogadać o niczym co by mnie interesowało. Tak się wkurwiłem że hej. Od tamtej pory w jakiś magiczny sposób wiem co muszę do nich mówić, jak, kiedy… Normalnie żadnego zgrzytu, jakby mój iloraz inteligencji zwiększył się z dnia na dzień.
    Czy to moja zasługa? Niczego przecież nie planowałem ani nie rozkminialem na świadomym poziomie. Po prostu wiem co robić.

    Ale trzeba też pamiętać, ze jesteśmy człowiekiem. Żeby Boski plan miał sens musimy też trochę pożyć, a nie tylko służyć Bogu, zwłaszcza jak się nie jest jakimś księdzem.

    Trzeba mieć też normalne, ludzkie zainteresowania. Gra na instrumentach, nauka języków żeby można było dowiedzieć się o świecie 1000x więcej, dziennikarstwo.. No cokolwiek. Bo tu chodzi o to, że serce kieruje tylko ta prawą, emocjonalna półkulą. Kiedy zaniedbamy nasze normalne życie dla szczytnego celu – przestajemy być szczytni. Po prostu ćpamy błogostan, co jest wbrew jakiemukolwiek rozwojowi.

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.