EKONOMIA: GODFREY BLOOM O PRZEKRĘTACH BANKÓW

Szokująca wypowiedź europosła Godfrey’a Bloom’a o systemie bankowym i zadłużeniu!

Stare, ale ważne. Tę wypowiedź trzeba nagłośnić. Tego nagrania z Parlamentu Europejskiego nie pokazało żadne medium. W filmach poniżej, brytyjski poseł Godfrey Bloom w Parlamencie Europejskim, powiedział kilka słów gorzkiej prawdy o systemie bankowym i kredytowym.

Gdy jakiś liberalny działacz poprze antykoncepcję dla 9-cio latków (najnowsze zalecenia WHO), to mówią o tym wszyscy. Gdy inny poseł czy euro-poseł powie prawdę, np na temat spotkań grupy Bilderberg – wtedy panuje cisza.

Ludzie nie chcą oglądać prawdy i to jest podświadomy mechanizm obronny – „im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia„. Media i władze o tym wiedzą, i ten trend popierają.

Poseł Godfrey Bloom mówi o spirali zadłużenia i popadania państw w niewolę kredytową. Zauważa, słusznie, że to, co robią państwa legalnie, jest dla „zwykłego” obywatela surowo zakazane. I w takimsaż sposób karane.

Państwa dopuszczają się przekrętów w biały dzień, według kilku zasad:

1. ‚Są podmioty, firmy, instytucje „zbyt duże” by poniosły jakąkolwiek karę za swoje machloje’
2. ‚Prawo jest jak płot: wąż się prześlizgnie, lew przeskoczy, ale ważne, żeby bydło się nie rozchodziło’
3. ‚To, co nie zostało pokazane w mediach, nie istnieje’


Link do filmu z wystąpieniem posła Godfrey’a Bloom’a:


Pozbądźcie się banków centralnych:


O tym, jak bankrutują państwa:


🔥 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować moją pasję dzielenia się ciekawą wiedzą, i dostarczać wysokiej jakości treści. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają oficjalne media propagandowe, dlatego Twoje wsparcie ma sens.

1️⃣ Przelew na konto o nr: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

POLITYKA: DLACZEGO POLACY SIĘ NIE BUNTUJĄ!?

Dlaczego Polacy popadli w marazm i nie buntują się przeciwko władzy?!

„Nastroje są złe. Obiektywna sytuacja większości społeczeństwa jest jeszcze gorsza niż nastroje. A jednak siedzimy cicho. Nie wychodzimy na ulice, nie strajkujemy, a w ankietach badania opinii naszą sytuację materialną często oceniamy na wyrost, bo przyznanie się do biedy, do kłopotów finansowych przychodzi nam z wielkim trudem.

Tymczasem w zbiorowej wyobraźni naszego społeczeństwa bieda i niedostatek to zjawiska subiektywne, w dużej mierze zawinione przez osoby nimi dotknięte, a nie obiektywne, niezależne od jednostki. Człowiek biedny to leń, niezguła, pijak, dzieciorób, cwaniak żerujący na systemie pomocy społecznej, o roszczeniowej postawie, pozbawiony ambicji i nieprzedsiębiorczy. Przyznanie się do ubóstwa oznacza więc zgodę na potępienie, napiętnowanie w oczach własnych i otoczenia.

Ten obraz potęgują naukowcy. Do mierzenia zasięgu ubóstwa stosują oni metody gwarantujące optymistyczny obraz, w którym ubóstwo skrajne nie przekracza kilku, a umiarkowane kilkunastu procent populacji. Ta mniejszość staje się więc marginesem nowego wspaniałego świata, a w nim ludzie radzą sobie coraz lepiej, i w pocie czoła zarabiają na coraz to wyższy, europejski standard życia. Jeżeli więc dostatek i konsumpcyjny styl życia stanowią normę, biedę łatwo uznać za patologię.


Zwalanie winy na siebie

Charakterystyczne jest to, że osoby zadłużone, nieradzące sobie z płaceniem czynszu za mieszkanie, bardzo często już na początku wizyty w stowarzyszeniu Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej zapewniają, że nie są „patologią”, nie piją, ciężko pracują, czyli stanowią wyjątek od reguły, że bieda jest zawiniona przez biednych. Problem zasadniczy polega bowiem na tym, iż ludzie niezamożni o wiele łatwiej niż reszta społeczeństwa przyjmują surową, krzywdzącą ocenę grupy, do której należą z racji niewystarczających dochodów, i przynależności do której wypierają się jak tylko mogą.

Strach przed napiętnowaniem, ową przemocą symboliczną, jest często równie duży jak obawa przed eksmisją, zajęciem komorniczym czy utratą pracy. Jest w Warszawie ulica Dudziarska. Miejsce, do którego dociera tylko jeden autobus kursujący co godzinę, położone za torami, gdzie trudno się dostać, dokąd bardzo często eksmitują, i gdzie nikt nie chce trafić. Zgłosiła się do mnie po pomoc pewna pani, która właśnie za nic nie chciała tam trafić, bo „tam mieszka sama patologia”. Odpowiedziałem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale jeśli mi się nie uda i ona tam jednak trafi, może przyjść do mnie kto inny i powiedzieć to samo: że nie chce na Dudziarską, bo mieszka tam pani, czyli patologia.

Tak długo jak długo trwa dominacja ideologiczna i psychologiczna bogatych nad biednymi, krzywdzicieli nad ich ofiarami, bunt jest nie do pomyślenia, a zamiast oburzenia i gniewu, porażka rodzi wstyd i upokorzenie, które raczej kryją się przed ludzkim wzrokiem, zamiast wywieszać sztandary buntu. Człowiek zadłużony, nękany przez komorników i windykatorów, z trudem walczący o zachowanie szacunku własnych dzieci, jest zbyt słaby i zdezorientowany, aby obiektywnie analizować przyczyny swej poniewierki, a tym bardziej kwestionować system, który nie dał mu szans na godne życie.

Mechanizmem leżącym u podstaw tego nieoczekiwanego zjawiska obwiniania siebie i własnej, słabszej grupy społecznej za doznawane krzywdy jest nieuświadomione dążenie do minimalizowania psychologicznych kosztów, które płynęłyby z przekonania o niesprawiedliwości systemu społeczno-politycznego. W pewnym sensie korzystniej jest uznać, że własne położenie, czy też położenie grupy, do której się należy, jest zasłużone. Pozwala to uniknąć presji na oczywistą, wydawałoby się, w takim przypadku kontestację systemu.


Przywykanie do biedy

Kolejnym powodem cierpliwego znoszenia wyrzeczeń i robienia dobrej miny do złej gry jest fakt, że ludzie żyjący w sytuacji niedostatku przez dłuższy okres niejako do niego przywykają. Nie wierzą bowiem w poprawę losu i nie chcą się już więcej szarpać, gdyż wszelkie nadzieje wydają im się złudne, a dążenie do tego, żeby je realizować, dodatkową męką w ich i tak już ciężkim życiu.

Z klasycznym przypadkiem takiej redukcji aspiracji mieliśmy do czynienia zaraz po wojnie, kiedy to pokolenie wojenne zwykło mawiać, że dopóki nie ma wojny i jest chleb, wszystko jest w porządku. Dwadzieścia kilka lat polityki rozwarstwienia, trwałego wysokiego bezrobocia, obniżania poziomu transferu socjalnego, malejącego udziału płac w dochodzie narodowym wytworzyło podobny do powojennego syndrom adaptacji do trudnych warunków, która obniżyła społeczne aspiracje, zredukowane do pragnienia elementarnego poczucia bezpieczeństwa.

Wreszcie nie bez znaczenia jest związana z rynkowym porządkiem korporacyjnym uniformizacja społeczeństwa, któremu wmówiono fałszywą, szkodliwą dla człowieka skalę wartości. W ramach tej skali ludzie, którzy nie odnoszą sukcesu materialnego lub nie cieszą się przynajmniej elementarnym dostatkiem, są całkowicie pozbawieni autorytetu, co sprawia, że rzadko ośmielają się zabierać głos w sprawach publicznych. W konsekwencji nie biorą czynnego udziału w życiu politycznym i nie mają w nim swoich rzeczników ani partii. Wyjątkiem był epizod z Samoobroną i Andrzejem Lepperem, którego jednak szybko usunięto ze sceny nie tylko z powodu popełnionych błędów, ale zmowę całej klasy politycznej, która nie zaakceptowała obecności w życiu publicznym rzecznika pokrzywdzonych warstw społecznych.


Biedni wstydzą się więc swojej biedy i siedzą cicho.

Głównie zresztą dlatego, że nie wiedzą, ilu ich jest. Ta prawda jest szczególnie skrzętnie przed nimi ukrywana, bo ona mogłaby stanowić o sile ruchu antysystemowego. Gdyby bowiem pewnego dnia zdali sobie sprawę, że stanowią większość społeczeństwa, mogliby pomyśleć np. o politycznym zorganizowaniu się i wygraniu wyborów. A tego elity wolą uniknąć.

Wymyślono więc cały katalog kłamstw, które mają stworzyć obraz biedy jako zjawiska dotyczącego zdecydowanej mniejszości społeczeństwa. Tymczasem to ludzie bogaci i zamożni stanowią według najnowszych badań znikomą mniejszość. Według KPMG osób, które mają dochody na poziomie 5000 zł netto i więcej, jest w Polsce zaledwie 650 000. Już samo ustanowienie granicy zamożności na tak niskim poziomie świadczy o rozpaczliwej chęci rozmnożenie w statystykach liczby tych, którym się powiodło.

Pięć tysięcy złotych miesięcznie to kwota, za którą można w miarę normalnie żyć, ale trudno poczynić znaczące oszczędności bez wyrzeczeń. W sytuacji, gdy państwo nie gwarantuje żadnego poczucia bezpieczeństwa w postaci godnego tej nazwy systemu ochrony zdrowia czy pomocy społecznej, oszczędności są jedynym sposobem realnego zabezpieczenia na wypadek utraty pracy, obniżenia zdolności zarobkowych czy choroby.

Dwie trzecie polskiego społeczeństwa nie posiada żadnych oszczędności, a jedynie długi. Te same dwie trzecie nie osiągają płacy średniej i nie mogą sobie pozwolić na choćby tygodniowy urlop poza miejscem zamieszkania. Przy czym wszelkie braki w budżetach domowych uzupełniają pożyczkami, bo pomoc społeczna praktycznie nie istnieje. O mizerii większości społeczeństwa świadczy komunikat GUS, z którego wynika, że co druga rodzina w Polsce może sobie pozwolić, aby raz do roku pójść do restauracji.


Jednak media głównego nurtu eksponują głównie dobre, według nich, wiadomości, takie jak choćby fakt, ze rośnie liczba milionerów, wstydliwie pomijając fakt, ze równolegle i to w dużo większym tempie rośnie liczba niedożywionych dzieci. Fundację „Maciuś”, która odważyła się ujawnić dane o głodnych dzieciach w Polsce, natychmiast ukarano „przypadkową” kontrolą, która oczywiście wykryła nadużycia, co doprowadziło do jej publicznego napiętnowania.

Jednak pierwsze dane o biedzie i niedożywieniu dzieci ujawnił unijny Eurostat, któremu polski establishment nie może odpowiedzieć pięknym za nadobne. Według jego raportów aż 25 proc. polskich dzieci jest wciąż zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym, co w tłumaczeniu na język potoczny oznacza niedożywienie czy np. mieszkanie w warunkach nadmiernego zagęszczenia (75 proc. polskich dzieci mieszka w takich warunkach).

Ludzie niemający oszczędności, zadłużeni, niejeżdżący na urlopy, są biedni i stanowią w Polsce większość społeczeństwa. Dlaczego się więc nie buntują? Bo nie wiedzą, że są biedni. Bo nie chcą tego wiedzieć. Bo w masowej wyobraźni Polaków biedni są odrażający, brudni, źli. Płodzą zbyt wiele dzieci i nadużywają alkoholu. Biedę kojarzy się z bezrobociem, a nie ze zbyt niskimi zarobkami, śmieciowymi umowami, dorywczą, a nie stałą pracą.

Większość Polaków ledwo wiąże koniec z końcem albo popada w coraz większe zadłużenie, ale nie chce nazywać tego biedą, skoro – według badaczy – biednych jest w Polsce najwyżej kilka procent i są to prawie sami nieudacznicy. Aby dowiedzieć się prawdy o dochodach polskiego społeczeństwa, warto odrzucić mylącą średnią i skupić się na wartości modalnej, zwanej też dominantą. I tak z danych GUS z października 2010 wynika, że: „Najczęstsze miesięczne wynagrodzenie brutto otrzymywane przez pracowników gospodarki narodowej wynosiło 2020,13 zł (dominanta, wartość modalna)”, podczas gdy płaca średnia wynosiła 3543,50 zł, a więc półtora tysiąca więcej.


W IV kwartale 2012 r. przeciętne wynagrodzenie wyniosło 3690,30 zł, przy czym udział płac w dochodzie narodowym zachował tendencje malejącą. To znaczy, że jest uprawnione założenie, że najczęściej występująca płaca kształtuje się dziś na poziomie o co najmniej 1500 zł niższym niż płaca średnia, to jest wynosi około 2190 zł. Jeżeli w czteroosobowej rodzinie pracowniczej pracuje tylko jedno z małżonków, to dochód na osobę w rodzinie wyniesie 547 zł. Taka rodzina nie jest uprawniona do zasiłku z pomocy społecznej, gdyż kryterium dochodowe wynosi 451 zł na osobę w rodzinie.

Wyliczone przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych za rok 2011 minimum egzystencji dla czteroosobowej rodziny wynosiło 425 zł. Należy sądzić, że kiedy już zostanie ogłoszone za rok 2012, będzie wyższe ze względu na wysoki wzrost cen dóbr podstawowych dla tego chudego koszyka, jaki wylicza IPiSS (energia, mieszkanie, żywność) i wyniesie coś około tego, co zarabia na osobę najczęściej występująca rodzina pracownicza z jednym zatrudnionym dorosłym.

Mamy więc sytuację, w której przeciętnie zarabiający, ojciec lub matka rodziny, nie spełnia wymogów dochodowych do zasiłku socjalnego, nie osiągając lub ledwie osiągając dochody na poziomie minimum egzystencji.


Trzy dziesiąte człowieka

Co robią naukowcy, żeby tego nie ujawnić? Dzielą dochód rodziny nie przez cztery, tylko przez 2.1 zgodnie ze zmodyfikowaną skalą OECD. Metoda ta wypracowana w krajach zamożnych opiera się na założeniu, ze dorośli wydają na siebie o wiele więcej niż dzieci. Zgodnie z tą skalą pierwszy dorosły w rodzinie liczony jest jako „1″, drugi jako „0,5″, a dzieci do 14. roku życia jako „0,3″. Te różnice na bogatym zachodzie Europy oznaczają, że dorośli wydają na urlopy za granicą, dobra kultury i dobra luksusowe.

W Polsce musiałyby oznaczać, że dorośli będą jeść mięso, a dzieci nie. W rodzinie im niższe bowiem dochody, tym równiej je trzeba dzielić. Polki i Polacy chętnie godzą się z nierównościami, które są zasłużone. Wynikają z ciężkiej pracy i talentu. Czy elita, która tak umiejętnie okłamuje społeczeństwo, zasługuje na swoje przywileje? O tym zadecyduje większość, kiedy już się dowie, jak jest naprawdę.

Autor: Piotr Ikonowicz . Autor jest publicystą. W okresie PRL był działaczem opozycji, 
a latach 1992–2001 przewodniczącym 
Rady Naczelnej PPS.


🍀 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Aktualnie przeżywam różne wyzwania życiowe – jest ich dość dużo. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować pasję dzielenia się z Wami ciekawą wiedzą. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają duże media. Twój wkład pozwoli mi regularnie dostarczać wysokiej jakości treści:

1️⃣ Przelew na konto o nr: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

5️⃣ Przez Revolut:
Nr konta: 39291000060000000004742686
IBAN: LT603250012867538063
BIC: REVOLT21

ŚWIAT NA KRAWĘDZI: ZIEMIA UMIERA, JUŻ TERAZ!

Zmiany klimatu – Świat na krawędzi zagłady

Cytat: „Michio Kaku: Gdyby zaszła konieczność zestawienia krótkiej listy wiodących autorytetów, które przyczyniły się do wzrostu świadomości ekologicznej, na jej szczycie najpewniej uplasowałby się Lester Brown. Jest założycielem The Earth Policy Institute oraz The World Watch Institute, jednej z czołowych grup eksperckich. Kiedy pojawiają się statystyki i dane na temat środowiska, być może zastanawiasz się skąd większość tych informacji pochodzi – World Watch Institute stał się jednym ze globalnych centrów informacyjnych. Lester Brown wydaje nową książkę, której niepokojąca treść realnie podsumowuje aktualną kondycję planety Ziemia; stan pacjenta znajdującego się na oddziale intensywnej terapii. Książka ta nosi tytuł “Świat na krawędzi”. Czy rzeczywiście znajdujemy się na krawędzi środowiskowego załamania?

Jesteś jednym z czołowych, cieszących się największym uznaniem ekologów świata. Co sprawiło, że wyruszyłeś w długą podróż, aby ocalić środowisko naturalne?

Lester Brown: Wychowałem się na małej farmie w południowym New Jersey. Pewien wpływ prawdopodobnie wywarły na mnie wybrane lektury z tamtego okresu. Pamiętam na przykład, że jako 10-latek zaczytywałem się w “Swiss Family Robinson”, pozycji, która miała na mnie większy wpływ niż którakolwiek inna. A później w liceum sięgałem po książki Richarda Halliburtona (“Księga cudów”), to zapomniany autor, ale moje pokolenie uznawało go za nader interesującego. Poza tym po ukończeniu studiów, jako dyplomowany kulturoznawca miałem okazję na blisko sześć miesięcy zamieszkać w indyjskich wioskach w ramach międzynarodowego programu wymiany młodzieży gospodarskiej. Sądzę, że doświadczenie to i bezpośredni kontakt z konsekwencjami demograficznej presji oraz zaopatrzenia żywnościowego w Indiach wywarły długotrwały wpływ na moje myślenie i karierę.

Porozmawiajmy teraz o czymś, o czym rozmawia się sporadycznie: o upadku społecznym. Co się dzieje, gdy mamy do czynienia ze “burzą doskonałą” niedoborów żywności i wody oraz astronomiczną ceną ropy? John Beddington z Wielkiej Brytanii, główny doradca naukowy rządu mówił o nadejściu “burzy doskonałej” przed rokiem 2030. Natomiast Jonathon Porritt, były przewodniczący Komisji ds. Zrównoważonego Rozwoju w Wielkiej Brytanii uważa, że może uderzyć jeszcze w tym dziesięcioleciu. Jakie są twoje przemyślenia na temat kompletnego upadku? Kiedy może się zdarzyć i co może być jego katalizatorem?

Gdybym miał opisać to, co uznaję za słabe ogniwo naszej globalnej cywilizacji, wskazałbym zaopatrzenie żywnościowe. Zajęło mi trochę czasu zanim doszedłem do tego wniosku, ponieważ długo zakładałem, że dla naszej współczesnej cywilizacji o zaawansowanej technologii żywność nie stanowi problemu. Jednakże teraz sądzę, że nie tylko może ona być słabym ogniwem – ona nim jest. Aktualnie zaczynamy ten fakt dostrzegać. Kontynuując tok myślenia Johna Beddingtona i Jonathona Porritta uważam, że “burza doskonała” może nadejść w każdej chwili. Aby to zilustrować po prostu powrócę do fali upałów, jaka minionego lata przetoczyła się przez zachodnią Rosję, kiedy to średnia temperatura w Moskwie w lipcu była o 14 stopni Celsjusza powyżej normy. Chodzi mi o to, że gdyby ktoś wspominał o takiej możliwości w zeszłym roku, odpowiedziałbym – chociaż nie neguję faktu zachodzących zmian klimatycznych – że 14 stopni najzwyczajniej znajduje się poza prawdopodobną skalą. A właśnie to miało miejsce. Kosztowało Rosjan 40% utratę upraw zboża. Mieli nadzieję, że zbiorą około 100 milionów ton, a z powodu wysokich temperatur i suszy uzyskali około 60 milionów ton.

Ale świat miał szczęście – gdyby fala upałów nie uderzyła w rejon Moskwy, ale w Chicago, i gdyby to Stany Zjednoczone utraciły 40% ze swoich 100 milionów ton zbóż, świat zostałby pozbawiony 160 milionów ton. Światowe zapasy zbóż spadłyby do najniższego poziomu w historii, a ceny zbóż wyszłyby daleko poza kwoty, jakie do tej pory znaliśmy – nawet te rekordowe z ostatnich kilku lat. Ceny żywności odnotowałyby gwałtowny, stromy skok na całym świecie, kraje eksportujące zboża zaczęłyby ograniczać eksport, aby utrzymać lokalne ceny żywności na rozsądnym poziomie. Wówczas bylibyśmy zapewne świadkami, jak krajowi eksporterzy ropy naftowej próbują wymieniać naftę na zboża celem zaspokojenia swoich żywnościowych potrzeb. Reszta świata, wiele państw-importerów o niskich dochodach, walczyłaby o to, co pozostało, wybuchłyby tam zamieszki żywnościowe i demonstracje na skalę dotychczas niespotykaną, ponieważ zdesperowani ludzie posuwają się do desperackich czynów. Obserwowalibyśmy seryjne upadki rządów; zamiast oglądać spowitą dymem Moskwę i podwojenie liczby tamtejszych zgonów wywołanych niewydolnością układu oddechowego i falami gorąca, śledzilibyśmy doniesienia o upadku kolejnych rządów. To z kolei doprowadziłoby do całkowitej utraty zaufania do globalnego rynku zbożowego jako źródła dostaw, a jest to bardzo niebezpieczny obrót sprawy, ponieważ stwarza sytuację, w której każdy każdy kraj pozostaje sam i nikt nie zaprząta sobie głowy kontekstem globalnym.

Porażający scenariusz. Zatem mówisz, że zamieszki żywnościowe lub niedobory żywności mogą okazać się punktem zwrotnym i spowodować prawdopodobne załamanie społeczne, które nastąpić może w nieprzewidywany sposób w każdej chwili. Czy właśnie to starasz się powiedzieć?

Tak. Musimy pamiętać, że żyjemy w wysoce zintegrowanej gospodarce światowej. Takiej, w której pęknięcie bańki nieruchomości w jednym kraju, jak chociażby USA, może wysłać falę uderzeniową w obrębie całej gospodarki globalnej i rzeczywiście porwać międzynarodowy system finansowy na skraj upadku. Międzynarodowe wysiłki pozwoliły tego uniknąć (w 2008 roku). A była to bańka nieruchomości w jednym kraju. Obecnie mamy do czynienia z bańkami żywnościowymi w wielu krajach – osuszają one warstwy wodonośne i eksploatują ziemię uprawną, która ulega erozji, a gleby rozwiewa wiatr tworząc pustynne prerie m.in. w północnych Chinach i środkowej Afryce. Zatem wydarzenia mogą potoczyć się dość szybko i sądzę, że kompletnie nie zdajemy sobie sprawy, jak blisko krawędzi się znajdujemy.

Niektórzy utrzymują, że kluczem do żniw jest dobra pogoda – w związku z postępującymi zmianami klimatycznymi staje się ona w oczywisty sposób coraz bardziej nieprzewidywalna i niestabilna. Plus woda. Wspomniałeś o warstwach wodonośnych. Co to znaczy, kiedy mamy opadający poziom wód gruntowych? Jakie są tego konsekwencje dla zbiorów?

Cóż, zidentyfikowaliśmy 18 krajów, gdzie poziom wód gruntowych spada w wyniku nadmiernego pompowania w związku z irygacją. Te 18 krajów mieści ponad połowę światowej populacji i obejmuje trzech wielkich producentów zbóż: Chiny, Indie i Stany Zjednoczone. Niektóre z tych baniek bazują na wykorzystywaniu wody kopalnej – to woda do irygacji pompowana z kopalnych warstw wodonośnych. Kopalna warstwa wodonośna nie ulega ponownemu uzupełnieniu. Większość światowych warstw wodonośnych wypełniają cyklicznie opady deszczu. Ale jedna z najbardziej dramatycznych pękających baniek znajduje się w Arabii Saudyjskiej. Południowy wschód był samowystarczalny w produkcji pszenicy przez z górą 20 lat. I właśnie kilka lat temu ogłoszono, że kopalne warstwy wodonośne – z których pompują – w dużej mierze zostały wyczerpane i produkcja pszenicy doczeka się w ciągu najbliższych ośmiu lat stopniowego zatrzymania. De facto zbiory pszenicy skurczyły się tam o 70% przez zaledwie dwa lub trzy lata – na przestrzeni najbliższego roku całkowicie wycofają się z produkcji pszenicy. Zatem jest to jest szczególnie dramatyczne pęknięcie bańki z dwóch powodów. Pierwszy: w Arabii Saudyjskiej bez wody do irygacji prawdopodobnie nie będzie już rolnictwa, a kraj był całkowicie uzależniony od jednej kopalnej warstwy wodonośnej.

Pod względem wielkości porównywalne, związane z wodą bańki żywnościowe znajdują się w Indiach i Chinach. Dane Banku Światowego wskazują, że 175 milionów ludzi w Indiach żywi się zbożem wyprodukowanym przez nadmierne pompowanie irygacyjne, które z definicji jest zjawiskiem krótkotrwałym. Według naszych szacunków w Chinach zbliżona liczba 130 milionów Chińczyków konsumuje zboże produkowane przy nadmiernym pompowaniu. Kiedy zaczynasz zestawiać te liczby i zdasz sobie sprawę, że prędzej czy później bańki te będą pękać, uświadamiasz sobie, że proces zwiększenia światowych zbiorów zbóż nie będzie tak prostym, jakim był do niedawna. Na arabskim Bliskim Wschodzie obserwujemy na przykład, nie tylko w Arabii Saudyjskiej, zmniejszające się plony w Syrii, Iraku, Jemenie, a także drastyczną redukcję nawadniania, ponieważ także i tam trwa intensywne osuszanie warstw wodonośnych. I jest to pierwszy obszar geograficzny, arabski Bliski Wschód z gęsto zaludnioną Arabią Saudyjską, Irakiem, Syrią i Jemenem, gdzie widzimy rzeczywisty spadek produkcji zboża ze względu na niedobory wody.

Niektórzy ludzie uważają, że może dojść do wojen o wodę i że w wybranych rejonach kuli ziemskiej woda może być tak cenna, jak ropa. Jakie jest twoje zdanie w tej kwestii?

Myśl o tym, że może dojść do zbrojnych konfliktów o wodę formułowana jest już od jakiegoś czasu. Do tej pory rywalizacja o wodę odbywała się faktycznie na światowym rynku zbożowym. Powodem jest to, że w sytuacji, kiedy masz ogromny deficyt wody najprostszym sposobem na jej importowanie są zboża. Więc kiedy importujesz jedną tonę ziarna, faktycznie sprowadzasz tysiąc ton wody. Do tej pory konkurencja wodna toczyła się na światowym rynku zbożowym. O ile istnieje światowy rynek wodny, jest nim rynek zbożowy. W ten sposób kraje z nadwyżkami wody eksportują swoją wodę w postaci zbóż, a kraje z deficytem wody importują ją w postaci ziarna.

W swojej książce wspominasz o erozji gleb i powiększających się pustyniach. Tutaj na Północnym Wschodzie (USA), a także na Środkowym Zachodzie, ludzie narzekają obecnie na burze śnieżne, jednakże w innych częściach świata, przykładowo w Chinach, występują rozległe i długotrwałe susze.

Erozja wiatrowa i burze piaskowe potęgują ten trend. Obserwujemy preriowe pustynie tworzące się aktualnie w północnej i zachodniej części Chin oraz zachodniej Mongolii. Rokrocznie, mniej więcej na początku lutego, burze pyłowe zaczynają wyłaniać się z tego regionu i przemieszczać na wschód, spowijając chmurami pyłowymi miasta takie jak Pekin. Są dni o tej porze roku, kiedy zmuszony jesteś prowadzić auto z włączonymi za dnia światłami, ponieważ w powietrzu unosi się tak dużo pyłu redukującego widoczność. I pył ten przedostaje się aż do Korei i Japonii. Zdarza się, że niektóre z nich przemierzają w tym stanie Pacyfik i jesteśmy świadkami jak pył opada przykładowo w zachodnich Stanach Zjednoczonych. Lecz każda z tych piaskowych burz, a w sezonie jest ich sporo, zabiera ze sobą miliony ton warstwy gleby ornej. Tak więc w północno-zachodnich Chinach widzimy 23.000 całkowicie porzuconych lub częściowo wyludnionych miejscowości, ponieważ rolnicy tracą ziemię uprawną na rzecz wdzierających się wydm. Ten obszar pustynnienia w północnych Chinach i zachodniej Mongolii powodowany jest kombinacją nadmiernej orki i nadmiernego wypasu, i z każdym rokiem staje się coraz większy. Chińczycy nie byli w stanie powstrzymać ekspansji swoich pustyń. A dalej mamy Afrykę centralną z ogromnym rejonem pustynnienia skupionym przede wszystkim wokół Czadu, którego pył przenoszony jest przez wiatry z obszarów państw położonych w Sahelu.

Porozmawiajmy o rosnących temperaturach, zmieniającym się klimacie, topniejącym lodzie. Niektórzy widząc burzę śnieżną kwestionują istnienie globalnego ocieplenia. Jaka jest twoja opinia w tym względzie?

Najbardziej widoczną odpowiedzią na pytanie o zamiecie śnieżne etc. jest prąd strumieniowy i jego zachowanie na zachodniej półkuli, zarówno w ostatnich dniach, jak i w ciągu minionych kilku lat. Prąd strumieniowy – który jest zazwyczaj dość jasno zdefiniowanym kręgiem powietrza poruszającym się na półkuli północnej w kierunku wschodnim przez obszary państw strefy umiarkowanej – na przestrzeni ostatnich tygodni uległ w kilku miejscach całkowitemu przerwaniu i wybrane jego części płyną na północ, inne na południe. Konsekwencją tego są dwie rzeczy – nad niektórymi częściami obszaru prąd ściąga w dół zimne powietrze, dlatego widzimy śnieżyce w Arkansas, Teksasie i Georgii. Jednocześnie w północnej Grenlandii mamy niezwykle łagodne temperatury, ponieważ ciepłe powietrze wyciągane jest w górę. Kiedy przyglądasz się temu zjawisku – jest kilkuminutowy zapis wizualny faktycznie ukazujący skompresowaną kilkudniową cyrkulację prądu strumieniowego, okres łatwy do zaobserwowania – niesamowity jest widok rozpadu na półkuli zachodniej. I najwyraźniej powodem są niespotykanie wysokie temperatury wody na wschodnim Pacyfiku. Prowadzi to do bardzo chaotycznej sytuacji.

Podstawową kwestią związaną ze zmianami klimatycznymi jest to, że rolnictwo w formie, jaką dzisiaj znamy wyewoluowało podczas trwającego 11.000 lat okresu dość niezwykłej stabilności klimatu. Pojawiło się w międzyczasie kilka odchyleń temperatury, ale w zasadzie klimat zmienił się w tym okresie bardzo nieznacznie. Teraz w miarę postępujących przeobrażeń klimatu, rolnictwo będzie w coraz większym stopniu niezsynchronizowane z ewoluującym systemem klimatycznym. Pamiętam, kiedy podczas pobytu w Departamencie Rolnictwa widziałem, jak zjawiska pogodowe ograniczają zapasy żywności – na przykład przerwany monsun w Indiach, susze w Rosji lub fala upałów na Środkowym Zachodzie Stanów Zjednoczonych. Jedną z rzeczy, które wówczas robiliśmy było zwyczajne przywrócenie używalności niezagospodarowanych pól uprawnych – obliczaliśmy ile leżących odłogiem gruntów należało skierować do zagospodarowania w celu przywrócenia równowagi w światowym systemie podaży i popytu zbóż. Zatem skoki cenowe miały charakter tymczasowy. Poza tym wiedzieliśmy, że pogoda powróci do normalnego stanu. Ale dziś nie istnieje już norma, do której można powrócić, ponieważ klimat Ziemi podlega teraz ciągłym fluktuacjom i nie potrafimy łatwo przewidzieć większości z nich. Tak więc to rosnące niedopasowanie systemu klimatycznego i systemu rolniczego będzie nas drogo kosztowało.

Jakie zagrożenie stanowi topniejący lód w miarę postępującego ocieplania pogody?

Istnieją tu dwa rodzaje poważnych zagrożeń. Jednym jest topnienie lądolodu Grenlandii lub Antarktydy zachodniej. Tym, co obecnie obserwujemy – jest to szczególnie widoczne w Grenlandii – są dwa trendy: pierwszy – lód topnieje, drugi – topnieje w coraz szybszym tempie. Za każdym razem, kiedy dokonujemy pomiarów topnienie zdaje się przebiegać szybciej niż poprzednio. Jeśli lądolód Grenlandii miałby stopić się całkowicie, poziom mórz podniósłby się o 7 metrów. Nawet przy wzroście poziomu morza o 1 metr – tak się składa, że niedawne prognozy pokazują wzrost o 2 metry jeszcze w tym stuleciu – pod wodą znalazłaby się Islandia i Bangladesz. Bank Światowy ma bardzo dobrze opracowaną mapę, która to obrazuje. Wzrost poziomu morza o 1 metr zatopiłby większą część delty Mekongu, która produkuje połowę wietnamskiego ryżu – kraj jest drugim co do wielkości światowym eksporterem tej zbożowej rośliny. Zaledwie metrowy wzrost poziomu morza dotknie kolejnych dziewiętnaście azjatyckich delt, gdzie uprawia się ryż. Ciekawe jest to, Michio, że wyobrażenie sobie sytuacji, w której topnienie lodu na pewnej dużej wyspie na odległym północnym Atlantyku może zmniejszyć zbiory ryżu w Azji, gdzie żyje połowa ludności świata, nie przychodzi w sposób oczywisty, intuicyjny. Kiedy o tym pomyślisz, staje się to bardzo klarowne, ale większość ludzi nie ma czasu, aby zastanawiać się nad wszystkimi powiązaniami oraz ich konsekwencjami. Drugą formą topnienia lodu są oczywiście górskie lodowce. Ma to również dramatyczne znaczenie w Azji, ponieważ to właśnie topnienie lodowców w części Himalajów znanej jako płaskowyż tybetański podtrzymuje bieg wielkich azjatyckich rzek podczas pory suchej. Proces obejmuje m.in. Indus, Ganges, Mekong, Jangcy, Żółtą Rzekę. Tak więc topnienie lodu w porze suchej nie tylko podtrzymuje przepływ tych rzek, ale także systemy nawadniające od tych rzek zależne. Mamy tu do czynienia z potencjalnie ogromnym zaburzeniem produkcji ryżu i pszenicy w krajach takich jak Indie i Chiny. Jednym z przykładów, po który sięgam w odniesieniu do Chin jest to, że skoro z tego i innych powodów Chiny wkroczą na światowy rynek po duże ilości zboża – co prawdopodobnie zamierzają zrobić – to z pewnością zwrócą się do Stanów Zjednoczonych, bo jesteśmy bezdyskusyjnie największym eksporterem zboża. Z punktu widzenia amerykańskiego konsumenta jest to scenariusz z koszmaru rodem, ponieważ oznacza, że amerykańscy konsumenci konkurować będą z 1,4 mld chińskich konsumentów o swoje plony, co przyczyni się do wzrostu cen żywności. Obierając perspektywę historyczną, w obliczu podobnej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się w połowie lat siedemdziesiątych, ograniczyliśmy eksport, a właściwie wstrzymaliśmy eksport soi do Japonii, ponieważ nastąpił gwałtowny wzrost jej ceny. Problem, z jakim konfrontujemy się dzisiaj sprowadza się do tego, że Chiny są naszym bankierem i dlatego będzie nam bardzo trudno powiedzieć Chińczykom “Wiecie co? Dajcie nam spokój…” lub “Mamy zamiar ograniczyć ilość ziarna, którą możecie od nas zaimportować.” Każdego miesiąca, kiedy to Departament Skarbu organizuje aukcje obligacji na pokrycie naszego deficytu budżetowego, Chiny są jednym z największych nabywców. Posiadają teraz amerykańskie obligacje skarbowe i papiery wartościowe na łączną kwotę 900 miliardów dolarów. Czy nam się to podoba czy nie, w ciągu najbliższych kliku lat ty, ja i 310 milionów Amerykanów zmuszonych będzie dzielić się naszymi zbiorami z obywatelami Chin.

Rozmawialiśmy o fundamentalnych problemach strukturalnych, które mogłyby wywołać koszmar społecznego upadku. Teraz porozmawiajmy o jego konsekwencjach. Przede wszystkim o środowiskowych uchodźcach. Jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów uchodźców opuszczających strefy wojen i głodu. Teraz mówimy o uchodźcach środowiskowych. Czy mógłbyś rozwinąć ten wątek?

Uchodźcy środowiskowi to osoby wysiedlone przez szereg ekologicznych trendów. Jednym z nich są po prostu powiększające się pustynie. Wspomniałem o 23.000 wiosek w północno-zachodnich Chinach, które zostały całkowicie lub częściowo opuszczone, ponieważ ziemię uprawną rolników pochłanianą wydmy. Inną kwestią jest utrata zaopatrzenia w wodę – gdy warstwy wodonośne zostają na pewnych obszarach wyeksploatowane, ludzie zmuszeni są zmienić miejsce pobytu – udają się tam, gdzie mogą znaleźć wodę. Mamy więc powiększające się pustynie, spadający poziom wód gruntowych i topnienie lodu – wszystkie intensyfikują napływ środowiskowych uchodźców. W przyszłości mogą ich być setki milionów. Zobaczymy ludzi zmuszonych do przemieszczania się po całym globie. Będą przekraczać granice narodowe na skalę, jakiej nawet sobie nie wyobrażaliśmy.

Co się dzieje, kiedy zmiany klimatyczne powodują wzrost poziomu mórz?

Wiele z największych miast świata to w zasadzie metropolie nadmorskie znajdujące się tuż nad poziomem morza: Szanghaj, Nowy Jork, Londyn, Kair, Waszyngton, Miami. Istnieją dziesiątki krajów, które są bardzo blisko poziomu morza. W Stanach Zjednoczonych wzrost poziomu morza nawet o kilkadziesiąt centymetrów przyniósłby powstanie dwóch rynków nieruchomości. Jednym z nich byłby nadbrzeżny rynek nieruchomości, obejmujący część Florydy, wschodniego wybrzeża, południowe New Jersey, Nowy Jork, obszar Cape Cod stanu Massachusetts. Zobaczylibyśmy drastyczny spadek cen nieruchomości na tych właśnie rynkach. Jednocześnie na pozostałym obszarze kraju ceny nieruchomości odnotowałyby wzrost, ponieważ ludzie opuszczający zagrożone zalaniem wybrzeża szukaliby alternatywnego zakwaterowania. I raz jeszcze mamy tu do czynienia z czymś, co normalnie nie zaprząta nam myśli, a może wywrzeć poważny wpływ na rynki nieruchomości w niezbyt odległej przyszłości, gdy stanie się bardziej oczywiste, że poziom morza podnosi się i to w coraz szybszym tempie. Interesujące jest to, że różne organy planistyczne w miejscach takich jak Kalifornia, Nowy Jork, Floryda, południowa Luizjana, Holandia w Europie, Wielka Brytania, które opracowują strategie regionów nadmorskich, faktycznie czynią obecnie pewne założenia w związku z potencjalnym wzrostem poziomu morza i włączają je w planowanie przedsięwzięć mieszkalnych, przemysłowych, systemów transportowych itp. Zatem przed nami leży świat w uścisku obciążeń, z którymi nie musieliśmy się konfrontować od chwili, kiedy sześć tysięcy lat temu po raz pierwszy wyłoniła się cywilizacja.

I przewidujesz czas, kiedy to Manhattan otoczony zostanie wałami przeciwpowodziowymi i innymi mechanicznymi instrumentami, aby ocalić go przed zalaniem?

Musimy rozważyć taką ewentualność, a będzie to bardzo kosztowne. O ile się nie mylę budżet podejmowanych w Holandii wysiłków w celu utrzymania grobli i całej reszty – mają bardzo wyrafinowany, złożony ich system – jest porównywalny z budżetem obrony narodowej. W pewnym sensie jest to budżet obronny, ale stanowi bardzo znaczący wydatek. I podczas gdy Nowy Jork być może będzie w stanie sfinansować budowę części tych wałów, na świecie jest wiele miejsc, które na to najzwyczajniej nie stać. Myślę chociażby o Bangladeszu. Jednym z powodów indyjskiej budowy muru między Indiami i Bangladeszem jest uprzedzenie i zapobieżenie potencjalnemu przemieszczaniu populacji w jednym z tych krajów. A należą one do najbardziej narażonych na rosnący poziom mórz.

Pentagon zlecił kilka lat temu Global Business Network analizę najgorszego scenariusza, kiedy to w celu powstrzymania nieprzebranej masy środowiskowych uchodźców przed przekroczeniem granic użyta zostaje broń nuklearna. Raport wyróżnił granicę między Bangladeszem i sąsiadującymi z nim państwami, gdzie napłynąć mogą setki milionów ludzi, a kraje broniące się przed paraliżem zdecydują się na użycie broni nuklearnej. Drastyczne, prawda?

Tak. Trudno jest nam teraz ocenić, jak zdesperowani ludzie i zdesperowane rządy zachowają się, kiedy napięcia osiągną niewyobrażalny poziom. Nie wiemy, bo nie znaleźliśmy się wcześniej w podobnym położeniu. Nie stawialiśmy czoła środowiskowym tendencjom takim jak ekspansja pustyń, zanikanie wód gruntowych, wzrost poziomu mórz, które wywołałyby napływ uchodźców na skalę jaką tu rozpatrujemy.

W książce mówisz też o państwach upadających. Jeszcze za czasów poprzedniego pokolenia, a był to okres zimnej wojny, tak naprawdę nie poruszaliśmy podobnej kwestii, lecz teraz coraz częściej spotykamy państwa upadłe. Czy sytuacja ulegnie pogorszeniu?

Jak podkreślam w “Świecie na krawędzi” chyba najbardziej podstawowym wskaźnikiem mówiącym nam więcej o przyszłości niż którykolwiek inny jest liczba państw upadających. I jeśli prześledzimy ostatnich pięć czy sześć lat, okaże się, że każdego roku liczba upadających państw wzrasta. Rodzi to niepokojące pytanie – ile upadłych państw prowadzi do upadku cywilizacji globalnej? Odpowiedzi nie znamy. To nieznany nam obszar. Nawet samo pojęcie „państwa upadającego” weszło do codziennego słownictwa zaledwie dziesięć lat temu. Przez większą część mojej kariery zawodowej, począwszy od lat 50-tych, znałem świat, w którym budowaliśmy nowe państwa narodowe. Cały okres dekolonizacji charakteryzował znaczny wzrost liczby państw. Jeszcze niedawno rozpad ZSRR stworzył szereg niezależnych państw. Zatem zrozumienie tego problemu sprawia nam dużą trudność. Gdybyś miał wykonać krok w tył i zastanowić się nad upadkiem cywilizacji globalnej, w pierwszej kolejności szukałbyś klęski poszczególnych państw narodowych. A kiedy zaczynają upadać, nastręczają światu wielu problemów. Haiti stało się ekologicznym wrakiem, silnie uzależnionym od światowego programu żywnościowego Life Line oraz programów pomocy podtrzymujących państwowość. Nawet siły pokojowe ONZ pomagają lokalnej policji w utrzymaniu stabilności i zapewnieniu minimum bezpieczeństwa osobistego. Następnie mamy kraj taki jak Pakistan, który jest najbardziej zaludnionym upadającym państwem. Poza tym jest to upadające państwo z bronią nuklearną, co staje się bardzo niebezpieczne. I dochodzimy do krajów pokroju Somalii. I nie powinienem używać terminu “kraj” – Somalia jest miejscem na mapie, ale nie jest z pewnością krajem w jakimkolwiek znaczącym sensie. Ludzie próbują tam zarobić na życie dzięki piractwu. Stwarzają tym samym poważne problemy dla wielu państw na całym globie, uzależnionych od importu ropy płynącej z Zatoki Perskiej przez Ocean Indyjski lub Kanał Sueski. Wiele światowego ruchu frachtowego przecina rejon działania somalijskich piratów. Zadziwiające jest to, że znajdują się tam jednostki marynarki siedemnastu krajów, próbujące uporać się z problemem. Ale sytuacja ulega gwałtownemu pogorszeniu. Rok temu czytałem artykuł w “The Economist”, który zawierał finansowe podsumowanie roku 2009 – zarobki piratów przypominały korporacyjny raport z wyszczególnieniem liczby uprowadzonych statków, zysków przypadających na jednostkę, całkowitego dochodu itp. Nie potrafimy skutecznie zaradzić temu problemowi, starania nie przynoszą oczekiwanego rezultatu.

Upadają gospodarki, czyż nie?

Bez wątpienia. W przypadku Somalii i Haiti mamy mnóstwo głodujących ludzi, żywnościowe minimum wielu krajom zapewnia program ONZ, ponieważ nie są w stanie wyżywić się same. Obecnie około 35 krajów otrzymuje pomoc żywnościową z ONZ. Połowa z tych krajów korzysta z permanentnej, żywnościowej linii ratunkowej.

Sądzę, że świat tak naprawdę nie zwracał uwagi na te upadłe państwa, dopóki nie stały się one siedliskiem piractwa i terroryzmu, prawda

Piractwa, terroryzmu i handlu narkotykami. Przykładowo Afganistan całkowicie dominuje na światowym rynku heroiny. Jak wspomniałem, liczba państw upadających jest wskaźnikiem kluczowym. Istnieją trzy wskaźniki, które śledzę, aby zrozumieć, jak wyglądać będzie nasza przyszłość. Pierwszy z nich to ceny zbóż. Jest to wskaźnik ekonomiczny. Kiedy ceny zbóż idą w górę, na świecie robi się niespokojnie. Drugim wskaźnikiem jest liczba głodujących na świecie. Liczba ta spadała w ostatnich dekadach ubiegłego wieku, ale potem na przełomie XX i XXI wieku wzrosła. Obecnie wynosi około miliarda. I wygląda na to, że nadal będzie rosnąć. I trzeci wskaźnik o charakterze politycznym to liczba upadających państw. Myślę, że wskaźniki te mówią nam, w jakim kierunku zmierza świat. (…)”

Źródło: ExIgnorant

Michio Kaku rozmawia z Lesterem Brownem w audycji „Exploration”.

MODLITWA KORPO SZCZURA Z POLSKIEGO MIASTA

Młodzi, wykształceni, z wielkich miast – zgodzą się na wszystko

„Panie Waldku, jaka jest ta Polska chłopo-robotnicza, tej bandyckiej postkomuny III RP w XXI wieku? Czy coś się zmieniło w mentalności polskiego chłopa przez te minione wieki?

Chłopstwem polskim znowu czas się zająć, gdyż wszystko co nam z 1000-letniej Rzeczypospolitej zostało to sól tej ziemi, czyli chłopstwo pospolite. Na tej notce oczywiście tematu nie sposób zakończyć, a i z nadzieją patrzę w stronę innych blogerów, że do tematu tego się włączą, abyśmy pod różnymi kątami tego zwierza ująć tu mogli.

Na pierwszy ogień reminiscencje z literatury naszej pięknej temat ten rozpoczną. Józef Ślimak, jak niestety tylko niektórzy pamiętają, jest głównym bohaterem powieści Bolesława Prusa, “Placówka”. Był to chłop średniozamożny, posiadał niewielkie gospodarstwo i dziesięć morgów ziemi, które znajdowały się we wsi nad doliną rzeki Białka. Miał on żonę Jagnę i dwóch synów: Jędrka i Staśka.

„Był to chłop średniego wzrostu, z szeroką piersią i potężnymi ramionami. Miał twarz spokojną, wąsy krótko podcięte, na czole grzywkę, a z tyłu długie włosy spadające aż na kark. Bardzo lubił palić fajkę.” (Autor: Bolesław Prus)

-Tak właśnie wyglądał Józef Ślimak. Bohater ten był prostym, zacofanym chłopem, który wierzył w zabobony. Wszystko złe, co spotykało ludzi na ich drodze, odczytywał jako boskie karanie niewiernych. Nie zmieniał swojego zdania na ten temat nawet wtedy, kiedy krzywda spotykała jego, choć miał się za pobożnego. Swój kawałek ziemi uprawiał tak jak jego przodkowie i był przekonany, że to najlepsza metoda.


Nigdy nie starał się wybić ponad społeczność, w której żył, uważał bowiem, że skoro jedni są wójtami i bogaczami, to właśnie tego chce Bóg i nie należy niczego zmieniać. Okazywał więc szacunek stojącym wyżej od niego, ale i tym mniejszym nie dawał się wyprzedzić.

Nazwisko, jakie nosił, doskonale oddawało jego temperament. Nigdy się nie spieszył, jakoś pracował i było dobrze. Potrafił jednak wpadać także w gniew, a wtedy był po prostu nieobliczalny. Potrafił wtedy przeklinać i rzucać, co miał pod ręką – zdarzało mu się także pobić parobka. Jednak tak naprawdę nie był złym człowiekiem i dbał o powodzenie swojej rodziny, kochał żonę oraz synów, chciał niby dla nich jak najlepiej, ale po nim to choćby potop, niech się już synowie dalej martwią. Nigdy nie gardził groszem, imał się różnych prac, byle tylko trochę zwiększyć swoje zapasy finansowe. Nie bał się żadnej roboty i również za to go ceniono. Nigdy nie przehulał zarobku, ale skrzętnie składał i chował „w skarpetę” wszystko, co udało mu się zarobić.

Wierny tradycji nie wzgardził człowiekiem, który przekroczył jego próg. Miał dla takiego zawsze dobre słowo, strawę i miejsce przy piecu. Nie rozróżniał wtedy hierarchii i częstował wszystkich po równo. Prawdziwie kochał ziemię i nie wyobrażał sobie życia innego, niż praca na roli. Walczył o swój dobytek z niespotykaną u niego w innych sprawach zawziętością. I chociaż wokół niego piętrzyły się problemy i narastały trudności, nie zdecydował się na sprzedaż gospodarstwa. Nie cierpiał Niemców, którzy wykupywali pobliskie pola od innych rolników i nie poszedł z nimi na żadne układy.

Tego prostego chłopa można byłoby porównać z bohaterem powieści Henryka Sienkiewicza „Szkice węglem”- Rzepą. Ci dwaj chłopi mają wiele wspólnego, gdyż są typowymi przykładami ludzi niewykształconych i zacofanych: „Osiadły z dala od miasta, zapracowany, nie mający czasu na książkę czy gazetę”. To znaczy, że zwykły chłop, mający kawał ziemi i na nim pracujący, po prostu nie miał ani czasu, ani możliwości, by się kształcić i najważniejszym jego problemem był dobry wypoczynek po trudnej pracy.


Największymi wadami Ślimaka było zacofanie oraz brak samodzielności myślenia:

“Dziwny był chłop ten Ślimak. NA WSZYSTKIM SIĘ ROZUMIAŁ, nawet na żniwiarce: wszystko zrobił, nawet naprawił młocarnię we dworze; wszystko sobie w głowie ułożył, nawet przejście do płodozmianu na swoich gruntach, ale niczego sam nie ośmielił się wykonać, dopóki go kto gwałtem nie napędził. Jego duszy brakło tej cienkiej nitki, co łączy projekt z wykonaniem, ale za to istniał bardzo gruby nerw posłuszeństwa: dziedzic, proboszcz, wójt, żona – wszyscy oni zesłani byli od Boga po to, ażeby Ślimakowi wydawać dyspozycje, których sam, sobie wydać nie umiał. Był on rozsądny i nawet przemyślny, ale samodzielności bał się gorzej niż psa wściekłego. Miał nawet przysłowie, że: „chłopska rzecz – robić, a pańska – bawić się i rozkazywać innym”. (Autor: Bolesław Prus)

Ten cytat wiele mówi o postaci Ślimaka i o jego poglądach, przedstawia go jako człowieka zupełnie niegłupiego, a nawet zdolnego, ale bardzo niesamodzielnego. Akurat z powodu jego niesamodzielności o ważnych sprawach w rodzinie decydowała jego żona, której Ślimak ślepo ufał, czuł obowiązek spełniania jej woli i na nic się nie odważył bez jej narady. To udowodniła sytuacja, która wydarzyła się, gdy Józef poszedł prosić dziedzica o łąkę, a dziedzic widząc niesamodzielność chłopa, proponuje mu kupienie łąki za szczególnie niską cenę, ale pod warunkiem, że zdecyduje się on natychmiast, nie radząc się z żoną. Ślimak widział w tym jakiś podstęp i nie zgodził się, argumentując swoją decyzję słowami: “- Kiej kupować bez żony, jaśnie panie – to nieładnie…”.


Stosunek Józefa Ślimaka do otoczenia – poziom jego świadomości:

”Ślimak, który ma silne poczucie własnego interesu i interesu swojej rodziny, NIE CZUJE WIĘZI Z NAJBLIŻSZYM SOBIE ORGANIZMEM SPOŁECZNYM, ze wsią. Żyje właściwie poza nią, OBOJĘTNY NA WSZYSTKO, CO GO BEZPOŚREDNIO NIE DOTYCZY”. (Autor: Bolesław Prus)

Nie ufał on dziedzicowi, chociaż go szanował:

„Ale co innego uczcić jaśnie pana, a co innego ufać mu”. (Autor: Bolesław Prus)

Ślimak nie wierzy dworowi z zasady, podejrzewa każdy krok dziedzica, wszędzie dopatrzy jakiejś zasadzki. Był także podejrzliwy wobec kolonistów, ale podziwiał ich umiejętności, sprawność i organizację.

Prus po prostu przedstawia go jako prostego chłopa, zacofanego, stawiającego przed sobą naprawdę nieduże cele i bohatera, który sam tego nie rozumiejąc stawia opór kolonizatorom niemieckim.


Od chłopów, po robotników z PRL, aż do przepracowanych millenialsów

Od czasów Bolesława Prusa w mentalności chłopskiej tak niewiele się zmieniło, duża część z nich została musowo przesiedlona do miast, gdzie ktoś musiał przecież obsadzić wakujące miejsca po wytrzebionym przez Hitlera i Stalina mieszczaństwie i inteligencji polskiej.

I tak z chłopa, mamy chłopo-robotnika, co to na 300% normy PRL budował, mamy nawet pseudointeligenta, co to reżimowi na uniwersytetach, w sądach i prokuraturach wiernie służył.

A dziś jego dzieci, te wykształciuchy wielkomiejskie bez wiedzy, dalej nie mające więzi z najbliższą sobie społecznością, i dalej obojętni na wszystko, co ich bezpośrednio nie dotyczy, znaleźli sobie przewodnika, co to ma za nich III RP budować. Jak to chcieli zrobić? Ano tak jak w tej ich modlitwie poniżej:


Zatem w mentalności panie Waldku, nic się u polskiego chłopa nie zmieniło.

Chłopu tylko zmieniono środowisko życia, zamiast pracować na roli, siedzi teraz w mieście betonowych blokowisk udając inżyniera, inteligenta, menedżera, polityka, męża stanu, dyrektora, katolika, kosmopolitę, itd.

Prof. Jaroszewicz odniósł się do tematu korpo-szczurów z wielkich miast również:


Źródło: http://www.blog.pl/blog-socjologiakrytyczna_blog_onet_pl/2011/02/20/modlitwa-polskiego-chlopo-katolika-z-duzego-miasta/


🍀 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Aktualnie przeżywam różne wyzwania życiowe – jest ich dość dużo. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować pasję dzielenia się z Wami ciekawą wiedzą. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają duże media. Twój wkład pozwoli mi regularnie dostarczać wysokiej jakości treści:

1️⃣ Przelew na konto o nr: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

5️⃣ Przez Revolut:
Nr konta: 39291000060000000004742686
IBAN: LT603250012867538063
BIC: REVOLT21

EKONOMIA: DLACZEGO POLACY WCIĄŻ SĄ BIEDNI!?

Dlaczego Polska wciąż jest biednym krajem?

Jesteśmy cywilizacją sztucznie wywoływanych niedoborów;

Ludzie w większości są materialistami;

Wiadome jest, że tzw „potrzeby materialne” są najniżej w hierarchii potrzeb. Jednak aby żyć w materialnym świecie, należy je zaspokoić w pierwszej kolejności. Ich niezaspokojenie jest najbardziej dotkliwe. Bez duchowości, kultury, życia w prawdzie człowiek może się obejść, i zresztą zdecydowanej większości ludzkości te wartości nie są potrzebne. I właśnie to bezlitośnie wykorzystuje obecny system.

Dziś nie tylko kryzysy gospodarcze są wynikiem celowo zaplanowanej strategii. Tak naprawdę „konspiracja” idzie znacznie dalej. Wiemy już, że zmieniając polityków przy korycie, tak naprawdę nie zmienimy nic, dalej będzie tak samo. Zmienią się szyldy polityczne, będzie więcej patriotyzmu lub mniej patriotyzmu, będzie więcej religii lub mniej religii, będą związki partnerskie bądź nie będą, będą wisiały krzyże w szkołach i urzędach lub nie będą.. Ale co z tego? Skoro dalej będzie tak samo, a to, co wymieniłem to niewiele znacząca kosmetyka, tematy zastępcze. Zmienić należy system, to już wiemy. Zmienić system, ale jak?


Aby dać odpowiedź na to pytanie, podam kilka właściwości systemu, jaki obowiązuje obecnie:

Niedobory materialne są kreowane sztucznie. Ma to sens dla rządzących. Społeczeństwo żyjące w niepewności, nędzy, dąży niemal wyłącznie do zaspokojenia potrzeb materialnych. Zaś ci, którym się lepiej powiodło, i mają zaspokojone potrzeby materialne – żyją w dumie, że są „lepsi” niż cała reszta niewolników. Więcej grosza, które skapnęło im z pańskiego stołu, dowartościowuje ich ego. W takiej sytuacji praktycznie nikt nie zajmuje się dążeniem do prawdy ani rozwojem duchowym, intelektualnym. Masy ludzi tkwią ciągle na poziomie minimum, czyli na poziomie zaspokajania wyłącznie potrzeb materialnych. Biedacy, wiadomo – robią wszystko byle tylko na chleb wystarczało, bo co mają zrobić? Zaś bogatsi po zaspokojeniu podstawowych potrzeb materialnych, brną dalej w zaspokajanie kolejnych i kolejnych materialnych zachcianek, po to, aby dowartościować się i odróżnić na tle reszty upodlonych niewolników.

Przyczyna tego jest prosta. Nawykliśmy do tego, że musimy zarabiać mało i koniec, bo tak głoszą „prawa ekonomii”. Raczej: prawa pseudo-ekonomii, które ja nazywam „ekonomiactwem”. Robotnik jest źle wynagradzany, za swoja pracę. Ba. Bardzo często jest wynagradzany w sposób urągający wszelkim standardom, jego pensja nie starcza na zaspokojenie nawet tych najbardziej podstawowych potrzeb materialnych.. Tak samo jest w przypadku tysięcy innych zawodów: nauczycieli, zawodów fizycznych, często ludzie po studiach inżynierskich słyszą, że maksymalna pensja, jaką mogą dostać, to 1500 brutto, z możliwością zmiany do 4 – 5000 brutto za kilka lat, w miarę awansów zawodowych..

Warto zadać sobie pytanie: czy jest jakiekolwiek ekonomiczne uzasadnienie dla tak niskich wynagrodzeń? To pytanie jest dziś tak niepoprawne politycznie, że nie przejdzie przez usta żadnemu politykowi. Każdy wspaniałomyślnie przyjął, że przy cenach dóbr i usług na poziomie zachodnim, uzasadnione są zarobki na poziomie azjatyckim. Ja się pytam: dlaczego?


Przyjrzyjmy się teraz tym, którzy za swoją pracę są dobrze wynagradzani. Kim są ci ludzie?

W większości przypadków są to ludzie, którzy tak naprawdę.. nic nie robią, nie pracują, niczego nie produkują – ani dóbr ani usług. Szokujące? Z pewnością. PKB kraju należy PRODUKOWAĆ. Nie wszyscy obywatele mogą zrobić kursy biznesu czy life-coachingu, i powiedzieć nazajutrz: „chcę założyć własną firmę, być dla siebie szefem i dobrze zarabiać”. Nie, to niemożliwe..

-Ktoś musi napierdzielać młotem w maszynę przy temperaturze 60 stopni, w oparach olejów silnikowych – inaczej nie mielibyśmy: samochodów, samolotów, statków, i wielu innych potrzebnych urządzeń / maszyn. Jak jest w obecnym systemie? Dziś największą kasę zgarniają pośrednicy, czyli np: korporacje sprzedające samochody, biura reklamy tych produktów i media reklamujące je, firmy ubezpieczeniowe, banki udzielające kredytów samochodowych – czyli podmioty, które nic nie produkują.

-Ktoś musi zamiatać ulice i wywozić śmieci, inaczej w mig zaroślibyśmy brudem, a potem zdziesiątkowałyby nas epidemie dawno już wygasłe, np cholery. Jaka jest obecna rzeczywistość? Wynagrodzenia w tym sektorze są głodowe, zaś konkretne pieniądze robią znowu ci, którzy nic nie produkują, czyli: gminy pobierające podatki za śmieci, itp

-Ktoś musi pracować w kopalni, elektrowni, w transporcie – inaczej umarlibyśmy z zimna w zimie; a jak jest teraz? Pensje w tym sektorze bardzo małe, zaś konkretne pieniądze robią ci, którzy nic nie produkują – np państwo pobierające podatki od energii, koncesji, zagraniczne kartele energetyczne (np ENEA).

-Ktoś musi produkować płody rolne, inaczej umarlibyśmy z głodu; tymczasem na żywności kasę robią pośrednicy, np zagraniczne supermarkety które do tego nie płacą w Polsce podatków. A sami producenci często muszą sprzedawać swoje produkty na bardzo niekorzystnych warunkach, czasami wręcz poniżej kosztów produkcji.


A więc jak zawsze, potrzeba gruntownych zmian systemowych.

Gdyby nie było owych „pośredników” i innych bumelantów niczego nie produkujących (dobra lub usługi), gdyby ludzie byli godnie wynagradzani za swoja pracę – rzeczywistość byłaby inna. Wtedy więcej ludzi kierowało by się w kierunku polityki, spraw społecznych, ku kulturze (a nie tylko pop-kulturze), ku rozwoju duchowemu i poszukiwania prawdy. Ale co by było gdyby, nie?

Dziś całe społeczeństwa i narody są zajęte zwierzęcą walką o przetrwanie. Ba. Większość ludzi uczyniła z tej zwierzęcej walki o przetrwanie credo życia. Dziś człowiek jest wartościowany właśnie poprzez to, czy umie na siebie zarobić, czy nie. Prawie nikogo nie obchodzi choćby to, co ten człowiek ma w głowie, czy jest zaangażowany w jakieś ważne przedsięwzięcia, albo czy np tworzy, komponuje, gra, śpiewa.. Większość patrzy na Ciebie poprzez to, jaka masz pracę, ile zarabiasz, w jakich klubach / pubach bywasz, jakie alkohole pijasz w weekendy, gdzie spędzasz urlop, czy masz mieszkanie własnościowe czy nie, jakie gadżety masz w kieszeni tudzież torebce. I tak można wyliczać..

Pamiętaj też, że protestuje jednostka – np Ty napiszesz komentarz pod tym tekstem, że nie jesteś materialistą.. Jednak o kształcie systemu decyduje nie buntownicza jednostka, ale ogół – ogół społeczeństwa, które nie protestuje, nie buntuje się, nie komentuje, tylko żyje miotana wiatrem życia, jak chorągiewka na wietrze.

Warto tutaj zauważyć coś jeszcze. Jaka jest strategia postępowania większości ludzi, gdy zaspokoją już potrzeby materialne? Czy kierują się na przykład ku twórczości, ku rozwojowi duchowemu? Otóż nie.


Większość ludzi brnie dalej w te podstawowe potrzeby, czyli materialne.

Świat, czyli głównie rodzina, szkoła, znajomi, politycy – wmówili, narzucili nam konkretny schemat postępowania. I według niego ludzie postępują. „Masz zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna” – głosi ludowe przysłowie. A kogo stać na dom, jak nawet zdobycie własnościowego mieszkania graniczy z cudem? Kogo stać na kupno działki własnościowej, gdzie można posadzić drzewo? No i: kogo stać na utrzymanie rodziny?

Warto przypomnieć, że w Polsce jest najmniejszy przyrost naturalny. Podobny, jak na obszarach postradzieckich. Już na wstępie skazani jesteśmy na porażkę, no, może 80% społeczeństwa. A co dalej, gdy uda Ci się wzbogacić? Samochód, potem samochód dla żony, jakaś wycieczka, drogie gadżety.. W międzyczasie bywanie w towarzystwie, kluby, puby, imprezy.. No i koncerty – bo trzeba dbać o ofertę „kulturalną”. A potem starzejesz się i umierasz.. I jaki sens ma takie życie?

Tkwienie w zaspokajaniu zachcianek materialnych, obojętnie jakiego szczebla i wartości – jest dalej tkwieniem na poziomie minimum. Potrzeby materialne, obojętnie jak rozbuchane, stoją najniżej w hierarchii. Warto by było, by po ich zaspokojeniu, powiedzieć sobie w pewnym momencie: stop, i skierować się wyżej, w kierunku innych, bardziej wzniosłych potrzeb i dążeń.

Taki pomysł na życie, jak już wspomniałem, dyktuje nam od pokoleń społeczeństwo, w tym nasza rodzina, nasi znajomi. Tak nauczyli ich ich rodzice i ich znajomi, i taki model życia chcą narzucić nam. Czy warto podążać tą ścieżką?


Zadaniem Twoich rodziców w systemie jest:

-Zapewnienie Ci chleba, odzienia, dachu nad głową;

-Przygotowanie Ciebie do życia w społeczeństwie;

-Przygotowanie Ciebie do pracy, czyli zaspokajania potrzeb materialnych.

Nikt nie powiedział, że rodzina, bliższa czy dalsza, ma dać Ci: wsparcie emocjonalne – to czasami jest, ale nie jest opcjonalne.  Nikt nie powiedział, że mają oni akceptować Ciebie, takiego jakim jesteś, i Twoją indywidualność – tutaj jest raczej dokładnie na odwrót.
To wszystko masz zapewnić sobie sam. To, co dała Ci rodzina, to podstawa, to baza. Dobrze by było, gdybyś nie ograniczał się ślepo do tej podstawy, ale wypracował także coś swojego, indywidualnego.

W Portugalii, Grecji, i innych krajach – ludzie zarabiają po 2000 – 3000 euro, i gdy tylko władza chciała im zabrać te 20 czy 50 euro z pensji – wybuchła rewolucja! W Grecji od dawna trwa nieoficjalna wojna domowa, odnotowano liczne zamachy terr*rystyczne na siedziby władz czy posterunki policji. W Bułgarii proponowane podwyżki były tak wielkim szokiem dla społeczeństwa, że kilka osób dokonało publicznie samospalenia, a rząd pod wpływem protestów złożył dymisję.

A w Polsce? U nas ludzie zarabiają 200 – 400 euro i jak władza zabiera nam 50 – 100 euro (wzrost opłat za śmieci, czynsze, energię, innych podatków) to nic się nie dzieje! Zaledwie 11.000 osób skrzyknęło się na facebooku, że będą robić “rewolucję” w dniu 23 marca.. Nosz kurde, ŻAŁOSNE! Ta rewolucja powinna być natychmiast, spontanicznie, tuż po ogłoszeniu podwyżek! A nie 23 marca, czyli prawie po 1/3 roku 2013.


Polacy nie protestują, choć niszczy się podstawy ich egzystencji i podstawy ich życia.

Bo w materializmie, czyli martwej materii, zwykli pokładać: marzenia, bezpieczeństwo, nadzieje, poprzez materię oceniają, wartościują innych i samych siebie. Ale nie protestują, jak im się zabiera resztki tej materii!

Czy to system jest tak morderczo perfekcyjny, czy ludzie tak ogarnięci marazmem? Czy telenowela i micha taniego ryżu wystarczy?

Śmiem twierdzić, że Polacy to zombie. Jesteśmy na ostatnim miejscu na Ziemi pod względem świadomości. To dlatego akcja finałowa rozegra się w naszym kraju – znowu. Przy wznoszeniu się na wyższe poziomy świadomości, tam, gdzie ludzie tkwią w patologicznych układach – politycznych lub religijnych – zawsze jest ciężej niż w innych obszarach.

Rozróżnijcie pomiędzy jednostką a społeczeństwem. Nie sądźcie po tym, że na forach, blogach, portalach – jest dużo ludzi świadomych, gotowych iść na takie demonstracje, czy nawet zamieszki. Internet ma w Polsce mniej niż 50% społeczeństwa (stan na 2013 rok). Jaki procent internautów jest świadoma? 50% społeczeństwa posiadającego internet, ma konkurencję w postaci 50% tych, którzy internetu nie mają, a wolą obejrzeć mecz, telenowelę czy innego mózgojeba.

Na sytuację polityczną, gospodarczą, mentalną – narzekają JEDNOSTKI. Zaś społeczeństwo i tak wybierze partie polityczne z telewizora, i tak przyklaśnie Balcerowiczowi czy Rostowskiemu, i tak wybierze telewizyjną papkę zamiast ciekawszej oferty kulturowej.


To samo można obserwować także w innych dziedzinach życia.

Np: widziałem mnóstwo ludzi na you tube czy na demotywatorach, narzekających na denną reklamę iPhone: “wszyscy chodźcie”. Jak się wchodzi na taki portal, to rzeczywiście, można odnieść mylne wrażenie, że ludzie jednak myślą, bo narzekają, bo krytykują. Ale trzeba pamiętać, że te góra kilkaset krytycznych komentarzy jest przeciwstawionej kilku milionom przeciętnych Kowalskich, którzy nie komentują na portalach, nie udzielają się w dyskusjach, a zdanie wyrabiają sobie najczęściej po przeczytaniu nagłówka (!), czasami dwóch pierwszych akapitów tekstu. I do takich ludzi – a jest ich miliony – ta reklama dotarła.

Przykładowo: kilkaset tysięcy hipsterów po obejrzeniu tej reklamy (“wszyscy chodźcie”) napomknęło rodzicom, że chcą koniecznie nowego iPhone. Efekt jest? Jest. Pomijam już fakt, że tego typu reklama jest celowo robiona tak, by wkurzała – najczęściej poprzez podkręcanie ścieżki dźwiękowej przez syntezatory. Taka reklama Cię wkurwi na maxa, po czym po dwóch, góra pięciu minutach zapomnisz o niej.. Ale za parę dni przypomni Ci się, że Twój telefon komórkowy to już wysłużony szmelc, i że warto było by kupić nowy. Nie?

Pamiętajcie: narzeka jednostka, w wyborach głosuje społeczeństwo.

Poznaje wady i zalety jednostka, kupuje społeczeństwo.

Komentuje, czyta i dyskutuje jednostka, ogląda i decyduje – społeczeństwo.

Pozostaje pytanie: co robić?

Jestem zdania, że niedawno osiągnęliśmy szczyt świadomości w skali planety, który był możliwy do uzyskania dzięki nowoczesnym technologiom przesyłu informacji. Więcej nie osiągniemy posługując się tylko techniką. Ale jest pewien wytrych w tym systemie. Teraz należy zwrócić się bardziej “ku sobie” – w kierunku rozwoju duchowego. Zmieniając siebie, zmienimy świat. Zmieniając siebie, spowodujemy dalsze poszerzanie świadomości.. Ludzie widząc pozytywną zmianę w nas samych, chętniej będą wstępować na tę samą ścieżkę co my – czyli ścieżkę rozwoju. Nic więcej nie uzyskamy posługując się jedynie techniką. Powiem więcej: teraz możemy jedynie zniechęcić nieświadome osoby, jeśli będziemy dyskutować nieumiejętnie, czyli bez rozwoju własnego, głównie duchowego.

Spójrzmy prawdzie w oczy.

Nie sztuką zmienić partię polityczną u władzy, czy obalić rząd. Sztuką jest stworzyć rząd który będzie miał konstruktywne pomysły na rządzenie.

Nie jest sztuką obalić istniejący system, sztuka to zbudowanie nowego systemu, takiego, który zaakceptuje naród, takiego systemu, który nie zmieni się w totalitaryzm.Jak sami się domyślacie, bez gruntownej rewolucji w świadomości i duchowości, powyższe postulaty – postulaty zmiany rządu, zmiany systemu – są niemożliwe do wykonania.

Bez rewolucji w świadomości i duchowości, każda rewolucja polityczna skończy się tym samym: tyranią i ludobójstwem. Lub w najlepszym wypadku – tym co mamy teraz, czyli rządami Tusków, Kaczyńskich, Palikotów, Kwaśniewskich itp itd. Bez rewolucji w duchowości i świadomości, każdy Twój związek będzie się kończył na tym samym: na rozstaniu, kłótniach, pretensjach.


Psychologia i nauka, w oderwaniu od duchowości zawsze będzie tym samym.

Będzie nieszczęściem dla osoby która poznała tajniki ludzkiej psychiki, ale nie wie co z tą wiedzą robić dalej. Nauka w oderwaniu od duchowości będzie wykorzystywana przez tyranów i technokratów w celu jeszcze większej manipulacji i kontroli społeczeństwa. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że najbardziej ogranicza nas nasze “zwierzęce ja”, a na nie składają się: podświadomość, ID, ego. To nie rządy czy politycy nas ograniczają, ale właśnie nasze “zwierzęce ja” – uległe, tchórzliwe, materialistyczne, płytkie, żałosne.

Ja już w dzieciństwie doszedłem do wniosku, że gdybyśmy w jednej chwili, jako naród, jako jedna ludzka wspólnota – powiedzieli: “nie” – to wszystkie ograniczające nas systemy obróciłyby się w ruinę! Jako dzieciak mówiłem wtedy: “gdybyśmy wszyscy porzucili narzucone nam obowiązki, porzucili miejsca pracy – i wyszli na ulicę, to na drugi dzień bylibyśmy wolni!”. Oczywiście to tylko uproszczenie. Ale obrazuje, jak działa system..

Jeszcze bardziej obrazowo działa tzw “paradoks esesmana”. Otóż podczas Wojny, w obozach koncentracyjnych, kilkunastu ludzi uzbrojonych zaledwie w pistolety bądź karabiny Mauser, trzymało za mordę nawet kilkadziesiąt tysięcy więźniów. Co by było, gdyby te kilkadziesiąt tysięcy ludzi zdecydowało się przeciwstawić i po prostu uciec? Czemu tego nie robili w obliczu nieludzkich eksperymentów medycznych dokonywanych przez załogę obozu nieuchronnej śmierci?

Bycie „normalnym” może doprowadzić nas do szaleństwa. Bycie normalnym, to jak zauważyła jedna z amerykańskich felietonistek, ubranie się w rzeczy, które kupujesz do pracy, przejechanie się przez zatłoczone ulice autem, które jeszcze spłacasz, żeby dostać się do pracy, która jest ci niezbędna, żeby zapłacić za ubrania, samochód i dom, który musisz zostawić na cały dzień pusty, żeby cię było na niego stać” (Renata Arendt-Dziurdzikowska)


🍀 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Aktualnie przeżywam trudności finansowe, mimo pracy na etacie. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować moją pasję dzielenia się ciekawą wiedzą. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają oficjalne media propagandowe. Twój wkład pozwoli mi regularnie dostarczać wysokiej jakości treści.

P.S. Uruchomiłem możliwość wsparcia moich publikacji przez Bitcoin (punkt nr 4, poniżej):

1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

5️⃣ Przez Revolut:
Nr konta: 39291000060000000004742686
IBAN: LT603250012867538063
BIC: REVOLT21

.

TRANSFORMACJA USTROJOWA: NAJWIĘKSZA GRABIEŻ XX WIEKU

Transformacja ustrojowa w Polsce: Sachs, Soros, Balcerowicz

„Niektórzy ekonomiści oceniają, że w czasie zmiany ustroju, skutkiem gospodarczej terapii szokowej, nasz naród stracił co najmniej 85 miliardów dolarów. Jest to dwa razy więcej niż zagraniczny dług Polski w 1989 roku. Skutkiem tego jest rosnące bezrobocie, śmieciowe umowy o pracę i masowa ucieczka kapitału oraz młodych ludzi z Polski.

Na samym początku wyborów prezydenckich w 1990 roku, spotkałem się w kawiarni hotelu Marriott w Warszawie, z sekretarzem politycznym ambasady Stanów Zjednoczonych Danielem Friedem. Na jego własna prośbę. Był to Amerykanin etnicznie żydowski. Kiedy usiedliśmy na kawę przy stoliku, zapytałem czy sprawdził moje referencje w Kanadzie. Odpowiedział, że sprawdził też moje referencje w Peru i zapytał, co chciałbym zrobić jako prezydent RP.

Powiedziałem mu o dwóch najważniejszych rzeczach – „chcę tę samą konstytucję jaką ma USA i wolny dostęp do rynków międzynarodowych”. Po moich słowach  zapadło milczenie i wyczułem, że moja odpowiedź nie była po jego myśli. Nie wiedziałem wtedy, jakie miał on niecne plany wobec Polski. Kilka lat później D. Fried został ambasadorem USA w Polsce, a jeszcze potem podsekretarzem stanu przy Condoleezzie Rice, odpowiedzialnym za politykę amerykańskiego imperium w całej Europie  Środkowo-Wschodniej i Rosji.


Reforma ustrojowa zwana „planem Balcerowicza” w rzeczywistości była planem rządu USA i urodzonego na Węgrzech żydowskiego spekulanta finansowego (Georgy Schwartz), znanego jako George Soros.  G. Soros, przy pomocy ekonomisty Stanisława Gomułki, przekonał prezydenta PRL generała Wojciecha Jaruzelskiego, do swego planu gospodarczego. Przekonał W. Jaruzelskiego, że jego plan, który wymagał „terapii szokowej” i szybkiej prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, był najbardziej optymalnym planem reformy gospodarczej Polski.

Był to jedyny plan akceptowany przez ambasadora USA, Bank Światowy oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Pod taką presją zatwardziały komunista generał Wojciech Jaruzelski się ugiął. I oddał Polskę w brudne ręce bezwzględnych kapitalistów. A Polska miała być dla Rosji przykładem wzbogacenia się komunistycznej nomenklatury.

G. Soros zatrudnił sobie do pomocy ekonomicznego „cudaka”  – młodego profesora ekonomii z Uniwersytetu Harvarda w USA, Jeffrey’a Sachsa. J. Sachs wyróżnił się wcześniej prywatyzacją w Boliwii, która wbrew opinii lansowanej przez media zakończyła się fiaskiem i po serii zamieszek społecznych, spowodowała przejęcie władzy przez  lewicowego prezydenta Evo Moralesa.


J. Sachs, etnicznie białoruski Żyd, jeszcze przed 1990 rokiem przyjechał do Polski kilkadziesiąt razy, aby rozeznać się w sytuacji, ocenić stan polskiej gospodarki i przygotować ją do prywatyzacji. Dopuszczenie reprezentanta G. Sorosa, który za złodziejskie spekulanctwo był z wielu krajów wyrzucany, do takich tajnych informacji rządowych ,  to tak jakby wpuścić lisa do kurnika. Po tych wizytach J. Sachs dobrze wiedział, które części gospodarki są najbardziej rentowne.

Był on dopuszczony do niejawnych informacji na temat gospodarczego stanu państwa, a w dzisiejszych czasach taka wewnętrzna, niejawna informacja pozwala zarobić olbrzymie pieniądze. Dlatego wszelki handel wewnętrzny taka uprzywilejowaną i niejawną informacją jest w krajach rozwiniętych ostro karany przez prawo. Taki konflikt interesów nie jest bowiem tolerowany. A gdzie J. Sachs, tam i G. Soros ze swoim spekulacyjnym kapitałem finansowym.

Dowiedziałem się o działaniach J. Sachsa już na początku prezydenckiej kampanii wyborczej w 1990 roku i byłem tym porażony. Zderzyłem się z nim ostro w programie „na żywo” Nightline transmitowanym z Polski, przy oglądalności ponad 10 milionów Amerykanów. Podważyłem wtedy jego metody uzdrowienia gospodarki Polski. Zareagował na to nader krzykliwie i nawet powtórzył kłamstwo za „Gazetą Wyborczą”, że bywałem w Libii i z tego powodu nie można było mnie traktować na serio.

Dlatego, kiedy pod koniec pierwszej tury wyborów prezydenckich udało mi się otrzymać tajne dyrektywy rządu Tadeusza Mazowieckiego, mające na celu sprywatyzowanie za bezcen pierwszych czterech przedsiębiorstw państwowych, na czele z ówczesną hutą „Warszawa”, użyłem tego do ostrego ataku na niego i jego rząd. Publicznie nazwałem premiera T. Mazowieckiego zdrajcą narodu.


Myślałem wtedy, że przez moją ostrą i nieustanną krytykę tzw. planu Balcerowicza i obalenie rządu T. Mazowieckiego, w którym Leszek Balcerowicz był wicepremierem i ministrem finansów, L. Balcerowicz także odejdzie w niebyt z jego perfidnym planem grabieży majątku narodowego Polski.  Przecież to głównie dzięki skutkom jego okrutnej reformy wprowadzone w styczniu 1990 roku, udało się obalić rząd  premiera T. Mazowieckiego w wyniku jego przegranej w I turze wyborów prezydenckich. Niestety stało się inaczej. Byłem ogromnie zdumiony, kiedy zaraz po wyborach Lech Wałęsa zapowiedział, że L. Balcerowicz i jego plan muszą zostać.

Jak to niedawno ujawnił bliski współpracownik L. Wałęsy, było to wynikiem żądań ambasady USA. L. Wałęsa szybko powołał nowy rząd premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, znowu z L. Balcerowiczem jako ministrem finansów. A premierem polskiego rządu został człowiek, który powiedział publicznie, że pierwszy milion trzeba ukraść. J. K. Bielecki błyskawicznie i po cichu rozprzedał za bezcen 1256 przedsiębiorstw państwowych , z których wiele było na wysokim poziomie rentowności i miało bogate inwentarze surowcowe. Do dzisiaj nie wiemy w czyje ręce te przedsiębiorstwa były oddane.

Nie byłem nawet zaskoczony, kiedy się dowiedziałem dwa lata później w 1992 roku, że ten  „cudowny” ekonomista J. Sachs wraz ze swoimi kolegami z Uniwersytetu Harvarda, jako faktyczni najemnicy George Sorosa, zmontowali amerykańsko – żydowski zespół doradczy dla prezydenta Rosji Borysa Jelcyna. A B. Jelcyn ich kolejny plan ” terapii szokowej „, wprowadził w życie dekretami prezydenckimi. I wbrew protestom rosyjskiego parlamentu. Dodam, że opór rosyjskiej Rady Najwyższej wobec „terapii szokowej”, skończył się w 1993 roku jej rozwiązaniem przez B. Jelcyna. Doszło do krwawej rozprawy wojska z protestującymi deputowanymi, w której zginęło oficjalnie 156 osób, a nieoficjalnie 700 do 800. Po raz pierwszy w historii i Rosji, i Europy, parlament ostrzeliwały czołgi.


Tym razem J. Sachs był bardzo ostrożny. Sam pozostał w cieniu jako profesor Uniwersytetu Harvarda. A do brudnej roboty ekonomicznej w Rosji, znalazł „słupa” – młodego amerykańskiego ekonomistę Jonathana Hay’a, który nauczył  się języka rosyjskiego w instytucie lingwistycznym w Petersburgu. Młody J. Hay szybko został osobistym doradcą premiera Rosji Jegora Gajdara i ministra prywatyzacji Anatolija Czubajsa. Dzięki tajnym informacjom na temat prywatyzacji dziewczyna J. Hay,a,  Beth Herbert, założyła pierwszy w Rosji licencjonowany fundusz akcji giełdowych.

Kilka lat później oboje wzięli ślub, a ich fundusz Pallada Assets, sprzedali z dużym zyskiem. Plan znany jako „500 dni”, był taki sam jak w Polsce – najpierw terapia szokowa dla Rosjan, dla ich całkowitej dezorientacji, a potem pośpieszna prywatyzacja w celu maksymalnej grabieży majątku narodowego. Ten plan miał finansowe wsparcie amerykańskiej agencji rządowej USAID na sumę ponad 350 milionów dolarów. Cieszył się ten plan także najwyższą rekomendacją Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wiceprezydent USA Al Gore osobiście nadzorował, aby ten plan był wykonany w całości.

Kiedy Rosjanie obudzili się kilka lat później  i pozbyli się G.  Sorosa i ludzi J. Sachsa,  z ich kraju wyciekło już ponad 500 miliardów dolarów gotówki, która została „wyprana”  głównie w bankach Nowego Yorku. Całkowicie został zniszczony rynek finansowy i Rosja przestała spłacać zagraniczne pożyczki, ponieważ nagle stała się bankrutem. 66% majątku narodowego znalazło się w rękach sześciu rosyjskich oligarchów, z których pięciu jest pochodzenia żydowskiego. Ponad 15 milionów Rosjan z powodu nagłej biedy i chorób straciło życie.


Można powiedzieć, że spustoszenia były porównywalne do zrzucenia kilkunastu bomb atomowych na Rosję. Spekulant G. Soros w jednym ze swoich wywiadów prasowych powiedział, że byłe Imperium Sowieckie stało sie Imperium Sorosa. Wykupił on po cichu za bezcen perły rosyjskiej gospodarki; Kraj, który przeżył krwawą rewolucję ;bolszewicką i kosztem ogromnych ofiar ludzkich faktycznie wygrał z Hitlerem II-gą Wojnę Światową, został zdradziecko uderzony nożem w plecy i wił się w konwulsjach. Do czasu kiedy Władimir Putin&; został premierem Rosji; i zatrzymał krwotok nielegalnie wywożonych pieniędzy.

Wielu komentatorów tej niewyobrażalnej afery uważa, że cała akcja bezprzykładnego zubożenia Rosji była zaplanowana, aby raz na zawsze zniszczyć jej potęgę wojskową. Nie bardzo zresztą to się udało, ponieważ zaraz potem ceny ropy i gazu poszły nagle do góry i Rosja tym sposobem zbilansowała swój budżet i uniknęła pułapki zadłużenia zagranicznego, która byłaby wymuszona pożyczkami z Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Polska natomiast gazu i ropy nie miała.

Cały mechanizm tej potwornej grabieży majątku narodowego Rosji szczegółowo opisała amerykańska dziennikarka Anne McMillan w swojej książce „Plaga – jak Ameryka zdradziła Rosję”. Tej książki nigdy nie chciał wydrukować żaden wydawca w USA, a sama A. McMillan od roku 2008 tajemniczo zniknęła z publicznego pola widzenia. Jej arcyciekawa książka, a czyta sie ją jak najlepszy kryminał, zawiera ostrą krytykę niemoralnej polityki zagranicznej USA. Udało mi się dostać jej rozdziały poświęcone szczegółom tej manipulacji. Moi znajomi Rosjanie mówią  dzisiaj, że wtedy wierzyli w piękne słowa o reformach i dali się oszukać szalbierczym spekulantom.


Ale w końcu Rosjanie skorzystali z okazji, gdyż koledzy J. Sachsa z Harvardu na boku kręcili sobie lody z pieniędzy amerykańskiego rządu, czyli amerykańskich podatników.  Między innymi inwestowali oni rządowe pieniądze USA w rosyjskie firmy, które pomagali potem prywatyzować z zyskiem dla siebie rzędu 500%. Rosjanie to nagłośnili  i na podstawie dowodów licznych przestępstw finansowych grupa „cudownych” ekonomistów z Harvardu została zlikwidowana.

Cała afera znalazła się w amerykańskim sądzie, ale za tą grabież stulecia nikt nie poszedł do więzienia. Prestiżowy Uniwersytet Harvarda zgodził sie wypłacić ponad 26,5 milionów dolarów kary. Ale kariery zaś zawodowe „cudownych” ekonomistów miały się lepiej niż kiedykolwiek. Bill i Hilary Clinton ukręcili całej sprawie łeb i nie dopuścili do senackich przesłuchań, jak to proponowali niektórzy republikańscy senatorowie.  Tylko Larry Summers, prezydent Uniwersytetu  Harvarda, a politycznie zaciekły promotor Izraela,  został zmuszony do dymisji.

A więc Polacy  nie są jedynym umęczonym narodem, który został bezlitośnie ograbiony. Ci sami ludzi i w taki sam sposób, a stosując te same metody, ograbili wielką Rosję, podobnie jak i Polskę i wiele innych krajów. Chiny, Malezja czy też sąsiednia Białoruś, w ogóle nie wpuściły ludzi Sorosa. I tym samym miały o wiele więcej kapitału na swój rozwój i na potrzeby społeczne swoich obywateli. Propaganda demokracji i neoliberalizmu okazała się być tylko przygotowaniem kraju do terapii szokowej i grabieży. I wpędzeniem kraju w zależność od zagranicznych pożyczek bankowych.


Tzw. „plan Balcerowicza” w Polsce i tzw. „plan Czubajsa” w Rosji niezmiernie wzbogaciły Sorosa i małą grupę oligarchów oraz komunistycznej nomenklatury przez brutalne pogwałcenie dwóch podstawowych warunków do rozwoju: poszanowania własności, tak prywatnej, jak państwowej oraz tępienia wszelkiego rodzaju grabieży. Przed zmianą ustroju gospodarki Polski i Rosji były samowystarczalne – brakowało tylko bananów i kawy. Można było wybrać inne plany. Takie na przykład, jak wybrały Brazylia czy Chiny, które mogą być dzisiaj dumne ze swoich gospodarczych osiągnięć.

Morał jest taki, że nigdy nie można ufać zagranicznym doradcom. Polsce i Rosji w czasie zmiany ustroju doradzali ludzie, którzy nigdy nie zbudowali żadnego zakładu pracy, tylko potrafili je niszczyć. W odpowiedzi na pytanie, jak się w przyszłości uchronić przed taką grabieżą powiem tylko, że do obrony i rozwoju kraju potrzebny jest  rząd patriotów, a nie zdrajców i matołów.

Tylko państwo narodowe może uchronić swoich obywateli od zewnętrznych manipulacji i zapewnić wzrost gospodarki kraju, a co tym idzie zwiększyć ilość miejsc pracy i stale tworzyć lepsze możliwości rozwoju dla swoich obywateli. Aby nasza Ojczyzna była matką, a nie okrutną macochą. Dodam jeszcze, że lepszy domek ciasny, ale własny. Amen.

Autor: Stanisław Tymiński


🍀 Chcę Cię serdecznie zaprosić do wsparcia Kefirowego miejsca dyskusji, świadomości i rozwoju. Twoje wsparcie jest kluczowe dla powstawania nowych, fascynujących artykułów. Aktualnie przeżywam trudności finansowe, mimo pracy na etacie. Twój wkład sprawi, że będę w stanie kontynuować moją pasję dzielenia się ciekawą wiedzą. Nie mam dostępu do źródeł utrzymania, jakie mają oficjalne media propagandowe. Twój wkład pozwoli mi regularnie dostarczać wysokiej jakości treści.

P.S. Uruchomiłem możliwość wsparcia moich publikacji przez Bitcoin (punkt nr 4, poniżej):

1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

5️⃣ Przez Revolut:
Nr konta: 39291000060000000004742686
IBAN: LT603250012867538063
BIC: REVOLT21