Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!

Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!

Nowoczesna.pl BalcerowiczDo napisania tego krótkiego felietonu skłoniła mnie dzisiejsza wizyta m.in. w banku i załatwianie w nim zwykłych spraw. Tak, mam „ból dupy” i dam jego wyraz w tym felietonie. A więc zaczynamy.

Podział na arystokrację i plebs (nadludzi i podludzi) nadal istnieje i nazywa się po prostu.. kapitalizmem. Popatrzmy na to, jak są skonstruowane wszystkie banki. My, czyli szarzy Kowalscy, czekamy nieraz w długich kolejkach do zwyczajowej „obsługi kasowo-transakcyjnej„. No jeszcze brakuje tam napisu: „proletariat”. Ups, przepraszam, nie ta epoka, mamy już bardziej „lifestyle’ową” nowomowę, teraz powinno być raczej: „obsługa kasowo-transakcyjna dla zasobów ludzkich należących do korporacji„. A co robi klient biznesowy bądź korporacyjny w tym samym banku? Albo jest przyjmowany bez kolejki, albo jest przyjmowany w zupełnie innych, klimatyzowanych i wypucowanych pomieszczeniach do których my, „trędowaci podludzie” nie mamy wstępu. Oczywiście, klient biznesowy i korporacyjny w niektórych bankach ma darmową kawę i darmowy poczęstunek. My, czyli plebs, nie mamy do tego prawa.

Dalej: od dawna słyszymy o darmowych kontach, „kontach za zero złotych„, o braku opłat za prowadzenie rachunku. Często do tych kont „za zero złotych” dołączony jest tzw cash-back, czyli nic innego, jak nagroda dla kapitalisty za konsumpcję. Bo zadajmy sobie najważniejsze pytanie: dla kogo są przeznaczone te konta za zero złotych, z cash-backiem nawet do 1000 złotych? Czy jest to oferta dla ludzi biednych – np zatrudnionych na umowach śmieciowych, emerytów, zarabiających małą sumę pieniędzy? Ależ oczywiście, że nie!

Zarówno konto za zero jak i cash back jest przeznaczony dla arystokracji, czyli kapitalistycznej elity. Aby dostać konto za zero czy cash-back, trzeba mieć wpływy na konto liczone w wielu, wielu tysiącach złotych miesięcznie. W przypadku cash-backu, trzeba wydawać gruby szmal na produkty korporacji, które z bankiem współpracują itp. Oczywiście, nie byłoby nic złego w takiej ofercie. Nie, nie o to mam „ból dupy„, bo bogactwo, jeśli się dobrze do niego podchodzi, jeśli nie robi ono z człowieka „żywego trupa„, jest czymś dobrym i pozytywnym. Chodzi mi o coś innego.

Otóż: czy osoba biedniejsza, nie zarabiająca po 15.000 zł netto na miesiąc, dostanie konto za zero złotych i cash-back, choćby minimalny? A skąd! Osoba taka musi więc ponosić wszystkie opłaty. Czyli: 10 zł do 30 zł miesięcznie za prowadzenie rachunku. Czasami więcej. Dalej: kilkadziesiąt złotych rocznie za kartę bankomatową. Jeśli pod koniec miesiąca wyjdzie jej na koncie np. minus 1 zł, minus 30 zł – to co tydzień dostaje monit pocztą, kosztujący nawet kilkadziesiąt złotych. Plus karne odsetki. Opłata za przelew internetowy to około złotówka. Opłata za kod z karty kodów jednorazowych – też około złotówka. Opłata za przelew dokonany w placówce banku to w ogóle kosmos – już kilka lat temu wynosiła.. 20 złotych! Do tego dochodzą dziesiątki, jeśli nie setki innych opłat i danin na rzecz banku.

I o to mam „ból dupy„. Jest to potwierdzenie zasady, która wzięła się z.. ezoteryki, i głosi: „potrzebujący nie zostaną pocieszeni, a głodni nie zostaną nakarmieni„. Zasada ta oznacza ni mniej ni więcej, że jeśli „czegoś” masz bardzo mało, to z biegiem czasu jest coraz większe prawdopodobieństwo, że będziesz miał coraz mniej. Zaś jeśli „czegoś” masz już w miarę, w miarę dobrą ilość, to jest coraz większa szansa, że będziesz miał tego jeszcze więcej. To, że z pieniędzmi tak jest, wiemy od zawsze. W rękach biednego pieniądz jest najbardziej niepłodną rzeczą na świecie, zaś w rękach bogatego ten sam pieniądz pomnaża się w tempie geometrycznym (logarytmicznym). Czytaj dalej „Kapitalizm traktuje ludzi jak bydło, a podział na arystokrację i plebs dalej istnieje!”

Prof. Grażyna Ancyparowicz: o tym, jak neoliberalizm podbija a potem niszczy narody

O tym, jak neoliberalny kapitalizm podbija a potem niszczy narody

kapitalizmW filmie „Dzień niepodległości” bodaj z 1999 roku, pojawia się pewna specyficzna kwestia:
Oni przemierzają cały wszechświat i niszczą wszystko to, co spotkają na swojej drodze – jedną cywilizację po drugiej„.

To samo można zastosować także wobec tych, którzy obecnie zarządzają światową gospodarką. Neoliberalizm – bo o tej ideologii mowa – to drastyczny kapitalizm z lewacką otoczką ideowo-obyczajową. Ta doktryna służy z jednej strony drenażowi każdego podbitego przez nich narodu. Z drugiej strony, służy ona do ciągłego transferowania kapitału z dolnych warstw społecznych ku samej górze.

O ile jeszcze przed latu wielu ludzi zarabiało godnie, i mogło, pomimo pracy typowo fizycznej, mówić o sobie „należę do klasy średniej” – o tyle dziś już jest inaczej. Poszerza się obszar biedy, kurczy się klasa średnia. Jednak pomimo tego, że trwa tak zwany „kryzys gospodarczy” – warstwa najbogatsza bogaci się coraz bardziej i bardziej. Wniosek nasuwa się jeden. Ów „kryzys gospodarczy” jest tylko i wyłącznie ściemą, pretekstem, by dokonywać nieludzkich cięć budżetowych i transferować kapitał ku górze piramidy.

kapitalizm i wyzyskW Polsce doktrynę neoliberalną forsują trzy środowiska. Pierwsze środowisko to ludzie, którzy zniszczyli kraj w latach 90-tych XX wieku, skupieni wokół Leszka Balcerowicza. Obecnie wobec tego, że skorumpowana i znienawidzona już przez wszystkich Platforma Obywatelska tonie, Balcerowicz stworzył szalupę ratunkową w postaci partii „nowoczesna.pl„.

Drugie środowisko forsujące doktrynę neoliberalną to oczywiście Platforma Obywatelska. W latach 2002 – 2007 partia ta była w pewnym momencie jeszcze bardziej radykalna, niż Janusz Korwin Mikke. Nęciła Polaków tymi samymi bredniami – wolny rynek, niskie podatki, przedsiębiorczość, itp. Czyli nęciła młodych mających chrapkę na dostanie się do 10-cio procentowego koryta. „Szampan, kawior, dziwki, lima, jacuzzi, kręcenie lodów” – jak to określił mój znajomy. Owszem, nie spełniła wielu z tych postulatów ale przez cały czas podtrzymywała twardy, neoliberalny trend.

Obecnie te same postulaty co Balcerowicz w latach 90-tych i co PO w latach 2002 – 2007, ma partia KORWiN z jej szefem, Januszem Korwinem Mikke. Strategia jest ta sama – nęcenie młodych, nie mających pojęcia o życiu neoliberalnym el-dorado kosztem 90% wyzyskiwanych niewolników na śmieciówkach. Czyli znowu „szampan, kawior, dziwki, lima, jacuzzi, kręcenie lodów” – w wydaniu „nowej prawicy” Korwina.

Korwiniści szczególnie nie lubią instytucji zwanej ZUSem, którą nazywają „piramidą finansową„. Żądają jej likwidacji, co będzie skutkować śmiercią głodową kilki milionów ludzi. Ale ich, jako rasowych psychopatów to nie obchodzi. Oni liczą tylko na dostanie się do kapitalistycznej „elity„, która w kapitalizmie zawsze wynosi 1% do 10% społeczeństwa. Niestety, ale „gimby” popierające Janusza Korwina Mikke zapomniały, że miejsca w elicie są już dawno zajęte, a na nich czeka śmieciówka i nieludzki wyzysk, i to pomimo skończenia uczelni technicznej.

Korwiniści nie wiedzą, że ZUS został w latach 90-tych okradziony przez ich ziomków, neoliberałów od Balcerowicza. A dlaczego okradziono ZUS? Właśnie dlatego, by wpompować te gigantyczne nadwyżki gotówki w rynek kapitałowy. O ironio!

Tymczasem zapraszam do obejrzenia video: 14.01.2015 – Czym grozi Polsce i Polakom dług publiczny:

Czytaj dalej „Prof. Grażyna Ancyparowicz: o tym, jak neoliberalizm podbija a potem niszczy narody”

Polska to państwo społecznej i gospodarczej klęski

Polska – państwo społecznej i gospodarczej klęski

wolny rynek i kapitalizmTen artykuł wklejam na pohybel wyznawcom neoliberalizmu, w szczególności Janusza Korwina Mikke. Prywatnie korwiniści, jako rasowi psychopaci wyzuci z wszelkich uczuć, doskonale wiedzą o co w oszustwie „wolnego rynku” chodzi. Oni doskonale wiedzą, że w kapitalizmie proponowanym przez Korwina jest znikomy procent elity, która ma wszystko, jak i 10% do 20% klasy średniej do której oni mają ambicje się załapać. Reszta ludzi? Nie obchodzi ich, niech zdycha. Niestety, ale większość miejsc w tych 10% do 20% jest już dawno zajęta.

Otrzeźwienie przychodzi bardzo szybko po skończeniu najczęściej uczelni technicznej przez takiego korwinistę. Pracy jak nie było tak nie ma, chyba że za głodowe stawki. Mija rok, dwa lata, pięć lat, dziesięć.. A obiecane przez „Korwina krula” el-dorado nie nadchodzi. Pracodawca dalej proponuje 1500 bez umowy (pracownikom fizycznym proponuje 700 – 1000), a po okresie próbnym i awansie – możliwość zarabiania 3000, 4000. Tylko nawet za te 3000 nie kupisz mieszkania ani nie utrzymasz rodziny.

Dlaczego kapitalista płaci takie stawki? Odpowiedź jest prosta: bo może. Gdyby mógł to by płacił choćby 400 zł na rękę bez żadnej umowy za pełen etat. Albo nawet mniej. Przyjęło się w naszej cywilizacji, że wysokie zarobki mają z reguły różnego rodzaju „specjaliści od przenoszenia papierków z miejsca w miejsce„. Są to głównie zawody które są tak naprawdę nieprzydatne dla gospodarki, a wręcz szkodliwe. Jak już ktoś mądry powiedział: „cywilizacja to niekończący się ciąg potrzeb, których tak naprawdę w ogóle nie potrzebujemy„. Główną cechą gospodarki kapitalistycznej jest rozpaczliwy i wszechogarniający bezsens.

Samochody psujące się po 7 latach, sprzęt AGD i RTV działający góra kilka lat. Smartfony wykonywane z najgorszych możliwych materiałów tak, byśmy musieli wymieniać je co roku lub co dwa lata. „Lekarstwa” korporacji farmaceutycznych które nie leczą przyczyn choroby, ale na chwilę uciszają uciążliwe objawy. Bo gdy wyleczy się przyczynę choroby, to korporacja nie zarobi. I tak można wymieniać w nieskończoność. Z drugiej strony, zawody które są konieczne dla istnienia gospodarki, są słabo opłacane. Dlaczego np. pracownik produkcyjny, robotnik, sprzątaczka, i inne tego typu zawody – mają być bardzo słabo wynagradzane?

Odpowiedź „ekonomiaków” Korwina jest prosta – bo nie mają wykształcenia i kandydatów na to stanowisko jest dużo. Nie widzą oni jednak tego, czego nie potrafią zobaczyć, jak i czego nie potrafi zobaczyć kapitalizm. Oni, jak już mówiłem, są (bio)maszynami bez serca i duszy, widzą tylko te swoje cyferki, procenty, wykresy, statystyki. Otóż wartość pracy człowieka to nie tylko prosty rachunek ekonomiczny. Ale to także wartości, których nie da się uchwycić w sztywnych matematycznych, statystycznych i ekonomicznych zasadach. W latach 90-tych przeczytałem bardzo mądre zdanie, które będę pamiętał już całe życie. Brzmi ono: „uważasz swoją pracę za niesamowicie ważną i niezbędną dla ludzkości? To wyobraź sobie co by było, gdyby wszyscy śmieciarze w kraju nie pracowali przez miesiąc.”

Argumentem korwinistów jest to, że trzeba się uczyć, inwestować w siebie, itp. No dobrze. To wyobraźmy sobie taką utopijną (a raczej bardzo dystopijną) rzeczywistość. Otóż zdecydowana większość robotników, rolników, pracowników produkcji, kierowców, sprzątaczy, górników, śmieciarzy, sprzedawców, kasjerów itp itd – nagle chce się przekwalifikować. Robią oni różnego rodzaju kursy, studia, zdobywają umiejętności. I teraz każdy z nich chce sobie założyć firmę, być panem prezesem i zbijać kokosy. Albo chociaż pracować w korporacji i nosić papierki z miejsca w miejsce, zamiast napierdalać młotem czy stać przy maszynie. Co by się wtedy stało z gospodarką?

No przepraszam, ale byś mógł być brodatym hipsterem i pić neskę w klimatyzowanym pomieszczeniu korporacji, to dziesięć innych osób musi w tym czasie napierdalać tym młotem, stać przy maszynie, przebywać na mrozie. Taka sytuacja jest zresztą obecnie w Izraelu – mają pod dostatkiem lekarzy, inżynierów, prawników, specjalistów. Ale mało komu chce się choćby podcierać tym intelektualistom dupy gdy się zestarzeją. Dla przykładu, na plantacje sprowadzają pracowników nawet z odległego i wrogiego Żydom naszego kraju.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

__________________________________________________________

Al-Jazeera mówi prawdę o polskiej transformacji

Cytuję: „Arabska stacja telewizyjna nadała krótki reportaż z Polski. Ukazana jest w nim dobitnie post-transformacyjna katastrofa ekonomiczna i socjalna.

Jest to bardzo skrótowy obraz, lecz wart odnotowania. W światowych mediach głównego nurtu historia Europy Wschodniej przedstawiana jest na ogół w tak samo zakłamany sposób jak w naszych rodzimych. Zagraniczni reporterzy bardzo często bazują na przekazie polskich dziennikarzy, którzy nader chętnie mijają się, zwłaszcza w tej materii, z prawdą.

Wysłannicy Al-Jazeery zaczynają swoją krótką opowieść od zdefiniowania głównych – ich zdaniem – kryteriów wyznaczających jakość polskiej rzeczywistości. Drastyczny spadek dzietności, masowa emigracja i bezrobocie na poziomie trzecioświatowym. Na przykładzie Bytomia, który odwiedzili reporterzy ukazują praktycznie strony tej katastrofy. Z sześciu działających w pobliżu kopalń pozostała tylko jedna, ponad 50 tys. ludzi wyjechało z tego miasta za pracą za granicę, lokalna społeczność starzeje się w błyskawicznym tempie.

Reporterzy tej katarskiej telewizji zawitali to tego śląskiego miasta już drugi raz. Wcześniej, w podobnym kontekście, opisywali historię czternastoletniego złodzieja złomu (patrz TUTAJ). Tym razem przekaz koncentruje się na dwudziestoletniej Samancie. Ze względu na biedę zmuszona jest emigrować do Londynu, do pracy w hotelu. Jej wyjazd i pełna żalu i smutku scena rozstania z rodziną na dworcu.

Dziennikarz rozmawiał także z – jak ich przedstawił – „typową bytomską rodziną”. Systematyka jej funkcjonowania opiera się na tym, że córka i jej mąż pracują jako gastarbeiterzy w Niemczech. Z rodzicami widują się bardzo rzadko i na krótko.

Reporter Al-Jazeery, Tim Friend, pokazuje Polskę jako państwo gospodarczej i społecznej klęski. Wskazuje na deindustrializację jako jedna z najgroźniejszych patologii. Rysuje zupełnie inny obraz transformacji niż ten, do którego przyzwyczaiły nas rozmaite klony „Gazety Wyborczej” – tj. prawdziwy.

– Nadzieją dla upadającej gospodarki, która niegdyś opierała się między innymi na kopalniach i hutach, jest unijna pomoc finansowa. Jeśli ona zawiedzie, z Bytomia wyjadą kolejne tysiące ludzi – podsumowuje dziennikarz.

Bezrobocie w ubiegłym roku wzrosło w Bytomiu z 21,1 proc. do 22 procent. Sytuacja wciąż się pogarsza.

Autorstwo: BS
Źródło: Strajk.eu

A teraz zapowiadany film video:

Oligarchia kościelna i oligarchia lewacka wspólnie budują drapieżny kapitalizm (neoliberalizm)

Oligarchia kościelna i oligarchia lewacka wspólnie budują drapieżny kapitalizm (neoliberalizm)

kapitalizm i wyzyskArtykuł z portalu Nowy Obywatel o tym, jak dwa pozornie skłócone środowiska, wspólnie budują jeden i ten sam system. Czyli drapieżny, korporacyjny kapitalizm (neoliberalizm). Zasady rządzące tym systemem są bardzo proste do wyjaśnienia. A są proste, ponieważ systemy tworzone przez ludzi (np kapitalizm) to odwzorowanie tego, co jest w naturze. W kapitalizmie jest 1% elity, która ma zdecydowaną większość bogactw, 10% tych którzy żyją jako tako, a reszta nie ma nic lub prawie nic.

Pomimo tego, że mamy w Polsce wiele różnych opcji światopoglądowych prezentowanych przez gadające głowy w TV, to są tematy, co do których te wszystkie środowiska są zgodne. Nie negowany jest fakt istnienia kapitalizmu i „demokracji telewizyjnej” jako jedynych systemów, co do których nie ma alternatyw. Mówi się, że mają one swoje wady, ale nic lepszego nie wymyślono.

Podobnie jest z ulgami podatkowymi dla zagranicznych korporacji – nikt nie chce ich znieść. Ciągle powtarzane jest do znudzenia neoliberalne kłamstwo o kosztach pracy w Polsce, dzięki którym przedsiębiorca nie może zapłacić więcej niż 800 zł na czarno (takie są realne pensje w Polsce). Tymczasem koszta pracy są jednymi z najniższych w Europie. Korwiniści, liberałowie, przedsiębiorcy – kłamią, zresztą kłamstwo jest wpisane w ich zawodowy rozwój. Powoli stajemy się zasobnikiem niewolniczej siły roboczej, bo Chiny rezygnują z tego modelu.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

____________________________________________________________

Cytuję: „Dorota Wellman, znana dziennikarka telewizji śniadaniowej, ciepło uśmiecha się do widzów z ekranów telewizorów. Jakiś czas temu została Króliczkiem Playboya i na tę okoliczność udzieliła pismu wywiadu. Tomasz Golonko z portalu natemat.pl rzecz opisuje następująco: „Prezenterka na sesję w negliżu co prawda się nie zgodziła, natomiast odkryła to, co naprawdę jest sexy – myśli. O czym konkretnie? W wywiadzie dla miesięcznika ocenia kobiety polskiej polityki i nie kryje rozczarowania ich postawą.” Co rozczarowuje panią z telewizji i co czyni ją tak seksowną w oczach dziennikarza z portalu Tomasza Lisa? Oddajmy głos jej samej: „Pani Kopacz nie jest potrzebna żadna „Viva” ani żadna „Gala”. Nie jest jej potrzebny także wywiad w telewizji, w którym opowiada o bolących nogach na wysokich obcasach, ani o tym, że robi brzuszki. Powinna powiedzieć co zrobi z górnikami i co zrobi z roszczeniami, które będą narastać. I albo będzie panią Thatcher, albo zakopiemy panią Kopacz w pamięci historycznej.”

Jestem pełen podziwu. Seksowna na umyśle Dorota Wellman i słowami potrafi się bawić, i wykazać należytą klasową czujność w sprawie cholernych roszczeniowców. Do tego wzruszająca, nieugaszona nostalgia za Margaret Thatcher, które to uczucie kojarzymy na ogół ze środowiskami okołoprawicowych wyznawców ideologii wolnego rynku. A przecież mogło być jeszcze dowcipniej. Widz oglądający telewizję przy porannych kiełkach lub kanapce z paprykarzem szczecińskim, przy kawie instant z dużą ilością cykorii za dziesięć złotych z dyskontu lub popijający herbatę, której kilka gramów kosztuje kilkadziesiąt złotych, mógłby np. usłyszeć, że premier Kopacz powinna zakopać górników. Dajmy na to – w sztolniach.

No ale dziś nasz system nie jest już aż tak bezwzględny. Nie musi. Ewentualnie postraszy Śląsk policyjnymi lufami. Nie są to jednak lufy czołgów. Poza tym ostateczny argument władzy i kapitału wobec większości Polaków od dobrej dekady brzmi „wegetuj albo emigruj”. Na pożegnanie serdecznie się do opuszczających kraj uśmiechnie jakaś pani Dorota z telewizji, której wewnętrzne ciepło aż bije po oczach. Każdy system bije na swój sposób. Kłopot w tym, że jeśli nawet wyjedziesz na zmywak, z obrzydzeniem myśląc o takich funkcjonariuszach mediów jak pani Wellman, to niewykluczone że stamtąd będziesz kibicował Korwinowi, czyli wizji „naprawdę wolnego rynku”. Tak przesiąkłeś tutejszą atmosferą.

Na marginesie: jak to nie mieliśmy polskiej Margaret Thatcher? Mieliśmy. Polska Thatcher nazywała się Jerzy Buzek. Jego rząd przejechał się po Polsce walcem tzw. reform na tyle skutecznie, że wywołał pierwszą w okresie postkomunistycznym dużą falę emigracji. Prawda – nie trzeba było rozganiać związkowców, bo znaczą ich część, tę solidarnościową, pan premier miał za sobą. A i duża część wyborców nie posiadała się z radości, że wreszcie rządzą dobrzy, „nasi”, sól umęczonej ziemi – prawica. „Buzkiści” walcowali społeczeństwo czterema reformami, a znaczna część wyborców klaskała w patriotycznie napuchłe łapki i witała walec kwiatami, oczekując na prawy liberalizm z ludzką twarzą. Jeśli jeszcze gdzieś żyją ludzie, którzy wtedy głosowali na Akcję Wyborczą „Solidarność”, a nieco później musieli racjonalizować swój wybór, przyglądając się opłakanym skutkom polityki społeczno-gospodarczej, edukacyjnej i zdrowotnej owej nieszczęsnej ekipy, to niestety szczerze im nie współczuję.

Weźmy inny przykład: o. Adam Szustak, wzięty kaznodzieja. Cieszy się popularnością nie tylko w kręgach bogatych i bogobojnych. Miałem ostatnio okazję wysłuchać w Internecie pogadanki o. Szustaka OP zatytułowanej „Nie posyłajcie dzieci do szkoły”. Tych dziewięć minut wartych jest odsłuchania (materiał dostępny tutaj).

O czym mówi dominikanin? Że edukacja publiczna i powszechny obowiązek szkolny to zło, że genialni samoucy nie potrzebowali szkoły, że najlepszy jest homeschooling (edukacja domowa), a kształcenie ogólne to marny pomysł, bo najlepsza jest (wąska) specjalizacja. W pogadance przemieszane są tezy schlebiające gustom i przekonaniom sporej części dzisiejszej prawicy, które wyrażają się w krytyce państwa, z wątkami wartościowymi, choćby takimi, że nie należy dziecka nadmiernie przeciążać nauką albo że znaczna część dzisiejszej wyższej edukacji jest wyższa tylko z pozoru i nie gwarantuje żadnego realnego przełożenia na dalszą karierę zawodową.

Dziewięć minut dominikańskiej demagogii wymaga co najmniej dziewięćdziesięciu minut sprostowań, wzięcia pod lupę każdego ze zdań, wypowiadanych wartko i z wielką pewnością siebie. Szczególnie bogatym i bogobojnym łatwo dziś przychodzi deprecjonowanie szkół publicznych (ach, ta cudowna AWS-owska reforma szkolnictwa!), bo bez trudu znajdują dla swoich dzieci furtkę w postaci homeschoolingu i szkół prywatnych. Słowem, uciekają oni przed tym, co w edukacji upichcił rząd, jaki wielu z nich popierało. Rzecz jasna, aktualny stan rzeczy jest daleki od doskonałości i wymaga krytyki, ale na ogół proponuje się nam zastąpienie dżumy cholerą. Rzadko kiedy krytyka idzie w parze z refleksją, że potrzebujemy choćby więcej szkół na prowincji o wyższym poziomie – dla zwykłych dzieci ze zwykłych rodzin. Niestety, póki co media donoszą o tym, że samorządy przymierzają się do zamknięcia kolejnych dwustu wiejskich szkół w skali kraju.

Szustak nie musi oczywiście niczego wiedzieć o systemie szkolnictwa publicznego w Finlandii, albo o tym, że instytucjonalną siłę zachodnich państw buduje ich wyższe szkolnictwo, bo nie ma własnego kapitału ekonomicznego bez własnego kapitału kulturowego. Nie musi nic wiedzieć o tym, że szkolnictwo wymaga np. dobrego skoordynowania z transportem publicznym. Nie musi nic wiedzieć o tym, że realny kapitał kulturowy, żeby był udziałem znacznej części społeczeństwa mniej bogatego i mniej bogobojnego (czyli znakomitej większości Polaków), wymaga właśnie dobrej, powszechnej edukacji, a nie zamykania kolejnych szkół. Nie musi wiedzieć, że receptą na obecną sytuację nie jest elitaryzm homeschoolingu oraz szkół dla bogatych i bogobojnych, ale systemowa reforma istniejących instytucji i struktur, która zapobiegnie z jednej strony coraz bardziej przepełnionym klasom, a z drugiej rosnącemu rozwarstwieniu edukacyjnemu. Nie musi też wiedzieć, że nauczyciele są coraz bardziej urabiani przez wskaźniki i parametryzację, bo kult wydajności już dawno panuje nie tylko w świecie gospodarki, ale i w szkolnictwie.

Kaznodzieja nie musi wreszcie wiedzieć o tym, że pewien zasób wiedzy poza wąską specjalizacją umożliwia lepszą znajomość świata, że wreszcie dziedzina, którą sam się zajmuje, czyli współczesna biblistyka, jest interdyscyplinarną syntezą bardzo wielu nauk humanistycznych, od lingwistyki, przez różne działy historii, po nauki społeczne. I nie mogłaby powstać, gdyby w Kościele poważnie traktowano paplaninę o. Szustaka o dobrodziejstwach wąskiej specjalizacji.

Zresztą, gdyby nawet się dowiedział i zmienił kiedyś zdanie, sporo straciłby zapewne na popularności w kręgach, które obsługuje. Dodam: nie mam nic przeciw jego ewangelizacyjnej działalności. Ale obskurantyzmowi w kaznodziejskich szatkach, który schlebia i „pobożnie” sankcjonuje wyłącznie interesy bogatych i bogobojnych – mam do zarzucenia wiele.

Ktoś zapyta: co łączy Dorotę Wellman i o. Adama Szustaka? Po pierwsze: współtworzą pstrokatą mozaikę ideologii sankcjonującej realny liberalizm. Ale jest jeszcze druga kwestia, która odnosi się nie tyle do nich, co do ich odbiorców. To „grzech wołający o pomstę do nieba”: bezmyślność karpi głosujących za przyspieszeniem Bożego Narodzenia. To problem bezmyślności czy może braku refleksji ludzi, którzy łykają te poglądy jak gęś szperkę i nie wiedzą, że przyklaskują dalszemu pogarszaniu własnej sytuacji życiowej. Ale najpierw uwaga ogólna. W dyskusjach ze zwolennikami współczesnej odmiany liberalizmu gospodarczego często słyszę pytanie: gdzie widzisz ten rzekomy kult wolnego rynku i liberalnych, coraz bardziej indywidualistycznych strategii przetrwania? Otóż dźwięki tej muzyki docierają do uszu przeciętnego Polaka z najróżniejszych stron. Sympatycznie uśmiechnięta Dorota Wellman opowiada o tym, że Polsce trzeba Margaret Thatcher. Ojciec Szustak przekonuje owieczki, że publiczna edukacja nadaje się tylko do zaorania: wynajmijcie nauczycieli dla swojego dziecka albo sami nauczcie się matematyki! – powiada. I tu kryje się potężne kłamstwo: owszem, bogaci rodzice wynajmą swoim dzieciom nauczycieli, ale biedniejsi rodzice nie nauczą się przecież masowo i matematyki, i dydaktyki.

Ta symfonia rozlega się zewsząd i sączy się do uszu Polaków, gdy ci jedzą śniadanko lub idą do kościoła. To tu, to tam, by zacytować barda, ktoś urabia masy wedle przekonań korzystnych dla bardzo wąskiego grona. Skutecznie urabia. A rodacy patrzą na państwo, jego degrengoladę i korupcję, doskwierają im jego braki i myślą sobie: no tak, to nie działa, oni pewnie mają rację. Przypomina to sytuację, w której małe ogłupione zwierzątko kręci się w kołowrotku, wytwarza prąd, i raz po raz dostaje silny bodziec elektryczny, motywujący do jeszcze szybszego zasuwania przed siebie, czyli donikąd. I znów: często jedyny sensowny skok poza logikę tego kieratu to emigracja. Uciekamy, zamiast się zbuntować i zacząć zmieniać to, co jest tutaj. Nie krytykuję emigrantów – stwierdzam fakt.

Pojawia się pytanie o możliwość zmiany. Nie powiem tu niczego niezwykłego. Człowiek jest istotą, której działanie zależy od myślenia. A sądzę, że duża część dzisiejszego bezmyślnego przyjmowania paplaniny reprezentantów uprzywilejowanej kasty wynika z faktu, że ludzie naprawdę nie znają alternatywy. Nie mają kontrargumentów wobec tez Wellman czy o. Szustaka. Nawet jeśli coś im się nie zgadza – milczą, bo nie wiedzą co odpowiedzieć, bo dla świętego spokoju nie chcą spotkać się z oskarżeniami o „socjalizm” czy „roszczeniowość”. Za to zawsze łatwo i przyjemnie włączyć się w szczucie i nagonkę na tych, co jeszcze potrafią się postawić. Lepiej od tego się biedapolakom nie zrobi – ale przynajmniej zyskują poczucie, że są po dobrej stronie. I chyba szczerze wierzą, że gdy zaklną przed telewizorem na górników, nauczycieli, rolników czy pielęgniarki, to zaczarują własny los „jedynie słusznymi” opiniami. Wielu zdaje się, że dzięki odpowiednim poglądom jak równy z równym zjedzą sobie poranną kanapkę z Dorotą Wellman i będą, podobnie jak ona, „seksownie” myśleli.

A czego potrzeba do zmiany? Szanowny prowincjuszu, szanowna prowincjuszko, szanowny młody wykształcony kredytowiczu z wielkiego miasta – podpowiem ci prostą rzecz. Zaopatrz się w argumenty, które pozwolą ci zaśmiać się w twarz funkcjonariuszom władzy i kapitału, i tym z telewizora, funkcjonariuszom oligarchii, i tym z przykościelnej salki, schlebiającym bogatym i bogobojnym. I tym z TVN, i tym obsługującym internetowe dyskusje. Skonfunduj ich własną wiedzą i argumentacją. Niech zrozumieją, że jedna głowa mniej jest ich własnością.

Kościół katolicki zna grzechy wołające o pomstę do nieba. O jednym z nich w polskim Kościele mówi się całkiem sporo: to grzech sodomski. Do tego dodajmy umyślne zabójstwo. Ale są dwa grzechy, które pewnie nieprędko staną się przedmiotem jakiejkolwiek kościelnej akcji billboardowej: to uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymywanie zapłaty pracownikom. A przecież ten ostatni grzech jest dziś polską normą i trudno mi uwierzyć, że duchowieństwo o nim nie wie. Prywatnie, zupełnie niekonfesyjnie dodam kolejny, wspomniany wyżej „grzech”, nasz dzisiejszy „grzech zaniechania” i bezmyślności: powszechne przyzwolenie na antyspołeczną propagandę, uprawianą kosztem tych, co mniej mogą i mniej mają. Czyli, najprawdopodobniej, także Waszym kosztem, szanowni czytelniczko i czytelniku.

Autor: Krzysztof Wołodźko
Źródło: Nowy Obywatel

WPIS DLA WYBORCÓW KORWINA i MENTZENA!

Data publikacji: 9 stycznia 2014 r.

Jest takie mądre powiedzenie, będące częścią Wiedzy Uniwersalnej. Pozwolę je sobie tutaj zacytować:

Człowiek uczy się na swoich błędach, ludzkość – nigdy

Dodałbym także:

Historia jest najlepszą nauczycielką, ale ma najgorszych uczniów

Tekst ten adresuje do młodych ludzi – wyborców (właściwszym określeniem byłoby: zwolenników) Janusza Korwina Mikke.

Ilość młodych ludzi których ten człowiek porwał swoimi ideami, można liczyć w milionach. Najczęściej są to osoby poniżej 18 roku życia, a więc praw wyborczych. To tłumaczy niezwykłą aktywność KNP (partii Korwina) w internecie, i jednoczesny brak wyników powyżej choćby 2% w wyborach „oficjalnych”.

Ci mądrzejsi ode mnie dawno zauważyli, że korwinizm jest jak odra, świnka, ospa wietrzna – trzeba go przechorować w wieku dziecięcym, i koniec. Ja sam nieco cynicznie wtedy dodałem:

-Wiecie jaki jest najlepszy lek na korwinizm?
-3,5 złotego wynagrodzenia / h w pierwszej pracy dla świeżo upieczonego absolwenta kierunku technicznego, gdzie na takim samym stanowisku, ramię w ramię, będzie pracował obok absolwenta humana i uczelni medycznej.
© ® ™ by Jarek Kefir xD

Ale wracając do tego ważnego powiedzenia z początku artykułu.

To wszystko, co Janusz Korwin Mikke mówi, już było! Tymi obłudnymi tezami prano mózgi nie tylko pokoleniu klasycznych lemingów, którzy wybrali Tuska w 2007 roku.

To miało miejsce również na samym początku lat 90-tych XX wieku, gdy niejaki Balcerowicz przekonał miliony Polaków, naszych rodziców i dziadków, do tego, by Polska (jako organizm państwowy) popełniła.. ekonomiczne samobójstwo!

Schładzanie gospodarki, prywatyzacja za złotówkę, zamykanie przynoszących zysk zakładów, brak modernizacji odgórnej – kojarzycie te terminy? Ja, osoba z rocznika ’85 i osoby starsze ode mnie – tak. Ale zwolennikom Janusza Korwina Mikke polecam choćby wikipedię.

Wmawiano nam, że dziki, 19-wieczny kapitalizm rodem z Bangladeszu jest jak najlepszym rozwiązaniem dla Polski. Wprowadzono tak bandyckie zmiany, ponieważ ludzie mieli nadzieję, że przez te 10, 15 lat pobiedują, a potem będzie el dorado rodem z krajów Zachodu. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. To, co mówił Janusz Korwin Mikke, mówił również Balcerowicz. Czy zrealizował to, co obiecywał? Nie tylko nie zrealizował, ale wprowadzono wręcz odwrotność tych planów!

A więc mówimy:

TO JUŻ BYŁO x 1

A teraz, pamiętacie przełom lat 2002 / 2003? Gdy na aferze Rywina/Michnika, wypromowali się politycy z PiS, PO i LPR?

Było to typowe dodanie paru „zmiennych” do polskiego „matrixa politycznego”. Wykorzystano to, co było pod ręką, to, co jest w polityce zawsze i w każdym miejscu na Ziemi. Mianowicie: korupcję.

Te „zmienne” to nowa forma uprawiania polityki. Wprowadzono partię o zapatrywaniach katolicko-narodowych (PiS) i partię o zapatrywaniach liberalno-wolnorynkowych (PO). Założenie było takie, by obie partie uzupełniały się, były częścią jednej, większej całości. Założenie to zrealizowano wręcz z nawiązką.

Ale przypatrzmy się teraz co mówił Tusk, który dziś niszczy naszą gospodarkę wysokimi podatkami, daninami, regulacjami, barierami dla przedsiębiorców.

Tusk w 2005 i szczególnie 2007, mówił to samo co Balcerowicz w latach 90-tych i to samo, co Janusz Korwin Mikke obecnie.

Głosił m.in. potrzebę:
-ogólnego obniżania podatków i danin
-wprowadzenia niskiego podatku liniowego
-deregulacji i uproszczenia prawa pracy
-większych korzyści dla przedsiębiorców
-mniej urzędników i prostsze procedury
-i wielu innych, typowo liberalnych zmian.

Co mamy dziś, w roku 2014, po wielu latach rządzenia tego człowieka? Czy choć jedna z jego liberalnych obietnic wyborczych została zrealizowana? Nie. Nie tylko nie zrealizowano obietnic wyborczych z 2007 i 2011, ale osiągnięto wręcz ich przeciwieństwo. Kraj jest obecnie ruiną, pełni rolę niemal wyłącznie strefy zbytu dla zachodnich korporacji. Jedyne, co u nas opłaca się produkować, to jakieś śrubki, podzespoły, części zamienne.

A więc mówimy:

TO JUŻ BYŁO x 2

Wiecie, co jest wspólną cechą tego typu bełkotu? Przynajmniej w Polsce, bo nie wykluczam, że w innych krajach UE jest inaczej. Jest kilka twierdzeń-kodów, którym się pierze mózgi ludziom młodym, nie znającym życia realnego:

-budowa bogactwa narodowego trwa wiele lat, ba, wiele wieków, więc siedźcie cicho, Polacy, i pracujcie za niewolnicze pensje do usranej śmierci
-kreowanie swojego wizerunku zawodowego i zdobywanie doświadczenia na tym polu to lata pracy, więc nie bądź oburzony, młody Polaku, absolwencie Polibudy, Medyka czy Humana, gdy pracodawca zaproponuje Ci 800 zł netto za pełen etat na czarno. On ma do tego prawo, tak działa wolny rynek
-to, co jest prywatne jest lepsze, niż państwowe, bowiem „niewidzialna ręka wolnego rynku” działa tak, że konkurencja wyklucza zawyżanie cen.
-narzekasz na wyzysk w swoim miejscu pracy? To dlaczego sam nie założysz firmy i nie przekonasz się jak to jest?
-wytężmy swoje siły, Polacy, wiemy że są ciężkie czasy, jest kryzys, trzeba ciąć koszta, wynagrodzenia i zwalniać. Ale nadejdą dobre czasy, gdy będziemy zarabiać godnie i staniemy się „królami życia”.
-młody człowieku, ja Cię rozumiem, skończyłeś prestiżowy kierunek na Politechnice, ale i tak musisz pracować za głodowe stawki, a na rozrywki muszą Ci dawać rodzice. Ale pamiętaj, popracuj tak parę lat, zdobądź doświadczenie, zakasaj rękawy, bo przyszłość będzie świetlana..

Nie, nie będzie. Taki Janusz Korwin Mikke przy wyborach 2015 rozpocznie wielką ofensywę medialną, może znowu zostanie wykorzystana jakaś afera, jak to miało miejsce z aferą Rywina. Wygra w cuglach dzięki swoim zwolennikom, młodym, naiwnym, romantycznym głowom. Które przecież zawsze wierzą, że „jakoś to będzie”, i że jeśli polityk mówi przekonująco i obiecuje złote góry, to jest wiarygodny.

Gdy Janusz Korwin Mikke wygra wybory, powoli zacznie spuszczać z tonu. Stanie się coraz bardziej podobny do Tuska, by, w końcu, po wielu latach bezlitosnej eksploatacji naszego kraju przez obce koncerny – wykreować kolejnego klona dla kolejnego pokolenia młodych i naiwnych.

Oto widzicie, ja, Jarek Kefir, przepowiedziałem przyszłość. Jednak ja nie jestem doceniany, bowiem na tym świecie zawsze najlepiej sprzedają się kłamstwa. Najlepiej kłamstwa polukrowane cukrem. Niczym gówno oblane cukrową masą i zawinięte w kolorowy papierek..

Wiecie, dlaczego tak jest? Bo te miliony nabuzowanych testosteronem fanów Korwina, musiałoby się przyznać przed sobą i przed swoim ego, że popełnili wielki błąd.


🍀 Witajcie, poszukiwacze ukrytej prawdy! Wasze wsparcie jest kluczowe, abyśmy mogli kontynuować naszą podróż odkrywania fascynujących treści, tajemniczych wydarzeń, metafizyki i geopolityki. Nie mam takiego finansowania, jak korporacyjne media. Każda darowizna przyczynia się do dalszego rozwijania naszych miejsc, dzięki czemu mogę dostarczać Wam coraz więcej interesujących artykułów. Dołączcie do mnie i wspólnie odkrywajmy świat! Dziękuję za Wasze wsparcie.

1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm

NISKIE ZAROBKI POLAKÓW TO HUCPA PRACODAWCÓW, NIE EKONOMIA!

Niskie zarobki Polaków: przyczyny. Nie mają one żadnego uzasadnienia ekonomicznego! [tekst jest z 2013 roku]

Najnowszy wpis prof. dr. hab. Andrzeja Kaźmierczaka opublikowany na blogAID:

Cytat: „Nieustannie słyszymy opinie środowisk biznesu, że płace w Polsce są zbyt wysokie. Wysokie koszty pracy mają rzekomo być powodem niskiej opłacalności działalności gospodarczej i w konsekwencji przyczyną wysokiego bezrobocia. Niższe wynagrodzenia mogłyby według tej logiki poprawić wyniki finansowe przedsiębiorstw, a to skłaniałoby przedsiębiorców do zwiększenia ofert pracy.

Powyższą tezę pracodawcy powtarzają jak mantrę zgodnie z zasadą, że stale powielana nieprawda utrwali się w świadomości obywateli. Faktycznym celem tego zabiegu propagandowego jest zniechęcanie do starań o podwyżki płac. Wsłuchując się w wypowiedzi ludzi biznesu, można dojść do wniosku, że płace zawsze są zbyt wysokie. Taką opinię można było usłyszeć nawet wówczas, gdy rząd obniżył w 2007 roku pracowniczą składkę rentową płaconą przez pracodawców. A przecież to rozwiązanie w sposób oczywisty obniżało koszty pracy.

Pogląd o zbyt wysokich kosztach pracy w Polsce jest nieprawdziwy. Udział kosztów związanych z zatrudnieniem w produkcie krajowym brutto roku wynosił w Polsce w 2011 roku tylko 36% i był niższy niż na Słowacji (37,5% PKB), w Czechach (42,0% PKB) czy w Estonii (46,7% PKB). Daleko nam w tej dziedzinie do Niemiec (51,2% PKB), Szwecji (57,6% PKB), Francji (53,5% PKB) i Belgii (55,4% PKB). Średni udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB dla całej Unii Europejskiej wynosił w 2011 roku 50%.

Co więcej, obciążenie PKB kosztami związanymi z zatrudnieniem spadło w Polsce w latach 2000-2011 z 40% do 36% PKB, a zatem jednostkowe koszty pracy obniżyły się. Stało się tak dlatego, że w tym okresie szybciej rosła wydajność pracy. Owoce wzrostu produktywności pracowników przejęli więc pracodawcy. Nic dziwnego, że zyski przedsiębiorstw rosły znacznie szybciej niż fundusz wynagrodzeń pracowników.

Niekorzystne tendencje w podziale dochodu narodowego potwierdzają dane Eurostatu odnośnie do kształtowania się średnich miesięcznych wynagrodzeń brutto w Unii Europejskiej w 2011 roku. Ze średnią miesięczną pensją 3500 zl brutto wyprzedzamy tylko Łotwę, Litwę, Rumunię, Bułgarię i Albanię. Wśród europejskich krajów postkomunistycznych wyprzedzają nas Węgry (3550 zł), Estonia (3600 zł), Słowacja (3750 zł) i Czechy (4100 zł). Bardzo daleko nam do poziomu płac w starej Unii Europejskiej. Średnia płaca w Niemczech wynosi bowiem 10 100 zł, w Wielkiej Brytanii 10 800 zł, we Francji 11 000 zł, w Szwecji 12 430 zł, a w maleńkiej Danii aż 15 870 zł. Różnice wynagrodzeń są więc rażące na niekorzyść polskich pracowników.

Mimo że płace w Polsce są trzykrotnie niższe niż w Niemczech, to bezrobocie w Polsce jest dwukrotnie wyższe niż u naszego zachodniego sąsiada. Problem konkurencyjności polskiej gospodarki nie wiąże się zatem z różnicami w poziomie wynagrodzeń. Źródeł poprawy międzynarodowej pozycji konkurencyjnej trzeba upatrywać gdzie indziej aniżeli w utrzymywaniu niskich płac.

Rozwój oparty na wysokiej konkurencyjności płacowej nie prowadzi ku nowoczesności. Niskie płace zachęcają sektor prywatny do wyboru przedsięwzięć inwestycyjnych pracochłonnych, kapitałooszczędnych a więc do preferowania rozwoju w niewielkim stopniu innowacyjnego i technologicznie zaawansowanego. Nie zachęcają do postępu technicznego. Wprost przeciwnie, zachęcają do rozwoju ekstensywnego, do preferowania rozwiązań nienowoczesnych, gdzie wysiłek fizyczny jest dominującym czynnikiem wzrostu produkcji.

Niskie płace nie zachęcają do podnoszenia wydajności pracy. Pracownik źle opłacany jest mało wydajny. Godziwe wynagrodzenia zachęcają do zwiększania produktywności pracy. Jeżeli wydajność pracy rośnie szybciej niż płace, to spadają jednostkowe koszty pracy. W ten sposób gospodarka może konkurować niskimi cenami. Niskie płace są antywzrostowe. Są powodem olbrzymiej emigracji zarobkowej młodych Polaków ze wszystkimi tego katastrofalnymi skutkami ekonomicznymi.

Niskie płace ograniczają popyt w gospodarce. Przedsiębiorstwa mają bowiem trudności ze zbytem wytworzonych dóbr z braku dostatecznej liczby nabywców. Popyt kreuje konsumpcję i w dalszej kolejności dynamizuje sprzedaż towarów. Bez konsumpcji nie ma produkcji i inwestycji przedsiębiorstw. Niskie płace są więc hamulcem wzrostu zatrudnienia, są źródłem bezrobocia. Dodajmy, że niskie płace negatywnie wpływają też na kulturowy i zawodowy poziom kapitału ludzkiego.

Aż 16% polskich rodzin żyje poniżej granicy ubóstwa. Prawie 31% Polaków przyznaje, że z trudnością udaje im się przetrwać za otrzymaną pensję cały miesiąc. Z danych GUS wynika, że ponad 800 tysięcy osób zarabia tylko pensję minimalną, około 70% z ogólnej liczby pracujących zarabia mniej niż średnia krajowa. Niskie płace są źródłem zastoju gospodarczego i przyczyną finansowej zapaści Polski. Niskie dochody generują przecież niskie wpływy podatkowe do budżetu państwa i powodują jego deficyt.

Pilną potrzebą ożywienia naszej gospodarki jest wzrost siły nabywczej gospodarstw domowych. Nie można upatrywać sukcesu gospodarczego w upowszechnianiu niskich płac. Już Jan Paweł II w swej encyklice „Laborem exercens” z 1981 roku upominał się o płacę sprawiedliwą. Pisał, że tylko wówczas ekonomia może się rozwijać, gdy produkujący są równocześnie konsumentami. Jedynie to może zapewnić przedsiębiorstwom długoterminowy zbyt. Płaca sprawiedliwa jest więc dla Jana Pawła II postulatem zdrowej ekonomii, postulatem leżącym też w interesie pracodawców. Według Jana Pawła II, płaca sprawiedliwa to taka, która wystarcza na godziwe utrzymanie rodziny, ale także na zabezpieczenie jej przyszłości. Pracownik powinien zatem mieć możliwość oszczędzania, czyli materialnego zabezpieczania się na przyszłość.

Płaca sprawiedliwa zatem to coś znacznie więcej aniżeli płaca minimalna. Koncepcja płacy sprawiedliwej przypomina ideę płacy godziwej. W warunkach polskich za płacę godziwą można by uznać zarobki dwojga dorosłych osób pracujących w ustawowym czasie pracy, pozwalające wznieść się ponad granicę ubóstwa w warunkach wychowywania trojga dzieci. Praktyczne wyliczenie tak zdefiniowanej płacy godziwej nie nastręcza trudności w świetle dobrze rozpoznanych danych statystycznych o poziomie cen i dochodów ludności. Idea pracy godziwej powinna być elementem programu wyborczego partii politycznych. Można by w programach wyborczych zawrzeć zobowiązanie, że państwo nie będzie powierzać zamówień rządowych firmom, które nie zagwarantują swoim pracownikom przynajmniej płacy godziwej. Konieczność wydatkowania ogromnych środków unijnych do 2020 roku w ramach nowej perspektywy budżetowej będzie sprzyjać realizacji powyższego postulatu.

Nie da się realizować koncepcji płacy godziwej bez ograniczenia niepohamowanego pędu biznesu do maksymalizacji zysków. Na spotkaniu z Papieżem Franciszkiem w Watykanie przedstawiciele świata spółdzielczego wyjaśniali, że po to, aby stawić czoło kryzysowi, zmniejszyli margines swych zysków. Dzięki temu udało im się utrzymać zatrudnienie na przedkryzysowym poziomie. Powyższe rozwiązanie byłoby szczególnie pożądane w polityce finansowej korporacji międzynarodowych generujących ogromne zyski. Dotyczy to także Polski. Jak pokazują bowiem statystyki, tempo wzrostu zysków przedsiębiorstw jest u nas wyższe aniżeli tempo wzrostu płac.

Autor: prof. dr. hab. Andrzej Kaźmierczak


🍀 CZY POMOŻESZ ROZWIJAĆ TĘ NIEZALEŻNĄ STRONĘ? Nie mam takich źródeł utrzymania, jak propagandowe media. Twoje wsparcie umożliwia częste, regularne publikacje, jak i treści dobrej jakości:

1️⃣ Przelew na konto o nr: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm