Mitologia kapitalizmu, oszustwo ideologii „wolnego rynku”

Mitologia kapitalizmu, oszustwo ideologii „wolnego rynku”

upadek cywilizacji

Kapitalizm, „wolny rynek” – jeden z najbardziej dehumanizujących i psychopatycznych systemów, został opisany w poniższym artykule, przetłumaczonym przez blogera Ex ignorant’a. Po lekturze tego artykułu powstaje fundamentalne pytanie. To z ludzkiej „złej” natury powstał kapitalizm, czy na odwrót – to zły kapitalizm zniszczył dawną ludzką naturę? Ja dotąd uważałem, że „rdzeń” tkwi nie w kapitalizmie, nie w polityce, nie w szemranych dilach załatwianych w tajemnicy, ale w naturze ziemskiego stworzenia – która jest naturą złą do szpiku kości. Matka natura, ludzie, zwierzęta, i co za tym idzie, tworzone przez nich systemy – mają złą naturę. Oczywiście złą w znaczeniu moralności człowieka XXI wieku, moralności, która ledwie funkcjonuje, i najczęściej jest tylko na pokaz.

Matka natura nie patrzy przez pryzmat moralności, zasad, wrażliwości, empatii, szczęścia – bo takich pojęć nie zna, nie wykształciła ich. Wykształciły je w raczkującej formie, nasze umysły, i od razu te pojęcia zniekształciły. I tak – moralność kojarzy się nam ze społecznie celebrowanym systemem nakazów i zakazów wokół przysłowiowej „dupy Maryni”. Szczęście kojarzy się nam ze stanem hormonalnego odurzenia – alkoholem, narkotykiem, seksem, zakochaniem, sportem itp. To co przedstawia ten artykuł, to jeden z dylematów (oczywiście nierozwiązywalnych, jak większość tutaj) typu: co było pierwsze – jajko czy kura.

Poza tym – artykuł do którego linkuję poniżej, porusza problem którego praktycznie nikt nie zauważa – BRAK ALTERNATYW. Możesz sobie wybrać – lewica, prawica, liberalizm itp. Podobnie możesz dokonać wyboru w kwestii religii – katolicyzm, judaizm, islam, ateizm. Tak samo możesz sobie wybrać model samochodu, telefonu, możesz wybrać jaki alkohol będziesz pić. Ale te wybory są mocno ograniczone. Możesz wybrać sobie w którą odmóżdżającą ideologię / religię będziesz wierzyć, jednocześnie wyklinając na przeciwników. Możesz sobie wybrać jakiego rodzaju błyskotki made in China sobie kupisz. Dobrze, ale co dalej?

Gdzie alternatywa dla systemów: ekonomicznego (mamy dostępny tylko kapitalizm, gdzie liczy się tylko coraz większy i większy zysk), medycznego (brak zgody na podawanie sobie lub dziecku produktów koncernów farmaceutycznych skutkuje sankcjami prawnymi). Gdzie alternatywa dla systemu matrymonialnego (obecnie mamy dostępny wyłącznie monogamiczny patriarchat naznaczony ideologią romantyzmu). Gdzie alternatywa dla całego szeregu systemów społecznych – obecnie jedyna akceptowalna forma realizacji w społeczeństwie to studia i wyszalenie się – kariera – małżeństwo – rodzina.

Co jeszcze warto zwrócić uwagę na poniższym artykule? Kapitalizm implikuje istnienie szeregu innych, destrukcyjnych programów, systemów. Takich jak dehumanizujący istotę człowieczeństwa materializm (zwany np: ateizmem, racjonalizmem, sceptycyzmem, „wiarą w naukę”, atomizmem itp). Takich jak dążenie do coraz większego posiadania i coraz większego władania. Ciekawym jest swoisty paradoks naszej cywilizacji. Otóż powszechnie (np w rozmowach, opowiadanych dowcipach, na FB, portalach z memami, YT) żartujemy z absurdów, irracjonalności i permanentnej schizofrenii, która jak rak toczy naszą cywilizację.

Jednak obowiązujące powszechnie tabu surowo zabrania zagłębiać się bardziej, zabrania dociekać przyczyn tak koszmarnej społecznej paranoi. Z którą spotykamy się na każdym kroku. Działa to na zasadzie, że gdy występujący w TV czy na arenie w Sopocie kabareciarz wykrzyczy, że polityka, ekonomia, cywilizacja to kupa gówna, to wszyscy będą mu bić brawo i w głębi ducha przyznają rację. Ale takie same słowa będą niedopuszczalne w ustach polityka, naukowca, eksperta, lekarza, czy dowolnego innego człowieka.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

„Traktuj Ziemię dobrze. Nie odziedziczyliśmy jej po naszych przodkach. Pożyczyliśmy ją od naszych dzieci.”

„Ludzkość nie utkała sieci życia. Jesteśmy zaledwie jej pojedynczą nicią. Cokolwiek wyrządzamy tej sieci, wyrządzamy to sobie. Wszystko jest ze sobą splecione. Wszystko ze sobą się łączy.”

Cytuję: „Marks twierdził, że „witalność społeczeństw pierwotnych była nieporównywalnie większa od tej, która cechuje nowoczesne społeczeństwa kapitalistyczne.” Argument ten został od tamtej pory potwierdzony przez liczne badania. Zestawiono je starannie w haśle z prestiżowej Encyklopedii łowców i zbieraczy (wydanej przez) Cambridge. Czytamy w nim: „Łowiectwo połączone ze zbieractwem było pierwszą i najbardziej udaną adaptacją ludzkości zajmującą co najmniej 90 procent ludzkiej historii. Jeszcze 12.000 lat temu wszyscy ludzie żyli w ten sposób.”

Ironią nowoczesnego życia jest to, że mimo spektakularnego przyrostu materialnej obfitości i wieków technologicznego postępu, łowcy-zbieracze, ludzie żyjący praktycznie bez dóbr materialnych, prowadzili egzystencję pod wieloma względami równie satysfakcjonującą jak życie na przemysłowej Północy. Wiele społeczeństw łowiecko-zbierackich cieszyło się dostatkiem mierzonym posiadaniem wszystkiego, co było niezbędne. Na przykład etnograficzne opisy Ju/’hoansi z Afryki Południowej pokazują, że członkowie tego społeczeństwa mieli zapewnioną odpowiednią dietę, dostęp do środków utrzymania i mnóstwo wolnego czasu (Lee 1993). Swój wolny czas spędzali jedząc, pijąc, bawiąc się i pielęgnując relacje towarzyskie – słowem robiąc to, co kojarzone jest z dobrobytem. Wiele społeczeństw łowiecko-zbierackich cieszyło się znaczną wolnością osobistą. W społecznościach !Kung i Hadza z Tanzanii przywódcy nie istnieli w ogóle lub pojawiali się tymczasowo, a ich zwierzchnictwo było bardzo mocno ograniczone. Wspólnoty te nie posiadały klas społecznych i dyskryminacji ze względu na płeć. Ich sposoby życia i zbiorowego podejmowania decyzji pozwoliły im przetrwać i rozwijać się w równowadze ze środowiskiem przez dziesiątki tysięcy lat, bez niszczenia zasobów, które stanowiły fundament ich gospodarek.

Im więcej dowiadujemy się o łowcach-zbieraczach, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że kulturowe przekonania otaczające nowoczesny kapitalizm rynkowy nie odzwierciedlają uniwersalnej „natury ludzkiej.” Założenia dotyczące ludzkich zachowań, które członkowie społeczeństw rynkowych uznają za powszechne – człowiek z natury jest konkurencyjny i zachłanny, a rozwarstwienie społeczne jest czymś naturalnym – nie znajdują swojego odbicia w licznych wspólnotach łowiecko-zbierackich. Dominująca w industrialnym świecie szkoła neoklasycznej teorii ekonomicznej poczytuje te cechy za niezbędne dla gospodarczego postępu i zamożności. Prawdą jest, że społeczności łowiecko-zbierackie demonstrują szeroką gamę wzorów kulturowych; niektóre są mniej egalitarne, a inne mniej „zamożne” zgodnie z definicją Sahlinsa (1972). Jednakże samo istnienie społeczeństw żyjących zadowalająco – a nawet szczęśliwie – bez przemysłu, bez rolnictwa, zaledwie z kilkoma dobrami materialnymi rzuca wyzwanie koncepcji ludzkiej natury, której kurczowo trzyma się gros ekonomistów.

Mitologia rynku

W większości podręczników ekonomia definiowana jest jako „studium alokacji ograniczonych zasobów między alternatywne zastosowania.” Utrzymuje się, iż ludzie mają nieograniczone potrzeby i ograniczone środki, aby je zaspokoić, zatem nieuniknionym rezultatem są niedobory. Nie możemy mieć wszystkiego, czego chcemy, a więc musimy wybrać to, co będziemy posiadać. Każdy akt konsumpcji jest równoczesnym aktem odmowy. Im więcej konsumujemy, tym więcej nam się odbiera. W tym ponurym stanie rzeczy naszym zadaniem – jako istot ekonomicznych – jest spożytkowanie ograniczonych dochodów osobistych w taki sposób, aby uzyskać największe zadowolenie z nielicznych rzeczy, które jesteśmy w stanie zakupić.

Te kulturowe przekonania podtrzymujące przemysłowy kapitalizm służą uzasadnianiu osobliwej relacji, która rozwinęła się niedawno wśród ludzi, jak również między ludźmi i resztą świata. Najważniejszym pojęciem tego systemu wierzeń jest „człowiek ekonomiczny” – z natury zachłanny, konkurencyjny, racjonalny, wyrachowany i nieustannie szukający sposobów na poprawę materialnego dobrobytu. Dzisiaj ludzie z przemysłowej Północy nie identyfikują idei „człowieka ekonomicznego” jako wierzenia, przeciwnie – widzą w nim uniwersalny fakt, ponieważ trafnie opisuje niemal każdego z nas. Od najmłodszych lat racjonujemy nasz czas, aby poddać się szkoleniu, które jest niezbędne do uzyskania dochodu; starannie alokujemy ten dochód pośród przyprawiającej o zawrót głowy różnorodności towarów i usług dostępnych na rynku. Możemy żartować na temat irracjonalności naszego gatunku, ale w głębi wszyscy wierzymy, iż w decyzjach osobistych jesteśmy względnie racjonalni i konsekwentni. Wierzymy, że pożądanie coraz większej ilości rzeczy jest naturalnym atrybutem człowieka. Jednostkę cenimy wyżej niż społeczeństwo. Konkurencja i ekspansja, a nie współpraca i stabilność, opisują zasady, według których funkcjonuje nasz gospodarczy świat. Wszyscy jesteśmy obecnie „osobami ekonomicznymi.” Mamy ograniczone zasoby (dochody) oraz bardzo długą listę produktów, które chcielibyśmy nabyć.

Neoklasyczna teoria ekonomiczna to więcej niż zbiór wierzeń na temat ludzkiej natury. Jest to także ideologia uzasadniająca istniejącą organizację gospodarczą, eksploatację zasobów i dystrybucję bogactwa (Gowdy i O’Hara 1995). System ten postrzega podziały klasowe jako nieuniknione, a przyrodę jako kolekcję „zasobów naturalnych” wykorzystywanych do napędzania motoru wzrostu gospodarczego i postępu technologicznego. Nierówność podziału towarów w gospodarce kapitalistycznej uzasadniana jest zgodnie z „teorią produkcyjności krańcowej.” Pracownicy wynagradzani są w zależności od ich wkładu w całkowitą produkcję gospodarczą. Na przykład jeśli firma zatrudnia jednego pracownika i wartość jej produkcji wzrasta o 100 dolarów dziennie (z uwzględnieniem zysku ekonomicznego), wynagrodzenie dzienne tego pracownika powinno wynieść 100 dolarów. Ci, którzy dodają więcej do całkowitego produktu gospodarczego społeczeństwa powinni uzyskać większy udział niż ci, którzy dodają mniej. Ekonomiści twierdzą ponadto, iż konkurencja gwarantuje rezultat, w którym płace odpowiadają wartości krańcowego produktu pracy. Ideologiczne implikacje teorii produkcyjności krańcowej są takie, że w gospodarce konkurencyjnej wszyscy pracownicy otrzymują zapłatę, na jaką zasłużyli.

W neoklasycznej, ekonomicznej teorii wymiany rynkowej nie brane są pod uwagę okoliczności historyczne i społeczne, które umożliwiają jednej osobie produkować więcej niż innej osobie. Przykładowo, odziedziczony majątek zapewnia komuś dostęp do większej ilości kapitału, zatem jej/jego produkt krańcowy będzie zazwyczaj wyższy niż osoby urodzonej w mniej uprzywilejowanych warunkach. Ogólnie rzecz biorąc, osoba z wykształceniem – zawdzięczająca je zazwyczaj sytuacji rodzinnej – będzie miała wyższy produkt krańcowy i tym samym wyższe dochody niż osoba mniej wykształcona. Teoria neoklasyczna postrzega ludzi jako oddzielnych konsumentów i oddzielnych producentów towarów rynkowych, konkurujących ze sobą o ograniczone zasoby. Wartość jednostki jest w dużej mierze funkcją sukcesu gospodarczego – gromadzenia (i konsumowania) większej ilości bogactwa niż sąsiad.

Obraz ludzkiej natury wbudowany w neoklasyczną teorię ekonomii jest anomalią wśród kultur człowieczych. W rzeczywistości podstawowa zasada organizacyjna naszej gospodarki rynkowej – mówiąca, że ludzi motywuje chciwość i obietnica, że więcej jest zawsze lepsze niż mniej – stanowi tylko jeden ze sposobów podejścia do ekonomicznego problemu utrzymania. Wiele kultur wykształciło bardzo różne sposoby organizowania produkcji i dystrybucji. Na przykład Hadza mają wyrafinowane zasady, które gwarantują równy podział mięsa. Gromadzenie, a nawet uzyskanie większej porcji jest społecznie nieakceptowane. Poza posiadaniem przedmiotów osobistych, takich jak narzędzia, broń, czy fajki, każdy przejaw gromadzenia dóbr spotyka się z sankcjami. Ponadto przy ciągłej mobilności łowców-zbieraczy dobytek osobisty jest uciążliwy. Według Woodburna (1982) wśród przedstawicieli !Kung i Hadza nie do pomyślenia byłoby gromadzenie żywności, gdyby ktoś inny doświadczał w tym samym czasie głodu. Łowca-zbieracz reprezentuje „człowieka nieekonomicznego” (Sahlins 1972:13).

Łowcy-zbieracze dają nam szansę wejrzenia w ludzką naturę w zupełnie innej postaci, zanim zdążyły nią pokierować relacje rynkowe i współczesne idee indywidualizmu. W obecnej architekturze gospodarki przemysłowej występują skonstruowane społecznie granice współpracy, redukcji konsumpcji i egzystowania w sposób zrównoważony; lecz wiedza o tym, że granice te nie istniały na przestrzeni niemalże całej historii ludzkości nie pozwala stwierdzić, iż są one czymś „naturalnym.” Historia społeczeństw zbieracko-łowieckich – a zwłaszcza ich sukces – dowodzi, że jest wiele bardzo udanych sposobów organizowania produkcji i dystrybucji, które nie wymagają pośrednictwa rynków konkurencyjnych.

Łowcy-zbieracze jako wyzwanie dla ekonomicznej ortodoksji

Oto najważniejsze wyzwania dla ekonomicznej ortodoksji, które pochodzą z opisów życia społeczeństw łowiecko-zbierackich: (1) ekonomiczne pojęcie niedoborów jest konstruktem społecznym, a nie inherentną własnością ludzkiej egzystencji, (2) rozdzielność pracy i życia społecznego niekoniecznie stanowi cechę produkcji gospodarczej, (3) łączenie indywidualnego dobrobytu z indywidualną produkcją niekoniecznie stanowi cechę organizacji gospodarczej, (4) egoizm i zachłanność są aspektami ludzkiej natury, ale niekoniecznie dominują, (5) nierówność oparta na podziale klas i płci niekoniecznie jest cechą ludzkiego społeczeństwa.

Niedobory

Pojęcie niedostatku jest w dużej mierze konstruktem społecznym, nie zaś konieczną cechą ludzkiej egzystencji i ludzkiej natury. Łowcy-zbieracze mogą być uznawani za zamożnych, ponieważ osiągają równowagę między środkami i celami, ponieważ posiadają wszystko, czego potrzebują i nie zabiegają o więcej. Zapytany, dlaczego nie posadził roślin, mężczyzna z ludu !Kung odpowiedział: „Po co mamy je sadzić, gdy na świecie jest tak wiele orzechów mongongo?” (Lee 1968:33). Według pieśni Ju/’hoansi „inni pracują, aby przeżyć – to ich problem!” (Lee 1993: 39). Łowcy-zbieracze mają niewiele dóbr materialnych, ale dużo wolnego czasu i zapewne bogatsze życie towarzyskie niż „majętna,” uprzemysłowiona Północ. W przeciwieństwie do wielu gospodarek łowców-zbieraczy nowoczesny system przemysłowy generuje niedobory poprzez tworzenie nieograniczonych pragnień. Konsumenci są uzależnieni od ciągłego przepływu dóbr konsumpcyjnych i stale towarzyszy im uczucie niedostatku, bowiem ich uzależnienie nie może zostać zaspokojone. W słowach Sahlinów (1972:4) „konsumpcja jest podwójną tragedią: to, co zaczyna się niedowartościowaniem zakończy się niedostatkiem.” Nowoczesne, ogólnoświatowe uzależnienie od bogactwa materialnego zagraża naszemu zdrowiu psychicznemu, a także biologicznym i geofizycznym fundamentom naszego systemu gospodarczego.

Działalność produktywna

Drugi fakt z życia łowców-zbieraczy ujawnia, iż ich praca ma charakter społeczny i opiera się na współdziałaniu. Dysponujący najprostszą technologią łowcy-zbieracze „natychmiastowej wzajemności” (Barnard i Woodburn 1988, Testart 1982, Woodburn 1982), tacy jak Hadza i !Kung, zazwyczaj poświęcają tylko trzy lub cztery godziny dziennie na to, co nazwalibyśmy zajęciami ekonomicznymi. Czynności te obejmują polowanie na liczne gatunki zwierząt oraz zbieranie szerokiej gamy materiału roślinnego. Udana produkcja zależy od szczegółowej wiedzy o właściwościach, a także historii życia gatunków roślin i zwierząt warunkujących przetrwanie, a nie od wyposażenia kapitałowego/środków trwałych. Polowanie i zbieractwo zintegrowane są z rytuałami, socjalizacją i ekspresją artystyczną. Idea, iż zarabianie na życie to harówka, której jedynym celem jest umożliwienie nam prowadzenia „prawdziwego” życia nie występuje w kulturach łowiecko-zbierackich.

Dystrybucja

Trzeci fakt dotyczący gospodarek łowiecko-zbierackich również pozostaje w opozycji do pojęcia „człowieka ekonomicznego” – kluczowego dla nowoczesnej teorii ekonomicznej: nie istnieje żaden konieczny związek między indywidualną produkcją i indywidualną dystrybucją. Ekonomiści twierdzą, że akt dzielenia się ma ekonomicznie racjonalną podstawę (Frank 1994). Osoba, z którą dzielisz się dzisiaj zdobytym przez siebie posiłkiem może nakarmić cię jutro, kiedy nie dopisze ci szczęście lub zawiodą twoje umiejętności. Z tego punktu widzenia dzielenie się jest pewnego rodzaju polisą ubezpieczeniową, która racjonalnie rozkłada ryzyko braku pożywienia. Dzielenie się w kulturach łowiecko-zbierackich ma jednak nieporównanie głębsze znaczenie. W wielu z nich nie ma powiązania między tym, kto produkuje i kto otrzymuje gospodarczy produkt. Na przykład według Woodburna (1982) niektórzy członkowie ludu Hadza nie wykonują żadnej pracy praktycznie przez całe swoje życie. Wielu mężczyzn prowadzi grę przy użyciu grotów włóczni i niechętnie poluje z obawy przed uszkodzeniem tych „żetonów,” mimo to ludzie ci otrzymują pełny przydział upolowanej zwierzyny. Chociaż „pasożytowanie” zawsze stanowi potencjalny problem we wszystkich kulturach, pogarda dla osób, które nie są zaangażowane w produktywne działania jest uczuciem ewidentnie podyktowanym specyfiką danej kultury.

Dystrybucja mięsa wśród współplemieńców Ju/’hoansi jest poważnym wydarzeniem społecznym. Musi być zapewniona wielka dbałość, aby przeprowadzono ją bardzo dokładnie. Lee (1993:50) pisze: „Dystrybucja odbywa się z niesłychaną starannością, zgodnie ze zbiorem zasad; porcje szykuje się układając i przekładając je nawet przez godzinę, ażeby każdy odbiorca otrzymał właściwą ilość. Udane dystrybucje wspominane są mile przez kilka tygodni, natomiast dystrybucje nieudane mogą być przyczyną zaciekłych sporów między bliskimi krewnymi.” Z kolei system rynkowy opierając dystrybucję na oddzielnej produktywności każdej osoby, wzbrania społecznego charakteru produkcji i jednocześnie powoduje fragmentację więzi społecznych, które pomagają w spajaniu innych społeczeństw.

Własność i kapitał

Relacje pierwszych europejskich odkrywców i antropologów wskazują, że praktyka dzielenia się oraz ignorowanie własności dóbr osobistych są cechami wspólnymi łowców-zbieraczy. W szeregach Hadza brak prywatnej własności odnosi się zarówno do rzeczy, jak i zasobów (Woodburn 1968). Próby scharakteryzowania stosunku niektórych łowców-zbieraczy do ziemi jako „własności” są raczej przykładem narzucania zachodniej koncepcji wspólnotom, które mają bardzo odmienne poglądy na temat relacji między ludźmi, a także między ludźmi a przyrodą. Riches (1995) argumentuje, że termin „własność” powinien być stosowany jedynie w przypadkach, w których zaobserwowano, iż ludzie odmawiają innym prawa do korzystania z określonych zasobów. Samo zapytanie o pozwolenie może być jedynie społeczną konwencją wyrażającą przyjazny zamiar i nie musi wskazywać na „prawną” kontrolę nad zasobem.

Swoje codzienne wyżywienie wielu łowców-zbieraczy „natychmiastowej wzajemności” pozyskuje polegając wyłącznie na swoich ciałach i inteligencji. Mobilność jest najważniejsza, a kapitał fizyczny z konieczności rudymentarny. Kapitał w świecie łowcy-zbieracza nie jest przedmiotem fizycznym poddającym się manipulacji i kontroli, lecz wiedzą, która jest wspólna i dostępna dla wszystkich (dyskusja Veblena 1907). Dzięki tej wiedzy łowcy-zbieracze są w stanie szybko skonstruować swoją materialną kulturę. Turnbull (1965:19) pisze o Pigmejach z Afryki Środkowej: „Materiały do wykonania schronienia, ubrań i wszystkich innych niezbędnych przedmiotów kultury materialnej są zawsze w zasięgu ręki.” W przeciwieństwie do wyprodukowanego kapitału społeczeństwa przemysłowego zapasem kapitałowym łowców-zbieraczy jest przekazywana dobrowolnie wiedza, której na można kontrolować dla indywidualnej korzyści. Ponadto brak zainteresowania zabieganiem o dobra materialne daje łowcom-zbieraczom swobodę cieszenia się życiem. Większości swojej egzystencji nie spędzają w miejscu pracy, z dala od rodziny i przyjaciół, ale upływa im ona na rozmowach, odpoczynku, dzieleniu się i świętowaniu; w skrócie – na byciu człowiekiem. Jest to ideał nowoczesnego społeczeństwa zachodniego, wyrażany przez główne religie i kulturę popularną, ale w dużej mierze niezrealizowany.

Nierówność

Nierówność nie jest naturalną cechą ludzkich społeczeństw. Społeczeństwa łowiecko-zbierackie „natychmiastowej wzajemności” były „agresywnie egalitarne” (Woodburn 1982). Wspólnoty te funkcjonowały efektywnie dzięki – a nie wbrew – temu, że władza trzymana była w ryzach. Nierówność będąca wynikiem ludzkiej natury jest drugą stroną kulturowego mitu człowieka ekonomicznego. Logika ekonomicznej racjonalności usprawiedliwia różnice w dochodach w oparciu o klasę, rasę czy płeć uznając je za nieuniknione. Usprawiedliwienie to czasem bywa jawne, ale zazwyczaj (i bardziej podstępnie) działa poprzez odwołania do ekonomicznej wydajności. Kompromis między wzrostem gospodarczym a sprawiedliwością omawiany jest w większości podręczników wprowadzających. Gdyby nasze społeczeństwo przesadnie dążyło do sprawiedliwości (jak głosi opowiastka), utracona zostałaby zachęta do pracy, spadłaby produkcja i nawet tymczasowym beneficjentom większej równości dochodów powodziłoby się gorzej niż dotychczas.

Literatura o łowcach-zbieraczach demonstruje, iż „ekonomiczna racjonalność” jest cechą kapitalizmu i stanowi wbudowany zestaw przekonań kulturowych, a nie obiektywne, powszechne prawo natury. Istnieje wiele innych, równie racjonalnych sposobów zachowania, które nie są zgodne z prawami wymiany rynkowej. Mit człowieka ekonomicznego wyjaśnia zasadę organizującą współczesnego kapitalizmu, to wszystko (Heilbroner 1993). Nie jest on bardziej racjonalny, niż mity, które kierują społeczeństwami Hadza, Aborygenów czy !Kung. Jednak w społeczeństwach przemysłowych mit człowieka ekonomicznego uzasadnia zawłaszczenie ludzkiej, wyewoluowanej na przestrzeni tysiącleci kultury materialnej przez nieliczną grupę osób, a także zawłaszczenie i zniszczenie fizycznych oraz biologicznych zasobów świata (Gowdy 1997).

Łowcy-zbieracze i świat nowoczesny

Łowcy-zbieracze ulegali tym samym słabościom, co wszyscy ludzie: agresji, zazdrości i chciwości. Wiele grup łowców-zbieraczy podobnie wywarło znaczny wpływ na środowisko naturalne, co czyni zresztą każdy duży gatunek (Flannery 1994, Gamble 1993). Niemniej jednak społeczeństwa te osiągnęły ekologiczną i społeczną harmonię w stopniu będącym poza zasięgiem społeczeństw przemysłowych. Fakt ten sam w sobie jest pouczający, gdyż ludzie egzystowali jako łowcy-zbieracze prawie przez cały czas swego istnienia na tej planecie. Pouczający jest również związek między egalitaryzmem społecznym i równowagą środowiskową. Te same cechy, które sprzyjały egalitarnej strukturze społecznej – dzielenie się, zbiorowe podejmowanie decyzji i gospodarka oparta na wiedzy – sprzyjały też środowiskowej harmonii. Łowcy-zbieracze nie pielęgnowali rozmyślnie wyższej świadomości etycznej; ich wzorce zachowań osadzone były w materialnych właściwościach ich gospodarek.

Równość płci

Mimo iż rozróżnienie kobieta-zbieracz / mężczyzna-myśliwy najwyraźniej nie jest już tak oczywiste, jak twierdzono (K. L. Endicott), kobiety w wielu społeczeństwach łowców-zbieraczy, poza klimatem tropikalnym i umiarkowanym, dostarczały żywność przede wszystkim poprzez zbieranie, choć pojawiały się wyjątki od tej reguły, zwłaszcza w kulturach przystosowanych do bytowania w wyższych szerokościach geograficznych, gdzie pokarmy roślinne występują względnie rzadko. Zależność od zbieractwa z pewnością przysłużyła się równości płci obecnej w większości wspólnot łowiecko-zbierackich. W wielu przypadkach status kobiet uległ w ostatnim czasie gwałtownej degradacji. Występująca w dużej liczbie krajów niska pozycja społeczna kobiet cytowana jest często jako główny czynnik eksplozji demograficznej (Jacobson 1987). Nawet w społeczeństwach rolniczych kobiety odgrywały dominującą rolę w pielęgnowaniu różnorodności i równowagi systemów ekologicznych. Niektórym z najważniejszych ruchów eko-politycznych, jak chociażby Chipko w Himalajach Garhwalu, przewodzą kobiety (Norberg-Hodge 1991; Shiva 1993).

Wspólne podejmowanie decyzji

Opisy społeczeństw zbieracko-łowieckich unaoczniają znaczenie konsensusu i zbiorowego podejmowania decyzji będącego w opozycji do indywidualizmu społeczeństwa rynkowego (Lee 1979, Marshall 1976, Turnbull 1965, Woodburn 1982). Społeczności te dysponowały mechanizmami pozwalającymi dokonać najlepszego wyboru z punktu widzenia długoterminowego dobra grupy.

Z kolei strategia publiczna w społeczeństwach przemysłowych w coraz większym stopniu bazuje na podejściu rynkowym lub pseudo-rynkowym, takim jak chociażby analiza kosztów i korzyści. Rynkowe rezultaty opierają się na decyzjach podejmowanych przez osoby odizolowane od reszty społeczeństwa. To, co jest korzystne dla osoby odizolowanej, funkcjonującej w bezosobowym rynku może nie być korzystne dla społeczeństwa jako całości. Z perspektywy ogółu społeczeństwa niewielki sens ma lekceważenie społecznej lub biologicznej wagi ekosystemów, jakie przejawia działająca w pojedynkę osoba twierdząc, że w przyszłości ich wartość będzie niższa. Z punktu widzenia społeczeństwa bezsensownym jest założenie, iż wartość nadającego się do oddychania powietrza, wody pitnej lub stabilnego klimatu będzie dramatycznie spadać. Decyzje rynkowe odzwierciedlają interesy pojedynczych osób, niekoniecznie społeczności, a z pewnością nie mają na względzie dobrobytu reszty świata przyrody. Jako jednostki dokonujemy innych wyborów niż jako członkowie rodzin, społeczności i narodów, a nawet jako obywatele świata.

Zdolność trwania w równowadze ze środowiskiem

Jako że łowcy-zbieracze „natychmiastowej wzajemności” w przeważającej części wykorzystywali bezpośredni przepływ dóbr z natury, zakłócenie biegu tych usług stawało się od razu widoczne. Zdolność zachowania egzystencji była równoznaczna z podtrzymaniem zdolności przyrody do zapewnienia niezbędnych środków do życia. Łowcy-zbieracze wykazywali się umiejętnością zastąpienia pewnych zasobów naturalnych wieloma innymi, ale dbano o utrzymanie przepływu obfitości natury (Woodburn 1980:101).

Substytucja jest również jedną z podstawowych sił napędowych gospodarki rynkowej, ale przyjmuje skrajnie odmienną, i wirulentną, postać. Substytut danego zasobu pojawia się na rynkach gospodarczych, o ile jego cena jest odpowiednia. Jednak kiedy ostateczna miara wartości rynkowej jest monetarna, wszystkie rzeczy sprowadzone są do pojedynczego wspólnego mianownika – pieniędzy. Zamiana opiera się na wartościach pieniężnych, które mogą ignorować podstawowe cechy nie związane z bezpośrednimi funkcjami rynkowymi. Zgodnie z kryteriami ekonomicznymi gospodarka jest zrównoważona wówczas, gdy zachowana zostaje jej zdolność do generowania dochodów, tzn. jeśli wartość pieniężna jej środków produkcji nie maleje (Pearce i Atkinson 1993). Według tego kryterium za „zrównoważone” uznaje się przykładowo wycięcie lasu deszczowego (ekonomiści uznają go za formę „kapitału naturalnego”), jeśli zyski pieniężne netto z wycinki inwestowane są z myślą o przyszłych pokoleniach. Rodzaj tych inwestycji nie ma znaczenia. Może to być kolejny las, fabryka samochodów, a nawet inwestycja finansowa. Kapitał naturalny i kapitał wyprodukowany są substytutami, a zatem wszystko można wymienić, wszystko można zastąpić czymś innym. Ten sposób patrzenia na świat maskuje fakt, iż w imię efemerycznych ekonomicznych zysków poświęcamy wydolność zasobów, od których zależy nasza gatunkowa egzystencja.

Kulturowe i ekologiczne zróżnicowanie oparte na bioregionalizmie

Łowcy i zbieracze zamieszkiwali cały obszar Ziemi zajmowany aktualnie przez ludzi współczesnych i w większości przypadków czynili to posiłkując się zrównoważonymi technologiami. Innuici z wysuniętych najdalej na północ terenów Ameryki Północnej oraz Aborygeni z australijskich pustyń potrafili żyć w sposób zrównoważony w warunkach klimatycznych, w których przedstawiciele społeczeństw przemysłowych nie przetrwaliby bez stałego napływu zasobów z zewnątrz. Model życia łowców-zbieraczy reprezentował zdumiewającą i urozmaiconą reakcję na odmienne warunki środowiskowe. Na przestrzeni ponad 2 milionów lat ludzkiej egzystencji, w ekosystemach tak różnych, jak pustynie, tundra i las tropikalny powstał szeroki wachlarz stylów życia i ekonomicznych podstaw. Taka różnorodność jest niezmiernie istotna dla ochrony systemów przyrody. Vandana Shiva (1993:65) pisze:

Różnorodność jest cechą charakterystyczną przyrody i fundamentem stabilności ekologicznej. Różnorodne ekosystemy dają początek różnorodnym formom życia i różnorodnym kulturom. Ko-ewolucja kultur, form życia i siedlisk zachowała biologiczną różnorodność na tej planecie. Różnorodność kulturowa i różnorodność biologiczna idą ręka w rękę.

Różnorodność stylów życia daje gatunkowi ludzkiemu większą szansę na przetrzymanie wszelkich wstrząsów. Dasgupta (1995), Hern (1990), Homer-Dixon (1993) i wielu innych ostrzega, że nowoczesna, homogeniczna gospodarka światowa jest szczególnie podatna na zaburzenia środowiskowe i społeczne.

Epokę współczesną w coraz większym stopniu charakteryzuje rozpacz. Współczesne społeczeństwo zdaje się być na krawędzi licznych, nieodwracalnych katastrof. Splecione ze sobą problemy zmiany klimatu, utraty różnorodności biologicznej, przeludnienia i niepokojów społecznych zagrażają istnieniu cywilizacji, którą większość ludzi z uprzemysłowionej Północy uważa za lepszą od kultur wyposażonych w prostsze technologie.

Opierając się atakowi globalnej kultury, łowcy-zbieracze i pozostali rdzenni mieszkańcy wciąż istnieją i oferują alternatywę dla zaborczego indywidualizmu światowego kapitalizmu (Lee 1993, Sahlins 1993). W wielu częściach świata są oni na pierwszej linii walki o godność człowieka i ocalenie środowiska Ziemi (Nash 1994).

Trwa planetarne wymieranie. To my jesteśmy niszczycielską asteroidą. Gdyby ktoś mógł nas zobaczyć z przestrzeni kosmicznej, byłby oszołomiony. Istnieją ludzie, którzy usiłują powstrzymać globalną katastrofę. Inni próbują ją przyspieszyć. Przyjrzyjmy się, kim są. Tych, którzy chcą jej zapobiec nazywamy zacofanymi populacjami tubylczymi – Rdzenne Ludy Kanady, Aborygeni w Australii, plemiona w Indiach i Ameryce Południowej. A kto ją przyspiesza? Najbardziej uprzywilejowane, zaawansowane i wyedukowane populacje świata.” Noam Chomsky

Przypisy

Źródło: Fragmenty eseju Johna Gowdy’ego z 2 listopada 2011 roku.
Tłumaczenie:
exignorant
Link: https://exignorant.wordpress.com/2015/03/07/lowcy-zbieracze-i-mitologia-rynku/

„A co jeśli życie na Ziemi już wkrótce wyginie?!” Studium globalnego upadku systemowego

„A co jeśli życie na Ziemi już wkrótce wyginie?!” Studium globalnego upadku systemowego

upadek cywilizacji i systemuKtóż z nas nie zadawał sobie tego pytania? Ja zadaje sobie to pytanie odkąd pamiętam. Te rozważania nasiliły się u mnie szczególnie po 2009 roku, gdy zacząłem interesować się sprawami polityki, oszustw, korupcji i konspiracji w nauce, medycynie i gdzie tylko one występują. Wtedy wielu prawicowo nastawionych komentatorów i publicystów darło szaty, pytając: „a co z następnymi pokoleniami? A co, jeśli następnych pokoleń nie będzie?!„. Dziś wspomnienie tego wszystkiego wzbudza we mnie jedynie lekki, cyniczny uśmieszek.

Po pierwsze i najważniejsze – samo rozważanie tematu upadku cywilizacji, zagłady biologicznej, czy strukturalnej, systemowej niewydolności – jest tematem tabu. Poruszając ten oficjalnie nie istniejący temat, narażasz się na społeczny ostracyzm, wyśmianie. W najlepszym wypadku usłyszysz to, co ja przed laty, cytuję: „Jarek, ja wiem że ta cywilizacja kiedyś pierdolnie z wielkim hukiem i upadnie, ale co mnie to obchodzi? Wolę się bawić i korzystać z życia„. Póki codzienna micha ryżu jest, póki woda cieknie z kranu, póki co wieczór puszczana jest seria telenowel – nic się nie zmieni w tej materii.

Uważam dziś, że po prostu nie ma się czym przejmować. Nie oznacza to jednak, że mamy się tymi zagadnieniami nie zajmować. Mamy ciążące na naszej chorej cywilizacji, jak fatum, widmo zagłady – ekologicznej, biologicznej, militarnej, ekonomicznej..  każdej innej. Bo faktem jest, że żyjemy w czasach straszliwej niewydolności i nadciągającego nieuchronnie kolapsu prawie wszystkich istniejących od wieków systemów – politycznych, ekonomicznych, społecznych, moralnych, ideologicznych, religijnych. Najbardziej szokującym i bolesnym przejawem systemowej niewydolności jest fakt, że ziemskie ekosystemy już nie wytrzymują ciągłej kapitalistycznej eksploatacji i rabunkowej gospodarki prowadzonej przez 7 miliardów żarłocznych i nienasyconych ludzkich ego. Trwa kolejne „wielkie wymieranie” gatunków, tym razem spowodowane przez człowieka.

Wróćmy do wyrażanych na początku felietonu wątpliwości. Otóż, czy od Ciebie, od nas zależą te wszystkie globalne niekorzystne zmiany? Nie. Pora raz na zawsze skończyć z przekonaniem, że człowiek rozumny (homo sapiens) jest gatunkiem będącym „ponad” przyrodą, ponad ekosystemem. Niby czym się wyróżniamy? Owszem, mamy rozum, logikę, ale także empatię. Jako jedyny gatunek żywy na Ziemi zdajemy sobie sprawę z przemijalności życia, ze śmiertelności. Jako jedyny gatunek mamy egzystencjalne, choć dziś bardzo niemodne, wręcz zakazane – dylematy. Jednak czy wykorzystaliśmy, patrząc z perspektywy globalnej, tę niesamowitą szansę daną nam przez naturę?

Popatrz na ten świat. Faktem bezsprzecznym jest to, że jesteśmy również gatunkiem, który spowodował najwięcej zła i cierpienia, jak i najwięcej zniszczeń w dziejach Ziemi. Niby mamy jakiś tam potencjał, ale czy go wykorzystujemy? Choć w minimalnym stopniu? Całe rzesze ludzi we wszystkich epokach, ponad poznanie prawdy, przenosiły spokojny sen, przysłowiową „pełną kichę” i rozrywkę. Jesteśmy gatunkiem, który zamiast empatii, ponoć wrodzonej, woli rozwijać zabijanie ludzi i zwierząt dla sportu, przyjemności, który woli czynić zło, rywalizować, walczyć, niszczyć.

Zamiast używania naszej logicznej i racjonalnej części naszej istoty, wolimy cały czas zaspokajać nasze próżne, bazujące na prymitywnych emocjach ego (seks, alkohol, narkotyki, i inne pobudzanie receptorów przyjemności). Z ciągłego zaspokajania prymitywnych żądz i często brutalnych popędów, uczyniliśmy styl życia. Ale nawet w emocjach nie jesteśmy mocni. Znajomość własnej psychiki, emocjonalności, psychologii – to jedna wielka rozpacz, szczególnie u mężczyzn. Egzystencjalne dylematy, ważne pytania, poszukiwanie odpowiedzi, dociekanie? A zapomnij! Zaraz usłyszysz słynne: „nie filozuj”, a czasami możesz zostać wręcz posądzony o „nienormalność”, bo miałeś czelność podważyć powszechnie obowiązujący debilizm.

Popatrz obiektywnie, czy jako gatunek wnieśliśmy coś dobrego do rozwoju i egzystencji planety? Czy może tylko ją zanieczyściliśmy i zniszczyliśmy tak, że dalsze trwanie życia biologicznego na niej stoi pod poważnym znakiem zapytania? Pora skończyć z mitem „dobrego antropocenu”. Chcemy, by antropocen – okres dominacji człowieka rzekomo rozumnego – trwał pomimo wszystko. Mówimy, że antropocen jest wartością sam w sobie. Ale czy mamy ku temu podstawy, by tak sądzić? A może my, ludzie, nie wykorzystaliśmy danej nam szansy, i teraz pozostanie tylko czekać na bolesny koniec?

Chociaż tutaj istnieje jeszcze inny dylemat. Otóż wielu ludzi zadaje sobie pytanie, czy to człowiek jest taki zły, i przez swoje postępowanie doprowadził do istnienia tak nieludzkiego systemu? Czy może jest to tylko skutek – zaś prawdziwa przyczyna to fakt, że.. ta planeta i jej natura są psychopatyczne, amoralne, złe? Spotykałem się wielokrotnie ze stwierdzeniem, że Ziemia to piękna planeta, tylko ludzie poprzez swoje postępowanie zasyfili ją i doprowadzili do powstania represyjnych systemów politycznych, ekonomicznych i społecznych.

Tego typu myślenie jest typowe dla zafascynowanych „eko-” stylem życia wyznawców new age, czyli tych wszystkich dobrych energii itp. Oni również tkwią w iluzji i nie potrafią przyjąć do siebie brutalnej prawdy. Prawdy o tym, że ta planeta, jak i wszystkie siły kierujące jej naturą, przyrodą – mają bezwzględny, zły, opresyjny, agresywny, psychopatyczny i absolutnie amoralny charakter. Żyjemy w kosmicznym obozie koncentracyjnym, w globalnej „Korei Północnej”, gdzie od zawsze promuje się najpodlejsze i najniższe z możliwych zachowań i reakcji.

Wszystko opiera się na tym, że ta planeta jest planetą braków. Braki dotyczą wszystkiego, więc całe istniejące na niej życie jest patologicznie zajęte zdobywaniem i gromadzeniem rozmaitych zasobów za wszelką cenę. W tak skrajnych warunkach nie liczą się żadne zasady, sentymenty. Ba! Dla macochy natury nie liczy się nawet szczęście i spełnienie powołanych do życia osobników. Bo w świecie, gdzie jednego dnia masz pożywienie, a za tydzień możesz w niesamowitych boleściach umierać z głodu – są ważniejsze priorytety. Czyli przeżycie z dnia na dzień, obłąkańcze gromadzenie zasobów – „nachapanie się”, zdobycie jak największych terytoriów i jak największe rozmnożenie się. W tak okrutnych i surowych warunkach, jednostka która filozofuje, ma jakieś zasady, sentymenty, wrażliwości – zwyczajnie nie przetrwa.

Z drugiej strony, oprócz świadomości nieuchronności systemowej zagłady – ciekawy jest pogląd przeciwny. Czyli przekonanie, że żyjemy w dobie „zmiany obowiązującego paradygmatu”, z psychopatycznego, zwierzęcego, na bardziej empatyczny, ludzki. Mamy znajdować się teraz w okresie wzrostu świadomości emocjoalnej i duchowej wśród ludzi. Ja jestem co do tego jednak sceptyczny. Owszem, jest to możliwe, ale w wąskim zakresie – zakresie jednostek. Ale nie całego społeczeństwa. Dam Wam taki przykład – wyobraź sobie, że w szkole masz klasę, gdzie znajdują się dzieci w wieku od 4 do 18 lat. I teraz pytanie: które dzieci będą zainteresowane np matematyką wyższą, fizyką kwantową, a także sprawami „przejścia” do wyższej klasy, do nowej, bardziej zaawansowanej szkoły? Oczywiście, będą to dzieci w wieku 16 do 18 lat. Cała reszta takiej hipotetycznej klasy, w wieku 4 do 15 lat, będzie zainteresowana wygłupami, opowiadaniem chamskich dowcipów, słuchaniem muzyki i oglądaniem filmów na lekcji.

Poza tym, czy jest możliwe, że tego typu upadłe planety jak Ziemia – planety piekła, czyśćca, planety „drugiej szansy” – są również potrzebne w kosmosie i mają w nim należne miejsce? Może my, chcąc jakoś tam zmienić świat na lepsze, niepotrzebnie wpieprzamy się między wódkę a zakąskę, i wręcz zakłócamy ustaloną przez Architekta wszechświata, kosmiczną harmonię? Pamiętajmy, że egregory – świadomości zbiorowe religii, ideologii, cywilizacji – bronią się na zasadzie wahadła, i uderzają w takich antysystemowo nastawionych ludzi jak my. Anthony de Mello stracił w ten sposób zdrowie i ok. 20 lat życia – zmarł przedwcześnie jako w miarę młody człowiek.

Teraz powoli zaczynam rozumieć to, że masoneria i illuminaci mają w wielu punktach gorzką rację. rozumiem również Czytelników stron takich jak moja, którzy w goryczy piszą: „możliwe, że następne pokolenia dojdą do wniosku, że trzeba się umówić, i wspólnie puścić tę planetę z dymem, by zakończyć to globalne cierpienie„.

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.

 

Postindustrialny schyłek cywilizacji: wolny rynek, materializm i ich patologie

Postindustrialny schyłek cywilizacji: wolny rynek, materializm i ich patologie

upadek cywilizacjiZapraszam na kolejny artykuł przetłumaczony przez blogera Ex ingorant (link) który opisuje materializm, mechanizmy kapitalistyczne i generowane przez nie patologie społeczne.

Skupia się tutaj uwagę na odcięciu człowieka postindustrialnej ery XXI wieku od naturalnych więzi społecznych. Pamiętajmy jednak że wszystko ma dwie strony  – dobrą i złą. Nie gloryfikuję wcale tego, co było kiedyś, rzekomo w „starych dobrych czasach”. Tak naprawdę owych „starych dobrych czasów” nigdy nie było, bo nigdy nie było „dobrych” czasów na tej planecie, która jest piekłem, tudzież czyśćcem.

Warto więc zwrócić uwagę na te patologie, jakie rodzi współczesna cywilizacja. Ale z drugiej strony, trzeba mieć świadomość pewnego, hmm, aksjomatu – „większość problemów dzisiejszego świata jest absolutnie nierozwiązywalnych, bo każde rozwiązanie generuje zło”. Cywilizacja, kapitalizm, wolny rynek – to bezduszne, okrutne mechanizmy, odzierające człowieka z indywidualności, godności, duchowości. I pod tym względem przypominają bardzo równie okrutną „macochę naturę”, której obce są pojęcia moralności, szczęścia, a los powołanych do życia istot jej nie obchodzi. Liczy się tylko rozmnażanie i zajmowanie kolejnych terytoriów i zasobów. Czyli podobnie jak w kapitalizmie. Bo tak naprawdę wszystko jest ze sobą związane, wszechświat jest fraktalem, hologramem. Warunki i „programy” znane z natury, której jedynym celem jest przetrwanie, rozmnażanie i zajmowanie kolejnych terenów, mają też odwzorowanie w wielu innych sferach życia. To świat, w którym mieszkamy, jest chory.

Jednak obecnie nasza cywilizacja doszła do pewnego schyłku. Przekroczyliśmy już dawno granicę, której nikt jeszcze nie przekroczył i której przekraczać nigdy nie należało. Zasoby Ziemi są na wyczerpaniu, ekosystemy nie wytrzymują rabunkowej eksploatacji, jest coraz więcej ludzi i coraz mniej miejsca. Nie mamy drugiej planety, którą można by podbijać, zaludniać, eksploatować i generować tam w nieskończoność wzrostu PKB – który jest chorym fetyszem kapitalistów. Orkiestra będzie grała w najlepsze do końca, jak na Titanicu, a ostatni zgasi światło życia na Ziemi.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

____________________________________________________________

Cytuję: „Fragmenty wstępu do pracy badawczej Bruce’a K. Alexandra, profesora emeritusa Wydziału Psychologii Uniwersytetu Simona Frasera, zatytułowanej: „Korzenie uzależnień w społeczeństwie wolnorynkowym.”

Streszczenie

Słowo „uzależnienie” zaczęło być stosowane w zawężonym zakresie wobec nadużywania narkotyków w XX wieku, chociaż w przeszłości odnosiło się także do innych nawyków poza-narkotykowych. Wystarczające dowody potwierdzają, że poważne uzależnienia poza-narkotykowe są równie niebezpieczne i oporne na leczenie jak narkomania, bez względu na to, czy dotyczą pożądania pieniędzy, władzy, pracy, jedzenia lub dóbr materialnych.

Nałóg we współczesnym świecie można rozumieć najlepiej jako kompulsywny styl życia przyjmowany przez osoby jako rozpaczliwy substytut, kiedy są one odcięte od niezliczonych bliskich więzi między ludźmi i grupami – począwszy od rodziny, a skończywszy na duchowej wspólnocie – które są niezbędne dla każdego człowieka w każdym typie społeczeństwa. Więzi te nazywane są (tutaj) „integracją psychospołeczną.”

Niniejsza praca dowodzi, że (wyjaśniona poniżej) dyslokacja jest koniecznym prekursorem nałogu i na podstawie konkretnych przykładów pokazuje, iż wolne rynki nieuchronnie wywołują powszechną dyslokację wśród biednych i bogatych. W miarę jak przyspiesza globalizacja, to samo dzieje się z procesem rozprzestrzeniania się dyslokacji i uzależnień.

Aby „wolne rynki” były „wolne,” wymiana pracy, ziemi, walut i towarów konsumpcyjnych nie może być skrępowana elementami integracji psychospołecznej, takimi jak lojalność wobec klanu, powinności wiejskiej wspólnoty, prawa gildii lub związków, dobroczynność, zobowiązania rodzinne, role społeczne lub wartości religijne. Tradycje kulturowe „wypaczają” swobodną grę praw popytu i podaży, dlatego muszą zostać zdławione. Przykładowo w gospodarkach wolnorynkowych ludzie mają przenosić się tam, gdzie można znaleźć zatrudnienie, jak również dostosować swoje życie zawodowe i kulturalne gusta do potrzeb rynku globalnego.

Ludzie nie mogący osiągnąć integracji psychospołecznej rozwijają „zastępcze” style życia. Są one powiązane z nieumiarkowanymi nawykami, które między innymi obejmują przyjmowanie narkotyków oraz relacje społeczne niewystarczająco bliskie, stabilne i akceptowalne kulturowo, aby zapewnić więcej niż minimalną integrację psychospołeczną. Ludzie nie będący w stanie znaleźć lepszego sposobu na osiągnięcie integracji psychospołecznej lgną do swojego zastępczego stylu życia z uporem, który prawidłowo nazwa się uzależnieniem.

Uzależnienie w świecie starożytnym było okazjonalnym utrapieniem, ale zamieniło się w stale wzbierające zagrożenie, kiedy społeczeństwa zachodnie obrały kierunek ekonomii wolnego rynku i rewolucji przemysłowej. Jako że zachodnie społeczeństwo opiera się obecnie na zasadach wolnego rynku, które powodują masową dyslokację – a dyslokacja jest prekursorem uzależnienia – uzależnienie od licznych, przeróżnych dążności nie jest patologicznym stanem nielicznej grupy, ale w większym lub mniejszym stopniu powszechną przypadłością zachodniego społeczeństwa. Zachodnie społeczeństwo wolnorynkowe zapewnia również model globalizacji, co oznacza, że masowe uzależnienie jest globalizowane pospołu z językiem angielskim, Internetem i Myszką Miki.

Próby leczenia lub zapobiegania uzależnieniom, które ignorują związek między wolnymi rynkami, dyslokacją i nałogami okazują się być niczym więcej, jak prowizorycznym opatrunkiem. Rozwiązanie problemu uzależnienia wymaga fundamentalnych zmian politycznych i gospodarczych. Początek przeobrażeń to realistyczna dyskusja o uzależnieniach, która uznaje, iż tworzy je masowo społeczeństwo wolnorynkowe, a samo społeczeństwo – podobnie jak jego uczestnicy – musi poddać się zmianie. Niezbędne jest odejście od poczynań, które osłabiają naszą zdolność dbania o siebie nawzajem i budowania trwałych, zdrowych społeczności.

Oczywiście analizowanie skutków ubocznych „wolnych rynków” i „nowej gospodarki” jest niewygodne w chwili, gdy prawie każdy naród świata zdaje się desperacko zabiegać o wstęp na wolnorynkową biesiadę, aby skosztować smakołyków i nacieszyć się euforią zaawansowanej technologii. Jednakże ignorowanie problemu ma własne skutki uboczne, które są wyraźnie widoczne wokół nas.

Wolne rynki, dyslokacja i uzależnienia

Wszystkie dzieci są silnie zmotywowane do utrzymywania bliskich więzi społecznych ze swoimi rodzicami i opiekunami. O ile dążenie to nie zostanie poważnie zakłócone, starsze dzieci i dorośli starają się później stworzyć i utrzymać inne bliskie relacje – na przykład z przyjaciółmi, szkolnymi koleżankami i kolegami, współpracownikami, a także z grupami o charakterze rekreacyjnym, etnicznym, religijnym lub narodowościowym. Eric Erikson przedstawił to jako trwającą całe życie batalię o osiągnięcie „integracji psychospołecznej”; stan, w którym ludzie rozkwitają równocześnie jako jednostki i członkowie swojej kultury.

Erickson wykazał, że integracja psychospołeczna jest niezbędna dla każdej osoby, w każdym społeczeństwie – czyni egzystencję znośną, a nawet radosną w jej kulminacyjnych momentach.

Niewystarczającą integrację psychospołeczną można nazwać „dyslokacją.” Dotkliwa, długotrwała dyslokacja jest trudna do zniesienia. Kiedy zostaje ludziom narzucona – np. w formie ostracyzmu, ekskomuniki, wygnania lub odosobnienia – jest tak męcząca, że od starożytności do chwili obecnej wykorzystuje się ją jako straszliwą karę. Dotkliwa, długotrwała dyslokacja regularnie prowadzi do samobójstwa.

Dyslokacja może mieć wielorakie przyczyny. Może być rezultatem klęski żywiołowej, która niszczy dom danej osoby, lub paraliżującego wypadku, który pozbawia osobę pełnego uczestnictwa w społeczeństwie. Może być narzucona przemocą, na przykład poprzez wysiedlenie mas ludności lub maltretowanie dziecka, które następnie stroni od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. Może być narzucona bez przemocy, na przykład kiedy rodzic zaszczepia nierealistyczne poczucie wyższości, które sprawia, że dziecko staje się nieznośne dla innych. Może być wybrana dobrowolnie, przykładowo w upartym zabieganiu o bogactwo podczas „gorączki złota” lub łapaniu „nadarzającej się okazji.” Wreszcie dyslokacja może być powszechna, jeśli społeczeństwo systematycznie ogranicza integrację psychospołeczną u wszystkich swoich członków. Powszechna dyslokacja jest zjawiskiem endemicznym w społeczeństwie wolnorynkowym.

Mimo iż każda osoba w którymkolwiek społeczeństwie może stać się ofiarą dyslokacji, nowoczesne społeczeństwa zachodnie zapewniają ją wszystkim swoim członkom w większym lub mniejszym stopniu, ponieważ wszyscy muszą uczestniczyć w „wolnych rynkach,” które kontrolują siłę roboczą, ziemię, pieniądze i dobra konsumenckie. Wolny rynek wymaga, aby uczestnicy przyjęli role indywidualnych aktorów gospodarczych nieskrępowanych przez zobowiązania rodzinne i przyjacielskie, lojalność wobec klanu, powinności wspólnotowe, odruchy dobroczynności, wartości zgromadzenia wyznaniowego, grupy etnicznej lub narodu. W myśl podstawowej maksymy społeczeństwa wolnorynkowego – proklamowanej przez Adama Smitha – rynki regulowane przede wszystkim przez prawo popytu i podaży maksymalizują na dłuższą metę dobrobyt jednostki poprzez pomnażanie „bogactwa narodów.”

Dojmująca dyslokacja prowokuje desperacką reakcję, ogólną lub idiosynkratyczną. Ludzie dotknięci dyslokacją usiłują znaleźć lub przywrócić integrację psychospołeczną – próbują jakimś sposobem „wziąć się w garść.” Ludzie, którym niezmiennie nie udaje się osiągnąć prawdziwej integracji psychospołecznej ostatecznie konstruują styl życia będący jej substytutem. Zastępczy styl życia niesie ze sobą relacje społeczne, które są niedostatecznie bliskie, trwałe i akceptowalne kulturowo, aby zaoferować więcej niż minimalną integrację psychospołeczną. W najlepszym razie te zastępcze style życia mogą być twórcze, jak w przypadku ekscentrycznego artysty lub technologicznego speca, ale zazwyczaj są one banalne i niebezpieczne, jak w przypadku członka młodzieżowego gangu lub ulicznego narkomana.

Nawet najbardziej szkodliwe zastępcze style życia pełnią funkcję adaptacyjną. Na przykład żarliwe oddanie wobec brutalnego, młodzieżowego gangu – chociaż może być obrazą dla społeczeństwa i osobistych wartości członka bandy – znieść jest znacznie łatwiej niż całkowicie zatraconą tożsamość. Jałowe przyjemności ulicznego „ćpuna” – członkostwo w dewiacyjnej subkulturze, tymczasowe uśmierzenie bólu, nerwowy dreszcz drobnej przestępczości – podtrzymują egzystencję w większym stopniu niż nieubłagana bezcelowość dyslokacji. Właśnie dlatego ludzie pozbawieni alternatywy umożliwiającej uzyskanie integracji psychospołecznej tak kurczowo trzymają się uzależnień.

Oczywiście uzależnienia mogą wystąpić w każdym społeczeństwie, z plemiennym i socjalistycznym włącznie. Na przykład nałóg alkoholowy było szeroko rozpowszechniony w Związku Radzieckim, który nie posiadał gospodarki wolnorynkowej. Było tak najpewniej dlatego, że społeczeństwo sowieckie łączyła ze społeczeństwem wolnorynkowym gotowość zniszczenia integracji psychospołecznej na wielką skalę w interesie rozwoju gospodarczego i czystości ideologicznej, co ilustruje kolektywizacja rolnictwa.

Zawodowi badacze uzależnień poświęcili niewiele miejsca na analizę społeczeństwa wolnorynkowego i dyslokacji, ponieważ obszar ich dociekań został ogrodzony z czterech stron przez zawodowe konwencje. Po pierwsze, za naprawdę ważne uznaje się wyłącznie badania eksperymentalne i medyczne, gdyż inne podejścia jawią się jako zbyt filozoficzne, polityczne, literackie, anegdotyczne lub nienaukowe. Po drugie, uwagę szczodrze skupiono na uzależnieniu od alkoholu i narkotyków; pominięto fakt, iż inne nałogi są często nie mniej niebezpieczne i bardziej pospolite. Po trzecie, amerykańskie przykłady, dane i ideologia ukierunkowały tę dziedzinę w największym stopniu, chociaż potężne siły polityczne ograniczają tam debatę bardziej niż w innych krajach. Po czwarte, mimo iż kilku pojedynczych uczonych mówi o tym otwarcie, zawodowi badacze rzadko sprzeciwiają się uprawianej przez media nurtu głównego dezinformacji na temat narkotyków i uzależnień. W tych warunkach, skoro zawodowcy robią małe postępy, społeczeństwo postąpi właściwie odwołując się do zdrowego rozsądku i historii. […]

Przyczyna uzależnień znana od lat 70-tych

Bruce Alexander wyjaśnił, że starą teorię uzależnień wyłoniła seria eksperymentów przeprowadzonych wcześniej w XX wieku. Wykorzystano je w słynnej amerykańskiej reklamie antynarkotykowej z lat 80-tych. To był prosty eksperyment: w klatce z dwoma poidłami zamknięto szczura. W jednym była zwyczajna woda, zaś w drugim woda zmieszana z heroiną lub kokainą. Zwierzę prawie zawsze preferowało narkotykowy koktajl, co prawie zawsze kończyło się jego śmiercią. Wniosek był jednoznaczny: mamy do czynienia z uzależnieniem.

Ale w latach 70-tych profesor Alexander powiedział: „Hola, chwileczkę. Pozostawiamy szczura w pustej klatce. Nie ma innego zajęcia oprócz picia narkotykowego drinka. Wprowadźmy pewne zmiany.” Badacz zbudował więc „Szczurzy park.” Był to prawdziwy szczurzy raj: urozmaicone menu, liczne grono przyjaciół, mnóstwo interesujących zajęć, stymulujące środowisko. Zainstalowano oczywiście dwa poidła: z wodą normalną i ‚wzbogaconą’ narkotykiem. Zdarzyła się rzecz fascynująca: rezydenci „Szczurzego parku” sporadycznie zaspokajali swoje pragnienie narkotykowym napojem. Nie doszło do przedawkowania. Nie pojawiły się żadne oznaki uzależnienia lub kompulsji.

Okazało się, że teorie uzależnienia głoszone przez prawicę (masz moralny defekt, jesteś hedonistą, ostro imprezujesz, folgujesz sobie) i lewicę (twój mózg zostaje uprowadzony, przejęty) są błędne.

Sprawcą nie jest ani twoja moralność, ani twój mózg, tylko twoja klatka. Uzależnienie jest po prostu przystosowaniem do środowiska.

Stworzyliśmy społeczeństwo, w którym nieprzebrana rzesza współziomków konfrontuje się z bezbarwną teraźniejszością. Hiper-materialistyczne, hiper-indywidualistyczne społeczeństwo sprawia, że czujemy się jak szczury w pierwszej klatce. Jesteśmy odcięci od źródła. Ewolucja człowieka nie przygotowała nas do życia w charakterze idealnego obywatela hiper-konsumpcyjnego państwa.”

Tłumaczenie: exignorant
Źródło: https://exignorant.wordpress.com/2015/02/26/winna-jest-klatka/

Illuminaci w kilku przypadkach mają gorzką rację, niestety!

Illuminaci w kilku przypadkach mają gorzką rację, niestety!

depopulacjaZdaję sobie sprawę, że za ten felieton mi się oberwie.. Ale musiałem to napisać. Ludzkość nie dorosła jeszcze do stwierdzenia, że illuminaci w kilku istotnych kwestiach mają rację. Ba, ludzkość nie dorosła nawet do etapu pierwszego, czyli ślepej walki przeciwko ich założeniom. Dalej myślą oni, że wybory i politycy cokolwiek zmieniają, a potężnym USA z arsenałem nuklearnym i kosmicznym, rządzi jakiś murzynek bambo. Przykład? Liczba ludności na świecie. Przekroczyła ona wartość krytyczną dla planety o tej wielkości. Obecna ilość ludności i jej nieposkromiony, egotyczny apetyt na więcej i więcej (kapitalizm), jest absolutnie nie do udźwignięcia dla ziemskich ekosystemów.

Obecnie trwa kolejne wielkie wymieranie gatunków, tym razem antropocentryczne. W wielu miejscach giną miliardy zwierząt na raz (np morskich, ptaków) i pytania zaczynają zadawać nawet „czynniki oficjalne”. Wiem, że religia wielu z Was, Czytelników, mówi co innego. „Idźcie i zaludniajcie Ziemię, tę Ziemię”. Z tym, że jeśli przyrost naturalny nie zostanie zastopowany – grozi nam całkowita zagłada biologiczna, zapaść wszystkich ekosystemów. Niestety, nie mamy planety „B”, którą można by kolonizować, na której można by produkować żywność, sprzedawać ten cały plastikowy korporacyjny szmelc i generować na niej wzrost PKB (czyli chory fetysz kapitalistów). Nie mamy drugiej planety, która by udźwignęła żarłoczność i niepohamowanie ludzkiego ego.

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Chiny – 6 miliardów ludzi, Indie – 5 miliardów, kraje arabskie – 4 miliardy, Afryka – 2 miliardy. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, to nie wyprodukujemy tyle żywności, by ich wszystkich wyżywić. Ekosystemy już teraz nie dają rady. I mitem jest twierdzenie ekologicznie zakręconych, że winna jest żarłoczność i niepohamowana konsumpcja ludzi z Zachodu. Wiecie dlaczego? Bo gdybyśmy tylko nakarmili ludzi trzeciego świata, ubrali ich, dali im edukację – to natychmiast zachcieliby tego, co my. Czyli: stosów gadżetów, samochodów, ubrań, i innych kawałków plastiku, żelaza i betonu, z których ludność Zachodu uczyniła sobie bożka.

Ma to jednak drugą stronę. Tam, gdzie jest dobrobyt, edukacja i trochę większa świadomość społeczna – tam rodzi się mniej dzieci. Ludzie w takich krajach jakby pojęli, że rozmnażanie się to nie wszystko. Za to w krajach biednych ludzie na potęgę płodzą dzieci i na potęgę chleją alkohol. Bo te dwie rzeczy, dwa przekleństwa tej planety – seks i alkohol – są bardzo tanie. Seks jest w teorii, za darmo (kumaci faceci wiedzą że jednak nie do końca za darmo..). Alkohol to kwestia jakichś niekoniecznie świeżych owoców, których w biednych krajach jest dużo wszędzie, drożdży, wody i szklanego baniaka który to pomieści.

Tak, jest to w pewnym sensie zbrodnicze działanie. Z tym, że ma to też drugą stronę. Co by było, gdyby Chiny nie wprowadziły programu kontroli populacji, i dziś byłoby ich nie 1,5 miliarda, ale 8 miliardów? Czy wiesz jak bardzo okrutni potrafią być wygłodniali żołnierze, pędzący przed siebie na froncie, w poszukiwaniu jakiegokolwiek żarcia? Czy wiesz do czego jest zdolny człowiek w stanie głodu? Polecam oglądanie reportaży o Hołodomorze na Ukrainie, Białorusi i w zachodniej / południowej Rosji (był on nie tylko na Ukrainie bowiem), czy o Korei Północnej.

Pamiętajmy też, że illuminaci myślą o planecie jako o całości i nie kierują się kategoriami dobra i zła. Z drugiej strony – chcą osiągnąć swój cel za wszelką cenę, nie patrząc na konsekwencje ludzkie tego, co robią. Nowy Porządek Świata – inaczej globalizacja i otworzenie rodzaju ludzkiego na kontakty i wymianę z cywilizacjami pozaziemskimi – zostanie wprowadzony tak czy owak. Ba, on musi zostać wprowadzony ze względu na przemiany, jakie przechodzi zarówno nasza planeta, jak i wszechświat. Nie mamy innego wyjścia.

Z tym, że warto pamiętać o kilku sprawach. Nie musimy się godzić na zażywanie trucizn. Medycyna naturalna, zdrowe żywienie, wiedza ezoteryczna, gnostycka, tajemna – to wszystko jest dostępne wszędzie. Wystarczy tylko chcieć poszukać tej wiedzy np w internecie. Nie musisz już jechać tygodniami konną bryczką do Tybetu albo na szabat czarownic do Krakowa, by studiować ukrywaną wiedzę. Teraz masz ją w zasięgu kilku, kilkunastu sekund w swoim komputerze w domu. To samo dotyczy medycyny naturalnej, żywienia, itp.

Kwestią otwartą jest też to, w jaki sposób będą przeprowadzane te globalne zmiany, i o to toczy się walka ludzi światłości (którzy są także wśród illuminatów) z tymi ciemnymi, którzy zaprzedali swoje dusze wiadomo komu. Nie o zastopowanie tych zmian, ale o ich koszt ludzki i sposób ich przeprowadzania chodzi. Czy zmiany te będą przeprowadzane w taki bezduszny sposób, przy udziale tych ciemnych, jak to ma miejsce teraz, czy może zostanie zaproponowane inne rozwiązanie?

Nie wszystkich da się uratować z tego „globalnego testu inteligencji”, którego ostatecznym rezultatem jest dalsze przeżycie lub przedwczesna śmierć. Zresztą, wielu z tych o których mowa, to ludzie umarli już za życia.

„Przepowiednia” filmowa wiadomo kogo, z licznymi motywami gnostyckimi i ezoterycznymi. Trzeba obejrzeć ten klip kilka, kilkanaście razy by je wszystkie wyłapać. Właśnie dziś, 19 lutego 2015 weszliśmy w ten okres (rok kozy – jak z tytułu poniższego filmu):

Autor artykułu: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.

 

Upadek globalnych ekosystemów trwa. Liczba masowych pomorów zwierząt rośnie – giną miliardy i rodzą pytania

Upadek globalnych ekosystemów trwa. Liczba masowych pomorów zwierząt rośnie – giną miliardy i rodzą pytania

upadek-cywilizacjiCzytelnik mojej strony napisał:

W tym systemie za uczciwość nic nie ma, w tym systemie z uczciwości i prawdy się szydzi i śmieje, traktuje się ja jako niedojrzałość. Ale to nie wszystko, w tym systemie należy też, będąc psychopatą udawać, że wszystko jest świetnie. Ten świat jest już od dawna skończony, ale brakuje kropki nad „i” w postaci globalnej katastrofy.

Kiedyś rozmawiałem z koleżanką na temat sytuacji na świecie. Popełniłem wtedy ten błąd, że uważałem, iż muszę koniecznie ją uświadomić co do prawdy. Ona w pewnym momencie powiedziała, że wie, że cywilizację czeka za ileś tam lat upadek, ale ją to nic nie obchodzi, bo ona żyje teraz i chce się wyszaleć.

Mało uświadomiony człowiek mylnie zakłada, że kolaps cywilizacyjny, czyli globalny upadek systemowy, nastąpi za 100 czy za 1000 lat. W domyśle przesłanie tego typu myślenia jest proste: „mnie już dawno nie będzie na świecie, więc wolę się zająć tym na co mam wpływ – czyli plotkami, oglądaniem seriali, imprezowaniem i spaniem z kim popadnie„.

A co, jeśli stadium straszliwej niewydolności i powolnego upadku globalnych systemów – ekonomicznych, ekologicznych, politycznych, moralnych, religijnych i innych – właśnie trwa? A co, jeśli te wszystkie wydarzenia rozpoczęły się już dawno temu i właśnie wkraczamy w decydującą ich fazę? Obecnie globalne systemy, które sprawdzały się w poprzednich wiekach, są coraz bardziej niewydolne, a to wszystko toczy się już tylko siłą bezwładu i rozpędu. To znaczy, że każdy już wie, że państwa czekają masowe bankructwa a ekosystemy są w fazie postępującego wymierania. Ale nikt z tym nic nie robi, alternatyw nie ma.

Polecam tłumaczenie artykułu na ten temat, w wykonaniu tłumacza podpisującego się pseudonimem Ex ignorant.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

____________________________________________________________

Badanie: Rośnie liczba masowych zgonów zwierząt

Cytuję: „Nie mówimy tu o kilkunastu rybach „zaśmiecających” lokalną plażę. Masowe zgony są pojedynczymi zdarzeniami, które jednorazowo zabijają co najmniej miliard osobników, likwidują ponad 90 procent populacji lub niszczą 700 milionów ton zwierząt – równowartość masy około 1.900 gmachów wielkości Empire State Building.

Według najnowszych ustaleń są one coraz częstsze.

Badanie opublikowane w styczniu 2014 przez Proceedings of National Academy of Sciences jest pierwszym, które sprawdza, czy liczba zbiorowych zgonów rośnie wraz z upływem czasu.

Naukowcy przeanalizowali historyczne zapisy 727 zdarzeń nagłego pomoru od 1940 do 2012 roku i okazało się, że stały się one bardziej powszechne wśród ptaków, morskich bezkręgowców i ryb. Ich liczba nie uległa zmianie w przypadku ssaków, natomiast u płazów i gadów odnotowała spadek.

Choroby, zaburzenia wywołane przez człowieka oraz biotoksyny – jak chociażby spowodowane przez glony czerwone przypływy, które pojawiają się regularnie wzdłuż amerykańskich wybrzeży – to główni winowajcy.

Wielkie pomory mogą trwale zmienić łańcuchy pokarmowe. Zagrażają też m.in. rolniczej działalności człowieka poprzez zakłócenie pracy zapylaczy, takich jak pszczoły.

„Tego rodzaju wypadki są w stanie przekształcić ekologiczne i ewolucyjne trajektorie życia na Ziemi,” napisali autorzy pracy badawczej.

Nie jest jasne, co odpowiada za zwiększającą się częstotliwość występowania chorób i czerwonych przypływów. Prawdopodobnymi przyczynami są zmiana klimatu i degradacja środowiska naturalnego.

Badacze nie wiedzą również, dlaczego istnieje różnica tempa masowych zgonów między grupami zwierząt. Część z nich mogła umknąć uwadze naukowców, co stworzyło wrażenie stałej ich redukcji wśród płazów i gadów.

Jest za to oczywiste, iż brak skoordynowanego zainteresowania uczonych stanowi poważny problem, stwierdzają autorzy badania. „Obecnie większość zbiorowych zgonów prezentowana jest na łamach gazet,” dodają.

Musi nastąpić poprawa monitorowania tych zdarzeń, ponieważ jest to jedyny sposób poznania rzeczywistej skali opresji, w jakiej znalazło się ziemskie życie.

Załamanie populacji europejskich ptaków

Naukowcy oszacowali poziom spadku populacji ptaków w oparciu o dane z 25 krajów dotyczące 144 gatunków.

Europa ma około 421 milionów mniej ptaków niż trzy dekady temu, a obecny sposób eksploatacji środowiska naturalnego nie pozwoli przetrwać wielu pospolitym gatunkom, stwierdzili autorzy analizy opublikowanej w wydawnictwie Ecology Letters (listopad 2014).

Katastrofalna redukcja liczebności spowodowana jest przez nowoczesne metody rolnicze oraz utratę i uszkodzenie siedlisk [wskutek ekspansji przemysłu, miast, sieci drogowej i energetycznej].

„Jest to ostrzeżenie od ptaków w całej Europie,” powiedział Richard Gregory z Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Analiza wykazała, że w przypadku najbardziej pospolitych gatunków – szarych kuropatw, skowronków, wróbli i szpaków – populacje zmniejszyły się o około 90 procent.

Jest to niepokojący trend, ponieważ „mamy do czynienia z grupą przynoszącą ludziom największe korzyści,” powiedział badacz Uniwersytetu Exeter [i przedstawiciel gatunku uważającego się za miarę wszystkiego], Richard Inger. „Znacząca utrata ptaków może być bardzo szkodliwa dla ludzkiego społeczeństwa,” dodał.”

Opracował / źródło polskie: exignorant
Źródło: Liczba masowych pomorów zwierząt rośnie – giną miliardy i rodzą pytania

CZY PRZEZ WATYKAN UPADŁO POWSTANIE STYCZNIOWE!?

Tajemnice Watykanu: Powstanie Styczniowe i jego upadek

Na swojej stronie parę razy rozprawiałem się z mitem, iż kościół rzymskokatolicki od zawsze wspierał polskość i naszą słowiańską naturę, zaś Polska zasłużyła sobie miana „przedmurza chrześcijaństwa”.

Otóż nie, twierdzę, że jest zgoła inaczej. Chrześcijaństwo to obca nam, xydowska wiara, narzucona nam krwią, ogniem i żelazem. Pamiętajmy, że jeszcze na krótko przed rozbiorami Polski, duże obszary I Rzeczypospolitej były pogańskie.

Zaś na całym obszarze kraju kultywowano, okazjonalnie, pogańskie zwyczaje, np Noc Świętojańską. Największy rozwój kościoła to wbrew pozorom wiek 19 i jego rezultaty – okrutny wiek 20. To właśnie w wieku XX dało sobie znać przymusowe, obligatoryjne pranie mózgu miliardom ludzi rzekomą winą za śmierć Chrystusa:
-„moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina
-„panie, nie jestem godzien, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja

Takie programowanie umysłów całych narodów wygenerowało ludzi takich jak Hitler, Stalin, Mussolini.

Wracając do meritum: zwolennicy prawicowych partii politycznych prawie zawsze utożsamiają bycie Polakiem z byciem katolikiem. Dlaczego robią to, wbrew faktom historycznym?

Kilka rzeczy, które zarzucam religiom jahwistycznym (judaizm, chrześcijaństwo, islam):
-oddzielenie ludzkości od prawdy, że reinkarnacje istnieją, i jednoczesne straszenie wiecznymi mękami po śmierci. Dało to możliwość wpływu na psychikę i.. portfele wiernych.
-obwołanie dosłownie wszystkiego, co człowiek musi czynić (seks, śmiałość, zabawa, relacje, bogacenie się, zdobywanie wiedzy i doświadczeń) grzechem. I później wmawianie winy za ten grzech.
-pranie mózgów dzieciom.
-nawracanie na siłę, piętnowanie ludzi o innych poglądach.
-dwulicowość i hipokryzja podniesione wręcz do rangi świętości i cnoty.

-przyp. Jarek Kefir. Teraz zapraszam do przeczytania tekstu właściwego:


Watykan a Powstanie Styczniowe

Cytuję: „Powstanie styczniowe wybuchło w okresie, gdy we Włoszech historyczny proces obalania feudalizmu i jednoczenia kraju bezpośrednio zagroził państwu kościelnemu, a w związku z tym i świeckiej władzy papieża. Już rewolucja 1848 r. wypędziła Piusa IX z Rzymu, do którego zdołał powrócić dopiero po zwycięstwie reakcji. Wojna z Austrią w 1859 r., a następnie narodowa walka wyzwoleńcza w roku 1860 kierowana przez Garibaldiego, wykorzystana w końcu przez rząd piemoncki, doprowadziły do powstania królestwa włoskiego, do którego przeszła również znaczna część dotychczasowych posiadłości papieskich. Rzymu strzegła przed Włochami załoga francuska. Stolicą nowego państwa włoskiego był tymczasowo Turyn, lecz cały naród jednogłośnie domagał się Rzymu, jako odwiecznej stolicy Italii. Proces jednoczenia kraju był koniecznością dziejową, był z jednej strony przejawem przezwyciężania feudalnego zastoju i ciemnoty, a z drugiej bodźcem do dalszego postępu gospodarczo-społecznego Włoch. Zjednoczenie państwowe kraju przynosiło Włochom konstytucję i swobody burżuazyjne, wolność zgromadzeń, rozwój oświaty i kultury. Społeczny i narodowy aspekt zjednoczenia Włoch ściśle się ze sobą wiązały.

Przeciwko zjednoczeniu Włoch i likwidacji feudalizmu walczyły zaciekle cztery, wypędzone przez burżuazyjną rewolucję ze swych siedzib, dynastie: Neapolu, Toskanii, Modeny i Parmy. Na północy kraju władała jeszcze Austria, zajmując Wenecję i czworobok twierdz, umożliwiający jej ewentualną interwencję w wewnętrzne sprawy włoskie. Najgwałtowniejszy opór stawiała jednak największa konserwatywna siła, jaką było papiestwo, wciąż jeszcze główna podpora feudalizmu.

Maleńkie to państewko było wzorem średniowiecznego ustroju. Na czele jego stał papież-król, Pius IX (Giovanni Maria Mastai-Ferretti), starzec już wówczas siedemdziesięcioletni. O jego „łagodnym i dobrotliwym charakterze” pisano już wiele. Biografowie zgadzają się na ogół, że był to człowiek słaby, łatwo ulegający wpływom, nie biegły w politycznych sprawach. Według charakterystyki pochodzącej rzekomo od jednego z opozycyjnie nastrojonych kardynałów „Pius IX jest lekkomyślny, próżny i żaden. Pochlebcy wygrywają zawsze przy nim i dlatego jest tylu wkoło niego intrygantów. Obecnie jezuici odzyskali od jakiegoś czasu wielką przewagę i wpływ na niego”1.

1 Konfidencjonalne doniesienie Władysława Kulczyckiego z 11 maja 1864 r. o rozmowie z kardynałem d’Andrea. Arch. Czartoryskich, rkps 5747, s. 747-750.

Charakter papieża nie miał jednak wielkiego znaczenia, jeśli chodzi o politykę watykańską. Pius IX występował zazwyczaj dwa razy do roku na konsystorzach z przemową, której tekst był poprzednio ustalony na radzie ministrów, wydrukowany, rozdany kardynałom i rozesłany do biskupów całego świata. Poza tym przemawiał papież na Nowy Rok oraz przy ogłaszaniu dekretów kanonizacyjnych czy beatyfikacyjnych, których przeprowadzanie było jego manią. Te swobodniejsze wystąpienia, jakkolwiek także zazwyczaj uzgadniane z sekretarzem stanu, nosiły wyraźniejsze ślady osobistego charakteru papieża niż uroczyste alokucje.

Kierownikiem polityki rządu papieskiego był sekretarz stanu, kardynał Antonelli, zręczny i zimny dyplomata, który dorobił się podczas swych rządów olbrzymiego majątku. Nie znosił on koło siebie ludzi wybitnych, otaczał się miernotami, zwanymi w tamtejszych kołach „owcami”2. Wśród innych członków papieskiego rządu wymieńmy jeszcze kilku, którzy będą mieli związek ze sprawą polską. A więc: wicesekretarz stanu Berardi, minister wojny (broni) Merode, minister spraw wewnętrznych Pila, minister spraw duchownych Franchi i inni.

Wpływy jezuitów na dworze papieskim były bardzo silne, a stronnictwo to „gotowe by Tyber w rzekę krwi ludzkiej zamienić, byle doczesna władza się utrzymała.

2 Dla jego charakterystyki porównaj: J. Schmidim, Papstgeschichte der neuesten Zeit, t. 2; Papsttum und Päpste gegenüber den modernen Strömungen. Pius IX und Leo XIII (1846-1903), Monachium 1934, s. 46:   „An seiner Seite (Piusa IX) stand als allmächtiger Premierminister, vielfach ilim unsympathisch und ihn überschattend ja fast erdruckend, aber wie ein von ihm untrennbarer und unentbehrlicher Genius in zeitlichen Dingen, der vielumstrittene und vielgehasste Staatssekretär Antonelli, der «mehr Staatsmann als Geistlicher» ein wenig vorbildliches Privatleben führte und nur gefügige Mediocritäten neben sich unter Ausschaltung aller anderen duldete. Dass die Papstpolitik in die schroffen Bahnen des gregorianischen Absolutismus zurücklehnte, ist vielfach sein Anteil aber seine unerschütterliche Festigkeit und einzigartige diplomatische Gewandtheit trugen ihm die allgemeine Bewunderung ein”.

3 Cyt. wyżej doniesienie Kulczyckiego. Arch. Czartoryskich, rkps 5747, s. 747-750.

Gotowe by Austriaków i Moskali przywołać do Rzymu, byle Italię obalić”3. Jezuici mieli swój organ prasowy, bardzo wpływowy „Civiltá Cattolica”. Poza tym wychodziły w Rzymie jeszcze „Giornale di Roma”, a od 1861 r. „Osservatore Romano”. Wszystkie one były pod surową kontrolą rządu. Na utrzymanie tego kosztownego aparatu rządowego łożył cały katolicki świat, np. płacąc tzw. świętopietrze. Dla przykładu możemy podać, że od sierpnia 1863 r. do stycznia 1864 r. do kasy papieskiej wpłynęło z tego tytułu 3 225 780 franków.

Mieszkańcy tego watykańskiego państewka nie posiadali żadnych uprawnień samorządowych ani żadnych praw wyborczych, panowała nietolerancja religijna (istniało getto dla Żydów). Kodeksu karnego nie było, sądownictwo i administracja nie miały oddzielnych kompetencji, szerzyła się samowola policyjna, korupcja i prześladowanie więźniów politycznych. Natomiast prawem azylu cieszyli się uczestnicy bandyckiej partyzantki, którą na południu Włoch organizował zdetronizowany król Neapolu, Franciszek II. Niezwykły ucisk ludności tego państewka pogarszał jeszcze fakt stacjonowania na jego terenie wojsk francuskich, które broniły istnienia tego tworu, skazanego przez sam rozwój historyczny na zagładę. Dlatego też wrzało wewnątrz państwa rzymskiego. Ludność burzyła się i każdej chwili groził wybuch niezadowolenia, który w połączeniu z ogólnonarodowym antyrzymskim naciskiem mógł zlikwidować resztki państwa kościelnego. Nawet apologetyczni historycy papiestwa przyznawali, że uparte przeciwstawianie się postępowym reformom, zwłaszcza po nawrocie Piusa IX, po rewolucji 1848 r., do reakcyjnej i absolutystycznej polityki poprzednika, było najsilniejszą burzącą siłą, która rozsadzała od wewnątrz państwo kościelne i musiała doprowadzić do jego gwałtownego rozwiązania4.

4 J. Schmidlin, cyt. wyd., s. 80.

Spójrzmy jeszcze na ówczesny Rzym oczami Polaka, Pawła Popiela, gorącego zwolennika świeckiej władzy papieża. Oto co pisze on w swoich pamiętnikach o wrażeniach z pobytu w „Wiecznym Mieście” w 1862 r.: …”Słowem, zewnętrzne szczątki całego średniowiecznego ustroju. Jeździł papież po Rzymie ośmioma końmi, w szklanej karecie, z forysiami w perukach, przed nim krucyfer na białym mule. Lud się korzył, a spisek zgrzytał i agitował. Sam słyszałem mówcę ludowego, jak opłakiwał upokorzenie Włoch, a utyskiwał na przewagę duchowieństwa”

Na żadne kompromisy w załatwianiu sprawy rzymskiej papiestwo pójść nie chciało. Na wszelkie propozycje odpowiadało niezmiennie: non possumus. Stawiało to w niezwykle trudnym położeniu rząd włoski. Papież ingerował gwałtownie w wewnętrzne sprawy państwa włoskiego, protestował przeciwko burżuazyjnym reformom, które doprowadziły m. in. do likwidacji części klasztorów i opodatkowania majątków kościelnych we Włoszech; rzucał klątwy, groził karą boską, protestował przed światem. Rząd włoski nie mógł jednakże porzucić sprawy Rzymu, gdyż wówczas zostałaby ona rozwiązana oddolnie przez ruch rewolucyjno-demokratyczny, co z kolei pchnęłoby proces demokratycznych przeobrażeń społecznych dalej, niż to było dogodne dla burżuazji i obszarnictwa włoskiego. Minister Cavour wkrótce przed swą śmiercią (zmarł w czerwcu 1861 r.) doszedł do wstępnego porozumienia w sprawie rzymskiej z cesarzem Napoleonem III. Na mocy tego porozumienia załoga francuska miała być wycofana z Rzymu, a rząd włoski miał wziąć na siebie gwarancję nienaruszalności państwa kościelnego. Podobne rozmowy prowadzili również następcy Cavoura, ministrowie Ricasoli i Ratazzi, ten ostatni w maju 1862.

5 P. Popiel, Pamiętniki (1807-1892), Kraków 1927, s. 155.

Wobec grożącego niebezpieczeństwa papiestwo przystąpiło do kontrakcji. W końcu maja 1862 r. zjechało na kanonizację japońskich męczenników do Rzymu około 300 biskupów z różnych krajów; złożyli oni papieżowi manifestacyjny adres, w którym oświadczali, że utrzymanie świeckiej władzy jest koniecznym warunkiem niepodległości Kościoła. Akt ten podpisali również biskupi polscy: prymas Przyłuski, biskup łucko-żytomierski Borowski i biskup kujawski Marszewski (fakt ten wzmógł w Polsce antypapieskie nastroje, utrzymywano, że przekreślał on możność porozumienia między Piusem IX a narodem polskim. Opinię tę podzielali nawet tacy ludzie, jak Andrzej Zamoyski 6).

Organizuje się w Rzymie różnego rodzaju pielgrzymki i demonstracje dla utwierdzenia państwa kościelnego. Napoleon III nie mógł dojść do porozumienia z papieżem i przekonać go o konieczności kompromisu z rządem włoskim, nawet za cenę ratowania Rzymu.

Tak więc dalszy proces jednoczenia Włoch znowu został zahamowany. Wywarło to wzrost niezadowolenia w masach ludowych, ożywienie działalności Mazziniego i Garibaldiego.

6 Pisze o tym ks. Julian Feliński, brat arcybiskupa warszawskiego, 21 czerwca 1862 r. z Warszawy do ks. Semeneńki.  P. Smolikowski, Do sprawy polskiej w Rzymie od. r. 1861 do r. 1864, Przegląd Polski, 1899, rocz. 34, z. IV, s. 81.

Korzystając z wolności zgromadzeń w nowym państwie włoskim, założono wówczas towarzystwo Societa Emancipatrice, złożone z demokratów różnych uciskanych narodów. Pod jego to prawdopodobnie auspicjami doszło do zbrojnych zamieszek na północy Włoch – na granicy austriackiej, w Brescii i kilku innych miejscowościach. Rząd włoski stłumił te incydenty siłą, co bardziej jeszcze wzburzyło ludność.

Na wieść o tym 6 czerwca 1862 r. Mazzini wydał płomienną odezwę, w której oświadczył, że stronnictwo republikańskie odmawia odtąd poparcia rządowi włoskiemu. „Celem naszym – pisał – jest zjednoczenie Włoch całych, z monarchią, bez monarchii lub nawet wbrew monarchii, i ku temu celowi dążyć nie przestaniemy”. Mazzini zapowiada wskrzeszenie sieci spiskowej, gdyby rząd naruszył prawo wolności stowarzyszeń. Wkrótce potem Garibaldi ruszył z Caprery do Palermo, ostro występując przeciw Napoleonowi III i wzywając do walki. Pierwszego sierpnia 1862 r. Garibaldi ogłosił rozkaz dzienny do ochotników, rzucił po raz pierwszy, hasło: Roma o morte, wezwał do broni uczestników rewolucji 1848 i 49 r. oraz wojny i walki wyzwoleńczej 1859-60 r.  Oświadczył, że pójdzie z orężem na Rzym, bo dyplomacja od dwóch lat oddać go Italii nie umie i nie chce. Rząd włoski był zatrwożony, tym bardziej że drobny oddział jego wojsk w zmowie z garibaldczykami przeszedł granicę państwa kościelnego. Został jednak zbrojnie wyparty przez francuską załogę. Rząd włoski uciekł się wówczas do represji. Societa Emancipatrice została rozwiązana; na Sycylii i południu Włoch, gdzie znajdował się Garibaldi ze swymi ochotnikami, ogłoszono stan oblężenia i skierowano wojska przeciw Garibaldiemu. W potyczce pod Aspromonte 29 sierpnia 1862 r. został on ranny i wzięty do niewoli przez wojska rządu włoskiego7.

Burza została chwilowo zażegnana, lecz by cierpliwości ludu nie wystawiać na próbę, rząd włoski amnestionował Garibaldiego i począł zabiegać o porozumienie z Napoleonem III w sprawie kompromisowego załatwienia sprawy rzymskiej. Napoleon jednakże, licząc się z naciskiem katolickiej opozycji we Francji, wycofał się chwilowo z tych układów. Francuski minister spraw zagranicznych Thouvenel, który poważnie posunął naprzód układy z rządem Wiktora Emanuela, został dymisjonowany w październiku 1862 r., na jego miejsce przyszedł znany z katolickich przekonań Drouyn de Lhuys. Sprawa rzymska została więc znowu odłożona 8, nie przeszkodziło to jednak włoskim demokratom w dążeniach do całkowitego zjednoczenia ich ojczyzny.

7 Opis wydarzeń patrz: B. Zalewski, Rzym jako stolica państwa włoskiego, Kraków 1871, s. 59 i nast.

8 Porównaj  doniesienie  ambasadora  pruskiego  Reussa z Paryża z 13 października 1862 (Die auswärtige Politik Preussens 1858-1871, t. 3, ,s. 39): „Man will einer entschiedenen Solution der römischen Frage ausweichen, weil man eben In Verlegenheit ist, nach welcher Seite hin man sich neigen. soll. Daher wird am status quo festgehalten, die französischen Truppen bleiben in Rom und die ungeduldigen Italiener müssen sich darin fügen, die geträumte Hauptstadt des neuen Königreich nicht in ihre Hände übergehen zu sehen”. Patrz również doniesienie z 27 października 1862 (tamże, s. 61).

Oto w jakiej sytuacji znajdował się Watykan w momencie, gdy zaczęła na nowo odżywać sprawa polska.

Nie była ona jednak w dziejach polityki Watykanu kwestią samodzielną. Mieściła się w zasadzie w ramach stosunków watykańsko-rosyjskich i w tym też aspekcie powinna być omówiona.

*

W stosunkach papiestwa z caratem kilka punktów zasługuje na szczególną uwagę. Pierwszy – to zasadnicza zgodność konserwatywnych poglądów społecznych, zgodność, która czyniła z Rosji ewentualnego sojusznika papiestwa w jego walce przeciwko rewolucji, a nawet liberalizmowi (chociaż w tym ostatnim wypadku zaistniały pewne różnice, bo sytuacja zmusiła carat do wcześniejszego niż papiestwo przejścia na drogę liberalnych reform). Carat był pożądanym przez Watykan sojusznikiem w walce o utrzymanie państwa kościelnego. Punkt drugi – to walka papiestwa o umocnienie pozycji Kościoła katolickiego w Rosji. Podobną walkę, i to z powodzeniem, toczył Pius IX również w krajach zachodnioeuropejskich. Udaje mu się odbudować w tym czasie hierarchię katolicką w Anglii, zniesioną w czasie reformacji; toczy bój o likwidację gallikańskich odrębności liturgicznych we Francji; wzmacnia wpływy w Niemczech; mnoży misje, zakony, stowarzyszenia religijne, zwiększa nawet ilość dogmatów, na przekór rozwijającej się wówczas wspaniale nauce. Rządy burżuazyjne ustępowały na rzecz wojującego Kościoła katolickiego, szukając w nim podpory wobec narastających rewolucyjnych nastrojów. W tym wzajemnym zbliżeniu, wraz ze zwrotem burżuazji ku reakcji winny były iść w parze ustępstwa katolicyzmu na rzecz liberalizmu, lecz przeciw temu gwałtownie bronił się Pius IX.

W Rosji sprawy wyglądały inaczej. Inny był tam Kościół panujący i carat nie szukał podpory w katolicyzmie; chyba że dotyczyło to sprawy polskiej, która stwarzała możliwości zbliżenia i mogła spowodować ustępstwa ze strony caratu na rzecz papiestwa. Ustępstwa, których uzyskanie stało się jednym z celów polityki Watykanu w okresie styczniowego powstania.

Rząd carski ograniczał na swoim terenie swobodę działalności Kościoła katolickiego, podporządkowywał go władzy państwowej, nie pozwalał zbierać świętopietrza ani komunikować się biskupom bezpośrednio z Rzymem. Poza tym już od czasów Aleksandra I nie było w Rosji papieskiego nuncjusza i ta sprawa była przedmiotem szczególnej troski papiestwa. Już na koronację Aleksandra II papież wysłał nadzwyczajnego posła, arcybiskupa Flawiusza Chigi, który przy tej okazji nawiązał rozmowy w sprawie odnowienia nuncjatury w Petersburgu. Zabiegi te ponawiano, lecz bezskutecznie. Nagle w grudniu 1861 r. rząd rosyjski wyraził zgodę na przyjęcie nuncjusza. W demokratycznej prasie Europy porozumienie to spotkało się z niezwykle silną krytyką. W Polsce przyjęto je jako cios.

Jakiż był jednak powód tak nagłej zmiany w dotychczasowym niechętnym stanowisku caratu? Ksiądz Boudou wyjaśnia, że przyczyną była sprawa polska: „bez wybuchu zamieszek w Polsce nigdy taka propozycja nie mogłaby mieć miejsca”9.

9 Ks. A. Boudou, Stolica święta a Rosja. Stosunki dyplomatyczne między nimi w XIX stuleciu, t. II (1848-1883), Kraków 1930, s. 211.

10 Tamże, s. 190-194.

11 Tamże.

Burzliwe manifestacje religijno-patriotyczne mobilizowały najszersze masy ludności polskiej do oporu wobec władz rosyjskich, stawiając je w niezwykle trudnym położeniu. Krwawe represje okazywały się bezskuteczne. Carat starał się wykorzystać wpływ Kościoła katolickiego dla uspokojenia umysłów w Polsce. W tej sprawie zwrócił się ambasador rosyjski w Rzymie do rządu papieskiego. Odbyła się więc w grudniu 1861 r. specjalna narada kilku kardynałów pod przewodnictwem- Piusa IX10. Kardynałowie zgodnie doszli do wniosku, że ruch w Polsce ma charakter polityczny, a religijna jego szata jest raczej środkiem pomagającym narodowi w realizacji jego politycznych celów. Ostro potępili łączenie się części duchowieństwa polskiego z ruchem narodowowyzwoleńczym, a w szczególności fakt zamknięcia kościołów w Warszawie. Zasadnicze pytanie postawił jednak kardynał Antonelli: „Czy nie należy skorzystać z nadarzającej się chwili, by uczynić cośkolwiek dla Kościoła w Polsce?” 11 Postanowiono więc skorzystać z trudności, w jakich znalazł się rząd carski, dla uzyskania ustępstw na rzecz Kościoła. Antonelli rozmawiając z ambasadorem rosyjskim zaznaczył, że jedynym środkiem uspokojenia umysłów w Polsce byłoby zadośćuczynienie skargom na ucisk Kościoła.

Linia postępowania została więc nakreślona, i to w sposób bardzo zręczny. Zadośćuczynienie bowiem naleganiom rządu carskiego i oficjalne potępienie ruchu w Polsce mogłoby doprowadzić do zupełnej kompromitacji papiestwa w narodzie polskim. Świecka polityka Watykanu oraz sprawa świeckiej władzy papieża – nie miały w Polsce wielu zwolenników. Sprawa włoska i sprawa polska były sobie tak bliskie, że trudno było w Polsce o sympatie dla papieża i jego antywłoskiej polityki. Dla szerokich rzesz społeczeństwa polskiego bożyszczem był Garibaldi. Dla liberalnego odłamu burżuazji i obszarnictwa w Polsce wzorem była polityka rządu piemonckiego. Toteż dyrekcja „białych” nie godziła się na finansowanie jakiejkolwiek akcji emigracyjnej na terenie Rzymu, domagała się natomiast agencji w Turynie. (Nieco inne stanowisko zajmowała w tej sprawie czartoryszczyzna, przyjmująca w sprawie rzymskiej ówczesny punkt widzenia rządu francuskiego). Widzieliśmy wyżej, jak niechętnie odniósł się Andrzej Zamoyski do udziału polskich biskupów w adresie na rzecz świeckiej władzy papieża. Nie wygasła również wśród Polaków pamięć o potępieniu powstania listopadowego przez papieża Grzegorza XVI. Patriotyczne manifestacje 1861 roku i demokratyczny ruch wyzwoleńczy wciągały szerokie rzesze społeczeństwa polskiego, a wraz z nimi niższe duchowieństwo. Biskupi nie odważali się występować przeciw temu.

12 Tamże, s. 156.

Tak np. gdy znany nam z podpisania adresu w Rzymie biskup kujawski, ks. Marszewski, wezwał duchowieństwo swej diecezji do zachowania spokoju, spotkał się z ostrą opozycją. Podległe mu duchowieństwo napisało petycję przeciwko polityce biskupa, a we Włocławku urządzono mu „kocią muzykę”. W Łęczycy urządzono zasadzkę, wyłamano drzwi do powozu biskupa, jego samego obrzucono błotem i wśród krzyków i obelg zmuszono woźnicę do trzykrotnego objazdu rynku12. Przed papiestwem urastało jeszcze jedno niebezpieczeństwo: powstanie w Polsce Kościoła narodowego, niezależnego od Rzymu. W Polsce panowało dosyć powszechne przekonanie, że w walce katolickiego narodu przeciwko prawosławnej Rosji papiestwo powinno poprzeć Polaków. Milczenie papieża i niepotępianie przez niego gwałtów rosyjskich w Polsce uważano za porzucenie Polaków, tym też silniejsza była krytyka papieskiej polityki. Natomiast wielkie obszarnictwo polskie, jak czartoryszczyzna czy Leon Rzewuski, zaniepokojone demokratycznym charakterem ruchu narodowowyzwoleńczego, zabiegało usilnie o jakieś przychylne odezwanie się papieża w sprawie polskiej. Stary książę Adam Czartoryski w maju 1861 r. wystosował do Piusa IX list, w którym wyjaśniał, że słowo papieża miałoby ogromne znaczenie dla powstrzymania narodu polskiego od wystąpienia na drogę zbrojnej rewolucji, byłoby decydującym ciosem wymierzonym przeciwko partii rewolucyjnej13.

Przybyłym w końcu tegoż roku do Rzymu wysłańcom czartoryszczyzny Pius IX odpowiedział, że ruch w Polsce nie jest „czysty”, że wmieszali się do niego demokraci14. Antonelli skarcił natomiast surowo śpiewy w kościołach, obrażające rząd rosyjski. „Domagać się wolności ojczyzny, gdy ta ojczyzna jest pod panowaniem obcego rządu, znaczy w gruncie rzeczy domagać się obalenia tego rządu i żadna władza tego nie zniesie”15. Papiestwo, według słów Antonellego, nie może popierać w Polsce tego, co potępia we Włoszech: „Kościół nie może pod pretekstem, że pewien naród jest katolicki i że jest on pod panowaniem rządu schizmatyckiego czy niewiernego, popierać rewolucji przeciwko rządowi. Trzeba by bowiem wówczas, aby 6 milionów katolików, którzy są, jak się zdaje, w Prusach, wywołało rewolucję przeciwko temu mocarstwu, aby inni katolicy powstali przeciw Anglii, a inni wywołali rozruchy przeciw Turcji”16. Ruch narodowowyzwoleńczy był więc potępiany, jako sprzeczny z nauką Kościoła o posłuszeństwie wobec zwierzchniej władzy. Papiestwo znalazło się więc między młotem a kowadłem: carat domagał się potępienia Polaków, Polacy domagali się potępienia Rosji. Spełnienie żądań rządu carskiego groziło oderwaniem się Polski od papiestwa, spełnienie żądań Polaków – utratą przez papiestwo caratu jako sojusznika w walce o utrzymanie świeckiej władzy. Antonelli znalazł zręczne wyjście z sytuacji przez postawienie sprawy uprawnień Kościoła katolickiego w Rosji, których brak miał rzekomo doprowadzić do „smutnych” zamieszek w Polsce. Takie postawienie sprawy pozwoliło papieżowi krytycznie ocenić obie strony jednocześnie i od obu wymagać zmiany stanowiska.

13 Arch. Czartoryskich, rkps 5699, ,s. 69.

14 Arch. Czartoryskich, rkps 5745 od s. 5. – Obszerne sprawozdanie Henryka Lasserre z audiencji u Piusa IX i Antonellego.

15 Tamże.

16 Tamże, s. 97.

Dla odparcia zarzutów o zaniedbaniu Kościoła w Polsce papież wystosował w czerwcu 1861 roku list do arcybiskupa warszawskiego, Fijałkowskiego. Wyliczył w nim szczegółowo wszelkie zabiegi swoje o prawa dla katolików w Polsce, a jednocześnie wyraził swoje zaniepokojenie wypadkami w Warszawie: „Skorośmy z wielką sercu naszemu boleścią się dowiedzieli o okropnych wypadkach, które w tym mieście Warszawie i innych stronach Królestwa Polskiego w ostatnich czasach się wydarzyły, wznieśliśmy oczy nasze do Pana, modląc się i błagając, ażeby lud swój od dalszych nieszczęść uwolnił, a szczególnie wyrwał z niebezpieczeństwa, w jakie jego wiara i religia przez niegodziwe i podstępne niektórych wyrodnych synów zabiegi popaść by mogła. Nie fajno nam bowiem było, jak ludzie skłonni do zamieszek publicznych i zdania przewrotne rozsiewający od niejakiego czasu postanowili Polskę także wprowadzić na drogę błędu”17. List ten, wysłany drogą tajną do Polski, wydrukowany został dopiero w listopadzie, a więc w momencie niezwykłego napięcia, po zamknięciu kościołów w Warszawie. W Rzymie uznano jego ukazanie się w druku w tym czasie za rzecz opatrznościową, zwalniającą papieża od zabrania głosu, a jednocześnie chroniącą go od zarzutu milczenia i obojętności.

17 Tygodnik Katolicki, Grodzisk, nr 46, 15.XI.1861.

20 lutego 1862 r. Pius IX wystosował drogą tajną do nowego arcybiskupa warszawskiego, Felińskiego, list, w którym raz jeszcze precyzuje politykę Kościoła w ówczesnej sytuacji w Polsce. Z jednej strony upominał go, aby nie dał zwodzić swych wiernych „wyznawcom przewrotnych dogmatów”, z drugiej zaś zalecał starać się o zupełną wolność dla biskupów w Polsce. Wyrażał nadzieję, że wszelkie przeszkody dla ustanowienia nuncjatury w Petersburgu zostaną usunięte. List ten wysłany był z pominięciem drogi oficjalnej, lecz z pewnością nie dlatego, aby papież chciał go utrzymać w tajemnicy. Nie chciano w Rzymie brać na siebie ryzyka oficjalnego ogłoszenia tego listu, który musiał oburzyć władze rosyjskie. Za kulisy tego manewru pozwala nam wejrzeć skierowany do arcybiskupa ściśle konfidencjonalny list ks. Semeneńki, zmartwychwstańca, z Rzymu dnia 25 marca 1862 r.: „Teraz co do dalszego postępowania najważniejszą i konieczną jest rzeczą, aby ten list był publikowany.  Stąd publikacja wyjść nie może dla wszelkich względów, i nie powinna pod żadnym względem. Trzeba, żeby wyszła z twej strony, najzacniejszy nasz Pasterzu. Główny powód, na którym opiera się ta konieczność, jest ten, że przez ogłoszenie tego listu łączy się raz na zawsze naród polski ze Stolicą Apostolską. Nastąpi przez to przymierze – że tak powiem – nierozerwalne, a w skutku tego wszystkie złe żywioły u nas odbiorą cios śmiertelny… Drugi powód, odwrotna strona pierwszego, że przez to ogłoszenie Stolica Apostolska zabierze wobec schizmy godne siebie stanowisko i moc na przyszłość, i usprawiedliwienie przed światem całym swego postępowania: triumf Stolicy Apostolskiej i podstawa dalszych. Dodam, że to będzie jakoby brama triumfalna, przez którą nuncjatura papieska po tylu latach na nowo do nas wejdzie”18. Motywy polityczne wyłożone jasno. . Arcybiskup list ogłosił, co oczywiście wywołało protest rządu rosyjskiego.

Jednocześnie papiestwo przedsięwzięło nieoficjalną, poufną, niemniej jednak stanowczą akcję przeciwko zamknięciu kościołów, udziałowi duchowieństwa w ruchu narodowowyzwoleńczym i manifestacjom w kościołach. Było to przeprowadzone w sposób polecony przez księdza Łubieńskiego (późniejszego biskupa sejnejskiego), który pisał w memoriale z jesieni 1861 r. skierowanym do Rzymu: „zarządzenie co do ich otwarcia (kościołów) winno być przeprowadzone nadzwyczaj ostrożnie… wobec niebezpieczeństwa daleko groźniejszego, a mianowicie: możliwości oderwania się większej części narodu od Kościoła i pójścia za podszeptem instynktów nacjonalistycznych, antykatolickich, w kierunku niejasnej a mistycznej religijności, stawiającej sobie jako dogmat jakiś bliżej nie określony ideał postępu.

Te same okoliczności mogą uniemożebnić natychmiastową interwencję Stolicy Apostolskiej w danej chwili, gdyż moim zdaniem Stolica Apostolska nie może w najmniejszej mierze mieć zerwaną łączność z narodem, a więc ta trudność winna być usunięta za pomocą środków miejscowych”10. Papież wyraził tedy poufnie duchowieństwu swe niezadowolenie z zamknięcia kościołów (również księciu Konstantemu Czartoryskiemu na audiencji) i sprawę ich otwarcia uznał za pierwszą, którą miał wykonać nowy arcybiskup warszawski, Zygmunt Feliński. Gorącą akcję przeciwko politycznym manifestacjom prowadził blisko związany z dworem papieskim polski emigracyjny zakon księży zmartwychwstańców, który miał na celu m. in. łagodzenie niechęci w Polsce ku papieżowi i krzewienie ultramontanizmu. Zmartwychwstańcy potępili ostro śpiewy patriotyczne w kościele, zwłaszcza pieśń Z dymem pożarów, którą uważali za „modlitwę z zaciśniętymi zębami i wyciągniętymi pięściami ku niebu”. Polecają oni użyć wszelkich środków, aby „Honoratkę” z kościołów wypędzić20.

18 P. Smolikowski, cyt. wyd., Przegląd Polski, 1899, rocz. 34, z. l, s. 501.

19 A. Boudou, cyt. wyd., s. 186-187.

20 List ks. Kajsiewicza do Kalinki z 18 czerwca 1861. Arch. Czartoryskich, rkps 5699, s. 90.

Na wiadomość, że 180 księży polskich z różnych diecezji poddało się władzy tajnego Centralnego Komitetu Narodowego, ks. Kajsiewicz zasięgnął w Rzymie rady prałatów zajmujących się sprawami Kościoła polskiego. Ci po namyśle odpowiedzieli: „Róbcie, co możecie, prywatnie, aby taki ruch w społeczeństwie zatrzymać, bo dosyć, by jeden biskup polski zażądał rady w Rzymie, a Ojciec św. będzie musiał takie postępowanie duchowieństwa naganić, a sami wiecie i mówicie, i my to pojmujemy, jak by przy dzisiejszym wzburzeniu umysłów niebezpiecznym było najłagodniejsze ostrzeżenie przychodzące od Stolicy Apostolskiej”21.

Wówczas to napisał ks. Kajsiewicz swój słynny list otwarty Do braci księży grzesznie spiskujących i do braci szlachty niemądrze umiarkowanej – wydrukowany w prasie polskiej w dzień wybuchu styczniowego powstania. List ten wywołał niesłychane oburzenie w społeczeństwie polskim. Jedynie ultramontanie polscy oceniali go jako zjawisko pozytywne. Brat arcybiskupa, ksiądz zmartwychwstaniec Julian Feliński, pisał 20 lutego 1863 r. z Warszawy, że list ten zbawienny skutek wywrze na przyszłość. Udowodnił on, „że katolicyzm z rewolucją zbratać się nie mogą i że wiara ma dość siły do potępienia rewolucji. Gdyby nikt się u nas z księży przeciw Komitetowi (centralnemu – I. K.) nie odezwał, Moskale łatwo by wnieść mogli, że katolicyzm jest podżegaczem rewolucji, zwłaszcza że taka masa księży do Komitetu się przyłączyła. Byłaby to przy tym hańba dla naszego Kościoła, że tak nisko upadł. Dziś, dzięki odezwom księży w Poznańskiem i w Warszawie, Kościół polski zrzucił z siebie solidarność z rewolucją. Rząd przekonał się, iż tylko rozprzężenie dyscypliny kościelnej wywołało ruch rewolucyjny pomiędzy księżmi, i dlatego gotów jest teraz sprawę Kościoła popierać”22.

Niezwykłe zaostrzenie się we Włoszech kwestii Rzymu w połowie 1862 r., o czym była mowa poprzednio, odsunęło sprawę polską w cień. Wraca ona dopiero do polityki watykańskiej po wybuchu styczniowego powstania.

Wybuch powstania został zdecydowanie potępiony przez polskie obszarnictwo i burżuazję, zarówno dyrekcję „białych”, jak i czartoryszczyznę oraz przez katolicką hierarchię kościelną. Ułatwiało to współpracę arcybiskupa z władzami rosyjskimi, o czym z dużym zadowoleniem donosił do Rzymu 20 lutego 1863 r. ksiądz Julian Feliński: „Charakter osobisty W. Księcia (Konstantego – I. K.) bardzo jest sympatyczny. Zdaje się też, że arcybiskup bardzo wpłynął na zmodyfikowanie jego wyobrażeń religijnych. Widzi, do czego prowadzi liberalizm poza Kościołem, a jak wielka jest z drugiej strony siła zachowawcza Kościoła. Toteż dziś interesa kościelne żadnego oporu nie spotykają ze strony rządu. Arcybiskup otrzymał już pozwolenie jechania do Rzymu dla zawarcia konkordatu i tylko chodzi o zebranie materiałów…

21 B. Zalewski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz 1812-1873, Poznań 1878, s. 224,

22 P. Smolikowski, cyt. wyd.. Przegląd Polski 1990 rocz. 35, z. IV, s. 75-76

Dziś już, jeśli nie de iure, to przynajmniej de facto interesa kościelne z wielką łatwością się prowadzą”23. Papież również potępił wybuch powstania, nazywając je na audiencji 28 stycznia 1863 r., udzielonej wysłannikowi Czartoryskich, szaleństwem (une folie), zarzucając mu mazzinizm, rewolucyjność i prowokowanie Prus. Wiadomość o jego wybuchu określił jako smutną nowinę24. W rozmowie z wysłannikiem rządu pruskiego, Willisenem, który zabiegał o to, aby papiestwo powstrzymało prymasa polskiego, Przyłuskiego, od popierania polskich dążeń narodowych – Antonelli określił swój stosunek do powstania. Stwierdził on, że już przed trzema laty miał dokładne wiadomości o przygotowaniach do tego, co się dziś w Polsce dzieje. Mówił o tym rosyjskiemu ambasadorowi w Rzymie, lecz nie był wysłuchany. Zaznaczył również, że w Polsce oprócz tendencji do wyzwolenia się od zaborów istnieje także dążność do usamodzielnienia Kościoła polskiego i oderwania go od supremacji Rzymu. Zatem Stolica Apostolska i rząd pruski mają do zwalczania wspólnego wroga, ich interesy zbiegają się, są nawet identyczne. Dlatego też oba rządy muszą działać ostrożnie. Jednakże Antonelli obiecał zająć się tą sprawą i znaleźć sposób, aby wpływać na arcybiskupa25.

Chcąc zdjąć z siebie odpowiedzialność za patriotyczną postawę części duchowieństwa polskiego, papiestwo na początku marca zawiadamia carat za pośrednictwem rządu francuskiego, że papież nie może odpowiadać za stan polityczny kleru w Polsce, ponieważ nie ma w Rosji nuncjusza26. W tym sformułowaniu znajdujemy jednocześnie znany nam już z poprzednich lat ton szachowania caratu sprawą polską dla uzyskania ustępstw na rzecz Kościoła.

Negatywne stanowisko papiestwa wobec powstania polskiego tłumaczyło się również faktem, że wśród demokratów włoskich wywołało ono gorące sympatie. Objawy tej sympatii żandarmeria papieska odnajdowała również na terenie Rzymu. Polski ruch niepodległościowy ożywiał ruch wyzwoleńczy w państwie kościelnym27.

Powstanie zostało więc potępione przez Watykan. Wkrótce jednak następuje pewna zmiana w polityce papieskiej wobec powstania styczniowego, związana zresztą z międzynarodową sytuacją polityczną, jaka wówczas wytworzyła się w Europie.

23 Tamże, s. 71-72.

24 Raport Ludwika Orpiszewskiego z Rzymu 31 stycznia 1863. Arch. Czartoryskich, rkps 5699, s. 527-528.

25 Die auswärtige Politik Preussens, t. 3, s. 245. – Raport Willisena do Bismarcka z Rzymu z dnia 14 lutego 1863.

26 Depesza Drouyn. de Lhuys z dnia 2 marca 1863 podana w zbiorze: Polska działalność dyplomatyczna…, t. II, s. 3, przyp. 4.

27 K. Morawski, Polacy i sprawa polska w dziejach Italii w latach 1830-1866. Warszawa 1937. s. 190-191.

Przede wszystkim w Polsce powstanie pomimo przeciwdziałania obszarnictwa i burżuazji oraz represji rosyjskich rozszerzyło się gwałtownie i stawało się coraz bardziej masowe. Zagrożone wojną domową polskie klasy posiadające zmuszone były zmienić swą dotychczasową politykę. Przystąpiły do powstania, aby opanować jego kierownictwo, pozbawić je rewolucyjno-demokratycznego charakteru i rewolucyjnych sojuszników w Europie. Wiąże się to z jednoczesnym przesunięciem sił na arenie europejskiej. Oddźwięki powstania polskiego na zachodzie Europy, głównie we Francji, spowodowały obudzenie się demokratycznego ruchu solidarności z Polską; opinia publiczna zmuszała Napoleona do wycofania się z sojuszu z caratem. Jako odpowiedź na dokonane na gruncie sprawy polskiej zbliżenie prusko-rosyjskie zaczyna się kształtować zbliżenie angielsko-francusko-austriackie. Te trzy państwa decydują się na interwencję dyplomatyczną w sprawie polskiej w Petersburgu.

17 kwietnia 1863 r. wręczone zostały rządowi rosyjskiemu pierwsze noty, których podstawowe żądania sprowadzały się w zasadzie do przestrzegania traktatu wiedeńskiego z 1815 r. Dla uczynienia interwencji jeszcze bardziej demonstracyjną, rządy angielski i francuski zaprosiły do poparcia jej i inne kraje, sygnatariuszy traktatu wiedeńskiego: Hiszpanię, Portugalię, Turcję, Danię, Holandię i Szwecję, a również i Włochy. Interwencja opierała się więc na zasadach zdecydowanie wstecznych, na traktacie, który był wynikiem zwycięstwa reakcyjnych sił Europy nie tylko nad Napoleonem I, lecz również nad zasadami francuskiej rewolucji. Powrót do tego traktatu był marzeniem dyplomacji papieskiej. Nic też dziwnego, że Watykan postanowił wykorzystać nową sytuację. Papież włącza się więc do interwencji i 22 kwietnia 1863 r. wysyła list do cara w sprawie polskiej. Apeluje on do wspaniałomyślnego serca cara, do jego sprawiedliwości, o Polakach wyraża się istotnie w sposób wzniosły. Czytamy tam m.in.: „Niechaj, Najjaśniejszy Panie, jęki i boleści narodu tego, które się po całej Europie rozległy i poruszyły serca dotąd dla religii obojętne, dojdą do tronu i wtargną aż do wspaniałomyślnego serca Twojego. Jedno słowo Twoje może przywrócić szlachetnemu narodowi utracony spokój i bezpieczeństwo i zatamować nieustanne źródło zaburzeń i niezgod”. Lecz część pozytywna tego listu, to, co papież proponuje carowi, brzmi następująco: „Niechaj apostolska nasza władza odzyska wpływ swój zbawienny nad katolickimi poddanymi Waszej Cesarskiej Mości, niech powrócą biskupi do wolnego sprawowania władzy swojej według przepisów kanonów świętych; niech duchowieństwo otrzyma należny sobie udział w wychowaniu ludu; niech zakonnicy zależnymi się staną od swych przełożonych jenerałów; niech wiernym wolno będzie wyznawać wiarę, a wtedy przekona się Wasza Cesarska Mość, że głównym powodem ciągłych politycznych rozruchów w Polsce Jest ucisk religii”28.

28 Wydawnictwo materiałów do historii powstania 1863- 1864, Lwów 1888-1894, t. I, s. 48-54.

Jest to więc rozbudowany program uprawnień Kościoła katolickiego w Rosji, które papiestwo zamierza uzyskać przy pomocy sprawy polskiej. W zamian za te przywileje ofiarowuje ono swą pomoc w stłumieniu ruchu narodowowyzwoleńczego w Polsce. Wkrótce potem, w maju 1863 r., Antonelli wysyła do rządu carskiego obszerną notę, protestującą przeciwko zorganizowaniu w Warszawie Komisji Wyznań i Oświecenia Publicznego, jako sprzecznej z prawami Kościoła29.

Fakt włączenia się papiestwa do interwencji mocarstw zaostrzył stosunki Watykanu z caratem. Na domiar pod presją opinii krajowej również arcybiskup warszawski zmienić musiał swe stosunki z władzami rosyjskimi i przejść do opozycji, jak większość obszarnictwa polskiego. Skończyła się więc tak dobrze układająca się współpraca z wielkim księciem Konstantym.

Odpowiedź cara na list papieża nosiła datę 11 (23) maja 1863 r. Tonem przesadnie ugrzecznionym wyrażała ona całkowitą odmowę. Car pisał: „Zdaniem W. Świątobliwości wyłączna przyczyna zamieszek, jakie ogarnęły Polskę w chwili obecnej, leży w tym, że niektóre żądania Kościoła rzymskokatolickiego nie zostały zaspokojone. A jednak ze wszystkich państw Europy, pożar rewolucyjny szerzy się najbardziej w tych właśnie, gdzie Kościół rzymskokatolicki cieszy się pełnią władzy: stąd należy wnioskować, że przyczyny zła kryją się gdzie indziej.

29 Esposizione documentata, cyt. wyd., s. 203 i nast.

Zwróciłem już uwagę Waszej Świątobliwości na naganne postępowanie, a nawet zbrodnie znacznego odłamu duchowieństwa rzymskokatolickiego w Królestwie Polskim. Ów sojusz sług ołtarza z burzycielami ładu społecznego jest jednym z najbardziej oburzających zjawisk naszych czasów. W. Świątobliwości w równym stopniu, jak i mnie, winno leżeć na sercu ich ukrócenie”30.

Odpowiedzi tej nie opublikowano. Wynikiem tego zatargu, toczącego się na tle sprawy polskiej, lecz o prawa Kościoła, było wywiezienie arcybiskupa Felińskiego w głąb Rosji i zerwanie układów w sprawie utworzenia nuncjatury w Petersburgu. Papież uważał w ówczesnej sytuacji za rzecz niemożliwą wysłanie do Petersburga nuncjusza, nawet na takich samych zasadach, na jakich opierała się nuncjatura w Paryżu.

Na wywiezienie arcybiskupa duchowieństwo polskie odpowiedziało ogłoszeniem żałoby kościelnej. Na odpowiedź cara papiestwo zareagowało ściślejszym powiązaniem się z Austrią. Zatarg więc trwał dalej.

W czerwcu trzy mocarstwa: Anglia, Francja i Austria wysyłają drugie interwencyjne noty w sprawie polskiej do Petersburga.   Zarysowujący się sojusz francusko-austriacki napawał papiestwo nadzieją na jakieś korzystne dla niego rozwiązanie sprawy rzymskiej, trwożył natomiast i niepokoił rząd włoski, który też usiłował mu przeszkodzić. Poseł pruski donosił z Turynu 12 czerwca 1863 r.: „Tu obawiają się takich kombinacji, nawet z daleka.

30 A. Boudou, cyt. wyd., s. 261-262.

Ponieważ każda solidarność Francji i Austrii w jakimś wielkim przedsięwzięciu politycznym zagroziłaby nieumknienie dziełu jedności, czy zjednoczeniu Włoch”31. Jako nowy sposób załatwiania sprawy rzymskiej wysuwano, nie określony zresztą bliżej, projekt utworzenia we Włoszech trzech państw: północnego, południowego i środkowego – papieskiego. Rząd papieski zaczyna więc akcję dyplomatyczną za zbliżeniem francusko-austriackim, w ramach której wysłał w lipcu 1863 r. do Wiednia kardynała Reisacha. Misja ta, jak się zdaje, nosiła zewnętrznie charakter interwencji w Austrii na rzecz sprawy polskiej.

Polscy działacze kontrrewolucyjni, dla których interwencja mocarstw zachodnich była pożądanym środkiem przeciwdziałania umasowieniu walki narodowowyzwoleńczej w kraju, dokładali wielu wysiłków, aby podtrzymać akcję papiestwa na rzecz sojuszu austriacko-francuskiego. Usiłowano przekonać Watykan o tożsamości interesów Polski i Kościoła, starano się, wbrew oczywistej prawdzie historycznej, dowieść, że Polska, tak jak i papiestwo, walczy o swoją wolność przeciwko zaborcom, itp. W duchu ultramontańskim wystąpił Konstanty Czartoryski na kongresie katolików belgijskich w Malines, w tym też duchu wręczono papieżowi adresy.

31 Die auswärtige Politik Preussens, cyt. wyd., t. 3, s. 623. Również konfidencjonalnie  doniesienie  Reussa z Paryża 6 .czerwca 1863, tamże, s. 646.

Dopuszczono się nawet nadużycia wręczając 20 sierpnia 1863 roku papieżowi przez sekretariat stanunotę, rzekomo w imieniu tajnego powstańczego Rządu Narodowego, a ułożoną w istocie w Rzymie przez Lubomirskiego i księdza zmartwychwstańca Semeneńkę. W nocie tej autorzy podkreślają jedność interesów Polski i katolicyzmu, proszą o wezwanie całego Kościoła katolickiego do modlitw za Polskę, o interwencję w Austrii na jej rzecz”32.

Że wspomniana nota powstała w kołach bardzo do dworu papieskiego zbliżonych, świadczy choćby prośba o zarządzenie modlitw. Istotnie papiestwo nosiło się wówczas z tym zamiarem, chodziło tu więc zapewne o stworzenie pozorów, że papież ustępuje na prośbę samych Polaków. W sierpniu bowiem trzy mocarstwa: Francja, Anglia i Austria wysłały po raz trzeci (i ostatni) noty interweniujące w sprawie Polskiej do Petersburga. Papiestwo chciało zaznaczyć swoją wobec tego faktu postawę, tym bardziej że nie ośmieliło się w innej formie zareagować na list cara z 23 maja 1863 r. Toteż w końcu sierpnia w zarządzeniu ustanawiającym procesje i modły dziękczynne (Invito Sacro) za ochronienie Rzymu od „rozpasanej” rewolucji umieszczona została wzmianka o Polsce: „Wolą jest Ojca Świętego, aby w tej okoliczności wznoszono umyślnie modły za nieszczęśliwą Polskę, na którą z boleścią patrząc spostrzega, iż się stała widownią mordów i krwi rozlewu.

32 Pełny tekst u Smolikowskiego, cyt. Polski, 1900, rocz. 35, z. IV, s. 83-84.

Naród polski, który był zawsze katolickim narodem, który służył chrześcijaństwu za przedmurze przeciw najazdowi błędu, godzien zaiste, by się zań modlono, ażeby oswobodzony został od klęsk, które go pognębiły, i nie tracąc nigdy charakteru swego wiernym zostawał posłannictwu, które Bóg sam jemu nadał, a które zawisło nie tylko na strzeżeniu, ale na zachowywaniu w czystości i nietykalności, za jednomyślnością wszystkich członków tego narodu, chorągwi wiary katolickiej, wiary ojców swoich”33. Uroczysta ta procesja odbyła się istotnie na początku września.

Reakcja na zarządzenie przez papiestwo modłów za Polskę była bardzo różna. Francuski minister spraw zagranicznych wyraził się z przekąsem, że gdy papież odzywa się w sprawie państwa kościelnego, to głos jego brzmi jak krzyk orła, lecz gdy odzywa się w sprawie polskiej, to grucha jak gołąbek34.

Rząd francuski widziałby zapewne najchętniej bardziej zdecydowaną wypowiedź papieża. Natomiast przedstawiciele Prus i Rosji w Rzymie – zaprotestowali przeciwko zarządzeniu papieża. W angielskiej prasie („The Daily Telegraph”) spotkać można rozważania nad przyczynami postępku papieża.

33 Raport Władysława Kulczyckiego z Rzymu z l września 1863. Jego tłumaczenie z oryginału, Arch. Czartoryskich, rkps 5747, s. 650. Tekst drukowany: Wydawnictwo materiałów do powstania 1863, Lwów 1888, s. 72, oraz Pelczar, Pius IX a Polska, s. 58-59, także Tygodnik Katolicki, 1863. 34 Rozmowa Drouyn de Lhuys z Czartoryskim 30 sierpnia 1863, Arch. Czartoryskich, rkps 5712, -s. 44.

Rzym nie ma bowiem najmniejszej sympatii dla politycznych aspiracji Polaków ani dla ich żądań demokratycznych. Dlatego – pisze prasa angielska – obłudą i kościelną intrygą są modły za wolność poza granicami kraju, gdy się jej nienawidzi u siebie35. Wśród polskich papistów entuzjazm był niezwykły. Wśród demokratów – powątpiewanie w szczerość i ironia. W emigracyjnym demokratycznym czasopiśmie polskim czytamy następujące, nie pozbawione ironii uwagi: „Procesja za Polskę była wspaniała. Wszystko, co świetnego i cudownego Rzym posiada, świadczy o gorących modłach Antonellego i Meroda za pomyślność oręża polskiego. Papież płakał z rozrzewnienia. Ambasador austriacki całym blaskiem swojej godności chciał jeszcze raz pokazać światu, że Austria umie nie tylko naród polski do spółki z Moskwą i Prusakami mordować, ale i modlić się, płakać za niego, jak Teresa w chwili rozbioru Ojczyzny Sobieskiego… A jakaż mogła być przyczyna tak śmiałego postępowania Papieża w sprawie naszej?

35 The Daily Telegraph, 5 września 1863: „The cassocked cabal at Rome… have not the least sympathy with the political aspirations of the Poles; a free press, free speech, national education, and equal justice, «are things in no favour whatever at the Vatican»”. Zarządzenie modłów jest więc: „«a Church intrigue with the cap of liberty upon it, a monk’s gaberdine under the illfitting red shirt». The ecclesiastics who go to pray for liberty abroad, hate and fear it equally at home”.

Jestże ono skutkiem natchnienia, jakie sprawił widok ukrzyżowanego narodu, albo nacisku polityki francuskiej, która nie będąc pewna Londynu i Wiednia, szuka gdzie indziej sprzymierzeńców? Być może, że obłuda moskiewska w kwestii świeckiej władzy papieża niemało się przyczyniła do tej szczęśliwej metamorfozy Watykanu”36.

W dalszym ciągu artykułu czytamy, że prasa francuska interpretuje wystąpienia papieża jako skutek zabiegów agentów polskich, którzy zapewnili go o zachowawczym obliczu powstania polskiego (pod wpływem „białych”) i złożyli zapewnienie zupełnej wolności Kościoła w Polsce w razie zwycięstwa. Autor jest oburzony na postępowanie takich deputacji: „bo powstanie Polski nie jest niczym innym, jak rewolucją przeciwko ciemięstwu, z jakichkolwiek by ono źródeł pochodziło, czy z przemocy zaborców, czy z przesądów kastowych, czy wreszcie z niepolskich tendencji katolicyzmu”37.

*

We wrześniu 1863 r. interwencja trzech mocarstw w sprawie polskiej zakończyła się fiaskiem. Zbliżenie francusko-austriackie utrzymało się co prawda jeszcze czas jakiś, lecz i nad nim zbierały się chmury. Następstwem tego były wahania i niepewność polityki papieskiej, co odbiło się również na stosunku Watykanu do powstania styczniowego.

36 Głos Wolny nr 24, 10 października 1863, s. 98.

37 Tamże.

Już 28 września na audiencji udzielonej Konstantemu Czartoryskiemu, występującemu w roli agenta Rządu Narodowego, papież okazał chłód i zakłopotanie38. Powiedział, że nie opuści Polski, jeśli ona nie zejdzie z drogi nakreślonej przez katolicyzm, a jednocześnie ostro potępił udział duchowieństwa w powstaniu; zalecił, aby Polacy pokładali całą nadzieję w Bogu. Zarówno papież, jak i kardynał Antonelli wyrazili się negatywnie o skuteczności interwencji mocarstw. W październiku na granicy państwa kościelnego zasekwestrowano paczkę nut piosenki francuskiej o Polsce, sprowadzonych przez rzymskiego księgarza39. Natomiast papiestwo bardzo żywo zareagowało na przemówienie Władysława Czartoryskiego, wygłoszone 21 października 1863 r. w Londynie na mityngu demokratycznej „Ligi Narodowej w obronie niepodległości Polski”. Czartoryski zbijał stawiany Rządowi Narodowemu polskiemu zarzut ultramontanizmu, którym, jak mówił, wrogwie Polski chcą wpłynąć na ochłodzenie sympatii Anglii. przywiązanej do wolności religii (ściślej biorąc, tradycyjnie niechętnej papizmowi). Mowę tę uznano w Rzymie za zerwanie polskich tradycji, za zaparcie się katolicyzmu jako panującej wiary w Polsce, za wyrzeczenie się stosunków ze Stolicą Apostolską. W odpowiedzi ukazał się w „0sservatore Romano”40 artykuł La Santa sede e la Polonia.

38 „Sa Sainteté… ne pouvait dissimuler un peu de froideur et d’embarras”. Raport ks. Czartoryskiego z Rzymu z 28 września 1863, Arch. Czartoryskicn, rkps 5745, s. 219.

39 List Br. Zalewskiego z Rzymu z 26 lutego 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5747, s. 672.

40 Nr 245 z 28 października 1863.

Przedrukowano w nim w całości Invito Sacro z 1767 r., w którym papież Klemens XIII nakazał modły dla poparcia konfederacji barskiej.

Wahania i niepewność polityki Rzymu, o których świadczą trzy wyżej wspomniane, wkrótce po sobie następujące fakty, ustępują w końcu roku 1863. Na gruncie sprawy duńskiej (wojna Prus i Austrii o Szlezwik i Holsztyn) zarysowuje się bowiem nowy układ sił międzynarodowych. Zbliżenie austriacko-francuskie zostaje zerwane. Zarysowuje się sojusz Austrii, Prus i Rosji, układ przypominający Święte Przymierze. Papiestwo wiązało z nim wielkie nadzieje. O sprawie polskiej przestano mówić. Agent Rządu Narodowego, Łuniewski, donosi w raporcie, że dwór rzymski postanowił trwać na wyczekującym stanowisku, dopóki go rozwój wydarzeń politycznych nie ośmieli 41. Tenże Łuniewski próbując zjednać sobie sympatię papieża podniósł sprawę kanonizacji unickiego biskupa Józefata Kuncewicza, lecz ze względu na antyrosyjski charakter tej kanonizacji sprawa się odwlekała. Papiestwo starało się bowiem załagodzić ,swój zatarg z caratem. 31 grudnia 1863 r. siostra cara, księżna Maria Leuchtemberska-Strogonow, została przyjęta na bardzo długiej audiencji przez papieża. W Polsce zaś 14 stycznia 1864 r. biskup Konstanty Łubieński skierował adres wiernopoddańczy do cara, a biskupi zaczęli znosić w diecezjach żałobę kościelną.

41 Raport z Rzymu z 21 grudnia 1863, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 415 i nast.

Wieści o zawarciu nowego Świętego Przymierza obudziły w Rzymie nadzieję na rozbiór królestwa włoskiego, detronizację Napoleona III i austriacką załogę w Rzymie42. Kardynał Merode, komunikując te wieści urzędnikom swego ministerstwa, wyraził nadzieję odzyskania przez papiestwo utraconych prowincji43. Papież, przemawiając na uroczystości beatyfikacji bł. Franciszki, wyraził życzenie, aby za jej przyczyną imiennik jej, były król Neapolu, Franciszek II, powrócił na tron swoich przodków44. Wszyscy zdetronizowani książęta podnieśli głowy. Mówiono tylko o wojnie. Artykuły wstępne w „Osservatore Romano” pełne były entuzjazmu dla nowych perspektyw politycznych, jakie papiestwo wiązało z sojuszem. Austrii, Prus i Rosji. Czytamy tam: „Zaiste, jeśli Bóg postanowił, aby rewolucja taka, jak nasza, zmierzająca do wytępienia we Włoszech wiary ojców i owego skarbu – Papiestwa Rzymskiego… otrzymała cios śmiertelny z ręki trzech mocarstw, z których jedno jest schizmatyckie, a drugie protestanckie, upadamy przed wyrokami Największej Mądrości i z całej duszy wołamy: Veni, Domine, noli tardere…

42 Raport T. Kalma-Podoskiego z Rzymu z 24 lutego 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 525.

43 List Br. Zalewskiego. z Rzymu z 26 lutego 1864, Arch. Czartoryakich, rkps 5745, s. 529.

44 Raport Wł. Kulczyckiego, b.d. (prawdopodobnie z lutego) z Rzymu, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 505.

Niesłychana trwoga ogarnęła wszystkich buntowników, wszystkich wiarołomców, wszystkich, którzy by chcieli walczyć z zasłużoną śmiercią, a czują, że już im sił nie staje… Te 200 000 Austriaków w Wenecji, te zwycięstwa w Danii, to wojsko rosyjskie na wojennej stopie, te obserwacyjne korpusy, ciągnące ku granicom, wprawiają w obłąkanie, wzbudzają rozpacz w łonie podłych, podwajają katusze ich śmiertelnych podrzutów”45.

Niezwykle uroczyście obchodzono 12 kwietnia 1864 r. rocznicę powrotu Piusa IX do Rzymu po upadku rewolucji 1848 r. Cały Rzym był iluminowany i udekorowany malowidłami zawierającymi polityczne aluzje. Tak np. jeden z obrazów przedstawiał Piusa IX siedzącego na tronie w otoczeniu monarchów europejskich, stojących w kornej postawie, a w kącie diabły sieką rózgami Wiktora Emanuela i Garibaldiego.

Wszystkie te manifestacje na rzecz świeckiej władzy, aktywność partii „czarnej” (papistów) wywołały przeciwdziałanie elementów liberalnych i demokratycznych, domagających się likwidacji władzy papieskiej i przeniesienia stolicy państwa włoskiego do Rzymu. Zawiązał się tam tajny Komitet Narodowy Rzymski, który 23 stycznia wydał ulotkę przeciwko panowaniu „kleryka i cudzoziemca” (chodzi o załogę francuską), wzywającą do żałoby narodowej na znak protestu przeciwko „najgorszemu z rządów” (papieskiemu)46. Cały karnawał 1864 r. przeszedł w Rzymie pod znakiem walki politycznej.

46 Według tłumaczenia Kulczyckiego, Osservatore Romano, nr 55 z 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 560-561.

48 Raport Kulczyckiego z 6 lutego 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 493.

Papiescy stronnicy uważali za punkt honoru urządzać najwspanialsze zabawy i hulanki, strojąc siebie i konie w żółto-białe papieskie barwy. Miała to być forma protestu przeciwko odezwie tajnego rzymskiego komitetu. Strona przeciwna rozpędzała zabawy przy pomocy cuchnących proszków, a nawet rzucała wybuchające pociski47.

Zdecydowanie reakcyjna polityka Watykanu, manifestowana w tym czasie bez ogródek, zachwiała nawet jednością kolegium kardynałów. Jeden z nich, kardynał d’Andrea, już od dawna przyjmujący opozycyjną postawę wobec polityki papieskiej i za to prześladowany, porzucił w czerwcu 1864 r. samowolnie państwo kościelne i przeszedł na stronę włoską. Miał się podobno wyrazić: „Między Antonellim a Merodem, między «Civiltá Cattolica» a «0sservatore Romano» nie było już miejsca dla katolika miłującego wolność”48.

Nietrudno zrozumieć, że w takiej sytuacji stosunek papiestwa do powstania styczniowego był zdecydowanie negatywny. Już 23 stycznia 1864 r. agent Rządu Narodowego donosi ze smutkiem, że dawna sympatia dla sprawy polskiej w Rzymie utonęła bez śladu49.

47 Raport T. Kalma-Podoskiego z Rzymu z 13 lutego 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 497-500.

48 Według relacji Kulczyckiego, Arch. Czartoryskich, rkps 5747, s. 314.

49 Raport Łuniewskiego z 23 stycznia 1864, Arch. Czar-toryskich, rkps 5747, s. 69.

Minister spraw wewnętrznych, Pilą, obostrzył cenzurę prasową i nie pozwalał drukować artykułów o Polsce. Antonelli na audiencji 25 lutego 1864 r. powiedział sekretarzowi agencji Rządu Narodowego, Podoskiemu, że nie będzie utrzymywać żadnych stosunków z agencją ani przyjmować dokumentów, nie może bowiem kompromitować państwa, którego interesy reprezentuje. „Zresztą w ogóle co do waszej sprawy, ponieważ związek między Rosją, Austrią i Prusami zdaje się być zawartym, rozumiem, że zbawieniem dla Polski było w porze poddać się Rosji, która oświadczyła gotowość zrobienia wszelkich koncesji i reform, skoro tylko broń złożoną będzie, a choćby i słowa nie dotrzymała, to przynajmniej tą byście mieli pewność, że te państwa sprzymierzone z Rosją i którym także na tym zależy, ażeby w Polsce był pokój, potrafiłyby ją skłonić do poprawienia waszego losu. Według mnie to jedno, co byście powinni czynić”50. Trzeba pamiętać, że w końcu lutego Austria ogłosiła w Galicji stan oblężenia, deklarując się w ten sposób jasno w sprawie powstania polskiego. Polityka papieska, tak silnie z austriacką związana, reaguje w podobny sposób.

50 Relacja T. Kalma-Podoskiego z 25 lutego 1864, Arch. Czartery skich, rkps 5747.

Z jawnym potępieniem powstania wystąpili księża zmartwychwstańcy. Ksiądz Kajsiewicz powiedział, „że ruch jest szatański, że rząd (narodowy – I. K.) jest szatański, że wiadomo, że szatan był kłamcą, złodziejem i mężobójcą”51. Kilka miesięcy później powstanie polskie upadło.

*

Nadzieje, jakie papiestwo pokładało w sojuszu trzech mocarstw rozbiorowych, okazały się jednak płonne. Carat samowolnie pozbawił jurysdykcji arcybiskupa Felińskiego, a 8 listopada 1864 r. wydał dekret o likwidacji znacznej części klasztorów w Polsce i konfiskacie ich majątków. Natomiast 15 września 1864 r. rząd francuski zawarł układ z rządem włoskim w sprawie rzymskiej. Postanowiono, że w przeciągu dwóch lat francuskie wojska opuszczą Rzym, a na ich miejsce papiestwo stworzy ochotniczy, cudzoziemski legion. Rząd włoski zobowiązał się nie naruszać granicy państwa kościelnego. Stolica Włoch została przeniesiona do Florencji. Można to było tłumaczyć dwojako – albo jako rezygnację ze stolicy w Rzymie, albo jako etap w drodze do Rzymu. Układ ten zawarty był poza plecami dworu papieskiego i nie spowodował protestu jego sojuszników. Był to wielki wstrząs dla Watykanu. Czuł się obezwładniony, śledził za jakimiś konstelacjami w Europie, które by ułatwiły mu wyjście z nieznośnego położenia.

51 Raport T. Kalma-Podoskiego z 24 lutego 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5745, s. 525.

Początkowo liczył na katolickie mocarstwa: Austrię i Hiszpanię. Te były zbyt słabe. Za najbardziej dla siebie pożądany zaczęto uważać wówczas sojusz austriacko-pruski. Antonelli powtarzał, że sojusz ten byłby największym szczęściem dla Europy52. Ale i ten sojusz okazał się zbyt słaby. Znowu zerkano ku Rosji.

W tej niepewnej sytuacji, wśród rozczarowań i nadziei, wahając się między próbami naprawy stosunków z caratem a groźbą ich zupełnego zerwania, jeszcze trzykrotnie zabrał papież głos w sprawie powstania styczniowego:  raz nieoficjalnie, przemawiając w kolegium propagandy 24 kwietnia 1864 r. pod bezpośrednim wrażeniem wywołanym wieścią o pozbawieniu arcybiskupa Felińskiego jurysdykcji przez carat, następnie w encyklice Ubi urbaniano z 30 lipca 1864, wreszcie w alokucji Luctuosum z 29 października 1866 r.

Nie ma oficjalnego tekstu przemówienia z 24 kwietnia 1864 r., są natomiast trzy jego wersje, wszystkie trzy wydrukowane w gazetach różnych kierunków. Różnią się one znacznie między sobą. We wszystkich protestuje papież przeciw prześladowaniu Kościoła katolickiego przez Rosję. Lecz w pierwszej jest mowa o „sprawiedliwym powstaniu w Polsce”. W drugiej (tzw. kardynalskiej) o „nierozważnym powstaniu”… W trzeciej (jezuickiej) o „niesprawiedliwym buncie” (ingiusta ribellione), który car miał prawo poskromić. Z pewnością jednym z powodów takich zmian były wahania Watykanu co do kierunku jego polityki zagranicznej, próby powtórnego dogadania się z caratem. Wersja jezuicka wywołała wiele szumu. Uznano ją za potępienie Polski przez papieża. Niektóre gazety francuskie, a także krakowski „Czas” zaprzeczyły autentyczności tej wersji. Wiedziano jednakże, że „Civilta Cattolica” drukowała się pod kontrolą Antonellego (inni twierdzili, że sam papież przeprowadzał jej korekty).

W jednym z listów polskiego działacza katolickiego z Paryża czytamy: „Żadna w świecie korespondencja, chociażby najdowcipniejsza, nie zatrze wrażenia, iż to od niego (Antonellego) pochodzi, a więc że jeżeli nie myśl papieża, to przynajmniej polityka papieską reprezentuje. Wrażenie tutaj jest najfatalniejsze, prawdziwie opłakane. To, co jest gorące i szlachetne w partii katolickiej, oburzone jest i zbolałe… Cóż stąd, że uczciwi księża tutejsi mówią, że Antonelli łotr, że to historia kiedyś powtórzy? Kiedy on duszom cios zadaje i Kościołowi samemu największe zło wyrządza”53.

Kres sporowi o wersję papieskiego przemówienia położyła encyklika z 30 lipca 1864 – nawiązująca do owego wystąpienia w kolegium propagandy. Ze skargami na prześladowanie Kościoła przez carat łączy papież surowe słowa potępienia dla powstania styczniowego.

52 Schlözer do Bismarcka z Rzymu, 11 listopada 1864. Die auswärtige Politik Preussens, cyt. wyd., t. 5, s. 476-477.

53 List Br. Zalewskiego z 4 czerwca 1864, Arch. Czartoryskich, rkps 5748, s. 765-769.

Czytamy więc: „Kiedyśmy… gorąco opłakiwali… smutny i nad wszystkie łzy bolesny stan Królestwa Polskiego, jako też niewczesne powstanie tamże przeciw Najpotężniejszemu Mocarzowi podniesione, daliśmy zarazem do zrozumienia, iżeśmy w dziennikach publicznych czytali, jako Rząd Rosyjski przedsiębierze najsurowsze zaiste zamiary nie tylko już, aby przytłumić powstanie, ale aby… katolicką religię… wytępić…  Oskarżając coraz głośniej Rząd Rosyjski o prześladowanie, które przeciw Kościołowi ustawicznie wymierza, dalecy od tego jesteśmy, byśmy jakkolwiek chcieli pochwalić niewczesne ruchy w Polsce nieszczęśliwie wzniecone. Albowiem wszyscy wiedzą, jak troskliwie Kościół katolicki zawsze uspokajał i uczył, że wszelka dusza jest wyższym mocom poddana, że wszyscy władzy świeckiej ulegają i że powinne posłuszeństwo świadczyć w ogóle mają w tym wszystkim, co się Bogu i prawom jego Kościoła nie przeciwi… Ale gdy ruchy tego rodzaju tyle szkodliwe Kościołowi i Rzeczypospolitej karcimy i potępiamy … nie pomijamy sposobności, by przekonać monarchów, że prześladowanie religii powoduje, iż narody … wpadają nieszczęśliwie w wyuzdaną swobodę żywota i postępowania, a postępując według swych pragnień w bezbożności, pogardzają władzą, bluźnią majestatowi, buntują się przeciw władcom i odmawiają im posłuszeństwa”54. W alokucji Luctuosum z 29 października 1866 roku papież nazywa powstanie styczniowe „najszkodliwszym i godnym całkowitego potępienia buntem”, stanowczo je gani i potępia, karci udział duchowieństwa w „najzgubniejszych ruchach fatalnej zawieruchy”55.

Tym ostatnim potępieniem kończą się wystąpienia Piusa IX w sprawie styczniowego powstania.

Prześledzenie polityki Watykanu wobec powstania styczniowego pozwala stwierdzić, jak trudna jest jej bezstronna, rzeczowa ocena, jeśli nie uwzględni się całego długiego okresu, w którym się ona rozwijała. Mamy bowiem bardzo różne wypowiedzi papieża dotyczące powstania i ktoś niesumienny lub nie orientujący się w całości mógłby posłużyć się, dajmy na to, zarządzeniem modlitw za Polskę, aby uczynić Piusa IX orędownikiem sprawy polskiej. Ktoś inny, cytując tylko Luctuosum, pokazałby papieża jako zagorzałego przeciwnika powstania styczniowego. Jedyna więc zasada, którą trzeba zastosować, to znajomość całości zagadnienia. Nasuwa się również pytanie: czy między zarządzeniem modłów w sierpniu 1863 r. a Luctuosum jest sprzeczność? Ażeby na to odpowiedzieć, trzeba z kolei spojrzeć na sprawę polską nie w izolacji od ogólnej polityki Watykanu, lecz w ścisłym z nią powiązaniu. Przed dworem papieskim stała wówczas, jako centralna, sprawa walki o zachowanie państwa kościelnego.

54 Tekst drukowany polsko-łaciński, Arch. Czartorysklch, rkps 5745, s. 673 i nast. oraz M. Żywczyński, cyt. wyd., Przegląd Historyczny, 1938, t. 34, z. 2, s. 518.

55 M. Żywczyński, cyt. wyd., s. 519 i Esposizione documentata, cyt. wyd., s. 305.

Powstanie styczniowe wybuchło między jednym a drugim etapem likwidacji tego państwa i polityka wobec sprawy polskiej była podporządkowana zasadniczemu problemowi politycznemu Watykanu. Na żadnych poważniejszych wewnętrznych siłach społecznych papiestwo w swej walce o władzę oprzeć się nie mogło. Szukało oparcia na zewnątrz, głównie w Austrii, oraz w takim układzie sił międzynarodowych, który zdolny byłby zahamować postępowy proces jednoczenia Włoch oraz obalania feudalizmu.

Na gruncie sprawy polskiej zarysował się nowy układ sił międzynarodowych (zerwanie sojuszu Francji z Rosją, zbliżenie austriacko-francuskie i prusko-rosyjskie), który jednak wkrótce na gruncie sprawy duńskiej uległ zmianie (sojusz Austrii, Rosji, Prus). Odpowiednio zmienia się polityka papieska. W wypowiedziach papieża nie ma więc sprzeczności, jedynie sytuacja ogólna uległa zmianie. Polityka watykańska konsekwentnie realizuje swe cele.

Poza tym sprawa polska dla Watykanu to przede wszystkim sprawa uprawnień Kościoła katolickiego w Rosji, które papiestwo uzyskać lub odzyskać chciało. Dominuje też w wypowiedziach papieża stwierdzenie, że jeśli Kościół uzyska swe prawa, niepokoje w Polsce ustaną. Papiestwo proponowało więc caratowi pomoc przeciwko narodowowyzwoleńczemu ruchowi w Polsce, w zamian za pewne korzyści. Sprawa polska w jej istotnym, nie watykańskim sensie, a więc walka Polaków o wyzwolenie narodu przeciwko zaborcom i feudalizmowi, była z samej istoty sprzeczna z interesem reakcyjnej siły, jaką było papiestwo. Do demokratycznych, postępowych dążeń narodu polskiego, jako zjawiska pokrewnego ruchowi zjednoczenia Włoch, papiestwo ustosunkowało się wrogo. Najzupełniej zwodnicza byłaby więc ocena wystąpień Piusa IX w sprawie powstania styczniowego, dokonywana w kategoriach moralnych. O stanowisku Watykanu decydowały momenty polityczno-społeczne.

Przy opracowywaniu tego zagadnienia historyk nie może, niestety, oprzeć się na obszernej bazie źródłowej. Dostępne są jedynie następujące materiały źródłowe ze strony kościelnej:

1) Esposizione documentata sulle constanti cure del sommo pontefice Pio IX a riparo del mali che soffre la chiesa cattolica nei domini! di Russia e Polonia, Roma 1866. – Zbiór ten wydany został na polecenie papieża Piusa IX. Wydawnictwo to wraz ze swymi opuszczeniami i błędami jest podstawą książki biskupa Józefa Sebastiana Pelczara: Pius IX i Polska, Miejsce Piastowe, 1914 r.

2) Nieco materiałów z archiwum watykańskiego znajduje się w książce jezuity, ks. Adriana Boudou; Stolica święta a Rosja. Stosunki dyplomatyczne między nimi w XIX stuleciu, t. II (1848-1883), Kraków 1930.

3) Listy z archiwum księży zmartwychwstańców opublikowane przez ks. Pawła Smolikowskiego w artykule: Do sprawy polskiej w Rzymie od r. 1861 do r. 1864, „Przegląd Polski”, 1899 i 1890 (Rocz. 34 i 35).

Ostatnia część materiałów o charakterze dyplomatycznym podana jest przez ks. Smolikowskiego bez adnotacji, skąd je zaczerpnął, mimo to, cytowana przez historyków (np. Boudou), nabiera wagi dokumentu. Należałoby jednak sprawdzić ich autentyczność, gdyż najprawdopodobniej pochodzą one z archiwum Czartoryskich z teczek zatytułowanych Apocryphes.

4) Kilka pamiętników, zwłaszcza arcybiskupa Zygmunta Felińskiego.

Do spraw dyplomatycznych ważne jest wydawnictwo: Die auswärtige Politik Preussens, 1858-1871, t. 3-5, pod red. R. Ibbekena, Oldenburg, 1932-1935.

Ze strony świeckiej, polskiej, dość dużo materiałów archiwalnych do tego zagadnienia znajduje się w Zbiorach Czartoryskich w Krakowie. Są to dwa oddzielne zbiory:

a) archiwum agencji rzymskiej Biura Paryskiego Czartoryskich w Paryżu, zawierające kopie listów wysyłanych z Biura do Rzymu oraz przychodzącą stamtąd korespondencję;

b) archiwum, agenta powstańczego tajnego Rządu Narodowego w Rzymie, zawierające korespondencję z Rządem Narodowym oraz innymi agencjami zagranicznymi.

Materiały te były już częściowo wykorzystywane. Oparł się na nich Kalikst Morawski w książce: Polacy i sprawa polska w dziejach Italii w latach 1830-1866, Warszawa 1937. Znaczną ich część przygotował przed wojną do druku Adam Lewak umieszczając ją w tomie drugim zbioru pt. Polska działalność dyplomatyczna w 1863-1864 r. Zbiór dokumentów. Nie ukazał się on jednak w druku, lecz jeden jego egzemplarz znajduje się w bibliotece Instytutu Historii PAN w Warszawie. Opracowany przez A. Lewaka wstęp do tych materiałów pt. Polska działalność dyplomatyczna w Watykanie w 1863-1864 jest, jak dotąd, najobszerniejszym opracowaniem problemu stosunku Watykanu do powstania i odwrotnie. Artykuł ten jest jednak dość jednostronny, apologetyczny i nie uwzględnia szerzej tła międzynarodowego omawianej problematyki. Należy tu również wspomnieć bezstronny szkic ks. Mieczysława Żywczyńskiego: Kościół i duchowieństwo w powstaniu styczniowym. „Przegląd Historyczny”, 1938, t. 34, z. 2. Część druga tego szkicu dotyczy bezpośrednio interesującego nas tematu” koniec cytatu

Źródło:

„Książka i Wiedza”, Warszawa, kwiecień 1960 r. Wydanie II

Nakład 10.000 – 251 egz. – Obj. ark. wyd. 2. – Obj. ark. druk. 3,25 (2,2). – Papier druk. sat. kl. V, 70 g, 70 X 100 cm.

Oddano do składu 16 III 1960 r. Podpisano do druku 6 III 1960 r.

Druk ukończono w kwietniu 1960 r.

Drukarnia im. Rewolucji Październikowej, Warszawa.

Nr zam. 491.              Cena zł 2-              C-77

Autor: Irena Koberdowa


🍀 Witajcie, poszukiwacze ukrytej prawdy! Wasze wsparcie jest kluczowe, abyśmy mogli kontynuować naszą podróż odkrywania fascynujących treści, tajemniczych wydarzeń, metafizyki i geopolityki. Nie mam takiego finansowania, jak korporacyjne media. Każda darowizna przyczynia się do dalszego rozwijania naszych miejsc, dzięki czemu mogę dostarczać Wam coraz więcej interesujących artykułów. Dołączcie do mnie i wspólnie odkrywajmy świat! Dziękuję za Wasze wsparcie.

1️⃣ Przelew na konto o numerze: 16 1020 4795 0000 9102 0139 6282

Przelewy z zagranicy:
-Kod BIC (Swift): BPKOPLPW
-IBAN: PL16102047950000910201396282

2️⃣ Przez Pay Pal: https://www.paypal.com/cgi-bin/webscr?cmd=_s-xclick&hosted_button_id=QFQ8UFRVAKUCG

3️⃣ Przez Buy Coffe: https://buycoffee.to/kefir

4️⃣ Przez klucz BTC: bc1qlx8la2wdmfwnsx8kfr27tu43u0ux6fyamhnevm