Jak opuścić ziemskie piekło, więzienie bez ścian? Klucz jest w trylogii „Władca Pierścieni”

Jak opuścić ziemskie piekło, więzienie bez ścian? Klucz jest w trylogii „Władca Pierścieni”

1423665387_gcujjx_600Wszyscy znamy takie kinowe, jak i czasami książkowe „legendy” jak „Władca Pierścieni”, „Matrix”, „Król Lew”, „Gwiezdne Wojny”. Te przypowieści są wbrew pozorom bardzo cenne dla nas, bowiem zawarte są w nich ważne wskazówki. Te wskazówki stanowią drugie, głębokie, i ukryte przesłanie tych powieści. Co zrozumiałe, zdecydowana większość ludzi nie widzi i nie jest w stanie odczytać tego ukrytego, drugiego przesłania. Widzą oni zapierającą dech w piersiach scenerię, wgniatające w fotel efekty specjalne, emocje, ewentualnie jakąś historię miłosną.. I to wszystko.

Zawsze mnie dziwiła ta pop-kulturowa, popcornowa fascynacja takimi powieściami z głębszym, bo gnostyckim przesłaniem. Kinomaniacy którzy nie przegapią żadnego filmu, pop-corn, coca-cola, mnóstwo gadżetów, figurki dodawane do gazet, zabawki wzorowane na filmowych bohaterach, kluby „fanatyków” tych filmów.. Ale to przecież kompletnie nie o to chodzi!

Postaram się przedstawić zaledwie kilka wątków z trylogii Władca Pierścieni, w tym drugim, ukrytym znaczeniu. Otóż Sauron z powieści Tolkiena, jest symbolem który można interpretować wieloznacznie. Symbolizuje on tego, który kontroluje nasz ziemski, okrutny system. Ezoterycy nazywają tego kontrolera różnymi nazwami – jahwe, szatan, allah, „bóg” itp. Z drugiej strony, Sauron może symbolizować wszystko to, co jest elementem składowym tego ziemskiego systemu. A więc matkę naturę tak niesprawiedliwie traktującą swoje stworzenie, ludzkie ego, które ma za zadanie generowania uczucia wiecznego niespełnienia i nieszczęścia, by wymuszać na ludziach aktywność. Może też symbolizować prymitywne i barbarzyńskie siły podświadomości, której jedynym celem jest przetrwanie i rozmnażanie, za wszelką cenę.

Śródziemie z powieści Władca Pierścieni to oczywiście symbol naszego ziemskiego więzienia bez ścian, więzienia umysłów, czy też piekła, targanego wiecznymi konfliktami, nieszczęściami, złem. Hobbici to symbol ludzi, którzy widzą i wiedzą więcej, i chcą coś robić, by z tej ziemskiej niewoli się wyrwać. Zwróćmy uwagę jak działają powieściowi Hobbici. Zamiast posiąść pierścień w którym tkwi moc, i który jest związany z okrutnym kontrolerem matrixa – Sauronem – robią coś przeciwnego. Chcą go zniszczyć.

Sauron w swojej pysze nie przewidział, że znajdzie się takich dwóch Hobbitów, którzy zamiast posiąść pierścień władzy, potęgi i mocy – będą chcieli go na zawsze zniszczyć. W realnym życiu jest jednak trochę inaczej. Ziemski system doskonale zdaje sobie sprawę, że pewna grupa ludzi może się kapnąć o co chodzi, i wymówić mu posłuszeństwo. I wobec takich jednostek jest stosowany cały szereg represji, mających zmusić krnąbrną jednostkę do powrotu na drogę służby systemowi i niewoli. Czyli: produkowania, poszerzania sfer posiadania (nazywane robieniem kariery), konsumpcji (gadżetów, samochodów, alkoholu, narkotyków, pop-kultury) jak i prokreacji (kompulsywny, nałogowy seks i produkcja nowych niewolników dla systemu – dzieci).

Hobbici poszli więc inną drogą, inną niż powszechnie proponuje świat, społeczeństwo. Świat proponuje od zawsze ten sam model – model zwierzęcy, bazujący na dyrektywach i „programach” okrutnej matki natury. Składowe tego modelu są proste do zdefiniowania. Oto one:
-posiadać coraz więcej (pieniędzy, gadżetów, partnerów)
-zajmować coraz większy obszar, nie tylko terytorialny, ale też obszar swojej władzy
-rozmnażać się jak najliczniej

Te proste dyrektywy wypełnia każdy gatunek żyjący na tym łez padole, od bakterii i wirusów, po rośliny i zwierzęta, aż po ludzi. Teoretycznie, ludzie powinni być czymś więcej niż tylko zwierzętami, bezmyślnie realizującymi dyrektywy i programy matki natury. Powinniśmy jako gatunek wznieść się nieco wyżej. Jednak wciąż nam do tego daleko, wciąż to się nie udaje. Jeśli już, to udaje się to tylko pojedynczym jednostkom.

Hobbici odmówili posłuszeństwa bezwzględnemu kontrolerowi matrixa (Sauronowi). Zamiast posiąść pierścień, a wraz z nim – władzę, potęgę, moc, całą tą ziemską „ekstazę emocjonalną” – postanowili go zniszczyć. Gdyż wiedzieli, że jeśli ktoś z nich przyjmie pierścień, założy go na palec – to będzie kontrolowany przez Saurona. Z nie liczącym się z nikim i niczym władcą, kontrolerem matrixa, nie należy i nie można grać na jego zasadach. Podobnie ma to zastosowanie do naszej ziemskiej drogi życiowej. Jeśli będziesz chciał żyć tak, jak wszyscy, podług tego, co proponuje ten świat, społeczeństwo – będziesz do reszty kontrolowany przez to społeczeństwo. I co za tym idzie – przez jego najbardziej pierwotne emocje, popędy i instynkty.

Tak sobie myślę teraz. Otóż, wielu z nas ma ból dupy, że istnieją takie systemy inwigilacji elektronicznej jak Echelon czy Prism. Jednak pozwalamy na znacznie, znacznie większą kontrolę naszego życia naszym bliskim, znajomym, kumplom, teściowej, sąsiadom, itp itd. Co za ponura ironia. Jednak wracając do meritum. Jak kończy się tolkienowska powieść? Kończy się tym, że jedna z ras – elfy – wraz z hobbitami, rezygnuje z życia w Śródziemiu, i odchodzi za morze. I tutaj jest zawarty klucz do rozwiązania zagadki powstałej w tytule felietonu.

Otóż elfy w powieści Władca Pierścieni, są nieśmiertelne. Owa nieśmiertelność jest dla nich przekleństwem, a ciągłe życie w szarganym konfliktami i niestabilnym Śródziemiu, jest dla nich koszmarem. Te egzystencjalne bolączki elfów są symbolem tego, co niektórzy ludzie przeżywają na Ziemi, tej Ziemi. Nieśmiertelność elfów to symbol ciągłego wcielania się (reinkarnacji) dusz na Ziemi – planecie zła, cierpienia, planecie która jest więzieniem, piekłem.

Odejście za morzem jest z jednej strony parasymbolem umierania, ostatecznego wypełnienia ziemskiej drogi życiowej. Z drugiej strony, odejście za morze może również oznaczać przerwanie błędnego koła ciągłej reinkarnacji na Ziemi, gdzie z każdym kolejnym życiem (wcieleniem) cierpimy coraz bardziej. Samo morze to ciekawy symbol – w końcu życie wyszło, wyewoluowało z „praoceanu” – pierwotnej zupy życia. A my sami przeszliśmy długą ewolucję, od najbardziej prymitywnych form zwierzęcych, aż po dziesiątki (jeśli nie setki) wcieleń jako ludzie. Odchodząc za morze, wypełnia się również naszą odwieczną ewolucyjną drogę.

Musimy zrozumieć – my, ludzie uświadomieni bądź pretendujący do tego miana – że jedyne „wyjście” z tego ziemskiego systemu, to wypełnienie wszystkich zadań jakie tu mamy zrobić, i jego opuszczenie. By potem wcielić się na innej zamieszkałej planecie, na której może będziemy mieć lżej. Chcąc zmienić ten świat, zaczynamy pragnąć tego pierścienia władzy – a więc zaczynamy grać na niebezpiecznych dla nas zasadach kontrolera systemu, tolkienowskiego Saurona. Porzućmy te zasady. Nie wpieprzajmy się między wódkę a zakąskę – mówiąc metaforycznie. Bo wszystko wskazuje na to, że takie ciężkie planety jak Ziemia – planety próby, planety drugiej szansy – też mają swoje miejsce we wszechświecie.

Jestem więc sceptyczny co do tez głoszonych przez niektórych ezoteryków, że czeka nas jakaś globalna zmiana na lepsze. A co, jeśli nic takiego się stanie? A co, jeśli czeka nas los Atlantydy – czyli wielki, globalny kolaps – po którym cywilizacja będzie się odbudowywać w wielkich bólach przez tysiące lat? Wszystko wskazuje na to, że gdy ludzie osiągają odpowiedni poziom empatii, wrażliwości, świadomości, i co za tym idzie – technologii – to wtedy wtrąca się okrutny kontroler ziemskiego matrixa. I poprzez globalny kataklizm, cofa ludzkość do barbarzyńskich realiów jaskiniowych. Kto wie, może takich „cofnięć” cywilizacyjnych było już bardzo wiele, bo jako gatunek nie mamy prawa osiągać pewnego poziomu rozwoju?

A Wy co o tym sądzicie? Zapraszam do dyskusji.

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.

 

„A co jeśli życie na Ziemi już wkrótce wyginie?!” Studium globalnego upadku systemowego

„A co jeśli życie na Ziemi już wkrótce wyginie?!” Studium globalnego upadku systemowego

upadek cywilizacji i systemuKtóż z nas nie zadawał sobie tego pytania? Ja zadaje sobie to pytanie odkąd pamiętam. Te rozważania nasiliły się u mnie szczególnie po 2009 roku, gdy zacząłem interesować się sprawami polityki, oszustw, korupcji i konspiracji w nauce, medycynie i gdzie tylko one występują. Wtedy wielu prawicowo nastawionych komentatorów i publicystów darło szaty, pytając: „a co z następnymi pokoleniami? A co, jeśli następnych pokoleń nie będzie?!„. Dziś wspomnienie tego wszystkiego wzbudza we mnie jedynie lekki, cyniczny uśmieszek.

Po pierwsze i najważniejsze – samo rozważanie tematu upadku cywilizacji, zagłady biologicznej, czy strukturalnej, systemowej niewydolności – jest tematem tabu. Poruszając ten oficjalnie nie istniejący temat, narażasz się na społeczny ostracyzm, wyśmianie. W najlepszym wypadku usłyszysz to, co ja przed laty, cytuję: „Jarek, ja wiem że ta cywilizacja kiedyś pierdolnie z wielkim hukiem i upadnie, ale co mnie to obchodzi? Wolę się bawić i korzystać z życia„. Póki codzienna micha ryżu jest, póki woda cieknie z kranu, póki co wieczór puszczana jest seria telenowel – nic się nie zmieni w tej materii.

Uważam dziś, że po prostu nie ma się czym przejmować. Nie oznacza to jednak, że mamy się tymi zagadnieniami nie zajmować. Mamy ciążące na naszej chorej cywilizacji, jak fatum, widmo zagłady – ekologicznej, biologicznej, militarnej, ekonomicznej..  każdej innej. Bo faktem jest, że żyjemy w czasach straszliwej niewydolności i nadciągającego nieuchronnie kolapsu prawie wszystkich istniejących od wieków systemów – politycznych, ekonomicznych, społecznych, moralnych, ideologicznych, religijnych. Najbardziej szokującym i bolesnym przejawem systemowej niewydolności jest fakt, że ziemskie ekosystemy już nie wytrzymują ciągłej kapitalistycznej eksploatacji i rabunkowej gospodarki prowadzonej przez 7 miliardów żarłocznych i nienasyconych ludzkich ego. Trwa kolejne „wielkie wymieranie” gatunków, tym razem spowodowane przez człowieka.

Wróćmy do wyrażanych na początku felietonu wątpliwości. Otóż, czy od Ciebie, od nas zależą te wszystkie globalne niekorzystne zmiany? Nie. Pora raz na zawsze skończyć z przekonaniem, że człowiek rozumny (homo sapiens) jest gatunkiem będącym „ponad” przyrodą, ponad ekosystemem. Niby czym się wyróżniamy? Owszem, mamy rozum, logikę, ale także empatię. Jako jedyny gatunek żywy na Ziemi zdajemy sobie sprawę z przemijalności życia, ze śmiertelności. Jako jedyny gatunek mamy egzystencjalne, choć dziś bardzo niemodne, wręcz zakazane – dylematy. Jednak czy wykorzystaliśmy, patrząc z perspektywy globalnej, tę niesamowitą szansę daną nam przez naturę?

Popatrz na ten świat. Faktem bezsprzecznym jest to, że jesteśmy również gatunkiem, który spowodował najwięcej zła i cierpienia, jak i najwięcej zniszczeń w dziejach Ziemi. Niby mamy jakiś tam potencjał, ale czy go wykorzystujemy? Choć w minimalnym stopniu? Całe rzesze ludzi we wszystkich epokach, ponad poznanie prawdy, przenosiły spokojny sen, przysłowiową „pełną kichę” i rozrywkę. Jesteśmy gatunkiem, który zamiast empatii, ponoć wrodzonej, woli rozwijać zabijanie ludzi i zwierząt dla sportu, przyjemności, który woli czynić zło, rywalizować, walczyć, niszczyć.

Zamiast używania naszej logicznej i racjonalnej części naszej istoty, wolimy cały czas zaspokajać nasze próżne, bazujące na prymitywnych emocjach ego (seks, alkohol, narkotyki, i inne pobudzanie receptorów przyjemności). Z ciągłego zaspokajania prymitywnych żądz i często brutalnych popędów, uczyniliśmy styl życia. Ale nawet w emocjach nie jesteśmy mocni. Znajomość własnej psychiki, emocjonalności, psychologii – to jedna wielka rozpacz, szczególnie u mężczyzn. Egzystencjalne dylematy, ważne pytania, poszukiwanie odpowiedzi, dociekanie? A zapomnij! Zaraz usłyszysz słynne: „nie filozuj”, a czasami możesz zostać wręcz posądzony o „nienormalność”, bo miałeś czelność podważyć powszechnie obowiązujący debilizm.

Popatrz obiektywnie, czy jako gatunek wnieśliśmy coś dobrego do rozwoju i egzystencji planety? Czy może tylko ją zanieczyściliśmy i zniszczyliśmy tak, że dalsze trwanie życia biologicznego na niej stoi pod poważnym znakiem zapytania? Pora skończyć z mitem „dobrego antropocenu”. Chcemy, by antropocen – okres dominacji człowieka rzekomo rozumnego – trwał pomimo wszystko. Mówimy, że antropocen jest wartością sam w sobie. Ale czy mamy ku temu podstawy, by tak sądzić? A może my, ludzie, nie wykorzystaliśmy danej nam szansy, i teraz pozostanie tylko czekać na bolesny koniec?

Chociaż tutaj istnieje jeszcze inny dylemat. Otóż wielu ludzi zadaje sobie pytanie, czy to człowiek jest taki zły, i przez swoje postępowanie doprowadził do istnienia tak nieludzkiego systemu? Czy może jest to tylko skutek – zaś prawdziwa przyczyna to fakt, że.. ta planeta i jej natura są psychopatyczne, amoralne, złe? Spotykałem się wielokrotnie ze stwierdzeniem, że Ziemia to piękna planeta, tylko ludzie poprzez swoje postępowanie zasyfili ją i doprowadzili do powstania represyjnych systemów politycznych, ekonomicznych i społecznych.

Tego typu myślenie jest typowe dla zafascynowanych „eko-” stylem życia wyznawców new age, czyli tych wszystkich dobrych energii itp. Oni również tkwią w iluzji i nie potrafią przyjąć do siebie brutalnej prawdy. Prawdy o tym, że ta planeta, jak i wszystkie siły kierujące jej naturą, przyrodą – mają bezwzględny, zły, opresyjny, agresywny, psychopatyczny i absolutnie amoralny charakter. Żyjemy w kosmicznym obozie koncentracyjnym, w globalnej „Korei Północnej”, gdzie od zawsze promuje się najpodlejsze i najniższe z możliwych zachowań i reakcji.

Wszystko opiera się na tym, że ta planeta jest planetą braków. Braki dotyczą wszystkiego, więc całe istniejące na niej życie jest patologicznie zajęte zdobywaniem i gromadzeniem rozmaitych zasobów za wszelką cenę. W tak skrajnych warunkach nie liczą się żadne zasady, sentymenty. Ba! Dla macochy natury nie liczy się nawet szczęście i spełnienie powołanych do życia osobników. Bo w świecie, gdzie jednego dnia masz pożywienie, a za tydzień możesz w niesamowitych boleściach umierać z głodu – są ważniejsze priorytety. Czyli przeżycie z dnia na dzień, obłąkańcze gromadzenie zasobów – „nachapanie się”, zdobycie jak największych terytoriów i jak największe rozmnożenie się. W tak okrutnych i surowych warunkach, jednostka która filozofuje, ma jakieś zasady, sentymenty, wrażliwości – zwyczajnie nie przetrwa.

Z drugiej strony, oprócz świadomości nieuchronności systemowej zagłady – ciekawy jest pogląd przeciwny. Czyli przekonanie, że żyjemy w dobie „zmiany obowiązującego paradygmatu”, z psychopatycznego, zwierzęcego, na bardziej empatyczny, ludzki. Mamy znajdować się teraz w okresie wzrostu świadomości emocjoalnej i duchowej wśród ludzi. Ja jestem co do tego jednak sceptyczny. Owszem, jest to możliwe, ale w wąskim zakresie – zakresie jednostek. Ale nie całego społeczeństwa. Dam Wam taki przykład – wyobraź sobie, że w szkole masz klasę, gdzie znajdują się dzieci w wieku od 4 do 18 lat. I teraz pytanie: które dzieci będą zainteresowane np matematyką wyższą, fizyką kwantową, a także sprawami „przejścia” do wyższej klasy, do nowej, bardziej zaawansowanej szkoły? Oczywiście, będą to dzieci w wieku 16 do 18 lat. Cała reszta takiej hipotetycznej klasy, w wieku 4 do 15 lat, będzie zainteresowana wygłupami, opowiadaniem chamskich dowcipów, słuchaniem muzyki i oglądaniem filmów na lekcji.

Poza tym, czy jest możliwe, że tego typu upadłe planety jak Ziemia – planety piekła, czyśćca, planety „drugiej szansy” – są również potrzebne w kosmosie i mają w nim należne miejsce? Może my, chcąc jakoś tam zmienić świat na lepsze, niepotrzebnie wpieprzamy się między wódkę a zakąskę, i wręcz zakłócamy ustaloną przez Architekta wszechświata, kosmiczną harmonię? Pamiętajmy, że egregory – świadomości zbiorowe religii, ideologii, cywilizacji – bronią się na zasadzie wahadła, i uderzają w takich antysystemowo nastawionych ludzi jak my. Anthony de Mello stracił w ten sposób zdrowie i ok. 20 lat życia – zmarł przedwcześnie jako w miarę młody człowiek.

Teraz powoli zaczynam rozumieć to, że masoneria i illuminaci mają w wielu punktach gorzką rację. rozumiem również Czytelników stron takich jak moja, którzy w goryczy piszą: „możliwe, że następne pokolenia dojdą do wniosku, że trzeba się umówić, i wspólnie puścić tę planetę z dymem, by zakończyć to globalne cierpienie„.

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.

 

Jak wkurzyć katolika / chrześcijanina? Argumenty nie do pobicia!

Jak wkurzyć katolika / chrześcijanina? Argumenty nie do pobicia!

katolicyzmChciałbym tym razem poruszyć kilka zagadnień związanych z religiami, głównie z religią chrześcijańską, katolicką. Czytelnicy mojej strony, przynajmniej większość, wiedzą o konspiracji związanej z „trzonem mojżeszowym” trzech największych religii – chrześcijaństwa, judaizmu, islamu. Tak naprawdę więcej te religie łączy niż dzieli. Pod względem ezoterycznym, te trzy religie podlegają pod tę samą, duchową istotę. Jest ona znana w wielu kulturach pod wieloma nazwami, na przykład: jahwe, allah, saturn, „bóg” (chrześcijaństwo), szatan. Po roku ’00 dokonano istotnych modyfikacji ówczesnego judaizmu. Chrześcijaństwo to judaizm zaadaptowany dla ówczesnych ludów Europy – głównie Cesarstwa Rzymskiego. Powstały kilka wieków później islam, to adaptacja judaizmu dla saracenów – mieszkańców Azji i Afryki.

Wiele razy pisałem, iż owa świadomość zbiorowa (jahwe) to w istocie pasożyt, blokada założona na egzystencję i rozwój tej planety. Żywi się ona najniższymi energiami – zła i cierpienia. W istocie, jesteśmy obecnie hodowani, niczym zwierzęta, które z kolei hodujemy my. Tylko że hodowla odbywa się tu nie dla mięsa, ale dla „pokarmu” subtelniejszego – energii. Tyle wstępu. Chciałem omówić kilka nieścisłości, jakie powstały w dyskusjach z katolikami i ich przeciwnikami. Umieszczę tutaj kilka argumentów, które sprawiają, że katolików wręcz zalewa krew. Ja, jako szerząc gnostyckiego i ezoterycznego bakcyla w środowisku zwolenników teorii spiskowych, dobrze o tym wiem.

Przyjęło się rozmawiać z katolikami z założenia, że ich model widzenia świata jest jakiś wyjątkowy, inny, ważniejszy. Według mnie jest to zupełna bzdura. Dyskusje z katolikami należy prowadzić z zupełnie innej perspektywy – odbierając tej żydowskiej mitologii bycie czymś więcej, niż tylko kupą bredni. Czym jest więc katolicyzm? Jest modelem postrzegania świata, jednym z wielu. Takich modeli postrzegania świata jest na całej Ziemi tysiące, dziesiątki tysięcy. A na dobrą sprawę, każdy człowiek na świecie ma trochę inne poglądy, nie ma dwóch osób o takich samych poglądach.

Trzeba to więc wykorzystać, by zrzucić katolicyzm z tronu, na jakim w nieuprawniony sposób się znalazł. Jest 8 głównych religii i około 3000 do nawet 10.000 religii pomniejszych, jak głosi wikipedia. Równie wiele jest ideologii. Który z tych tworów jest więc tym jedynym i prawdziwym? Tysiące tych modeli postrzegania świata i miliardy gardeł wrzeszczy, że to ich wersja jest prawdziwa. I tutaj katolicyzm i chrześcijaństwo wcale nie są jakieś „ponad”. Miejsce katolicyzmu jest tam, gdzie miejsce islamu, kościoła wielkiego latającego potwora spaghetti czy dowolnej innej religii. Argument, że tylko katolicyzm jest „religią objawioną” jest bzdurą godną wyśmiania. Z prostej przyczyny – prorok każdej religii głosi to samo. No na Boga, nie obchodźmy się z nimi jak z jajkiem! Przecież to tylko kupa religijnych i ideologicznych bredni sprzed wieków, po co o niej tyle debatować?

Kolejnym argumentem katolików, to wzięte z powyższego przekonanie o tym, że kościół jest „twierdzą Piotrową, której bramy piekielne nie przemogą„. Każdy kto ten uznaje ten argument, popełnia błąd. Gdy tylko go słyszę, to zaraz rozlega się mój dziki i niepohamowany rechot. Ten argument jest kompletną bzdurą. Każde państwo i każde imperium ma swój początek, czasy świetności i koniec. To samo dotyczy religii – każda religia ma swoje początki, okres dominacji, i swój koniec. To są normalne procesy historyczne i społeczne. Były wiele razy analizowane i omawiane.

Tym samym procesom podlega również chrześcijaństwo i katolicyzm. Przekonanie, że bozia fruwająca w chmurkach w niebie, nie dopuści do upadku kościoła – są w zasadzie bluźnierstwem wymierzonym w prawdziwego Stworzyciela wszechświata. Ale to już zupełnie inny temat. Posłużę się tutaj cytatem znanego wizjonera, Nicolasa Gomeza Davili: „kontrrewolucjonista liczy czas w tysiącleciach„. Może nie dziś, nie jutro, nie za 10 lat.. Ale kiedyś o katolicyzmie i chrześcijaństwie ludzie będą czytać jedynie w specjalistycznych publikacjach historycznych. Póki co, wypełniajmy nasze zadanie sumiennie, z każdym dniem, z każdą godziną. Niech „słomiany zapał”, sarmactwo i cebulactwo typowe dla naszych adwersarzy, będzie godne najwyższej pogardy.

Kolejnym ciekawym, a zarazem godnym wyśmiania argumentem katolików, jest rzekoma wysoka wartość biblii. W dyskusjach mówią oni: „poczytaj biblię, ale ze zrozumieniem, to zrozumiesz, to Cię oświeci, i w ogóle dostaniesz mega olśnienia takiego, że krzyżem padniesz na Ziemi, tej Ziemi„. Buhahaha! Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Ale do rzeczy. Czym biblia niby się wyróżnia? Jest to jedna z naprawdę wielu ksiąg religijnych. Katolik odpowie, że jest tam słowo boże, że biblia została podyktowana przez samego Boga. No dobrze, w takim razie, co z koranem, talmudem, kabałą, torą, i wieloma innymi pismami religijnymi, najczęściej sprzed wielu, wielu wieków? Przecież to też jest, wg wyznawców tych religii, „słowo samego Boga”. No i czemu mam czytać biblię, a nie np kabałę, książkę telefoniczną bądź komiks o spider manie?

No i równie ważny argument. Katolicy, chrześcijanie, czytają biblię bardzo wybiórczo. W kościele odczytywane są te cytaty, które nie budzą kontrowersji, słowem – te, które można bez obaw prezentować nowoczesnemu, XXI-wiecznemu odbiorcy. Tymczasem biblia zawiera ogrom treści absolutnie nie do przyjęcia – śmiesznych, bezsensownych, żałosnych, budzących grozę, przerażenie, okrutnych. Co zrozumiałe, tego typu cytaty nie są powszechnie i publicznie prezentowane. Dlatego trzeba ponowić apel, który pojawił się na Zachodzie. Do cholery, nie traktujmy tych judaistycznych legend sprzed wieków tak śmiertelnie serio!

Tego typu księgi nie są jakąś wyrocznią mającą funkcjonować po wsze czasy. Ba! Te teksty pisane były głównie dla odbiorcy ze starożytności i średniowiecza. Więc musiały być dostosowane do ówczesnej mentalności – mentalności barbarzyńskiej i prymitywnej. Minęły od ich wydania wieki, tysiąclecia. Mentalność ludzi i wartości, jakie cenią, bardzo radykalnie się zmieniły. Te wszystkie święte pisma są kompletnie niekompatybilne z dzisiejszymi czasami. Zbiór surowych nakazów i zakazów, danych po to, by trzymać za mordę na wpół dzikich pastuchów i rolników sprzed dwóch tysięcy lat, nie powinny mieć zastosowania dziś. Obecnie tego typu zbiory nakazów i zakazów, powodują potworne spustoszenia w świadomości ludzi i blokady w rozwoju naszej cywilizacji.

Na bazie tych judaistycznych legend sprzed wielu wieków, powstały obowiązujące dziś systemy moralne, polityczne i społeczne, takie jak np patriarchat. Ten stan rzeczy w zderzeniu z całkowicie nowymi realiami i wyzwaniami XXI wieku, sprawia, że jest to czas niewydolności wielu istniejących systemów. Istniały one przez wieki i przez wieki dawały sobie „jako tako” radę – głównie w materii trzymania pospólstwa za buzię, i kontrolowania ich dzikich instynktów i popędów. Obecnie to się w ogóle nie sprawdza, generuje coraz więcej zła i cierpienia. Wszystko to zmierza w kierunku wielkiego krachu.

Co więc z ezoterycznym przesłaniem biblii? Niewątpliwie jest ono tam obecne. Jednak po pierwsze, trzeba znać odpowiedni klucz by dokonać właściwej interpretacji. Po drugie, trzeba być świadomym tych mniej chwalebnych treści. Po trzecie – biblia była tysiące razy zmieniana, fałszowana, edytowana, „kreatywnie tłumaczona”. Po czwarte, biblia nie jest jedynym źródłem tej wiedzy. Jest jedną z wielu elementów układanki i jedną z wielu książek, którą można przeczytać.

Na sam koniec felietonu muszę dodać o pojawieniu się nowej frakcji jahwistów. Owszem, przyznają oni, że trzon judaistyczny jest tym najważniejszym, ale jednocześnie nie wzgardzą wiedzą z innych źródeł. Dokonują oni jakby uzupełnienia trzonu jahwistycznego o wiedzę ezoteryczną, jednocześnie zachowując podstawę tego trzonu. Taką jak: wizja okrutnego, bestialskiego „boga” (w rzeczywistości chodzi tylko o lokalnego „bożka” – jahwe), straszenie mękami piekielnymi itp. W mojej opinii, ten trend to nic innego, jak próba podtrzymania starego systemu, jak jego edycja w nowej, XXI-wiecznej odsłonie. Jest to groźne samo w sobie i wymaga to dalszej obserwacji.

Wkleję teraz to, co sam kiedyś napisałem o pozornej przeciwwadze dla katolicyzmu – czyli kulcie materii (racjonalizm, ateizm):

Laicyzacja mas ludzkich jest owszem, konieczna, ale nie jest ona celem samym w sobie. Jest to tylko pewien proces oswabadzania się z kajdan i kleszczy, w jakich niewątpliwie tkwią masy, w związku z wiarą w religie i ideologie. Nie ma jednak zezwolenia na panoszenie się kultu materializmu i racjonalizmu ponad to, co jest niezbędnie konieczne. Na gruzach zatęchłego i obrzydliwego w swej pustej istocie racjonalizmu i ateizmu, wyrośnie coś nowego.. Nowy Światowy, Duchowy Porządek.. Złoty, oświecony wiek ludzkości. W którym ludzkość wstanie z religijnych kolan, jak i odrzuci ideologiczne i myślowe kajdany. Będzie to czas, gdy człowiek jako nadrzędny podmiot, będzie jako bogowie w niebiosach, i będzie czynił swoją wolę.

Czyż to nie piękne i wzniosłe? Doktryna, którą zaproponujemy masom ludzkim, będzie w miarę trafnie opisywać rzeczywistość, i będzie łączyła zarówno Prawo Boskie (Sacrum) jak i Prawo Naturalne (Profanum). W tym jakże pięknym Nowym Wspaniałym Świecie nie będzie miejsca na religijne baśnie żydowskich pastuchów sprzed 2000 lat. Nie będzie też miejsca na ateistyczne, materialistyczne i racjonalistyczne, bluźniercze odstępstwo. O nie, na to zgody nie będzie! Ale będzie miejsce na doktrynę i wiedzę, która da człowiekowi – dotąd zlęknionemu i przestraszonemu – prawdziwą potęgę i prawdziwą moc! Nie lękaj się, człowieku! Powitaj z nami świt Nowej Ery, gdzie Nowy Porządek zacznie w końcu dziać się, tu i teraz!

Autor: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.

 

Postindustrialny schyłek cywilizacji: wolny rynek, materializm i ich patologie

Postindustrialny schyłek cywilizacji: wolny rynek, materializm i ich patologie

upadek cywilizacjiZapraszam na kolejny artykuł przetłumaczony przez blogera Ex ingorant (link) który opisuje materializm, mechanizmy kapitalistyczne i generowane przez nie patologie społeczne.

Skupia się tutaj uwagę na odcięciu człowieka postindustrialnej ery XXI wieku od naturalnych więzi społecznych. Pamiętajmy jednak że wszystko ma dwie strony  – dobrą i złą. Nie gloryfikuję wcale tego, co było kiedyś, rzekomo w „starych dobrych czasach”. Tak naprawdę owych „starych dobrych czasów” nigdy nie było, bo nigdy nie było „dobrych” czasów na tej planecie, która jest piekłem, tudzież czyśćcem.

Warto więc zwrócić uwagę na te patologie, jakie rodzi współczesna cywilizacja. Ale z drugiej strony, trzeba mieć świadomość pewnego, hmm, aksjomatu – „większość problemów dzisiejszego świata jest absolutnie nierozwiązywalnych, bo każde rozwiązanie generuje zło”. Cywilizacja, kapitalizm, wolny rynek – to bezduszne, okrutne mechanizmy, odzierające człowieka z indywidualności, godności, duchowości. I pod tym względem przypominają bardzo równie okrutną „macochę naturę”, której obce są pojęcia moralności, szczęścia, a los powołanych do życia istot jej nie obchodzi. Liczy się tylko rozmnażanie i zajmowanie kolejnych terytoriów i zasobów. Czyli podobnie jak w kapitalizmie. Bo tak naprawdę wszystko jest ze sobą związane, wszechświat jest fraktalem, hologramem. Warunki i „programy” znane z natury, której jedynym celem jest przetrwanie, rozmnażanie i zajmowanie kolejnych terenów, mają też odwzorowanie w wielu innych sferach życia. To świat, w którym mieszkamy, jest chory.

Jednak obecnie nasza cywilizacja doszła do pewnego schyłku. Przekroczyliśmy już dawno granicę, której nikt jeszcze nie przekroczył i której przekraczać nigdy nie należało. Zasoby Ziemi są na wyczerpaniu, ekosystemy nie wytrzymują rabunkowej eksploatacji, jest coraz więcej ludzi i coraz mniej miejsca. Nie mamy drugiej planety, którą można by podbijać, zaludniać, eksploatować i generować tam w nieskończoność wzrostu PKB – który jest chorym fetyszem kapitalistów. Orkiestra będzie grała w najlepsze do końca, jak na Titanicu, a ostatni zgasi światło życia na Ziemi.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

____________________________________________________________

Cytuję: „Fragmenty wstępu do pracy badawczej Bruce’a K. Alexandra, profesora emeritusa Wydziału Psychologii Uniwersytetu Simona Frasera, zatytułowanej: „Korzenie uzależnień w społeczeństwie wolnorynkowym.”

Streszczenie

Słowo „uzależnienie” zaczęło być stosowane w zawężonym zakresie wobec nadużywania narkotyków w XX wieku, chociaż w przeszłości odnosiło się także do innych nawyków poza-narkotykowych. Wystarczające dowody potwierdzają, że poważne uzależnienia poza-narkotykowe są równie niebezpieczne i oporne na leczenie jak narkomania, bez względu na to, czy dotyczą pożądania pieniędzy, władzy, pracy, jedzenia lub dóbr materialnych.

Nałóg we współczesnym świecie można rozumieć najlepiej jako kompulsywny styl życia przyjmowany przez osoby jako rozpaczliwy substytut, kiedy są one odcięte od niezliczonych bliskich więzi między ludźmi i grupami – począwszy od rodziny, a skończywszy na duchowej wspólnocie – które są niezbędne dla każdego człowieka w każdym typie społeczeństwa. Więzi te nazywane są (tutaj) „integracją psychospołeczną.”

Niniejsza praca dowodzi, że (wyjaśniona poniżej) dyslokacja jest koniecznym prekursorem nałogu i na podstawie konkretnych przykładów pokazuje, iż wolne rynki nieuchronnie wywołują powszechną dyslokację wśród biednych i bogatych. W miarę jak przyspiesza globalizacja, to samo dzieje się z procesem rozprzestrzeniania się dyslokacji i uzależnień.

Aby „wolne rynki” były „wolne,” wymiana pracy, ziemi, walut i towarów konsumpcyjnych nie może być skrępowana elementami integracji psychospołecznej, takimi jak lojalność wobec klanu, powinności wiejskiej wspólnoty, prawa gildii lub związków, dobroczynność, zobowiązania rodzinne, role społeczne lub wartości religijne. Tradycje kulturowe „wypaczają” swobodną grę praw popytu i podaży, dlatego muszą zostać zdławione. Przykładowo w gospodarkach wolnorynkowych ludzie mają przenosić się tam, gdzie można znaleźć zatrudnienie, jak również dostosować swoje życie zawodowe i kulturalne gusta do potrzeb rynku globalnego.

Ludzie nie mogący osiągnąć integracji psychospołecznej rozwijają „zastępcze” style życia. Są one powiązane z nieumiarkowanymi nawykami, które między innymi obejmują przyjmowanie narkotyków oraz relacje społeczne niewystarczająco bliskie, stabilne i akceptowalne kulturowo, aby zapewnić więcej niż minimalną integrację psychospołeczną. Ludzie nie będący w stanie znaleźć lepszego sposobu na osiągnięcie integracji psychospołecznej lgną do swojego zastępczego stylu życia z uporem, który prawidłowo nazwa się uzależnieniem.

Uzależnienie w świecie starożytnym było okazjonalnym utrapieniem, ale zamieniło się w stale wzbierające zagrożenie, kiedy społeczeństwa zachodnie obrały kierunek ekonomii wolnego rynku i rewolucji przemysłowej. Jako że zachodnie społeczeństwo opiera się obecnie na zasadach wolnego rynku, które powodują masową dyslokację – a dyslokacja jest prekursorem uzależnienia – uzależnienie od licznych, przeróżnych dążności nie jest patologicznym stanem nielicznej grupy, ale w większym lub mniejszym stopniu powszechną przypadłością zachodniego społeczeństwa. Zachodnie społeczeństwo wolnorynkowe zapewnia również model globalizacji, co oznacza, że masowe uzależnienie jest globalizowane pospołu z językiem angielskim, Internetem i Myszką Miki.

Próby leczenia lub zapobiegania uzależnieniom, które ignorują związek między wolnymi rynkami, dyslokacją i nałogami okazują się być niczym więcej, jak prowizorycznym opatrunkiem. Rozwiązanie problemu uzależnienia wymaga fundamentalnych zmian politycznych i gospodarczych. Początek przeobrażeń to realistyczna dyskusja o uzależnieniach, która uznaje, iż tworzy je masowo społeczeństwo wolnorynkowe, a samo społeczeństwo – podobnie jak jego uczestnicy – musi poddać się zmianie. Niezbędne jest odejście od poczynań, które osłabiają naszą zdolność dbania o siebie nawzajem i budowania trwałych, zdrowych społeczności.

Oczywiście analizowanie skutków ubocznych „wolnych rynków” i „nowej gospodarki” jest niewygodne w chwili, gdy prawie każdy naród świata zdaje się desperacko zabiegać o wstęp na wolnorynkową biesiadę, aby skosztować smakołyków i nacieszyć się euforią zaawansowanej technologii. Jednakże ignorowanie problemu ma własne skutki uboczne, które są wyraźnie widoczne wokół nas.

Wolne rynki, dyslokacja i uzależnienia

Wszystkie dzieci są silnie zmotywowane do utrzymywania bliskich więzi społecznych ze swoimi rodzicami i opiekunami. O ile dążenie to nie zostanie poważnie zakłócone, starsze dzieci i dorośli starają się później stworzyć i utrzymać inne bliskie relacje – na przykład z przyjaciółmi, szkolnymi koleżankami i kolegami, współpracownikami, a także z grupami o charakterze rekreacyjnym, etnicznym, religijnym lub narodowościowym. Eric Erikson przedstawił to jako trwającą całe życie batalię o osiągnięcie „integracji psychospołecznej”; stan, w którym ludzie rozkwitają równocześnie jako jednostki i członkowie swojej kultury.

Erickson wykazał, że integracja psychospołeczna jest niezbędna dla każdej osoby, w każdym społeczeństwie – czyni egzystencję znośną, a nawet radosną w jej kulminacyjnych momentach.

Niewystarczającą integrację psychospołeczną można nazwać „dyslokacją.” Dotkliwa, długotrwała dyslokacja jest trudna do zniesienia. Kiedy zostaje ludziom narzucona – np. w formie ostracyzmu, ekskomuniki, wygnania lub odosobnienia – jest tak męcząca, że od starożytności do chwili obecnej wykorzystuje się ją jako straszliwą karę. Dotkliwa, długotrwała dyslokacja regularnie prowadzi do samobójstwa.

Dyslokacja może mieć wielorakie przyczyny. Może być rezultatem klęski żywiołowej, która niszczy dom danej osoby, lub paraliżującego wypadku, który pozbawia osobę pełnego uczestnictwa w społeczeństwie. Może być narzucona przemocą, na przykład poprzez wysiedlenie mas ludności lub maltretowanie dziecka, które następnie stroni od jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. Może być narzucona bez przemocy, na przykład kiedy rodzic zaszczepia nierealistyczne poczucie wyższości, które sprawia, że dziecko staje się nieznośne dla innych. Może być wybrana dobrowolnie, przykładowo w upartym zabieganiu o bogactwo podczas „gorączki złota” lub łapaniu „nadarzającej się okazji.” Wreszcie dyslokacja może być powszechna, jeśli społeczeństwo systematycznie ogranicza integrację psychospołeczną u wszystkich swoich członków. Powszechna dyslokacja jest zjawiskiem endemicznym w społeczeństwie wolnorynkowym.

Mimo iż każda osoba w którymkolwiek społeczeństwie może stać się ofiarą dyslokacji, nowoczesne społeczeństwa zachodnie zapewniają ją wszystkim swoim członkom w większym lub mniejszym stopniu, ponieważ wszyscy muszą uczestniczyć w „wolnych rynkach,” które kontrolują siłę roboczą, ziemię, pieniądze i dobra konsumenckie. Wolny rynek wymaga, aby uczestnicy przyjęli role indywidualnych aktorów gospodarczych nieskrępowanych przez zobowiązania rodzinne i przyjacielskie, lojalność wobec klanu, powinności wspólnotowe, odruchy dobroczynności, wartości zgromadzenia wyznaniowego, grupy etnicznej lub narodu. W myśl podstawowej maksymy społeczeństwa wolnorynkowego – proklamowanej przez Adama Smitha – rynki regulowane przede wszystkim przez prawo popytu i podaży maksymalizują na dłuższą metę dobrobyt jednostki poprzez pomnażanie „bogactwa narodów.”

Dojmująca dyslokacja prowokuje desperacką reakcję, ogólną lub idiosynkratyczną. Ludzie dotknięci dyslokacją usiłują znaleźć lub przywrócić integrację psychospołeczną – próbują jakimś sposobem „wziąć się w garść.” Ludzie, którym niezmiennie nie udaje się osiągnąć prawdziwej integracji psychospołecznej ostatecznie konstruują styl życia będący jej substytutem. Zastępczy styl życia niesie ze sobą relacje społeczne, które są niedostatecznie bliskie, trwałe i akceptowalne kulturowo, aby zaoferować więcej niż minimalną integrację psychospołeczną. W najlepszym razie te zastępcze style życia mogą być twórcze, jak w przypadku ekscentrycznego artysty lub technologicznego speca, ale zazwyczaj są one banalne i niebezpieczne, jak w przypadku członka młodzieżowego gangu lub ulicznego narkomana.

Nawet najbardziej szkodliwe zastępcze style życia pełnią funkcję adaptacyjną. Na przykład żarliwe oddanie wobec brutalnego, młodzieżowego gangu – chociaż może być obrazą dla społeczeństwa i osobistych wartości członka bandy – znieść jest znacznie łatwiej niż całkowicie zatraconą tożsamość. Jałowe przyjemności ulicznego „ćpuna” – członkostwo w dewiacyjnej subkulturze, tymczasowe uśmierzenie bólu, nerwowy dreszcz drobnej przestępczości – podtrzymują egzystencję w większym stopniu niż nieubłagana bezcelowość dyslokacji. Właśnie dlatego ludzie pozbawieni alternatywy umożliwiającej uzyskanie integracji psychospołecznej tak kurczowo trzymają się uzależnień.

Oczywiście uzależnienia mogą wystąpić w każdym społeczeństwie, z plemiennym i socjalistycznym włącznie. Na przykład nałóg alkoholowy było szeroko rozpowszechniony w Związku Radzieckim, który nie posiadał gospodarki wolnorynkowej. Było tak najpewniej dlatego, że społeczeństwo sowieckie łączyła ze społeczeństwem wolnorynkowym gotowość zniszczenia integracji psychospołecznej na wielką skalę w interesie rozwoju gospodarczego i czystości ideologicznej, co ilustruje kolektywizacja rolnictwa.

Zawodowi badacze uzależnień poświęcili niewiele miejsca na analizę społeczeństwa wolnorynkowego i dyslokacji, ponieważ obszar ich dociekań został ogrodzony z czterech stron przez zawodowe konwencje. Po pierwsze, za naprawdę ważne uznaje się wyłącznie badania eksperymentalne i medyczne, gdyż inne podejścia jawią się jako zbyt filozoficzne, polityczne, literackie, anegdotyczne lub nienaukowe. Po drugie, uwagę szczodrze skupiono na uzależnieniu od alkoholu i narkotyków; pominięto fakt, iż inne nałogi są często nie mniej niebezpieczne i bardziej pospolite. Po trzecie, amerykańskie przykłady, dane i ideologia ukierunkowały tę dziedzinę w największym stopniu, chociaż potężne siły polityczne ograniczają tam debatę bardziej niż w innych krajach. Po czwarte, mimo iż kilku pojedynczych uczonych mówi o tym otwarcie, zawodowi badacze rzadko sprzeciwiają się uprawianej przez media nurtu głównego dezinformacji na temat narkotyków i uzależnień. W tych warunkach, skoro zawodowcy robią małe postępy, społeczeństwo postąpi właściwie odwołując się do zdrowego rozsądku i historii. […]

Przyczyna uzależnień znana od lat 70-tych

Bruce Alexander wyjaśnił, że starą teorię uzależnień wyłoniła seria eksperymentów przeprowadzonych wcześniej w XX wieku. Wykorzystano je w słynnej amerykańskiej reklamie antynarkotykowej z lat 80-tych. To był prosty eksperyment: w klatce z dwoma poidłami zamknięto szczura. W jednym była zwyczajna woda, zaś w drugim woda zmieszana z heroiną lub kokainą. Zwierzę prawie zawsze preferowało narkotykowy koktajl, co prawie zawsze kończyło się jego śmiercią. Wniosek był jednoznaczny: mamy do czynienia z uzależnieniem.

Ale w latach 70-tych profesor Alexander powiedział: „Hola, chwileczkę. Pozostawiamy szczura w pustej klatce. Nie ma innego zajęcia oprócz picia narkotykowego drinka. Wprowadźmy pewne zmiany.” Badacz zbudował więc „Szczurzy park.” Był to prawdziwy szczurzy raj: urozmaicone menu, liczne grono przyjaciół, mnóstwo interesujących zajęć, stymulujące środowisko. Zainstalowano oczywiście dwa poidła: z wodą normalną i ‚wzbogaconą’ narkotykiem. Zdarzyła się rzecz fascynująca: rezydenci „Szczurzego parku” sporadycznie zaspokajali swoje pragnienie narkotykowym napojem. Nie doszło do przedawkowania. Nie pojawiły się żadne oznaki uzależnienia lub kompulsji.

Okazało się, że teorie uzależnienia głoszone przez prawicę (masz moralny defekt, jesteś hedonistą, ostro imprezujesz, folgujesz sobie) i lewicę (twój mózg zostaje uprowadzony, przejęty) są błędne.

Sprawcą nie jest ani twoja moralność, ani twój mózg, tylko twoja klatka. Uzależnienie jest po prostu przystosowaniem do środowiska.

Stworzyliśmy społeczeństwo, w którym nieprzebrana rzesza współziomków konfrontuje się z bezbarwną teraźniejszością. Hiper-materialistyczne, hiper-indywidualistyczne społeczeństwo sprawia, że czujemy się jak szczury w pierwszej klatce. Jesteśmy odcięci od źródła. Ewolucja człowieka nie przygotowała nas do życia w charakterze idealnego obywatela hiper-konsumpcyjnego państwa.”

Tłumaczenie: exignorant
Źródło: https://exignorant.wordpress.com/2015/02/26/winna-jest-klatka/

Stadium globalnego upadku systemowego. Kryzysy są bolesne ale konieczne

Stadium globalnego upadku systemowego. Kryzysy są bolesne ale konieczne

kryzysMówi się, że żyjemy w dobie kryzysu. Kryzys jest tak permanentny, że trwa od prawie siedmiu lat, i wszyscy już się do niego przyzwyczaili. Słowo „kryzys”, jeśli chodzi o gospodarkę, jest słowem-wytrychem. Nie tylko taka sytuacja jest wygodna dla rządów i ich skrajnie neoliberalnych posunięć. Każdy pracodawca, płacąc pracownikom grosze, uzasadnia to kryzysem gospodarczym. Kryzys gospodarczy spadł kapitalistycznym wyzyskiwaczom z nieba, i umożliwił jeszcze szybszy transfer kapitału ku najbogatszym, niż w czasach gospodarczej prosperity.

W poniższym nagraniu jest mowa o kryzysach nieco innego rodzaju. Ja również o nich piszę. Chodzi o kryzys całej cywilizacji. Wszystkie systemy które sprawdzały się jeszcze na początku XXI wieku, wykazują obecnie skrajną niewydolność i w bólach zbliżają się do kolapsu. Tego typu „pęknięcie cywilizacji” jak i pomniejsze kryzysy dotyczące jednego z systemów – rabunkowej gospodarki kapitalistycznej – są wpisane w ich naturę.

Zawsze powtarzam, że wzorcem do wielu innych systemów, takim „systemem podstawowym”, jest okrutna macocha natura, tak uwielbiana przez wszelkich ezoteryków i new age’owców (zupełnie nie wiem dlaczego). Natura ma generalnie dwa priorytety:
1. jak najszersza replikacja DNA dokonana przez osobnika, grupę osobników, gatunek;
2. zdobycie jak największej ilości terytoriów i zasobów przez w/w.

Natury nie interesuje ani szczęście, ani moralność, ani nawet los powołanych do życia stworzeń na tym łez padole. Ba! Okrutna macocha natura zakłada, że nawet gdy 90% młodych osobników zginie, to i tak warto utrzymywać wysoką płodność i wysoką rozrodczość, bo przecież 10% przetrwa. Z lekcji biologii wiemy, że gdy dany gatunek rozrasta się za bardzo, to następuje kolaps danego ekosystemu. Zaczyna brakować pożywienia dla tego gatunku, a potem, w konsekwencji, gwałtownie kurczy się jego populacja.

Zobaczcie że bardzo podobnie do tego okrutnego, psychopatycznego „systemu podstawowego”, jakim jest macocha natura, zachowuje się neoliberalny kapitalizm. Kapitalizm ma te same dyrektywy co matka natura: jak najwięcej niewolników dla systemu (a więc rozrodczość), gromadzenie jak największej ilości dóbr, generowanie coraz wyższego wzrostu PKB i zajmowanie coraz to nowych terytoriów. Niestety, w kapitalizm też jest wpisany systemowy kolaps. Z tej prostej przyczyny, że nie da się w nieskończoność generować wzrostu PKB, nie da się ciągle produkować więcej i więcej. Nie tylko chodzi o kurczące się zasoby planety, ale też o fakt, że świat nie potrzebuje nieskończenie wielkiej liczby samochodów, mieszkań czy elektronicznych zabawek.

Dużo ważniejszym systemowym kryzysem, jest kryzys ducha, kryzys myślenia, kryzys morale. Moje pokolenie zaczyna powoli dostrzegać, że z tym światem jest coś nie tak, i to cholernie nie tak. Coraz więcej osób przestaje widzieć w służbie dla systemu swoją realizację. Przyjęło się, że człowiek ma spłodzić dzieci (nowi niewolnicy dla systemu), potem robić karierę, kupować, konsumować. No i dobrze by było, gdyby pił alkohol, palił, brał narkotyki i jadł śmieciowe jedzenie. Bo to nie tylko ogłupia i odcina od duchowego poznania, ale napędza gospodarkę i uniemożliwi mojemu pokoleniu dożycie wieku emerytalnego. Wiele osób w taki sposób nie chce się realizować, bo wychodzi na jaw (dzięki wolnemu internetowi) jaka jest cena tego. Znamienną opinię zamieścił ktoś na jednym z moich profili. Napisał, że kiedyś ludzie być może dojdą do wniosku, że tę planetę trzeba wysadzić w powietrze, i zakończyć to cierpienie.

Zapraszam na prelekcję pana Gregg’a Badena o systemowej i strukturalnej niewydolności:

Szokująca, gnostycka przepowiednia illuminatów na 2015 rok [VIDEO +18]

Szokująca, gnostycka przepowiednia illuminatów na 2015 rok [VIDEO +18]

przepowiednieChciałym przedstawić Wam niezwykłą wizję artystyczną na temat wydarzeń, które rozpoczęły się dzisiejszego dnia, 19 lutego 2015 roku. Film ma tytuł: „Ja, koza”. Rok kozy rozpoczął się 19 lutego 2015, potrwa bodaj do 6 lutego 2016. Poniższy film można interpretować aż na trzy sposoby. Pierwszy – najczęściej wybierany – to: „zabawny teledysk do fajnej muzyki”. Sposób drugi to symbolika związana z wydarzeniami obecnie dziejącymi się na świecie i tymi, które nastąpią. M.in. chodzi o upadek imperium zła, cywilizacji demiurga (wschód – Rosja i Chiny, na filmie zostało to pokazane w postaci człowieka z sierpem i młotem który topi się w płynnym gównie).

Na uwagę zasługuje też sterowany jak marionetka nauczyciel na początku filmu (symbol prania mózgu i niszczenia psychiki, dokonywanego przez szkołę, rodzinę, religię). Na tablicy szkolnej widać słowo: „evolution” (ewolucja – jeden z filarów współczesnego umysłowego i duchowego upośledzenia, kalectwa, pod nazwami ateizm i racjonalizm). Widać tam róznież mózg przepołowiony na dwie półkule przez piorun. Półkula lewa (męska) to logika, nauka, racjonalizm. Półkula prawa (żeńska) to emocje, czucie, duchowość. Chodzi w tym wszystkim o to, by połączyć siły obu tych potencjałów.

Mężczyzna powinien „doszukać się” swojej „wewnętrznej kobiety”, zaś kobieta powinna „doszukać się” swojego wewnętrznego mężczyzny. Podświadomość mężczyzny w 99% przypadków jest kobietą. Podświadomość kobiety w 99% przypadków jest mężczyzną. M.in. na tym polega ta zabawa w kotka i myszkę zwana oświeceniem i wychodzeniem z ziemskiego matrixa. Na harmonicznym połączeniu obu potencjałów. Jak i na rozświetleniu barbarzyńskich mroków ego i podświadomości, by zamiast nas kontrolować i ograniczać, pracowały dla nas, na naszą korzyść. O tym jest wiele materiałów na mojej stronie.

To, co przedstawiłem, to trzecia możliwa interpretacja tego filmu – czyli interpretacja gnostycka, widoczna dla niewielu wtajemniczonych. Ta trzecia interpretacja jest jednocześnie kluczem, jak wyjść z ziemskiego matrixa. Nie chcę Wam psuć dobrej zabawy, bo tych symboli jest o wiele więcej. Zapraszam do wymieniania ich w komentarzach i własnych interpretacji. Ostatni symbol jaki wymienie, dotyczy po części nas, czytających strony o takiej tematyce jak moja. Kolumna jadących, złowrogich czołgów. Próbuje je zatrzymać pacyfistyczna aktywistka, idealistka, z białą flagą. Kto odwodzi ją od tego planu?

Zapowiadany film – I, pet Goat:

Autor artykułu: Jarek Kefir

Chcesz wspomóc moje niezależne inicjatywy i sprawić, by tego typu wpisy pojawiały się z regularną częstotliwością? Aby to zrobić, kliknij tutaj (link).

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł – podaj go dalej i pomóż go wypromować! Pomóż innym zapoznać się z tą tematyką.