FRANCISZKAŃSKA 3: CZY PAPIEŻ WIEDZIAŁ!?

Czy papież Polak Jan Paweł II wiedział!?

Cały kraj został dosłownie zelektryzowany reportażem „Franciszkańska 3” autorstwa Gutkowskiego, który wyemitowała stacja TVN24. W sprzedaży jest także książka holenderskiego autora „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział.” Przytoczę tutaj argumenty lewej jak i prawej armady sceny politycznej.

➡️ Gdy Jan Paweł II był jeszcze w Polsce, miał tuszować przypadki pe*ofilii w kościele katolickim. Przenosił oskarżonych księży do innych parafii.

Czy Jan Paweł II wiedział o tuszowaniu przestępstw w kościele?

Miał zamiatać sprawę pod dywan. Niektórzy z tych księży byli nawet skazani wyrokami za te przestępstwa, lecz zostali przerzuceni niczym jakiś gorący kartofel do innych, często odległych diecezji.

W tamtych czasach tuszowano także przypadki tych przestępstw w szkołach czy w rodzinach. Wiedza o tym nie przechodziła do szerszego grona odbiorców. Ludzie zwyczajnie nie mieli świadomości na ten temat, i różne bestie grasowały nieraz zupełnie bezkarnie. Kościołowi więc nie był potrzebny rozgłos na ten temat.

Czytaj dalej „FRANCISZKAŃSKA 3: CZY PAPIEŻ WIEDZIAŁ!?”

Byłem chrześcijaninem. Upadek Sacrum i cywilizacja po traumie średniowiecza

upadek-chrzescijanstwaZapraszam na szokujący w swej wymowie artykuł autorstwa pana Jana Kurowickiego ze strony strajk.eu. Opisuje on w telegraficznym skrócie koncepcję filozofa Ortegi y Gasseta.

Jego przesłaniem jest to, że po średniowieczu NIKT, absolutnie nikt już nie jest chrześcijaninem. Nawet zadeklarowani, konserwatywni katolicy. Może się to wydawać szokujące ale właśnie tak właśnie jest.

W średniowieczu chrześcijaństwo było potężnym systemem religijnym, ideologicznym, naukowym, militarnym, społecznym, państwowym – i każdym innym. Chrześcijaństwo zapełniało i wypełniało dosłownie każdy element człowieczego żywota.

Nie było nawet najmniejszej niszy nie zagospodarowanej przez chrześcijaństwo. Po średniowieczu to wszystko zaczęło się rozpadać. Chrześcijaństwo oddawało coraz to nowe pola innym iluzjom i innym systemowym szaleństwom. A mianowicie rozszalałym ideologiom które doprowadziły nieomal do zagłady życia na Ziemi (wydarzenia 1914 – 1956). Także nauce pełnej szaleństw, sztywnych dogmatów, korupcji, lobbingu, fałszerstw i wypaczeń. Zawirusowanej newtonowsko-kartezjańską ideologią materializmu.

Duża część sfer życiowych zajmowanych przez chrześcijaństwo, została oddana państwu i jego aparatowi opresji i władzy. Obecnie chrześcijaństwo zamknięte jest w wąskiej enklawie, bastionie czy rezerwacie, który dodatkowo ulega powolnej implozji i kurczy się jeszcze bardziej. Dlatego więc do chrześcijaństwa dodano elementy, których tam wcześniej nigdy nie było – by trochę opóźnić implozję (agonię) tego systemu.

Co dodano do chrześcijaństwa? Dodano, a właściwie ukradziono wartości ogólnoludzkie, uniwersalne i ponadczasowe i obleczono je w szaty chrześcijaństwa. Jeszcze raz przypominam jedną bardzo ważną kwestię. Jeszcze w dość ciemnym i barbarzyńskim wieku XIX, tych wartości i sentymentalizmów tam po prostu nie było. Zalicza się do nich np kojarzenie chrześcijaństwa z wrażliwością, w tym na los bliźniego, z ogólnie rozumianym „dobrem„, empatią itp. Ile razy słyszy się, że: „to taki dobry człowiek, co niedzielę chodzi do kościoła„.

Ale mało tego.. Do chrześcijaństwa podczepiono w bardzo subtelny sposób inne wartości uniwersalne i ponadczasowe – a mianowicie, ezoteryczne i gnostyckie. Wystarczy przypomnieć sobie słowa Jana Pawła II:
-„Więc w mroku jest tyle światła, ile życia w otwartej róży; ile Boga zstępującego na brzegi duszy
-„Wczoraj do Ciebie nie należy, jutro niepewne.. Tylko dziś jest Twoje

Ten drugi cytat został wypowiedziany właśnie przez Jana Pawła II i jest niemal żywcem przejęty z doktryn ezoterycznych / gnostyckich. Niemal każdy mistrz duchowy, w tym popularni mistrzowie new age, akcentuje radość dnia dzisiejszego i chwili obecnej, jak i iluzoryczność dnia wczorajszego i jutrzejszego.

To, co proponuje Ortega jak i podsumowujący jego prace Jan Kurowicki, jest dla mnie kolejnym, nowym spojrzeniem na prastary problem. Kolejną cegiełką nieskończonego hologramu wiedzy, kolejną warstwą która jak dotąd była dla mnie ukryta. Polecam.

Wstęp: Jarek Kefir

Proszę o rozpowszechnienie tego materiału!

__________________________________________________________

Czas hucznej dyskoteki ŚDM oddalił się już w medialną niepamięć. Nie bez powodu. Cudów nie było. Terroryści też się nie pofatygowali. Pojawił się za to dla urozmaicenia rozrywki Franciszek papież. Królował wszędzie plastyczny kicz i – na przemian z pląsami oraz nabożeństwami – homilijna grafomania. Nikt tam wszakże nie został zapłodniony choćby jedną świeżą myślą. Bo jeśli nawet były one, to się zmyły. Nie tylko od święconej wody. Głównie od potu i religijno-moralizatorskich komunałów.

Ale za to – zapewne – wiele młodych owieczek opuściło Kraków z kacem. A niektóre nawet z „życiem poczętym”. I tlą się w nich nie tylko dyskotekowe rytmy i okrzyki. To bowiem normalne na takiej imprezie, kiedy to w dźwiękach popularnych i folklorystycznych melodii hulają ciała i dusze, a piekło jest obecne tylko (i to na niby) pod czerwonymi beretami episkopatu.

Ponadto: służby komunalne uprzątnęły śmieci, kościelni księgowi policzyli dochody za zorganizowanie tej imprezy, aparat państwa – straty. Wszystko więc w porządku. Czegóż można było więcej oczekiwać? Choć – jak sądzę – należy pytać o powody, dlaczego w duchowym sensie zdarzyło aż tak mało? Ale to już wykracza daleko poza samą tę imprezę. Wiedzie ku rzeczom i sprawom poważniejszym, które na ogół nawet się nie śnią ani religijnym trzodom na bożych pastwiskach, ani ich pastuchom.

Tylko Kościół nasz (nie) święty uważa, że miało miejsce wielkie i udane wydarzenie sakralne. Jednak (nie od dziś) nie bardzo wie, co mówi. A jeszcze mniej rozumie.

ŚWIAT PO ŚREDNIOWIECZU

Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: co współcześnie i na jakich warunkach (nie tylko u nas) oferuje Kościół i religia? I czy to one mają monopol na sakralne formy i treści, które nie od dziś funkcjonują w przestrzeni społecznej? Wprawdzie niejednokrotnie mówi się, że po średniowieczu życie społeczne, gospodarcze i polityczne wyszło z horyzontu teokratycznego, jednakże duchowe, mimo dokonujących się przekształceń, tkwi w nim nadal.

Znajduje to wyraz np. w często głoszonym poglądzie, że chrześcijaństwo wciąż określa naszą kulturę, nasz indywidualny stosunek do świata i człowieka do samego siebie. Służy to często za argument dla uznawania szczególnej funkcji Kościoła w życiu zbiorowym i jego obecności w przestrzeni publicznej.

Jest to jednak nadmierne rzeczy uproszczenie. Otóż ów horyzont teokratyczny był możliwy dawno temu: w średniowieczu. Po nim już nie. Kościół bowiem realizował wtedy funkcje, jakie dzisiaj należą do wielu różnych i odrębnych ideologicznych aparatów państwowych W szczególności: do aparatów szkolnych, kulturalnych i politycznych. Wyodrębniły się zaś one i usamodzielniły w trakcie kształtowania się kapitalistycznej gospodarki i wzrastającej dominacji mieszczaństwa. A towarzyszyły temu złożone procesy duchowe.

Warto więc może w tym kontekście przypomnieć ważne konstatacje J. Ortegi y Gasseta z „Wokół Galileusza” – zbioru esejów napisanych przez niego jeszcze w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Spolszczonych zaś w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku. Pozwalają bowiem pojąć rzeczywisty sens i pozycję religii i Kościoła po średniowieczu, zwłaszcza współcześnie.

Oto w ostatnim z nich powiada ten hiszpański filozof i socjolog, że na pytanie: czy jesteś chrześcijaninem? – należy odpowiedzieć: JESTEM nim w tym znaczeniu, że nim BYŁEM. I każdy z mych współczesnych, powiada on, niezależnie od tego, czy się deklaruje jako wierzący, czy ateista, też jest nim właściwie tylko w tym sensie, że był.

O CO TU CHODZI?

Rzecz, według tego myśliciela jawi się (w swobodnym omówieniu) mniej więcej tak: oto rzeczywiste chrześcijaństwo rozkwita w całej pełni (ale i się kończy) w średniowieczu. Wtedy to świat, życie społeczne i człowiek tkwili w zaczarowaniu religijnym sacrum. I zarazem – mówiąc językiem L. Althussera – Kościół skupiał w sobie funkcje innych aparatów ideologicznych, jako części własnego, określając charakter całej świadomości społecznej.

Dzięki temu zdawało się, że w boży ład wpisane są rzeczy, sprawy, zawody, funkcje, hierarchie niebieskie i ziemskie. Ogarniał on i określał wszystko, a całość bytu przenikało mistyczne, boskie światło. Było też wiadomo, że początek gatunku ludzkiego zaczął się w rajskich pieleszach. Po grzechu pierwszych rodziców zaś znalazł się on za karę na tym łez padole. Wiedziano również, jak m.in. pouczali scholastycy, że nad sferą podksiężycową, czyli nad ziemią, wznosi się kryształowa kopuła, w którą wpisane są gwiazdy. I poruszały się one po niej, bo popychali je aniołowie, itp., itd.

Być więc chrześcijaninem – wedle Ortegi y Gasseta – to właśnie ISTNIEĆ W TAKIM ŚWIECIE i żyć nim oraz jego treściami, jako przenikniętym boskością.

Filozof ten dość długo wylicza związane z tym światem myśli i wyobrażenia. Po czym zauważa, że od czasów nowożytnych po współczesne ten świat zanika. A z nim – prawdziwe chrześcijaństwo. Ginie wszak niezmienny boży ład i przenikające byt światło Boga. Pojawia się historia, jako odbicie zmian i przeobrażeń natury i społeczeństwa. Znika sfera podksiężycowa i wznosząca się nad nią kryształowa kopuła. Otaczające nas natomiast ziemskie zjawiska wyjaśnia m.in. fizyka Galileusza. Kosmos – astronomia Kopernika i Keplera. Biblijny zaś obraz naszego poczęcia przez Boga ustępuje darwinowskiej koncepcji ewolucji, itp. itd.

Niezależnie natomiast od deklarowanej czy przeżywanej faktycznie wiary lub religijnej obojętności, takie myślenie i przedstawianie sobie świata staje się dominujące. A wraz z procesami owego zanikania i znikania wyłaniają się, konkurują i górują nad Kościołem nowe aparaty ideologiczne państwa.

W tym właśnie sensie NIKT po średniowieczu nie był już (i nie jest) chrześcijaninem.

RESZTKI PO SACRUM

Równocześnie każdy jest nim, bo ma właśnie chrześcijaństwo za sobą. Co to znaczy? Autor „Wokół Galileusza” odpowiada: człowiek jest nim, bo korzysta z tego, co po nim zostało. Odwołuje się wszak nieustannie do jego pojęć, wyobrażeń, a nawet do wielu jego form działania i rytuałów, aby zakorzenić się w jakiejś społecznej wspólnocie, określić wartości swego człowieczeństwa i tożsamość indywidualną.

Te bowiem działania, formy i rytuały pozostają nadal żywymi dobrami kulturowymi, bo zawierają coś więcej, niż to, co nadawało im średniowiecze: społeczne sposoby odniesień ludzi bezpośrednio do siebie i do społecznych instytucji. Były więc i pozostały – inaczej mówiąc – społecznymi i kulturowymi skrzepami tych sposobów, które mogą się (a raczej – muszą) aktualizować nawet wtedy, gdy rozsypały się ich pierwotne konteksty.

Dlatego Ortega powołuje się na przykład pewnego socjalisty, który o sobie mówi, że jego „powołaniem” jest „poświęcanie się” sprawom klas ludzi pracy, a zwłaszcza biednych i opuszczonych. To bowiem „powołanie” czy „poświęcenie” pochodzi ewidentnie z sakralnego zaplecza. Opowiada też o wzrastającej od XV w. afirmacji tego ziemskiego świata, który przestał być padołem łez i zmienił w kosmos człowieczeństwa, ale ŚRODKI WYRAZU tej afirmacji ludzie znajdują wciąż w minionym blasku, formach i normach chrześcijaństwa.

Pisze wreszcie, że dla określenia siebie i swej niszy prywatności, także sięga człowiek do tego, co ma za sobą, aby jednak podążać własną drogą, i by odgrodzić się od prozy codzienności, itd.

Jak czytamy, dawny święty, gdy podążał ku rzeczom, wychodził od boskiego punktu widzenia i wraz z nim do Boga powracał. „Ową podróżą tam i z powrotem do Boga – powiada Ortega – zakreśla przeto koło. Ta kolista droga życia świętego jedynie styczna jest z rzeczami: dotyka ich w jakimś punkcie, lecz nie łączy sie z nimi, nie zatraca się w nich. My zaś, nawet jeżeli nadal żyjemy od Boga, zwróceni jesteśmy twarzą do tego świata i nie podejmujemy podróży powrotnej. Przychodzimy od Boga, lecz pozostaje On poza naszymi plecami niczym zwyczajowe tło pejzażu: tym bardziej, że uwagę naszą przykuwa to, co ziemskie”.

Krótko rzecz ujmując: po odczarowaniu świata pozostała ogromna, kulturowa masa spadkowa, która wciąż dostarcza ważnych środków do identyfikacji i spajania człowieka z innymi; do budowania zgody na samego siebie oraz własnej tożsamości i otaczającego nas kokonu niszy prywatności. A przede wszystkim – stanowi ona zbiór narzędzi i materiałów dla powstających od nowożytności, suwerennych wobec Kościoła, wielu autonomicznych ideologicznych aparatów państwa.

RELIGIA JAKO (ZALEDWIE) IDEOLOGIA

Wraz zaś z upadkiem teokratycznego porządku średniowiecza, Kościół (czy raczej – Kościoły) nie ma już monopolu ani na zarządzanie tą masą, ani na formy korzystania z niej. Jest tylko jednym z wielu jej użytkowników. I za pośrednictwem swych licznych funkcjonariuszy uświęca i naturalizuje codzienne podporządkowanie ludzi panującym stosunkom społecznym. Zwłaszcza – reprodukcji kapitalistycznych stosunków produkcji. Zachował wprawdzie swe formy instytucjonalne, rytuały, obrzędy i stroje, lecz świętość, na którą zdawał się mieć monopol, złuszczyła się z niego jak stara skóra z jaszczurki.

Ona zaś sama została pokawałkowana. Nie jawi się więc już jako harmonijna całość, lecz rozrzucona się zdaje w różnych obszarach kultury i społecznego bytu. Poniekąd bez ładu i składu. Jakby była tylko zbiorem resztek i szczątków, z których człowiek (i Kościół oraz inne aparaty ideologiczne państwa) buduje swe znaczące dla siebie całostki.

Tak więc od czasów nowożytnych np. elementy treści ewangelicznych trwają w obrębie potocznych metafor poznawczych i aksjologicznych. Gdy dla przykładu mówimy, że ktoś nosi krzyż pański, posługujemy się właśnie taką metaforą. Zarazem poznawczą, jak i aksjologiczną. Bo poprzez z męką Chrystusa związane treści ewangeliczne wyjaśniamy (i wysoko moralnie oceniamy) trudy i męki czyjejś ziemskiej egzystencji.

Treści te są dane również (choć nie wyłącznie!) w sferze tzw. „martwych” metafor językowych, choćby w okrzykach („Jezus-Maryja!”), czy w wołaniach proszących i zaklinających (np. „na rany Chrystusa!”). Rzecz przy tym nie dotyczy tylko języka. Fragmenty i szczątki fabuł ewangelicznych weszły do narodowej wyobraźni i obyczajowości, współtworząc i utrwalając pewien ideologiczny wyraz nacjonalizmu (np. „Polska – Chrystusem narodów”).

Tworzą one zresztą także treści obrzędów „patriotycznych”, nawiązujących do tych fragmentów i szczątków, chociaż bardzo często mają one tylko wartość folklorystyczną i widowiskową. Ważne są jednak, jako samopotwierdzenie się politycznej i „wspólnoty narodowej”, wciąż usilnie współorganizowanej i zawłaszczanej przez Kościół wspólnie z prawicą.

Nic więc dziwnego, że np. proboszcz gdańskiej św. Brygidy wystawił w 1989 r. obraz Matki Boskiej w koszulce z napisem „Solidarność”, trzymającej dzieciątko w jednej ręce, a drugą układając w znak zwycięstwa „V”. Tym bowiem sposobem sakralizował (i mistyfikował) sprzeciw wobec mijającego ustroju politycznego i nadzieję na nową Polskę, ale skolonizowaną przez Kościół. Przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Ponadto: jednoznacznie brzmiące, jak sentencje moralne, wypowiedzi Chrystusa, są wygodną ozdobą esejów i kazań. Nie mówię już o bogatej – dawnej i współczesnej – ikonografii. W niej – Syn Człowieczy i jego dzieje stanowiły (i stanowią) obrazkowy elementarz. Ukazuje on człowieczą małość wobec stwórcy i drogi nauczycielsko-życiowej jego syna, który, panem pozostając, zrównał wszystkich w swym odkupicielskim pochodzie przez świat.

I wszystko to utrwaliło się na setki tysięcy sposobów, zeskorupiało w wielkiej literaturze i sztuce, nabożeństwach, filmach itd. Teraz zaś trwa w świąteczno-jarmarcznej, odpustowej mierzwie.

I to jest odpowiedź na postawione tu wyżej pytania. Kościół oto i religia oferuje ludziom coś, co kulturowo już mamy za sobą. Ale selektywnie. Wybiera z niego tylko takie fragmenty i szczątki wierzeń, rytuałów i obrzędów, jakie dzisiaj stały się swoistymi, ideologicznymi formami określonych praktyk politycznych, więzi wspólnotowych, czy sposobów uzyskiwania ładu w obrębie jednostkowych nisz prywatności. Reszta zaległa na rozległym zapleczu kulturowym.

CO DALEJ?

To wszystko określiło (i określa) praktyki religijne Kościoła. Także w Polsce. A Światowe Dni Młodzieży stanowią zaledwie jeden z ich wytworów i sposobów przejawiania się. Z całym dobrodziejstwem inwentarza: jako określony zlepek wyobrażeń i rytuałów, uosabiających szczątki dawnego sacrum, wymieszane z zabawowymi formami współczesnej kultury popularnej. Msze i modły, homilie przy kiczowatych ołtarzach, jak i pieśni religijne przy nich zlewały się więc w jedno z rozrywkowymi formami piosenkarskimi czy z folklorystycznymi i rewiowymi.

Była to bowiem typowa impreza dla ludzi, którzy – mówiąc językiem Ortegi y Gasseta – chrześcijaństwo już mają za sobą, ale usiłują się w nie wcielić poprzez prozaiczną dyskotekę. Choć może wielu z nich (a pewnie i większość) uważa się za lepszych i duchowo bogatszych od deklarujących niedowiarstwo czy ateizm. Faktycznie jednak obnażali swe ubóstwo, bo w swej masie przejawiają jeno historyczno-socjologiczny analfabetyzm. Brak im bowiem intelektualnych środków do zrozumienia społecznego charakteru i istoty kulturowych praktyk, w jakich uczestniczą.

Kościół wszakże, choćby nie wiem jak się starał, nie jest w stanie zaoferować wiele więcej. Bo nie ma. Jak już wyżej pisałem: świętość, na którą zdawał się mieć monopol, złuszczyła się z niego jak stara, pokawałkowana skóra z jaszczurki, która rozrzucona się zdaje w różnych obszarach kultury i społecznego bytu. On tylko zlepia jej kawałki, stara się stworzyć właściwą dla swego charakteru całość, uwspółcześnić i dostosować do prymitywnie pojmowanej mentalności młodzieży.

Ale coś takiego, jak ŚDM to tylko jedna z organizowanych przezeń imprez. Głośna, widowiskowa, lecz nie najważniejsza dla podejmowanych przezeń prób odrodzenia jego dawniej społecznej wszechobecności. I sam zresztą zdaje sobie dobrze z tego sprawę. Chodzi mu bowiem o coś więcej: o zdobycie monopolu i wchłonięcie (a przynajmniej o podporządkowanie sobie) państwowych aparatów ideologicznych, które oderwały się odeń po średniowieczu. Zwłaszcza: szkolnych, kulturalnych i politycznych.

Czy mu to się uda? W skali globalnej – nie. Jednakże w lokalnej, narodowej odnosi często spektakularne sukcesy. Zwłaszcza tam, gdzie uprzemysłowienie i kapitalistyczna nowoczesność przyszły stosunkowo niedawno i wciąż panują obyczajowość i kultura tradycjonalna o rodowodzie postfeudalnym i wiejskim. Jak choćby u nas. Gdzie demokracja jest (i musi być) abstrakcją, bo wciąż brak politycznych i instytucjonalnych warunków dla jej funkcjonowania. A sprzymierzony z prawicą Kościół stał się wylęgarnią i filarem autorytarnego nacjonalizmu.

Autorstwo: Jan Kurowicki
Źródło: Strajk.eu

Tajemnice biblii: czego Jezus nie powiedział?

Tajemnice biblii: czego Jezus nie powiedział?

tajemnice bibliiZapraszam na film video o biblii i jej edytorach. Wiadome jest to, że biblię edytowano niezliczoną ilość razy. Po czym możemy to stwierdzić? Między innymi po tym, że występuje w niej całe mnóstwo sprzeczności. I to nie tylko w kwestiach drobnych dotyczących życia i osoby Jezusa Chrystusa.

Ale także w sprawach zasadniczych, bardzo ogólnych. Aż dziwne jest to, że kościół katolicki jakoś te sprzeczności godzi ze sobą. Dziwne jest to, że nie zauważają tego sami wierni. Ale przecież oni w zdecydowanej większości nigdy nie przeczytali biblii. Ba, zaryzykuję nawet tezę, że chodzą do kościoła co niedzielę dla świętego spokoju, bo wszyscy tak robią, a tak naprawdę są przesiąknięci duchem ateizmu.

Nie sposób też nie poruszyć tematyki ewangelii i apokryfów. W oficjalnie zaakceptowanym przez kościół nowym testamencie, są tylko cztery ewangelie. Natomiast ewangelii i apokryfów było znacznie więcej. Taka ewangelia Henocha zawiera ponoć niezwykłe jak na tamte czasy opisy. Nic dziwnego, że kościół nie dopuścił jej do kanonu biblijnego.

Jezus krytykował faryzeuszy. Kim są faryzeusze? To elity, kapłani uczeni w pismach tajemnych. Znają oni potężną wiedzę, ale nie udostępniają jej publicznie. Dziś faryzeuszami są masoni, illuminaci i góra hierarchii katolickiej. Przecież katolicyzm bazuje na starożytnej wiedzy okultystycznej – wszystkie sakramenty katolickie są okultystycznymi rytuałami, które mają blokować duchowy potencjał. Również budowa kościołów opiera się o tzw. świętą geometrię tak, by jak kraść od wiernych jak najwięcej energii.

Zapraszam do obejrzenia filmu: „Religia – czego Jezus nie powiedział?”:

Czytaj dalej „Tajemnice biblii: czego Jezus nie powiedział?”

BIBLIA JAKIEJ NIE ZNASZ: CZY NA PEWNO JESTEŚ NA TO GOTOWY?!

Zapraszam Cię do zapoznania się z tym, co tak naprawdę zawiera biblia, szczególnie stary testament. W biblii jest mnóstwo cytatów, które są absolutnie nie do przyjęcia przez cywilizowanych i uwrażliwionych Polaków XXI wieku. Jest tam mnóstwo okrucieństwa, zbrodni ludobójstwa, których dokonywał jahwe na niewinnych i bezbronnych ludziach.

Co zrozumiałe, te cytaty są skrzętnie pomijane na wszelkich katechezach i mszach. Zadziwiająca jest ta wybiórczość. Ktoś kiedyś policzył, że biblijny jahwe zgładził kilkanaście milionów ludzi. Biorąc pod uwagę ilość zaludnienia dziś i w starożytności, to jest to wynik lepszy niż Hitlera, Stalina i Mao razem wziętych, bo w 1940 ludzi było o wiele więcej niż te 3000 lat temu.

Nie wiem kim jest osoba czy byt zwany jahwe. Możliwe, że jest to „zarządca” tej planety, który zajmuje się szkoleniem krnąbrnych i nie chcących się zdyscyplinować dusz. Jahwe ma prowadzić dla nas „program szkoleniowy” na zlecenie Wielkiego Architekta wszechświata (czyli prawdziwego Boga). Tak mówi wiedza gnostycka. Jahwe w mistycznych odłamach chrześcijaństwa utożsamiany jest z szatanem, w islamie – z allahem, w Babilonii był nazywany mardukiem. Masoneria nazywa biblijnego jahwe imieniem adonai.

religie (6)

Według nauk gnostyckich, przeciwieństwem jahwe jest istota, która najpierw upadła jako Lucyfer. Zaś ta sama istota później inkarnowała się w ziemskie ciało jako Jezus, by odrobić lekcje i błędy z poprzedniego wcielenia.

Symbolem Lucyfera jest „kobieca” planeta Wenus. W Nowym Testamencie w jednym miejscu Jezus został nazwany „gwiazdą poranka”. A gwiazda poranka to inna nazwa Wenus. Oba wcielenia tej istoty miały nieść światłość dla ludzkości. Oba skończyły się tragicznie. Jednak to drugie wcielenie było odrobieniem duchowej lekcji i zakończyło się wniebowstąpieniem.

Inna wersja mówi, że jahwe jest obcym najeźdźcą z przestrzeni kosmicznej. Ma on żywić się energią zła i cierpienia. Daleki jestem od tego typu myślenia, które nazywam „złowrogizmem”. Złowrogizm, bo niby jakiś złowrogi demiurg, złowrodzy illuminaci, kosmici, reptilianie, demony, byty, mają czerpać od nas energię. Tę wersję złowrogizmu ochoczo adaptuje ezoteryka, a ludzie zafascynowani tym nurtem szaleją na tym punkcie, wszędzie widzą zło, demony, ataki energetyczne, wampiryzm itp.

biblia tajemnice

Póki co, nikt tych „złowrogich onych”, czyli jahve, demiurga, reptilian, archontów, illuminatów, nawet na oczy nie widział. Ale dla psychiki ludzkiej wygodnie jest zwalać winą na „złowrogich onych” zwłaszcza, jeśli na istnienie tych onych nie ma dowodów. Przecież to „jacyś oni” są winni, a nie fakt, że osoba wierząca w „złowrogizm” ma nieuporządkowaną psychikę i wiele cieni w podświadomości. Ja to już mam za sobą.

Wg idei „złowrogizmu”, cały ziemski system, od „programów” natury, po polityke, ekonomie itp, jest tak stworzony, by ludzie na Ziemi jak najwięcej cierpieli. Tu dosłownie wszystko stoi na głowie, wszystko jest nie tak jak trzeba.

Ziemia to modelowy przykład źle urządzonej planety. A może odwrotnie: perfekcyjnie urządzonej? Perfekcyjnie urządzonej planety czyśćca czy też piekła? Takie planety drugiej szansy, i jednocześnie planety które są szansą rozwoju dla niedojrzałych jeszcze dusz, też mają swój sens we wszechświecie. Universum ciągle ewoluuje, i to dążenie do ewolucyjnej doskonałości jest prawdziwym celem naszej egzystencji.

Wstęp: Jarek Kefir

Biblia jakiej nie znasz – cytaty, kontrowersje, szokujące fakty:

Moja strona jest niezależna od wszelkich stron sporu politycznego. Utrzymuję ją z reklam i dobrowolnych darowizn Czytelników. Nie ma u mnie przymusowych abonamentów i opłat za treści. Dzięki temu mogę zachować niezależność i dostarczać Ci wartościowych i prawdziwych informacji, które są cenzurowane i trudno dostępne. Wspomóż moją pracę na rzecz poszerzania świadomości, a w zamian za to dotychczasowa ilość nowych wpisów będzie zachowana. Link z informacją, jak to zrobić tutaj: https://jarek-kefir.org/wsparcie/

  

Sakramenty kościelne to okultystyczne pieczęcie, kajdany i kneble nakładane na owieczki

Sakramenty kościelne to okultystyczne pieczęcie, kajdany i kneble nakładane na owieczki

rytuały katolickie prawdaNagranie video odnośnie okultystycznego (czarno-magicznego) podłoża sakramentów katolickich. Te sakramenty nie są tylko „tradycją” z którą mamy do czynienia kilka razy w życiu. Te sakramenty są przeprowadzane podług starożytnej, gnostyckiej wiedzy.

Kościół katolicki jak najbardziej tę wiedzę wykorzystuje, przykład to takie organizacje jak Opus Dei czy jezuici. Także jego sakramenty mają konkretną, ale destrukcyjną moc. Są to kneble i blokady nakładane na nasze ośrodki energetyczne.

Według niektórych teorii, Cesarstwo Rzymskie wcale nie upadło, tylko zmieniło swoją formę. Najpierw instytucję cesarza zmieniono na instytucję papieża i dano większą autonomię prowincjom imperium. Od tej pory – królestwom i księstwom. Potem, przez wieki, organizacja ta przechodziła rozliczne zmiany, jednak ma ona po dziś dzień rządzić światem w imieniu demiurga – czyli bytu duchowego który okupuje tę planetę.

Demiurg w judaizmie zwany jest imieniem jahwe, w chrześcijaństwie – bóg ojciec i pan bóg, w islamie – allah. W starożytnej Babilonii był nazywany mardukiem, zaś gnostycy chrześcijańscy utożsamiali go z szatanem. Kabaliści i masoni nazywają go adonai. Jest to władca tej planety (i tylko tej planety) – zazdrosny, kapryśny, zły, okrutny. Zajmuje się on „wychowywaniem” poprzez cierpienie słabo rozwiniętych dusz, lub dusz które tutaj „kiblują” wyrok, bo w poprzednich życiach na innych planetach nagrzeszyli.

O sakramentach katolickich umieściłem rozległy artykuł, który możecie przeczytać w linku poniżej – polecam:
Kościół katolicki to okultystyczny złodziej dusz!

A teraz zapraszam do obejrzenia nagrania video o sakramentach katolickich:

Czytaj dalej „Sakramenty kościelne to okultystyczne pieczęcie, kajdany i kneble nakładane na owieczki”

Czy ludzkość rozjaśni wszechobecną ciemność? Stawmy czoła przeciwnościom!

Czy ludzkość rozjaśni wszechobecną ciemność? Stawmy czoła przeciwnościom i pokonajmy system!

ezoteryka i gnozaPoniżej wklejam bardzo ciekawy artykuł dotyczący pogranicza psychologii, filozofii i oczywiście, ezoteryki / gnozy. Artykuł próbuje tłumaczyć kwestię coraz większej ilości zachorowań na depresję – i to taką, która odbiera wszelkie siły i nadzieję.

Jak już wspominałem, dualizmy jak najbardziej istnieją, tylko mają jakby trzy poziomy. Naprawdę zaawansowani okultyści, tacy potrafiący zdziałać „cuda”, śmieją się w kułak z twierdzeń początkujących (głównie tych zafascynowanych „cukierkowym” new age), że dobro i zło nie istnieje, że dualizmy nie istnieją. A one jak najbardziej istnieją! Tylko mają kilka poziomów. Opiszę, jak ja rozumiem te poziomy.

Poziom pierwszy dualizmów to oczywiście znany z kulturowej dulszczyzny, sztywny podział na „dobro” (najczęściej utożsamiany je z kaprysami naszego ego) i „zło” (często „złem” nazywamy to, czego nie rozumiemy, czego się boimy, ludzi o innych poglądach itp). Ten poziom (postrzegania) dualizmów jest bardzo często związany z destrukcyjnymi religiami, głównie monoteistycznymi. Według tych religii, to, co nazywane jest „złem” powinno zostać bezwzględnie pokonane, zakazane, a przynajmniej – ukryte.

Czytaj dalej „Czy ludzkość rozjaśni wszechobecną ciemność? Stawmy czoła przeciwnościom!”